sobota, 11 maja 2013

12. "-Nie lubię tej sukienki, nie lubię poloneza, nie lubię takich imprez – mruknęłam."


-To co, malować Cię? – rzucił Jared.
-Oczywiście, że nie! Zresztą i tak pomaluję się dopiero przed samym wyjściem. Muszę tylko paznokcie zrobić – mruknęłam. Jak zwykle o czymś zapomniałam.
-Mogę ja, mogę ja?! – ten znowu się napalił. O co mu chodziło, czemu tak bardzo chciał mnie we wszystkim wyręczyć. To chyba powinno być odwrotnie, w końcu to on jest gwiazdą, nie ja. Czyżby chodziło o coś więcej? Nie chciałam o tym myśleć, ba, myślenie o tym przerażało mnie. Nie byłabym zadowolona, gdyby pomiędzy mną a Jaredem zawiązało się coś więcej aniżeli tylko przyjaźń. Nie byłam gotowa na takie związki na odległość, ponieważ wątpiłam, aby Jared został tu dłużej bądź ja pojechałam za nim w trasę koncertową.  Zresztą nie pociągał mnie jako mężczyzna, nie miałam ochoty się z nim związywać choćby tylko na parę miesięcy. Wolałam, aby zostały między nami takie stosunki, jakie dotychczas panowały.
-Czemu się tak napalasz? O co Ci chodzi? – chciałam sobie wyjaśnić z nim to dziwne jego zachowanie.
-Bo widzisz.. – nie, nie wyglądał na takiego, który miałby mi wyznać, jak bardzo mnie kocha. Uff. – chcę Ci jakoś podziękować za to wszystko, co dla mnie zrobiłaś.. Tamtą rozmowę, dzisiejszą przejażdżkę, pozwolenie, abym tu parę dni spędził.. Nie wiesz,  ile to dla mnie znaczy, a na dobro zawsze odwdzięczam się dobrem.. Bo wiem, ze i tak nie przyjmiesz ode mnie pieniędzy, a teraz jestem w stanie Ci pomóc, więc to robię – odrzekł lekko. Jego wypowiedź wywołała u mnie lekki uśmiech.
-Przecież wiesz, że nie musisz. Z chęcią Cię przyjęłam, ponieważ twierdzę, ze jesteś super znajomym i chciałabym poznać Cię bliżej, gdyż mam wrażenie, że dobry z Ciebie człowiek. Mam nadzieję, że pozwolisz mi się głębiej poznać.
-Pod warunkiem, że i Ty też pozwolisz – zaśmiał się cicho.
-Nie ma sprawy… To chcesz mi naprawdę malować paznokcie? Nie rób z przymusu rzeczy, których robić nie chcesz, ja Cię do niczego nie zmuszam.
-Chcę, lubię malować paznokcie. Lekkie zboczenie po tej roli, nie wiedziałem, że to może być aż takie fajne.
-Tsaa, zwłaszcza wtedy, jak się coś odciśnie bądź odpryśnie – mruknęłam. – Odwróć się na lewo i wyciągnij czarny lakier oraz zielony, i weź ten najcieńszy pędzelek. Mam nadzieję, że umiesz dobrze rysować glify?
-Fajny wzorek sobie wymyślasz. Oczywiście, że umiem – odpowiedział, lekko oburzony.
–Okej, to go zrobisz, ja sobie posłucham muzyki.
Podeszłam do komputera i włączyłam 1-ą płytę Marsów, a jakże. Obróciłam się lekko przy pierwszych dźwiękach i usiadłam obok Jareda na kanapie. Ten wziął moją lewą dłoń i zaczął pieczołowicie malować mi paznokcie. Zaczęłam mamrotać pod nosem tekst piosenki, po chwili Jared wydarł się razem z płytą  Spojrzałam na niego. Nie sądziłam, że z taką energią potrafi to zaśpiewać! Byłam przekonana, że po koncercie odechce mu się starych płyt. Zauważyłam, że wokalista ma lekko zaszklone oczy.
-Tej, maluj mi dalej, bo chciałabym być w końcu gotowa – nie chciałam mu psuć zabawy śpiewania z samym sobą, ale paznokcie same się nie umalują.
-Okej okej… - i wrócił do malowania, nadal nucąc pod nosem.
W końcu chwycił zielony i zaczął mi robić wzorki. Na kciukach poprosiłam go o triady, na reszcie namalował glify. Kiedy skończył, spojrzałam na jego dzieło. Spodobało mi się, aczkolwiek sama mogłam zrobić ciut lepiej, zwłaszcza że triady były lekko zrąbane. Nie powiedziałam jednak nic, nie chciałam psuć radości Jaredowi. Spojrzałam na zegarek. Jezu, dochodziła 16-a! Za godzinę miał wpaść Kamil, a ja byłam tylko umalowana i uczesana! Szybko skoczyłam do drzwi, ciągnąć Jareda za rękę.
-Chodź na dół, zrobisz mi coś do jedzenia, bo ja muszę poszukać kurtki! – rzuciłam do niego, kiedy pytającym wzrokiem spojrzał na mnie podczas biegania po schodach ku dołowi.
-Co chcesz? – rzucił, kiedy staliśmy już przy lodówce.
-Zrób kanapki z serem, chętnie bym zjadła – odpowiedziałam, grzebiąc w szafie w poszukiwaniu mojego długiego skórzanego płaszcza.
Z salonu wyszła mama.
-Maju, jaka piękna fryzura! – nie mogła się nadziwić.
-Widzisz, nasz gość ma trochę talentu, którego nie chciał marnować.
-A jak samopoczucie?
-Nie jest źle, aczkolwiek nadal mam wrażenie, że się nie wyrobię na czas ze wszystkim.
-Nie martw się, dasz radę. Jak dojedziesz? Mam Cię odwieźć?
-Nie musisz, Kamil ma prawo jazdy.
-Baw się dobrze, ja wracam do siebie.
-Dzięki, Ty również tam odpoczywaj! – znalazłam kurtkę, powiesiłam ją na krześle i wróciłam do kuchni.
Jared urządzał kuchenne rewolucje. Wszędzie było wszystko pootwierane, zabrudzone, rozwalone. Przynajmniej efekt końcowy było widać: dwie skromniutkie kromki chleba na talerzu. Mi to wystarczyło.
-Dzięki, ale ogarnij to, mama nie lubi bałaganu – rzekłam do wokalisty.
-Wiem.. Przynajmniej dowiedziałem się, gdzie o macie pochowane, bo lekki problem miałem z odnalezieniem właściwych składników.
-Zawsze tak jest, jak się przyjeżdża do kogoś obcego.
-Dlatego chcę to zmienić.
Moja kanapka zatrzymała się w połowie drogi ku moim ustom. Jak to, Jared chce zamieszkać u mnie czy co? Byłam przerażona. Przecież nie może ciągle na nas żerować! Dodatkowo ja też mam swoje życie, a nie uśmiechało mi się niańczenie Jareda 24 godziny na dobę. Owszem, bardzo go lubiłam i cieszyłam się, że siedzi ze mną tutaj, ale bez przesady… Może miał na myśli, że co jakiś czas będzie wpadał tutaj. Postanowiłam się go zapytać, co miał dokładnie na myśli, mówiąc to zdanie.
-Tak, oczywiście, że będę wpadał! Też mam swoje życie i nie chcę się wpierdalać do Twojego – powiedział poważnie na zadane przeze mnie pytanie.
-To dobrze, bo wiesz, to byłoby trochę dziwne.. Ale pamiętaj, że u mnie możesz się czuć jak u siebie w domu i wpadać, kiedy chcesz – uśmiechnęłam się.
-Przecież wiem, doskonale o tym wiem, nie musisz mi o tym co chwila marudzić – zaczął marudzić Jared.
-Dobra, spoko.. Lecę na górę, mam tylko pół godziny, żeby wbić się w ubrania i poprawić się! Wpadnij za 15 minut, to ocenisz, jak wyglądam.
Wleciałam do pokoju i zrzuciłam szlafrok. Założyłam rajstopy, podwiązkę, a na końcu sukienkę, której nie mogłam dopiąć. Postanowiłam zaczekać na Jareda, ten na pewno mi pomoże. Zrobiłam makijaż, którego wcześniej nie zdążyłam zrobić, i włożyłam buty. Kurde, jednak były trochę za wysokie, nie lubiłam tego typu butów. Żałowałam, że nie mogę iść w glanach, ale matka powiedziała, że absolutnie nie ma mowy. W sumie jej się nie dziwiłam, nie wypada iść na bal w takim obuwiu, aczkolwiek zapakowałam glany do torby, a nuż się przydadzą. Do torebki włożyłam kilka drobiazgów typu telefon, dodatkowa para rajstop, chusteczki i takie tam inne duperele. Właśnie poprawiałam końcowe rzeczy, kiedy usłyszałam lekkie pukanie do drzwi i do pokoju wsunął się Jared, nie czekając na pozwolenie.
-Wyglądasz... cudownie - wymruczał mi do ucha.
-Dzięki, wiem - uśmiechnęłam się do niego.  - I zmiana planów, do Manufaktury dojedziesz taksówką, mama była zbyt zmęczona.
Tak naprawdę nie pytałam się mamy, czy zawiezie gościa, nie chciałam jej do wszystkiego wykorzystywać. Postanowiłam, że tak będzie lepiej, przecież nas stać na taksówkę.
-Nie ma sprawy.
-Poradzisz sobie beze mnie..? - wyszeptałam, patrząc w oczy Jareda, gdzie zobaczyłam zadowolenie, ale też smutek. Byłam ciekawa, czemu się smuci. Na wyjaśnienie nie musiałam zbyt długo czekać.
-Tak, ona mi pomoże ewentualnie.. Słuchaj, bo jest jedna sprawa.. Nie wiem, jak zacząć.
Chwyciłam go za dłoń i pociągnęłam w stronę łóżka, na które klapnęliśmy z głośnym jękiem sprężyn.
-Mów śmiało, nie wstydź się. Wyrzuć to z siebie, widzę, że to Cię męczy - zachęcałam go do rozmowy ze mną.
-Taka sprawa.. Muszę jeszcze dzisiaj wyjechać do Ameryki... - zasmucił się.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to? Przecież miał jeszcze tyle u mnie zostać! Mieliśmy tyle rzeczy w końcu obgadać, miałam w planach tyle rzeczy, odwiedzenie ZOO, przejażdżkę starym tramwajem... Nie, to nie może być prawda! Nie chciałam, aby to robił.
-Żartujesz sobie ze mnie, prawda? Powiedz, kurwa, że żartujesz! – załkałam.
-Niestety nie – przytulił mnie mocno do siebie. – Jeszcze tu wrócę, o to się nie martw.
-Tak krótko byłeś tutaj, nawet nie mieliśmy okazji posiedzieć nad herbatą i ciastkami – próbowałam nie płakać z uwagi na makijaż, ale to było trudne. W końcu nie wytrzymałam i łzy pociekły mi policzkami. – Ale pójdziesz na to spotkanie? – zapytałam się go przez łzy.
-Pójdę, obiecałem Ci przecież, a ja zawsze obietnic dotrzymuję – uśmiechnął się lekko.
Wstałam i poszłam przed lustro. Na szczęście straty nie były poważne, więc szybko poprawiłam to, co miałam poprawić i byłam gotowa.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie Kamil! Mimo to nie byłam wcale zadowolona, że przyszedł chłopak, na którego polowałam od paru miesięcy.
-A jak załatwisz sprawę z Kingą? – olśniło mnie.
-Między nami do niczego nie doszło, wczoraj spotkałem ją po koncercie i powiedziałem, że nie chcę mieć z nią żadnego kontaktu, jeśli chodzi o stały związek.
Ulżyło mi, że potrafił ze wszystkiego się wyplątać, ale było mi żal koleżanki. Nigdy nie miała chłopaka, a teraz Jared musiał ją mocno zniechęcić do poszukiwania następnych. No cóż, takie bywało życie. Poprawiłam włosy i usłyszałam pukanie do drzwi. Wzięłam się w garść, rzuciłam smutny uśmiech Jaredowi i poszłam je otworzyć. W drzwiach stał Kamil, który wyglądał nieziemsko w garniturze i krawacie pod kolor mojej sukienki. Pod marynarką miał białą prostą koszulę. W dłoni trzymał białego tulipana. Zrobiło mi się miło na ten gest.
-Witaj, Maju. Gotowa do nocnego szaleństwa? – pochwycił moją dłoń i złożył na niej siarczysty pocałunek, na co ja lekko się zarumieniłam i dygnęłam przed nim.
-Witaj, Kamilu. Oczywiście!
Rzuciłam ostatnie spojrzenie na Jareda, bo wiedziałam, że więcej się już nie zobaczymy przez dość długi czas. Ten lekko kiwnął głową i odprowadził mnie spojrzeniem ku wyjściu.
Zeszłam z Kamilem po schodach. Na dole stała mama i trzymała w rękach mój płaszcz.
-Dobrej zabawy, wpadniemy na poloneza pewno – uśmiechnęła się i podała mi kurtkę.
Założyłam odzienie i wyszłam na dwór. Nie było zimno, więc nie zapinałam się, zwłaszcza że przed domem stała srebrna honda Kamila. Weszłam do samochodu i zapięłam pasy, to samo zrobił Kamil.
-Jak się czujesz po wczorajszym? – zapytał się mnie, kiedy już ruszyliśmy.
-Nie jest źle, już prawie nie odczuwam bólu. Dzięki, że się pytasz. – uśmiechnęłam się do niego. – Jak oceniasz koncert?
-Niesamowity! Nie wiedziałem, że Jared jest tak sympatycznym mężczyzną. Ale widziałem, i słyszałem, że nie śpiewał na CTTE. Jakiś uraz?
-Można tak powiedzieć – westchnęłam. – Mam nadzieję, że nikt więcej nie zauważył tego.
-Raczej nie, ja tylko podejrzewałem po minie Jareda, jak wyszedł po tej piosence na scenę, że jakieś ciepienie mu się malowało na twarzy…
-Ty idź lepiej na psychologa, strzelasz miny jak zawodowy fachowiec – zaśmiałam się.
-Coś Ty, ja na inżynierię idę! – obraził się.
-Stary, przecież żartowałam! – zdziwiłam się, że nie potrafił załapać tak prostego żartu.
-Okej okej – ale nadal siedział obrażony.
W aucie zapanowała nieprzyjemna atmosfera. Nie sądziłam, że się na nim zawiodę, ale to się niestety stało. Chłopak, który był początkowo moim marzeniem, aktualnie przechodził do ludzi, których za bardzo znać nie chciałam. Spokojnie, dopiero się poznaliśmy, może jest zestresowany studniówką i polonezem? W końcu tak rzadko tańczyliśmy ze sobą ten ważny taniec, bo zaledwie jedną próbę mieliśmy ze sobą. Postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę.
Dojechaliśmy pod miejsce naszego balu. Był to ogromny biały pałac, przed którym był piękny i cudowny ogród, którego niestety nie było widać z powodu ciemności, jakie opanowały ziemię. Zaparkowaliśmy na parkingu przy budynku, i weszliśmy do sali, gdzie mieliśmy odbyć próbę generalną. Zobaczyłam, że i „orkiestra” się rozłożyła, a jej członkowie zniknęli gdzieś, zostawiając cały sprzęt. Byliśmy prawie ze pierwsi. Poszliśmy zając sobie miejsca przy stole, obok siebie, i wróciliśmy do sali tanecznej, gdzie miał być polonez, a później bal. Nie czekaliśmy zbyt długo na resztę tańczących. W ciągu następnych 15 minut pojawili się wszyscy, zagadani, roześmiani. Mimo to widziałam na ich twarzach lekkie zdenerwowanie i tremę. Podeszła do nas nauczycielka, która dotychczas kontrolowała wszystkie próby i nas uczyła tańczyć.
-Ustawić się w pary! – krzyknęła do mikrofonu.
Ustawiliśmy się. Z głośników popłynęły pierwsze nuty. Ruszyliśmy. W środku tańca zauważyłam Litzę  stojącego pod ścianą i śmiejącego się. Wytknęłam mu język i tańczyłam dalej. Po skończonej próbie mieliśmy jeszcze pół godziny dla siebie. Kamil podszedł do chłopaków, ja zaś skierowałam się ku Moherowi. Kiedy zauważył, że idę do niego, chciał uciec, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie lubię tej sukienki, nie lubię poloneza, nie lubię takich imprez – mruknęłam.
-Nie dziwię się – znowu się zaśmiał. – Jak Ty wytrzymujesz w takim czymś?
-Właśnie nie wiem, ciągle się zastanawiam, czemu szwy jeszcze nie puściły. Gdzie reszta zespołu? – chciałam zmienić temat.
-Aaa, porobili Ci wcześniej parę zdjęć i wrzucają na forum.
Jęknęłam. Sądziłam, że nikt nie zobaczy mnie w tym koszmarnym stroju, ale zapomniałam, że na zespół zawsze można liczyć, iż wszystko pójdzie w świat. Trudno, niech się śmieją, sama za parę lat będę się z tego śmiała, chociaż teraz mi do śmiechu nie było.
-Wzięłam glany, później sobie zmienię buty, bo w tych nigdy nie wytrzymam do końca imprezy.
-I dobrze, że wzięłaś, bo potem ma wpaść parę znajomych i mamy zagrać koncert.
-Przecież mieliście tego nie robić, nie grać swoich piosenek! – byłam ciut przerażona.
-Rozmawialiśmy z zarządem i uzgodniliśmy, że weźmiemy pół ceny, jaką mieli nam dać pod warunkiem, że będziemy mogli później zrobić koncert.
-A Ci „znajomi” to wejdą za darmo?
-Oczywiście, że nie! Będą musieli zapłacić tylko 10 zł, a i tak wiedzą o tym nieliczni.
-Pewnie forum.. – znowu jęknęłam.
Litza się uśmiechnął i nic nie odpowiedział, tylko wyszedł gdzieś, pewno do zespołu. Zadzwoniłam szybko do mamy.
-Jesteś jeszcze w domu?
-Tak, a co się dzieje? – była zdziwiona, że do niej dzwonię o tej porze.
-Wejdź do mojego pokoju i weź mi czarne spodnie z wczoraj, które powinny być na krześle, oraz weź z szafy koszulkę Luxtorpedy, byle jaką, zapowiadają tu koncert – westchnęłam.
-Nie ma sprawy, przekażę Ci po polonezie. Czyli wzięłaś jednak glany? – nie była zadowolona, że to zrobiłam.
-Wybacz, musiałam, i tak nikt by się nie zorientował.. Mamo, ja muszę kończyć, zbieramy się pomału! – lekko ją okłamałam, bo jeszcze nie nadchodziła godzina poloneza. Chciałam jeszcze trochę porozmawiać z koleżankami i zapytać się, jak tam u nich leci po klasówce i przed polonezem. Podeszłam do Pinki.
-Cześć, Pinia, jak tam?
-Maju, dawno Cię nie widziałam! Nie miałam nawet okazji się zapytać, jak Ci poszła biologia.. Jak Ci poszła biologia? Jak koncert?
-To i to dobrze, czuję, że w końcu napisałam biologię tak jak trzeba. A Tobie jak poszła?
-Też czuję, że wszystko mam bezbłędnie! Podobno jutro ma dać wyniki do Vulcana.
-Nieszczęsny Vulcan.. – mruknęłam. Pinka miała oczywiście na myśli nasz dziennik elektroniczny. Często przysparzał mi wiele problemów, zwłaszcza wówczas, kiedy chciałam ukryć przed mamą złą ocenę... - Nie stresuj mnie bardziej! Wiesz w ogóle, że ma być koncert? - chciałam jak naszybciej zmienić temat.
-Oczywiście, było o tym mówione na forum klasy! Nie wiedziałaś? - była zdziwiona.
-Widzisz, ostatnio nie mam na nic czasu, nie mówiąc o fb.. Za dużo na głowie, goście, koncert i w ogóle.. - mruknęłam. Myślami byłam przy Jaredzie, czy się dobrze bawi ze swoją towarzyszką. Miałam nadzieję, że nie będzie tego żałował, bo co do niej to nie miałam żadnych wątpliwości. W końcu nie każdy ma szansę spotkać się ze swoim idolem prywatnie..
-No to wiedz, że info mamy od Olki, której powiedział ojciec innej dziewczyny zajmujący się całą naszą studniówką. Oczywiście większość klasy wzięła glany. A Ty będziesz w tym tańczyła?
-Nie znasz mnie? Przecież i tak miałam zamiar po polonezie przebrać się w wygodniejsze buty! - żachnęłam się.
-No tak, zapomniałam, czasami różne rzeczy wypadają z głowy.. Ja lecę, mój chłopak przyjechał.. Przemku! - i poleciała w stronę schodów.

_____
Kurde, nie udaje mi się nadrobić.. Trudno, miejmy nadzieję, że wena mnie dopadnie.
Ostatnie opw przed Impactem. (: