Postawił przede mną talerz z parującym jedzeniem, gdzie były dodatkowo dwie kanapki posmarowane masłem. Podziękowałam mu i zaczęłam jeść. Musiałam przyznać, że nigdy nie jadłam jajecznicy o takim smaku, która mi bardzo smakowała. Jared sam po chwili przysiadł obok mnie i też zaczął jeść.
-Ładny guz – odezwał się.
-Bardzo go widać? – zamartwiłam się.
-Jeszcze się nie przeglądałaś w lustrze? W sumie też bym się bał… Ogromny i cały czerwony, a na samym jego środku jest czarny strup.
Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem. Kiedy ten zobaczył moją minę, wybuchnął śmiechem i walnął lekko w ramię.
-Żartowałem. Nie jest widoczny zbytnio, a jak się uczeszesz w odpowiedni sposób, nie będzie tego widać. Musiałabyś tylko – tu wstał i podszedł do mnie – zaczesać to tu – wziął moje niesforne kosmyki i się nimi bawił – to tu, tamto tu, troszkę do tyłu, z boku, tutaj przejechać lokówką, trochę prostownicy, podnieść włosy i będzie.. O, idealnie! – cofnął się parę kroków do tyłu i ocenił swoje dzieło. Chyba był zadowolony, ponieważ lekko się uśmiechnął.
Odważyłam się i podeszłam do lustra, gdzie spojrzałam na siebie. Na głowie wyrosła mi niebywale piękna fryzura. Nie wiedziałam, że Jared potrafi czesać! Włosy zasłaniały guza i uwydatniały moje duże oraz podkreślały rysy twarzy.
-Chyba odwołam fryzjera, skoro Ty umiesz to robić lepiej. – pochwaliłam go.
-Eee tam, ja się na tym nie znam – odparł.
Spojrzałam na niego z lekkim poirytowaniem.
-Jasne, zaś ja nie umiem jeździć konno.
-Dobra dobra, kiedyś byłem na rocznym kursie fryzjerskim, to było chyba przed wydaniem ABL. Kiedy pojeździmy konno?
Spojrzałam na niego i zaczęłam analizować w myślach, czy dałoby radę teraz jechać na godzinną przejażdżkę. W sumie bym zdążyła ze wszystkim, była dopiero 9:30. Wzięłam naczynia i włożyłam je do zlewu, po czym powiedziałam do Leto:
-Za pół godziny masz być pod schodami na dole ubrany do jazdy konnej.
-Nie ma sprawy – rzucił i szybko pobiegł do góry, aby móc się przebrać.
Westchnęłam i również poszłam na górę. Wyjęłam ze swojej szafy bryczesy, oficerki oraz flanelową koszulę, po czym szybko się w dane rzeczy ubrałam. Spięłam włosy w kucyk i poszłam ogarnąć trochę kuchnię.
Kiedy zegar wybił 10, odstawiłam ścierkę i weszłam do przedpokoju. Jared już stał, uśmiechnięty. Był ubrany w białe bryczesy, oficerki oraz w białą koszulkę. W ręku dzierżył palcat oraz rękawiczki.
-A kask gdzie? – spytałam się go, lekko się uśmiechając. Nie sądziłam, że Jay będzie brał ze sobą cały ekwipunek! – I w ogóle co robią Shannon i Tomo? Dziwne, że jeszcze ich nie widziałam.
-Ano, pojechali rano do innego hotelu po tym, jak Twoja mama weszła do ich pokoju i wrzasnęła, że nie życzy sobie orgii pod swoim dachem.
-Orgii? – byłam wstrząśnięta, że takie rzeczy się działy, a ja sobie spokojnie spałam z Jaredem. Miałam tylko nadzieję, że mama nie odkryła, że razem byliśmy w łóżku, co z tego, że pod innymi kołdrami.
-Shannon zadzwonił do burdelu i przyjechały 4 dziewczyny. Byli tak głośno, że aż sam się obudziłem i nie mogłem zasnąć. W sumie nie dziwię się swojej mamie, sam bym się wkurwił, gdyby mi ktoś tak hałasował podczas ciszy nocnej. Więc Twoja mama weszła do ich pokoju, wyprosiła grzecznie dziwki i jak zaczęła wrzeszczeć na chłopaków, to przestała dopiero po 10 minutach. W sumie Tomo tylko patrzył, jak Shannon się rucha, mimo to też mu się oberwało. Poszli spać do Andelsa. Na szczęście, ze złości, Twoja rodzicielka zapomniała zajrzeć do mojego i Twojego pokoju, więc jeszcze tu jestem – uśmiechnął się wokalista.
Westchnęłam. Nie sądziłam, że Shannon byłby zdolny do takich.. zwariowanych rzeczy. W sumie to i lepiej, mama teraz miała 2 gości mniej na głowie. Zresztą co oni tu robili, skoro mieli pokoje w Andelsie? Pewno zapomnieli bądź przyzwyczaili się do tego, iż tu byli za pierwszym razem. Miałam tylko nadzieję, że niczego nie rozwalili. Spojrzałam na Jareda.
-Chodź, idziemy wyszykować konie. Umiesz je oporządzić? - miałam nadzieję, że tego się wcześniej nauczył. Irytowało mnie, że tak mało umiał. Przecież kiedyś nie był sławny, to co, mama wszystko za niego robiła?
-Tak, to była moja ukochana czynność na planie Aleksandra.. - zamyślił się. - Gdzie pojedziemy?
-Najpierw ocenię Twoją umiejętność i pamięć. Mam nadzieję, że będzie to lepiej wyglądać aniżeli w przypadku piosenek - mruknęłam. - Pojeździsz trochę na lonży. Jaką maść najbardziej lubisz? I jeździłeś kiedyś na arabku?
-Lonża, Boże, jak ja ją nienawidziłem - zdenerwował się lekko, żyłka zaczęła mu lekko pulsować. - Siwe, moje ukochane. Jeździłem na arabach, miałem ochotę sobie kiedyś kupić, ale wiesz, trasa, wywiady i to wszystko spowodowało, iż nie mam czasu na takie przyjemności. - westchnął.
Zaczęłam myśleć, że tak naprawdę Jared nie musi być do końca szczęśliwy ze swojego życia. Nie może robić tego, co kocha, nie może się poświęcić przyjemności.. Oczywiście koncerty uznajmy za pracę jego, nie przyjemność, chociaż każdy wiedział, że koncertowanie to pasja Jareda. Konia mieć nie może, ryb się nie nałowi, TV też pewno rzadko ogląda. Dobrze chociaż, że miał swoje dziecko BlackBerry. Chociaż skoro miał teraz dłuższą przerwę, mógł się bardziej zainteresować swoimi miłościami. Ale co, miałby sobie konia rok i zostawiłby go na kilka lat samego? Bo to przecież niemożliwe, aby brał go ze sobą w trasę, zwierzę by umarło z wycieńczenia. Nikt nie lubi przeprowadzać się co chwilę. Trochę mu współczułam tego.
Podeszliśmy do stajni. Była ogromna, z białej cegły zbudowana. W środku środkiem biegł ogromny i przestrzenny korytarz. Po jego dwóch stronach znajdowały się boksy koni, przegrodzone drewnianymi płytami i żelaznymi prętami. Boksy były przestrzenne, wiadomo, hodowano tu bardzo porządne konie. Ściółka była zmieniania raz dziennie. Mieliśmy 3 stajennych, którzy wywozili gnój z boksów. 2 brało za to pieniądze, 3 był jakby w wolontariacie i otrzymywał od nas darmowe jazdy na klaczach, które rzadko sprzedawał ojciec, gdyż to ogiery miały większe branie od klaczy. Oczywiście źrebaki każdej płci były sprzedawane. Na drzwiach boksów były przybite tablice z imieniem, datą urodzenia oraz imionami rodziców danego konia.
Konie były w stajni, za 20 minut stajenni mieli je wypuścić. Podeszliśmy do Gwiazdki, obok której stała 10-letnia siwa klacz o imieniu Gracja - matka mojej klaczy. Na mój widok kasztanka cicho zarżała. Zawsze mnie witała rżeniem. Pokochała mnie, tak samo jak ja ją. Pokazałam Jaredowi jej matkę.
-To jest Gracja, na której będziesz jeździł. Kasztanka to moja Gwiazdka, jej córka. Chodź, weźmiesz sprzęt i ją wyczyścisz.
Jared poszedł za mną, wcześniej lekko poklepawszy swojego wierzchowca po szyi. Weszliśmy do siodlarni, która mieściła się za ostatnim boksem po prawej stronie. W środku były haki, na których leżały siodła z czaprakami (każdy ujeżdżony koń miał swoje własne siodło - tabliczki były przymocowane nad hakami) oraz ogłowia. Pod sprzętem były skrzyneczki z sprzętem do czyszczenia, wiadomo, każdy koń miał swoją. Wskazałam Jaredowi jego przedmioty, po czym wzięłam swoje manatki i wróciłam do boksu. Zawiesiłam siodło i ogłowie na specjalnym drążku, który był umocowany przy drzwiach, po czym weszłam z szczotkami do klaczki. Była w miarę czysta, dlatego wyczyszczenie jej trwało niecałe 5 minut. Stała spokojnie, skubiąc sobie sianko.
-Jak Ci idzie? - rzuciłam.
-Całkiem znośnie. Aaach, kocham ten zapach - zamarzył się wokalista.
Też kochałam stajenny zapach. To była jedna z rzeczy, których nigdy nie wyrzucę z pamięci. Skończyłam czyścić konia i wzięłam się za siodłanie go. Kiedy kończyłam zapinać mu popręg, usłyszałam Jareda:
-Maju.. Mam problem.
-Jaki? - podejrzewałam, że chodziło o siodłanie.
-Nie wiem, jak to siodło założyć.. - czy coś wygrałam? Tak, żółwika z samym sobą. - Pomożesz?
-Nie ma sprawy.
Wyszłam z boksu i weszłam do Gracji. Jared stał lekko zakłopotany z siodłem na ramieniu. Wyglądał dziwnie w tym stroju i w takiej pozie. Przejechałam ręką po grzbiecie konia - była czysta.
-Musisz zarzucić siodło tutaj, na grzbiet konia, potem zsunąć - poinformowałam go.
Zarzucił, po czym zsunął. Poszło mu to idealnie. Nigdzie się czaprak nie podwinął ani żadne rzemyki. Można powiedzieć, iż rzecz została zrobiona perfekcyjnie.
-Teraz zdejmij popręg i zapnij go na pierwsze dziurki, aby koń nam się nie zapoprężył. Nie chciałabym rezygnować z konia pod jazdy, bo za mocno zaciśniesz popręg. Jak z ogłowiem? Dasz sobie radę? - to co, zapowiada się uścisk z dłonią prezesa.
-Nie dam - uśmiechnął się dziecinnie. Czemu on musi mieć taki uroczy uśmieszek? W myślach uścisnęłam sobie dłoń.
-Nie będę Ci teraz tłumaczyć, ponieważ nie mamy zbyt wiele czasu, ale przy najbliższej okazji, jak będziemy mieć więcej czasu, dokładnie Cię poinformuję, co i jak. Idź teraz proszę do siodlarni i znajdź sobie toczek oraz przynieś mi zieloną lonżę i najdłuższego bata, jakiego znajdziesz, musimy sprawdzić Twój poziom jeździecki, czy czegoś nie zapomniałeś, ja tymczasem założę Gracji ogłowie. Aa, i pochowaj swoje szczotki, bo trochę rozrzuciłeś, a w stajni powinien być nienaganny porządek.
Jared bez słowa poszedł zrobić to, co mu kazałam. Gdy założyłam ogłowie (Gracja miała jedno z tych trudniejszych do zakładania: wytok i nachrapnik czyniły, że przy koniu trzeba było siedzieć 5 minut dłużej niż zwykle), Jared wszedł z toczkiem na głowie oraz z lonżą u batem w lewej ręce. Musiałam powstrzymywać się, aby nie wybuchnąć śmiechem, tak komicznie wyglądał. W końcu nie oponowałam i się roześmiałam.
Ty masz guza - powiedział złośliwe Jared.
No tak... Od razu przestałam się śmiać, tylko lekko westchnęłam.
-Chodź, weźmiesz konia i zaprowadzisz go na ujeżdżalnię, ja tymczasem wezmę od Ciebie moje przyrządy.
Wyszliśmy za stajnię. Swe kroki skierowaliśmy do zabudowanej hali, którą ojciec postawił stosunkowo niedawno ze względu na to, że zimą bywało .. zimno, dodatkowo niewygodnie prowadziło się pokazy bądź lekcje (te rzadko bardzo) w błocie czy wielkich opadów. Hala była ogromna, jedna tych lepszych, gdzie były miejsc dla pliki podczas ewentualnych pokazów koni czy zawodów (niekiedy porywaliśmy się i robiliśmy takie ciekawe imprezy). Dodatkowo była ogrzewana, co miało niewiele takich hal. Zimą można było spokojnie jeździć w bluzie. Przeważnie włączano wówczas ogrzewanie, które ocieplało halę do 18, 19 stopni. Podłoże było wysypane żółtym piaskiem, a na środku ujeżdżalni znajdowały się przeszkody, które nie były rozłożone, tylko pojedyncze na niewielkie wysokości, do 80 cm max. Do skoków nie używałam Gwiazdki, lecz jednego z ogierów ojca, którego trzeba było właśnie trenować w skokach. Nie przepadałam za tą dyscypliną, wolałam wyścigi bądź ujeżdżenie, bardziej się skłaniałam ku ujeżdżeniu.
-Podciągnij popręg, czas wsiadać na konia - rzuciłam do wokalisty.
Ten, z lekką tremą na twarzy, zrobił to, co mu kazałam, wydłużył sobie strzemiona, złapał się siodła i wsiadł na konia. Trzeba powiedzieć, że zrobił to z wielką elegancją, jaką rzadko się spotyka u jeźdźców, którzy dawno nie uprawiali tego sportu. Przypięłam lonżę do wędzidła, podczas kiedy Jared przygotowywał sobie strzemiona oraz poprawiał wodze. Usiadł na siodle i wziął prawidłowo wodze w swoje ręce.
-Daj łydkę, ruszamy - powiedziałam mu.
Dał delikatnie i Gracja mu ruszyła.
-Gracja jest koniem, który reaguje na wszystkie delikatne ruchy wodzy bądź łydki. Jest jednym z bardziej uzdolnionych koni w Polsce. Kiedy była młodsza, wygrała kilka pucharów Polski w ujeżdżeniu. Obecnie, jeśli tak można powiedzieć, jest na emeryturze, aczkolwiek, jak widzisz, stosujemy ją pod siodło. - opowiedziałam wokaliście krótką historię siwej.
Jared spojrzał na mnie, uśmiechnął się lekko i znowu dał łydkę, przyspieszając Grację do kłusa. Spoglądałam na niego, czy dobrze i prawidłowo anglezuje, czy odpowiednio trzyma wodze i łydkę przy koniu. Nie miałam żadnych zastrzeżeń, Jaredowi szło naprawdę dobrze. Po 5 minutach rzekłam:
-Usiądź w siodle, zobaczymy, jak sobie radzisz w kłusie ćwiczebnym.
Leto usiadł w siodle, a ja przyspieszyłam trochę Grację, która z wolnego kłusa przeszła w szybki. I tu był dobry, więc, nic nie mówiąc mu, pogoniłam klacz do galopu. Początkowo Jared trząsł się po całym siodle, ale po złapaniu rytmu doskonale trzymał się kolanami siodła, zaś na jego twarzy wykwitł błogi uśmiech. Postanowiłam więc wydłużyć lonżę na maksymalną długość i znowu pogoniłam konia do szybkiego galopu. Wokalista się lekko zdziwił, ale nadal trzymał się z pełną gracją na koniu. W końcu dałam sobie spokój i kazałam Jaredowi zatrzymać konia. Ten odchylił się, dał łydkę i pociągnął wodze. Gracja przeszła z galopu w kłus, następnie do stępa, aby się w końcu zatrzymać. Podeszłam do klaczy, poklepałam ją po szyi, odpięłam wodze i rzekłam do Leto:
-Nie ma co, jak na długą przerwę to dobrze sobie radzisz. Postępuj trochę, nie przemęczaj konia, ponieważ chciałabym się z Tobą trochę ścigać. Jeszcze nigdy nie miałam okazji ścigać się z Gracją, więc nie wiem, która klacz jest szybsza.
-Nie ma sprawy, kocham się ścigać – odparł błogo Jared.
Ach, ale ten wokalista ma za mną dobrze! Pokręciłam głową i poszłam po swoją klacz, wcześniej odłożywszy bata oraz lonżę na miejscu. Wyprowadziłam klacz na środek hali, wyplątałam strzemiona i wsiadłam. Gwiazdka cicho zarżała, zadowolona, że będziemy jeździć.
-Jedź, jak chcesz, mi daj 5 minut na rozgrzanie konia! – krzyknęłam do Jareda, który oglądał z zaciekawieniem sufit pomieszczenia.
-Nie ma sprawy!
Gwiazdka pod siodłem była koniem bardzo spokojnym i chętnym do współpracy. Nigdy nie sprawiała mi problemów, niczego się nie bała. Jeśli trzeba było, umiała pięknie rozpędzić się do cwału, stanąć dęba, piaffować i różne elementy ujeżdżeniowe. Nigdy nie oddałabym tego konia, był idealny pod mój charakter.
Spojrzałam na Jareda, który właśnie zaczął galopować. Gracja również była chętna do jazdy, wręcz rwała się do szybszego tempa .Jeździec powstrzymywał ją, aby nie puściła się szaleńczym biegiem. Pewno nie chciał jej zmęczyć. Dałam łydkę swojemu koniowi, który ruszył wyciągniętym kłusem. Po 2 okrążeniach przeszłam do galopu. Jako że obie byłyśmy niewyżyte, z normalnego galopu przeszłyśmy w bardzo wyciągnięty, prawie że cwał. Kiedy zobaczyłam, że Jared przed sobą hamuje konia, gwałtownie skręciłam w lewo, by go wyprzedzić, efektem czego było takie wygięcie konia, że musnęłam lekko piasek.
-Łaaaał, takich sztuczek mnie nie uczyli! – zawołał Jared.
-Drobnostka, wyćwiczyłam z nią podczas paru jazd w stylu western – zbagatelizowałam sprawę. – Gotowy?
-Oczywiście!
-To jedziemy!
________________
No i udało się, zdążyłam w marcu wstawić opw. XD Miłego czytania i smacznego jaja ;)