czwartek, 11 października 2012

3 - "Nagle naszła mnie silna ochota, aby wejść do pokoju i wypierdolić dwójkę gołąbków z domu."


Najśmieszniejszy był fakt, że pojutrze miałam mieć studniówkę, a nie znalazłam jeszcze partnera. Chciałam wykorzystać Jareda jako partnera, skoro już musi u mnie w domu mieszkać, ale nieprędko się teraz rozdzielą z Kingą, więc nie ma co liczyć na Jareda. Wtem olśniło mnie. Wyskoczyłam z basenu, wzięłam zielony ręcznik, owinęłam się nim i szybko poleciałam do pokoju. Tam weszłam na TT i odszukałam w wiadomościach z Jaredem numeru do Shannona. Tak, miałam zamiar zaprosić starszego Leto do domu, aby zatańczyć z nim poloneza. Wystukałam numer na klawiaturze i czekałam, jak odbierze.
-Haalo? – odezwał się po 5 sygnale.
-Cześć Shannon! Z tej strony Polka, która gości aktualnie Twojego brata – w duchu modliłam się, że Jared poinformował starszego brata, gdzie aktualnie przebywa. – Kojarzysz już?
-O, cześć, Maju! Miło Cię słyszeć!
Nie powiem, byłam zaskoczona, że znał już moje imię. Czyli Leto mieli dobry kontakt, co bardzo mnie ucieszyło. Może znajdę wspólny język ze starszym bratem?
-Jest sprawa. Przylecisz do mnie jutro? – zapytałam się najsłodziej, jak umiałam.
-Jasne, nie ma sprawy! Nie czekaj na mnie na lotnisku, dojadę do Ciebie. Do jutra! – no, nie podejrzewałam, że Shannon ma to samo co ja, czyli natychmiastowe kończenie rozmowy. Tak, to było irytujące.
Odłożyłam telefon na biurko i rzuciłam się na łóżko. Wyjęłam biologię zza poduszki i w końcu kontynuowałam naukę. Skoro Shannon sam trafi do mojego domu, a Kinga zajmie się Jaredem odpowiednio, postanowiłam pójść na tą jedną lekcję, aby później nie mieć zaległości. Szczęście, że klasówka była na ostatniej godzinie, miałam możliwość pouczenia się jeszcze trochę jutro rano, jak wstanę, odświeżę się i się posilę. Włożyłam słuchawki w uszy, puściłam spokojną muzykę i kontynuowałam naukę.
Głowę znad książki podniosłam dopiero po 3 godzinach, kiedy oczy same mi się zamykały. Zerknęłam na zegarek. Było już po 23. Odłożyłam podręcznik na bok, wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, aby się wykąpać. Kiedy weszłam na korytarz, zauważyłam, że drzwi do pokoju Jareda są otwarte. Dochodził stamtąd śmiech Kingi. Nie podejrzewałam, ze tak długo będzie tu siedzieć! Trochę smutno mi było, ponieważ Jared przyjechał do mnie, i myślałam, ze będziemy sobie gadać, śmiać się i żartować z różnych tematów, jak starzy przyjaciele, którzy dawno się nie widzieli i mają dużo do powiedzenia sobie. Niestety, życie jest brutalne. Nagle naszła mnie silna ochota, aby wejść do pokoju i wypierdolić dwójkę gołąbków z domu. Pohamowałam się jednak i nic takiego nie zrobiłam, lecz odwróciłam się na pięcie i poszłam tam, gdzie chciałam, czyli do łazienki. Zdjęłam ciuchy, wrzuciłam je do kosza na pranie i wlazłam pod prysznic – nie miałam siły na długi relaks w wannie. Puściłam gorącej wody, nałożyłam na włosy szamponu o zapachu truskawkowym i zaczęłam je porządnie myć. Spłukałam szampon z głowy, namydliłam się i również się ponownie spłukałam. Zakręciłam wodę, wzięłam puchaty ręcznik, którym się owinęłam, i wyszłam z kabiny. Wytarłam całe ciało, po czym nałożyłam na nie kremowy balsam. Rozczesałam włosy, założyłam czarną piżamę, narzuciłam szlafrok i wyszłam z łazienki po 15 minutach. Naprzeciwko mnie stał Jared, który machał ręką, chcąc pożegnać Kingę. Dziewczyna stała na schodach i też mu machała.
-To pa, Kinga, fajnie nam się rozmawiało! – rzuciłam ironicznie.
Obydwoje spojrzeli na mnie. Kinga się z lekka zarumieniła.
-Jared, a z Tobą jak się nagadałam! Nawet zjadłam pyszne babeczki! Szkoda, że nie spróbowałeś ich, a upiekłam dla Ciebie.! – zaczynałam się znowu denerwować. Spokojnie, nie ma czym. Miłość kwitnie, a ty nie masz prawa się do niej mieszać. Weź głęboki wdech. Dobrze, teraz spokojnie wypuść powietrze. Przypomnij sobie krzyżówki. Okej, jesteś opanowana. Spojrzałam na Jareda. Ten też się z lekka zarumienił. – Jutro Twój brat przyjeżdża, i zamierzam z nim iść na studniówkę – musiałam to powiedzieć, chciałam pogrążyć Jareda, że nie poświęcił mi chociaż ciut czasu. Moment, czyżbym była zazdrosna?
Jared, usłyszawszy o studniówce, wzruszył tylko ramionami i wrócił do pokoju. Kinga natomiast szybko czmychnęła na dół, rzucając mi krótkie „cześć”. Zostałam sama na korytarzu. Wywróciłam oczyma i poszłam do pokoju. Rzuciłam klamoty na krzesło i usiadłam przy komputerze, nie włączając go. Tak siedziałam i gapiłam się na czarny monitor, o niczym nie myśląc. Z otępienia wyrwało mnie lekkie pukanie do drzwi. Wstałam i je otworzyłam, podejrzewając, że za nimi będzie stał Jared. Oczywiście mój instynkt mnie nie zawiódł.
-Mogę wejść? – rzucił wokalista.
-Jasne – cofnęłam się, umożliwiając tym samym wejście do pokoju.
Zerknęłam na niego. Był już po kąpieli, wskazywały na to jego mokre włosy, które były zaczesane do tyłu. Na sobie miał biały podkoszulek, szare spodnie od dresu i swoje puchate kapcie. Wrzuciłam ciuchy z krzesła do szafki i rzuciłam się na łóżko. Jared tymczasem wziął krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzałam na niego. Ten patrzył na swoje dłonie, którymi się bawił. Westchnęłam.
-Jak tam Kinga? – po 5 minutach ciszy powiedziałam coś. Ta cisza zaczęła mi już dzwonić w uszach.
-Super! Nie wiedziałem, że masz tak cudowną koleżankę. Ma cudowne włosy, zna świetne kawały.. – zaczął wyliczać Jared, a ja zaczynałam coraz bardziej żałować, że go przywiozłam do mojego domu. Chyba Jareda nie nauczyli, ze przy dziewczynach nie wychwala się inne kobiety, bo tak po prostu nie wypada. Miałam ochotę rozwalić jakąś lampę, maskotkę, wazon, byle co, aby dać upust swoim emocjom. Całym wysiłkiem woli powstrzymywałam się przed demolką.
-Jared, ok., wystarczy – przerwałam mu. Ten spojrzał na mnie zdziwiony. – Co się tak patrzysz? Przy dziewczynach nie wymienia się zalet innej. Wystarczyło tylko powiedzieć, że jest fajna, nic poza tym.
Znowu zapadła niezręczna cisza. Nie tak wyobrażałam sobie rozmowę z Jaredem na żywo. O wiele lepiej szło nam to przy rozmowach telefonicznych.
-Jared, jestem już śpiąca, a jutro idę do szkoły na biologię. Może byś tak…? – wskazałam głową na drzwi.
-Nie ma sprawy. Dobranoc. – rzucił, po czym podniósł się ciężko z krzesła i ruszył w stronę drzwi. Zanim wyszedł, zatrzymał się przy drzwiach, spojrzał na mnie i otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak się rozmyślił, zamknął je i wyszedł.
Oby tylko z Shannonem mi się bardziej poszczęściło aniżeli z jego młodszym bratem! Zrezygnowana poprawiłam poduszkę, zdjęłam szlafrok i poszłam w końcu spać.
Punktualnie o 6 z telefonu poleciało „Chop Suey”. Czyli, innymi słowy, budzik wzywał mnie do życia. Z zamkniętymi oczami sięgnęłam po telefon, wyłączyłam budzik i rzuciłam sprzęt na podłogę. Znowu zapomniałam ustawić budzik na późniejszą godzinę, w końcu szłam na ostatnią godzinę lekcyjną. Zrezygnowana otworzyłam oczy. Panował przyjemny półmrok, który towarzyszył przed wschodem słońca, a to zdarzenie miało nastąpić za jakieś 3-4 minuty. Poleżałam sobie jeszcze przez 5 w łóżku, po czym zdecydowanym ruchem zrzuciłam kołdrę na podłogę. Tak, miałam tendencję do zrzucania i rzucania wszystkim, czym się tylko da. Poszłam do łazienki, aby się odświeżyć i załatwić. W łazience zastał mnie dziwny widok. Wszystkie kosmetyki były porozrzucane, ręczniki leżały niedbale na ziemi i pralce, a w wannie była woda. Włożyłam rękę do wanny. Zimna. I używana, co stwierdziłam po mętnym odcieniu. Zaczynałam mieć podejrzenia, że to jest sprawka wokalisty. Na szczęście deska klozetowa nie była brudna, jednak założyłam się z samą sobą, że w WC już tak wesoło nie było odnośnie kibelka. Opłukałam twarz w zimnej wodzie, załatwiłam się i ogarnęłam trochę łazienkę, to jest poukładałam ręczniki na swoich miejscach, spuściłam wodę z wanny oraz poustawiałam ładnie kosmetyki. Zżerała mnie ciekawość, czego Jared szukał w moich kosmetykach. Z głupoty sprawdziłam, czy niczego mi nie brakuje. Nie brakuje. To dobrze, przynajmniej miałam pewność, ze Dziadu nie jest złodziejem. Z burdelu wywnioskowałam, że do czyściochów to nie należy. Bałam się, w jakim stanie jest pokój, który projektowałam kilka dni, ze szczegółami uwzględniając każdy dodatek. Jeśli potłukł mojego szklanego słonika, to obiecuję, że nie wyjdzie cało z tej jatki. Póki co nie miałam zamiaru wchodzić do jego pokoju. Wyszłam z łazienki i zeszłam do kuchni. Zerknęłam na zegar. Dopiero 6:45. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam pomidora, ogórka i ser biały. Z chlebaka wzięłam 2 kromki chleba razowego i zrobiłam dwie pyszne kanapki, które od razu położyłam na talerz. Nastawiłam wodę na zieloną herbatę. W międzyczasie włączyłam telewizor, który był w kuchni, na wiadomości. Byłam ciekawa, co się dzieje. Zalałam fusy, wzięłam śniadanie w ręce i przeszłam do małego stolika, naprzeciwko którego stała szafka z telewizorem. Przełączyłam na TVN24.
-…samolotu, zginęło 30 ludzi, 100 zostało rannych. Na pokładzie nie był żadnego Polaka. – mówił jakiś dziennikarz. -  Dzisiaj w Łodzi obchodzimy huczny festiwal rockowy, na którym zagra nam, na dwóch scenach, My Chemical Romance, Coma, Luxtorpeda, Red Hot Chili Peppers oraz Happysad. Bilety zostały wyprzedane już z 4-miesięcznym wyprzedzeniem. Zapraszamy na relację na żywo od godziny 17!
Na śmierć zapomniałam o tym festiwalu! Przez to całe zamieszanie z Jaredem wypadło mi to z głowy. Wydarzenie, na które czekałam tyle miesięcy! Musiałam szybko policzyć w pamięci, czy się wyrobię. Biologię skończę pisać o 14:35, jeszcze powrót do domu, ogarnięcie się.. Ok., to będzie godzina 15:30. Dojazd na miejsce – 16:30. Zorientowanie się, gdzie moja kolejka, rozmowa z dyrektorem na temat dwóch niespodziewanych sław… Rozmyślania nad tym, jak upchnę Leto ze sobą przerwał komunikat od dziennikarza:
-Wiadomość z ostatniej chwili od organizatora, który zapowiedział, że na koncercie pojawi się bardzo sławny amerykański zespół! Kto to, dowiemy się już o 17!
No, trzeba przyznać, mocno mnie zaintrygował prezenter. Ciekawe, kto był tym tajemniczym koncertem. Wróciłam do myślenia. Jako że miałam bilet VIP (mieli specjalne miejsce na płycie, przy barierkach. W sumie mieli całe barierki dla siebie. Biletów VIP było tylko 20, za to kosztowały one 2 tysiące zł, więc mało kto się załapał na niego. Mimo to i tak się wyprzedały po 5 dniach)., mogłam sobie wchodzić i wychodzić, kiedy mi się tylko chciało. Oczywiście miałam VIP na zagraniczną scenę. Usłyszałam, jak ktoś schodzi ze schodów. Na pewno ktoś z rodziców. Jakże było więc moje zaskoczenie, kiedy w drzwiach stanął Jared.
-Już nie śpisz? – tak, lubiłam wszystkich tym zdaniem witać.
-Nie mogłem zasnąć. – uśmiechnął się do mnie. – Mam nadzieję, że nie jesteś zła za wczoraj… Nie miałem pojęcia, że spotkam w swoim życiu tak interesującą dziewczynę jak Kinga.
-Okej, okej, nie ma sprawy. Zjesz kanapkę? Zjesz – szybko zrobiłam mu 3 kromki tego samego, co sobie, i wstawiłam wodę na herbatę. Zalałam i podałam mu śniadanie.
-Dzięki! – znowu się uśmiechnął i zaczął jeść.
-Czego szukałeś wczoraj w moich kosmetykach? – nie mogłam się powstrzymać, musiałam wiedzieć.
-Balsamu do ust, bo mi się zużył. Dzisiaj muszę dokupić. – rzucił.
-Dzisiaj? Właśnie jest sprawa… W Łodzi jest festiwal, na który jadę, a nie wiem, czy Ciebie tak łatwo tam przyjmą… - przygryzłam język.
-Nie martw się, już to załatwiłem – puścił mi oczko.
Zdumiałam się. To on aż tak na topie jest z festiwalami, które się odbywają w Łodzi? Czyżby wcześniej kupił sobie VIP-a? Bo wiedziałam, że mu nie powiedziałam ani słowa o tym festiwalu. Dobra, ma bilet, ale co z starszym Leto? Nie chciałam go zostawiać na pastwę moim rodzicom, bo wiedziałam, ze Ci od razu się na niego rzucą z wszystkimi idiotycznymi pytaniami typu: „Jakim jesteś mężczyzną? Ile miałeś kobiet w życiu? Czy umiesz gotować?”. Czasami było mi wstyd za rodziców.
-A Shannon? Przecież on nie miał w planach nawet tu przyjeżdżać… - szepnęłam.
Jared gapił się w TV, gdzie pokazywali właśnie przygotowania do festiwalu. W ekranie mignął Gerald. Ten już w Polsce jest? Pospieszyli się Chemiczni.
-Nawet dużą scenę robią. Jak fajnie – powiedział.
-A co Shannon ma do sceny? – mój mózg zaczął wariować. A co, jeśli ten tajemniczy zespół to..? Nie, to nie może być prawda, przecież dawno nie grali! Chociaż, w sumie, kto wie, co oni robią w czasie wolnym…
-Dajemy dzisiaj koncert. Tomo, Shannon, Tim i Braxton są już w samolocie i lecą do Polski.
Czyli jednak! Ha, wiedziałam, że nie obijali się przez ten cały wolny czas! Chyba ze są takimi idiotami i ta dzisiejsza decyzja była całkowicie na spontana.

_____________________

Kolejny rozdział już napisany, gdzie wyjaśnia się cała sytuacja Jareda. Będzie bardzo wzruszająco. ; ) Złapałam wenę, która zaczyna się u mnie objawiać po północy. :D Miłego czytania Wam wszystkim życzę i dziękuję, że tu jesteście. ; )