niedziela, 28 kwietnia 2013

11. "Musiało to naprawdę komicznie wyglądać, depilowanie Dziada w miejscach intymnych.. "


Otworzyłam drzwi, które prowadziły na zewnątrz. Przed nami rozciągała się ogromna łąka, gdzie jej koniec bardzo niewyraźnie majaczył się na horyzoncie. Wiedziałam, że droga jest całkowicie prosta, w końcu tutaj ćwiczyłam rozpędzanie się.
-Na 3 lecimy przed siebie, do 2 pierwszych sosen, które wyznaczają linię mety. Raz… Dwa… TRZY! – i z miejsca ruszyliśmy pełnym galopem przed siebie.
Zerknęłam na lewo, gdzie powinien być Jared. Znalazłam go,  który również patrzył się na mnie z szelmowskim uśmiechem, po czym przeszedł do półsiadu i dał łydkę Gracji. Ta zaczęła przyspieszać. Niewiele myśląc, i ja przeszłam do półsiadu, dałam łydkę Gwiazdce, która to z ochotą zrealizowała. Byłam kilka metrów za Gracją, ale wiedziałam, ze moja kasztanka da radę jeszcze bardziej przyspieszyć, to jeszcze nie był cwał dla niej. Wiatr targał moje włosy, czułam, że znowu jestem wolna. Krzyknęłam z radości i dałam znak Gwiazdce, że może pędzić najszybciej, jak potrafi. Klacz wydłużyła kroki, pochyliła lekko łeb i ruszyła pełnym cwałem. Widząc, że zaczynam się zbliżać do Jareda, ale również i do linii mety, zrobiłam coś, co robiłam bardzo rzadko – dałam lekkiego bata po zadzie klaczy. Muśnięcie wystarczyło, aby wierzchowiec poleciał najszybszym swoim tempem. Nie używałam tego chwytu za często, ponieważ wówczas istniało ryzyko, że koniowi podwinie się noga i może upaść razem z jeźdźcem, jednak zdecydowałam się na ten krok, wiedząc, że mój koń nie jest zmęczony, aby się przewrócić.
Linię mety przekroczyłam pierwsza, Jared był 10 metrów za mną. Spowolniłam konia i podjechałam do Jareda.
-I jak, podobało Ci się? – wydyszałam lekko, ponieważ trochę mnie wymęczył ten bieg.
-Było niesamowicie! Chyba sobie w końcu kupię konia, jak pójdę na emeryturę.
-Masz zamiar iść na emeryturę? – byłam trochę zdziwiona tym, co powiedział Leto.
-Oczywiście. Postanowiliśmy wydać 5 płyt, a potem iść na zasłużony odpoczynek!
Zmartwiłam się. Czyli za 10 lat nie będzie już koncertów? Tych emocji, radości, szału..? Nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam. Przecież wówczas będzie tak pusto, tak nijako! W sumie nie było dla mnie problemem, aby lecieć do Ameryki, do nich, ale co miał powiedzieć Echelon? Jared, jakby czytając mi w myślach, rzekł:
-Nie martw się, co jakiś czas będziemy dawali koncerty, ale nie będą to tak wymagające trasy jak ta, którą mamy za sobą.. Ach, te emocje na trasie TIW. Szczerze to nie chciałbym znów wrócić do takiego życia, dlatego teraz trasa będzie całkiem spokojna, nie będziemy grać kilka dni pod rząd. Starzejemy się, robimy się coraz słabsi, a takie ciągłe koncertowanie wykańcza nas. Starość nie radość – westchnął.
Współczułam Jaredowi, że w tak późnym wieku zdobył sławę i rozgłos. Gdyby miał tylko 10 lat mniej, całe życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Trochę mnie dziwiło, że zarówno on, jak i jego brat, nie mogli znaleźć swojej drugiej połówki, z którą by się związali do końca życia i mieliby ze swoją miłością synów i córki. Musieli mieć naprawdę pecha, skoro nadal szukali.. A szukali na pewno, Jared niejeden raz wzdychał mi przez słuchawkę, jak bardzo to by chciał mieć swoje dzieci, swoją żonę.. Miałam tylko nadzieję, że niedługo uda mu się zrealizować jedno ze swoich skrytych marzeń. Zasługiwał na ciepło rodzinne.
-Pamiętajcie o Echelonie, że to Wy jesteście dla nich całym światem. Nie budujcie muru między sobą, nie po to zakładaliście ten cały Echelon, abyście na stare lata go rzucili na pastwę losu. Niekoniecznie musicie dawać w związku z tym koncerty, wystarczy, jak coś napiszecie na swoich twitterach czy facebookach o Echelonie. Nam to wystarczy, a Wy będziecie mieli satysfakcję, że spełniacie dobry uczynek.
Jared się chwilę zastanowił, po czym kiwnął głową, że się ze mną zgadza. Uśmiechnęłam się do niego i poprowadziłam konia przed siebie, w kierunku lasu, który stał się widoczny. Jako ze nie chciałam przemęczać koni, jechaliśmy sobie wolnym stępem. Jared rozglądał się i podziwiał widoki, które ja widziałam za każdym razem, kiedy tylko wybierałam się w teren.
W końcu wjechaliśmy na leśną ścieżkę, która prowadziła początkowo między brzozami, później zaś była różnorodność drzew. Po 5 minutach dojechaliśmy do strumyka.
-Podjedziemy do wody, dasz luźne wodze, żeby koń się napił trochę wody, ale pamiętaj, nie możesz pozwolić, żeby Ci piła dłużej niż 15 sekund, ponieważ może zostać zapoprężona – powiedziałam do wokalisty.
Podjechaliśmy do wody i konie się napiły. Następnie ruszyłam kłusem w kierunku łąki, która była ukryta wśród drzew. Kidy wjechaliśmy na nią, Jared westchnął z zachwytu. Była to nieduża okrągła łąka otoczona brzozami oraz sosnami. Po naszej lewej stronie znajdował się staw, otoczony trzciną. Łąka była porośnięta miękką trawą, która sięgała do moich kolan, gdybym zsiadła z konia. Było widać pierwsze wiosenne kwiaty. Od stawu odbijały się promienie słońca, nadając całości magiczny i tajemniczy charakter. Zsiedliśmy z koni, poluzowaliśmy popręgi, przerzuciliśmy wodze przez strzemiona i puściliśmy je luzem, sami zaś podeszliśmy do stawu. Pochyliłam się nad wodą i nabrałam do rąk wody, którą wypiłam. Woda była krystalicznie czysta, było widać brzeg, który był obłożony kolorowymi kamykami. Jared wziął ze mnie przykład i również się napił. Usiadłam przy brzegu.
-Co zamierzasz robić, jak pójdę na bal? – zapytałam się go.
-Będę przesłuchiwał piosenki, które nagrałem na album. Jest ich 70, a nadal nie mam obstawionych 3 miejsc. Muszę coś wybrać z nich. Potem pogadam z wytwórnią, zapytam się, czy mają gotową szatę graficzną. Później wykąpię się i pójdę spać, wczorajszy koncert trochę zabrał mi energii – uśmiechnął się smutno.
-Daliście czadu, naprawdę. Ludzie Was jeszcze bardziej kochają, za tą energię na scenie. Mi tego brakowało, a Tobie?
-Również. Nie sądziłem, ze będę płakał na koncercie, że tak się dam ponieść emocjom. Żyję koncertami, żyję chwilą, staram się ja łapać i nie przejmować się. Nigdy nie wracałem do przeszłości, ale po tym potrąceniu… Ciężko mi o tym zapomnieć – jego głos znowu zaczął się łamać. Żeby nie doprowadzić do płaczu, zmieniłam szybko temat.
-Masz ochotę poskakać przez przeszkody?
-Jasne! Dawno tego nie robiłem, a to moja ulubiona dyscyplina! – Jared się napalił.
-Moja nie, nigdy za tym nie przepadałam – westchnęłam. – Chodź, pójdziemy coś ustawić, przez co chcesz skakać?
-Nie ma sprawy, chodźmy.
Podeszliśmy na drugi koniec łąki, gdzie były pieńki oraz długie i cienkie gałęzie. Wzięłam jeden pieniek i położyłam go w mniej zarośniętej części łąki, aby koń widział przeszkodę. Pieniek sięgał mi do pasa, więc przeszkoda miała ponad metr wysokości. Jared postawił swój pieniek naprzeciwko mojego, po czym szybko poszedł po jeden kij. Musiałam trochę przysunąć swój pieniek do pieńka Leto, aby kij nam nie spadł. Kiedy przeszkoda była zbudowana, podeszłam do konia.
-Pamiętaj, podciągnij popręg i zrób parę kółek stępem, nie chciałabym, aby dostała kolki..
-Się robi, szefowo! – zażartował Jared i wsiadł na konia, podciągnąwszy wcześniej popręg.
Po chwili siedziałam już na koniu. Zrównałam krok Gwiazdki z Gracją i jechaliśmy obok siebie, ramię w ramię.
-Pamiętasz, jak to się robiło? – chciałam wiedzieć.
-Oczywiście! Przed przeszkodą trzeba dać łydkę oraz nie szarpać za pysk konia.
-Brawo, widzę, że masz wszystko ładnie ogarnięte. Chodź zrobimy kółko kłusem, potem galop i najedziesz z tego galopu na przeszkodę.
Zaczęliśmy kłusować, aby po okrążeniu przejść w galop. Jared odbił na prawo i poleciał na przeszkodę, podczas gdy ja zwolniłam Gwiazdkę do stępa i obserwowałam skok. Gracja skoczyła idealnie, nawet miała zapas. Jared za przeszkodą skręcił konia w lewo, przegalopował się trochę i zatrzymał przede mną. Na jego twarzy malowała się błoga radość.
-Dawaj, teraz Ty! – chciał mnie zmotywować.
-Nie ma sprawy. – odrzuciłam z uśmiechem.
Rozpędziłam konia i zrobiłam najazd. Przed przeszkodą dałam łydkę, na co Gwiazdka leciutko odbiła się od ziemi i przeleciała nad przeszkodą. Dojechałam do Jareda.
-Łaaał, Twój koń skoczył z 20 cm zapasem! – wokalista był pod wrażeniem mojego wyczynu.
-Znam konia i wiem, na co go stać. Patrz na to.
Odjechałam trochę od Jareda i dałam znak Gwiazdce. Ta stanęła dęba i zaczęła przebierać przednimi nogami. Po 10 sekundach wylądowała na ziemi. To jeszcze nie było wszystko. Zaczęłam się lekko bujać w siodle, poklepując konia po szyi. Klacz położyła się ze mną na ziemi, aby, po daniu jej łydki, powstać.
-Niesamowite. Naucz mnie kiedyś tego.
Roześmiałam się.
-To trzeba ćwiczyć latami i mieć konia przeszkolonego! – odpowiedziałam z lekkim rozbawieniem. On myślał, że wszystko jest takie proste! Nawet gwiazdy mogą się czasem mylić. – Chodź, wracamy do domu, muszę się przyszykować choć trochę przed studniówką. – mruknęłam. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby iść. Jedyną motywacją był Kamil oraz Luxtorpeda.
Ruszyliśmy w drogę powrotną, która zajęła nam dwa razy więcej czasu niż dojazd na łąkę. Kiedy znaleźliśmy się w stajni, reszta koni znajdowała się na padocku, zaś stajenni wymieniali ściółkę w boksach. Rozsiodłaliśmy konie i wypuściliśmy je do innych. Weszliśmy zadowoleni do domu.
-Idę się przebrać i coś sprawdzić na komputerze, potem do Ciebie wpadnę – rzuciłam wokaliście.
-Żeby zrobić Ci fryzurę?
-Tak.
-To czekam.
Szybko wspięłam się po schodach. Po wejściu do pokoju rzuciłam klamoty na podłogę i odpaliłam komputer, bo już miałam pewien pomysł odnośnie pierdzielenia się Jareda w domu, żeby się tak nie pierdzielił.
Weszłam na facebooka. Jak zwykle wszystko miałam zapchane: 200 powiadomień, 20 nieodczytanych wiadomości i jedno zaproszenie do znajomych. Kliknęłam w ostatnią rubrykę. Tak, to ta Ania z koncertu zapraszała mnie do znajomych. Ucieszyłam się, że tak szybko mnie znalazła. Od razu zaakceptowałam i sprawdziłam, czy jest online. Była. Napisałam do niej:
„Siema, tu Maja z koncertu. Gdzie teraz jesteś?”
„Witaj! Jeszcze w hotelu siedzę w Andelsie, dopiero jutro wyjeżdżamy”. Szybko odpisała na wiadomość.
„Wiesz, gdzie jest pierogarnia przy Andelsie?”
„Oczywiście! Mają tam całkiem smaczne pierogi”.
„Bądź tam o 18-ej. Dasz radę?”
„Oczywiście! A po co?”
„Obiecaj wpierw, że nikogo ze sobą nie weźmiesz ani nikomu nie powiesz słowa”
„Nie ma sprawy”
„Odwiedzi Cię Jared Leto”
„Nie wierzę…. Naprawdę?! O matko, dziękuję! :)”
„Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, że nikt się nie może o tym dowiedzieć. Udanego spotkania!”
„Dziękuję!”
Wyłączyłam szybko facebooka, żeby inni nie zaczęli mnie męczyć rozmową, po czym przebrałam się w ciuchy z rana. Wyszłam z pokoju i weszłam do Jareda. Ten siedział na łóżku w siadzie tureckim i stroił sobie gitarę.
-Słuchaj, mam dla Ciebie bojowe zadanie. – rzuciłam.
Spojrzał na mnie zainteresowany.
-O co chodzi?
-Umówiłam Cię z jedną dziewczyną na 18-ą w pierogerni przy Andelsie.
-Czemu? – chciał mnie znowu zabić.
-Nie morduj mnie, chcę jeszcze żyć, chcę posłuchać nowej płyty… - zażartowałam. – A tak serio, to nie jest byle jaka dziewczyna. Wasza muzyka uratowała jej życie. Porusza się na wózku inwalidzkim, ale to dzięki Wam znalazła ochotę do walki z chorobą, z którą wygrała. Nazywa się Ania i była na wczorajszym koncercie. Czemu Ciebie? Bo to Ty ja uratowałeś, swoim głosem i piosenkami. Zrobisz to dla mnie? Moja mama Cię zawiezie i przywiezie – zrobiłam błagalną minę.
Jared chwilę pomruczał, że on miał inne plany, ale wiedziałam, że się zgodzi zaraz. I faktycznie, po kilku grymasach wybąkał, że może się spotkać z tą biedną dziewczyną, której niby uratował życie. Uśmiechnęłam się do niego. Spojrzałam na zegarek. Matko, już 14-a, a ja jeszcze nic nie zrobiłam!
-Jared, ja lecę, muszę się wykąpać! Wpadnę do Ciebie, to mi stworzysz cudo na głowie.
Wleciałam do swojego pokoju, chcąc pochwycić bieliznę na dzisiejszy wieczór. Przez ścianę słyszałam nieśmiałe dźwięki „Buddhy”. Ambitnie sobie Jared zaczynał. Weszłam do łazienki, napuściłam sobie wodę do wanny, posegregowałam ciuchy, wlałam olejki do wody i weszłam do niej. Pluskałam się pół godziny. Dokładnie umyłam się, 2 razy szorowałam głowę. Kiedy wyszłam i wytarłam się puchowym ręcznikiem oraz spuściłam wodę z wanny, wzięłam balsam i delikatnie, acz stanowczo, wsmarowałam go w ciało. Założyłam bieliznę i szlafrok, umyłam wannę,  zdjęłam ręcznik z włosów, rozczesałam je, ręcznik powiesiłam na kaloryferze, poukładałam kosmetyki na swoich miejscach i wyszłam z zaparowanego pomieszczenia. Weszłam do swojego i wyjęłam z szafy sukienkę. Była prosta, a zarazem miała w sobie coś tajemniczego. Bez ramiączek, sięgała mi do kolan. W dole się delikatnie rozszerzała, dzięki czemu przy kręceniu się podwijała się zadziornie do góry. Tuż przy brzegu sukienki biegł aksamitny cieniutki zielony paseczek. Była wiązana w talii również na zieloną kokardę.
Obok sukienki położyłam moją podwiązkę, cienkie rajstopy, ciut ciemniejsze od mojej karnacji, oraz buty – czarne, gładki czubek, obcas gruby, 7 cm. Puknęłam do ściany Jareda, który właśnie zawodził nad „Alibi”. Usłyszał moje pukanie i przestał grać, po chwili wszedł do mojego pokoju.
-Przygotuj szczotkę, grzebień oraz kilka wsuwek, najlepiej brązowych, pod kolor Twoich włosów – polecił mi wokalista.
Podeszłam do swojego kuferka z akcesoriami do włosów i wyjęłam wskazane rzeczy, po czym położyłam je przed Jaredem. Następnie usiadłam na kanapie, gdzie dosiadł się Jay.
-Usiądź na podłodze, będzie mi łatwiej.
Usiadłam po turecku przed nim, a widząc, ze ma złączone nogi, oparłam się o nie. Wziął moje włosy w swe ręce i zaczął je czesać, upinać i różne rzeczy. Zamknęłam oczy i popadłam w lekką drzemkę, ażeby zregenerować siły przed długą nocą. Po 15 minutach poczułam, że przestał się bawić moimi włosami, więc otworzyłam oczy i rzuciłam:
-Już?
-Oczywiście, możesz podejść do lustra.
Wstałam i ruszyłam ku lustra. Kiedy zobaczyłam swój fryz, krzyknęłam z zachwytu. To było fenomenalne! Jeszcze nigdy nie miałam tak cudownej fryzury na głowie, która idealnie akcentowała mocne strony mojej twarzy, a matowała słabe. Brakowało tylko makijażu…
-Jared, a umiesz malować?
-Noo… tak – zmieszał się. Matko, co się stało? Czyżby chciał być dziewczyną? – Kiedy byłem Rayon, musiałem wszystko sobie robić: makijaż, fryzury… W końcu nabrałem wprawy.
Rayon? No tak, nowy film, który miał lada chwila wejść do kin! Zapomniałam o tym wydarzeniu, na które czekałam od kilku miesięcy, gdyż byłam bardzo ciekawa filmu i jak pójdzie Jaredowi granie transwestyty.
-Zapomniałam… Jak się grało?
-A weź, masakra. Pozbawili mi wszystkich włosów, Nawet łonowych! – poskarżył się.
Parsknęłam śmiechem. Musiało to naprawdę komicznie wyglądać, depilowanie Dziada w miejscach intymnych.. Ten spojrzał na mnie spode łba, co spowodowało u mnie jeszcze większy napad śmiechu. W końcu się opanowałam i wzięłam kosmetyczkę, gdzie zaczęłam szperać w poszukiwaniu podkładu do twarzy, błyszczyku, tuszu do rzęs oraz czarnej kredki. Z tym malowaniem mnie przez Jareda oczywiście żartowałam, umiałam się sama naprawdę dobrze pomalować.


____
Wiem, że nikt nie czyta, więc miłej lektury dla duchów. (: