Dla umilenia podróży
po 15 minutach włożyłam w uszy słuchawki od telefonu, a w komórce włączyłam
najlepsze radio pod słońce – Eskę Rock. Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, ale
to miały być ostatnie tygodnie istnienia tego radia, które ustąpi później
miejsca innej rozgłośni radiowej, która z rockiem miała tyle wspólnego co
polskie pociągi z punktualnością. Leciały różne świetne kawałki rockowe,
głównie te z starych czasów.
Przed 5 rano
poleciało Do or Die. Zadowolona słuchałam sobie i kiwałam głową w rytm muzyki.
Po skończonej piosence odezwał się prowadzący.
-Za nami świetny
kawałek 30 Seconds to Mars, których to koncert odbędzie się dzisiaj we
Wrocławiu! Wszystkie bilety zostały wykupione już miesiąc temu, nikt nie
podejrzewał, ze zapanuje taki szał wśród fanów. Jeszcze nigdy bilety na
ogłoszony 2 miesiące wcześniej koncert tak szybko się nie zeszły, co tylko
oznacza, że Polska kocha Marsów! A jeśli jesteśmy już przy tematyce Wrocławia
chciałbym poinformować wszystkie ranne ptaszki, że w dniu dzisiejszym padną
rekordowe temperatury w całej Europie. Takiego gorąca nie było jeszcze w tym
stuleciu, a Wrocław będzie należał do miast znajdujących się w pierwszej 5, w
których będzie zanotowana najwyższa temperatura w ciągu tego stulecia.
Synoptycy zapowiadają, że ma ona dochodzić w cieniu nawet do 38 stopni
Celsjusza!
Organizatorzy
zapewniają, że w związku z tak dużym gorącem podejmą wszystkie potrzebne kroki,
aby fani, czekający na swój koncert, nie umarli z tego powodu. Hala będzie
klimatyzowana przed koncertem, przed wejściem zawieszą kilka płacht, żeby
ludzie mieli się gdzie schować w cieniu, oraz będzie dostępne darmowe stoisko z
wodą, gdzie każdy uczestnik, który pokaże swój bilet, będzie mógł jeden raz
otrzymać bezpłatną litrową wodę niegazowaną. Dodatkowo w okolicach stadionu już
od 12 będą czuwały dwie karetki pogotowia. Miejmy nadzieję, że pomimo gorącej
atmosfery wszyscy będą się świetnie bawić!
Puszczono jakąś
muzykę, a ja siedziałam zmartwiona. Nie chciałam, żeby ludzie mieli odparzenia
od słońca, bo to potem oznaczało dla mnie, jak i dla całego marscrew, mnóstwo
papierkowej roboty. Mimo że nie byliśmy organizatorami, zawsze po części była
to wina zespołu, że zdecydował się grać w taki gorąc.
Słońce wzeszło i
przypiekało nas zza zaciemnionej szyby. Czułam je pomimo włączonej klimatyzacji
i zasłonięciu po chwili rolet. Na szczęście nie pociłam się, ale już się bałam
wysiadać z autokaru. Wzięłam telefon w ręce i wysłałam do Emmy sms-a z
zapytaniem, czy jest możliwość podjechania pod PKS klimatyzowaną limuzyną.
Odpowiedź uzyskałam natychmiast, a wiadomość brzmiała, że owszem, auto będzie
na nas czekało już 15 minut przed naszym planowanym przyjazdem. Kamień mi spadł
z serca, bo nie wiedziałam, czy poradzę sobie z pijanym Jaredem i bagażami. No
w sumie trochę dziwne by było, gdybyśmy mieli jechać do hotelu komunikacją
miejską…
Po godzinie, kiedy
spojrzałam przez szybę, zauważyłam, że wjechaliśmy już na obrzeża Wrocławia.
Potrząsnęłam delikatnie za ramię Jareda.
-Leto, obudź się! –
syknęłam do niego.
-Umhhh, już wstaję… -
wymamrotał, nadal mając zamknięte powieki.
-Jared! – podniosłam
trochę głos.
Otworzył prawe oko i
popatrzył na mnie, zezując. Jego gałki były całe przekrwione.
-Jesteśmy prawie na
miejscu, musisz się ogarnąć – jęknęłam, kiedy zamknął oczy, a z jego ust
dobiegło mnie ciche chrapanie.
-Oesu, nie marudź –
mamrotał dalej pod nosem, a w jego głosie wyczuwałam zdenerwowanie.
-Jared, budź się! –
zaczęłam się z nim szarpać, chcąc go obudzić w końcu. Nie podobało mi się to,
że tak całkowicie olewał moje słowa i moją osobę.
Z głośników poleciał
głos spikerki, która zapowiedziała, że zaraz autobus zatrzyma się na stacji we
Wrocławiu i żeby wziąć swoje bagaże i takie tam różne inne informacyjne rzeczy.
Po chwili powtórzyła ten sam komunikat, tylko że po angielsku. Dopiero wtedy
Leto zareagował i otworzył oczy, trąc je, a następnie rozciągnął się na tyle,
na ile był w stanie to zrobić. Sięgnął po butelkę wody i wypił połowę jej
zawartości.
-Będzie dzisiaj
gorąco – poinformowałam go, chowając wyciągnięte podczas podróży rzeczy do
torby.
-No i? – spytał się
nieprzytomny nadal.
-Bardzo gorąco, niby
hala ma być klimatyzowana ale wiesz, jak to jest, w Polsce wszystko się psuje w
najmniej odpowiednim czasie – powiedziałam, patrząc na niego.
-To wystąpię bez
koszulki, z gołą klatą – uśmiechnął się do mnie rozbrajająco.
-Taak, bo ja tylko o
tym marzę, żeby zobaczyć Cię gołego – wytknęłam mu język.
Wziął moją twarz w
swoje dłonie i delikatnie pocałował mnie w usta. Nie pozostałam mu dłużna i
odwzajemniłam całusa, a Leto zaczął mnie namiętnie całować. Odepchnęłam go z
cichym westchnieniem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Śmierdzisz alkoholem
– powiedziałam, czując przez chwilę jego oddech w sobie.
-Nie to nie – obraził
się i odwrócił się do mnie na siedzeniu.
Wzruszyłam ramionami.
Nie chciałam się bawić w jego gierki, a nie lubiłam, kiedy całuje mnie ktoś
pijany, nie lubiłam tego zapachu i smaku.
Autobus zatrzymał się
na miejscu, więc podnieśliśmy się z miejsc, chcąc go opuścić. Jared złapał mnie
w pewnym momencie za dłoń. Spojrzałam na niego.
-Myślałam, że masz
focha – powiedziałam ironicznie.
Zmroził mnie
wzrokiem, jednak nie puścił dłoni. Pewnie za bardzo się bał, że możemy zostać
rozdzieleni przez przechodzący tłum, którego o tej godzinie nie było. W duszy
śmiałam się z tego człowieka. Wzięliśmy nasze bagaże i rozejrzałam się przed
autobusem po dworcu, chcąc znaleźć limuzynę. To Leto ją pierwszy znalazł, bo
pokazał palcem na nią, kiedy ja się patrzyłam w zupełnie innym kierunku.
Poszliśmy w tamtym kierunku. Przed samochodem stał kierowca, paląc papierosa.
-Dzień dobry, czy to
pan ma dostarczyć Jareda do hotelu? – spytałam się go, kiedy znaleźliśmy się
przed nim.
-O, już jesteście? –
obrzucił mnie wzrokiem, zatrzymując na dłużej wzrok w moim dekolcie, a ja
poczułam, jak uścisk Jareda się wzmocnił na mojej dłoni. Zabawne, czyżby
wokalista poczuł nutkę zazdrości? – Zapraszam do środka – w końcu odczepił się
od mojego biustu, rzucił niedopałek na chodnik i ruszył w kierunku miejsca z
kierownicą.
-Nie lubię tego typa
– wycedził przez zaciśnięte zęby Jared.
-Daj spokój, pewnie rzadko
ma okazję popatrzeć się w ładne piersi – zaśmiałam się cicho, chowając torby do
bagażnika.
-I tak go nie lubię –
wyszeptał mi do ucha, kiedy znaleźliśmy się już w środku auta. – Jesteś moja i
Ci nikomu nie oddam.
Spojrzałam na niego
czułym wzrokiem i pocałowałam w policzek, po czym oparłam głowę o jego ramię.
Czułam się bardzo zmęczona, a miałam przed sobą jeszcze kilkanaście godzin
ciężkiej pracy w tym upale. Będzie dzisiaj bardzo ciężki dzień…
Dojechaliśmy pod
hotel w 10 minut. Ulice były nadal puste, nikomu się nie spieszyło do pracy.
Widocznie jeszcze było dla ludzi za wcześnie, żeby zacząć swoje rutynowe życie.
Kiedy kierowca się
zatrzymał pod hotelem, z ulgą stwierdziłam, że nikt z PE nie postanowił czekać
pod hotelem całą noc, żeby tylko złapać swoich idoli. Podejrzewałam, że i tak
większość będzie teraz zaczynała swoje kolejkowanie pod miejscem koncertu,
aczkolwiek nie wątpiłam, że znajdzie się kilka osób, które będą próbowały
znaleźć tutaj szczęście. Niestety nie będzie im to dane, bo parking hotelu
znajdował się pod budynkiem, gdzie wstęp miały tylko i wyłącznie auta należące
do gości hotelu.
Wyszliśmy na
zewnątrz. Do windy nie było daleko. Wcisnęłam 5 piętro. Drzwi się za nami
zamknęły i pojechaliśmy w górę, na wskazane piętro. Na korytarzu nikogo nie
było.
-Hm, nie mamy kart od
pokoju – powiedziałam na głos, zastanawiając się, jak wejdziemy do pokoi i
jakie w ogóle mamy. Wiedziałam tylko tyle, że nasze apartamenty znajdują się na
tym piętrze i jaki pokój ma Emma. – Jared, musimy znaleźć pokój 511, w nim śpi
Twoja ukochana menagerka.
-Czasami mam jej dość
– westchnął, kiedy szliśmy korytarzem i obserwując numerki na drzwiach. – Lubi
władzę i jest bardzo stanowcza, przez co czasami ciężko jest porozmawiać dłużej
z fanami na dworze. Na szczęście, wraz z Twoim pojawieniem się, odpuściła sobie
tą upierdliwość.
-Pewnie dlatego że
nie spędzasz czasu z fanami tylko ze mną – uśmiechnęłam się do niego.
Stanęliśmy przed
szukanym pokojem. Jared zapukał mocno w drzwi, które bardzo szybko się
otworzyły. Stanęła w nich Emma, która była ubrana w krótką, jedwabną sukienkę.
Leto wlepił swój wzrok w jej piersi, które, przez obcisłość materiału, były
bardzo widoczne.
-Ehm – chrząknęłam,
chcąc mu przypomnieć, że nadal tu jestem. Nie zareagował. Wywróciłam oczami.
-On tak zawsze –
mruknęła Emma, kiedy Leto otworzył lekko usta, nadal wpatrzony w jej biust. –
Zwłaszcza kiedy jest pijany, wtedy mógłby się patrzeć tylko w cycki.
-Dziwne to jest, bo
jeszcze jakieś 15 minut temu był obrażony o to, że ktoś patrzy się w mój dekolt
– poinformowałam, wzdychając.
-Leto – powiedziała bezgłośnie.
Podała nam karty. – Macie pokoje 514 i 515, Twoje bagaże są w tym drugim, bo
sądzę, że pokój Jareda nie przypadłby Ci do gustu – zachichotała lekko. –
Spotykamy się na dole, standardowo, o 9. Ja się jeszcze trochę zdrzemnę –
uśmiechnęła się do mnie i zamknęła drzwi przed nosem Jareda, który wyglądał
tak, jakby był gotowy wejść do jej pokoju i zedrzeć z niej tę sukienkę.
Wkurzyłam się trochę
na Leto, bo olał mnie w tym momencie całkowicie. Jęknął z zawodem, kiedy tylko
drzwi się zamknęły. Spojrzałam na niego zdenerwowana i podałam mu klucz, nie
mówiąc żadnego słowa, po czym odwróciłam się i poszłam w kierunku swojego
pokoju. Jared potrzebował 5 sekund, żeby do niego dotarło to, co się przed
chwilą stało.
-Ej, poczekaj, to nie
tak! – rzucił za mną, a ja usłyszałam jego szybki krok. – Przepraszam! – zawył,
kiedy otwierałam kartą swój pokój.
Zatrzasnęłam mu drzwi
przed jego nosem. Usłyszałam jeszcze jakieś narzekania i przeprosiny, jednak
całkowicie je olałam. Rzuciłam bagaż na podłogę i rzuciłam się na łóżko,
chwytając w dłoń pilot od klimatyzacji. Ustawiłam od razu na 19 stopni,
wiedząc, że po powrocie będę się ubóstwiała za ten chłodny pokój, a następnego
dnia przeklinała się za to, bo zapewnie złapię jakąś chorobę, typu ból gardła
czy nieznośny katar.
Wzięłam kosmetyki,
nowe ubrania i poszłam do łazienki, chcąc wziąć kąpiel w letniej wodzie. Pomimo
włączonej klimatyzacji i wczesnej pory, bo dochodziła dopiero 7 rano, cała
lepiłam się od potu. Powietrze na dworze było ciężkie, suche i strasznie
gorące, ciężko było nim oddychać. Na dzień dzisiejszy miałam converse z niskim
stanem koloru szarego, krótkie czarne spodenki i szarą bluzkę na ramiączkach, na
której było napisane WTF is B. Cubbins? Dostałam ją któregoś tam dnia od Jareda
podczas tej trasy, kiedy mu powiedziałam, że ma fajną koszulkę i chciałabym
taką mieć, tylko w trochę innym wydaniu niż oryginał. Ten wykonał telefon do
USA i po 2 tygodniach przyszła wymarzona rzecz.
W wannie włączyłam
laptopa. Nie bałam się, że wpadnie mi do wody, miałam już ten sposób
korzystania z urządzenia opatentowany. Poprzeglądałam wpisy znajomych na tt, że
już pomału szykują się na koncert, że jest strasznie gorąco, ale Prestige już
zainstalowało materiałowe dachy nad wejściami, że się nie mogą doczekać swojego
ukochanego zespołu i że chcieliby usłyszeć takie i owakie piosenki. Tutaj nie
chciałam ingerować w zespół, zmuszając ich do grania innej setlisty niż
zazwyczaj, bo to było faworyzowanie jednego państwa, rzecz, której nie
cierpiałam niezależnie od sytuacji.
Przed 9 wyszłam w
końcu z wanny, czując, że moje ciało jest zimniejsze o kilka stopni niż przed
wejściem do tego hotelu. Przebrałam się w naszykowane rzeczy, spakowałam do
swojego plecaka potrzebne przedmioty i wyszłam z pokoju. W korytarzu spotkałam
Asię.
-Cześć! – zawołałam
do niej.
-Siema, jak się
czujesz? – popatrzyła na mnie z troską.
-Jest dobrze, bywało
gorzej – uśmiechnęłam się do niej. – Jak zwiedzanie miasta z Shannonem?
-A daj se spokój, non
stop mi marudził, że jest za gorąco, ze chciałby popływać, nic go nie
interesowało, patrzył się tylko w mój dekolt nieustannie. Na szczęście nie
zarywał do innych dziewczyn, za co mu jestem niezmiernie wdzięczna. Plus
spotkaliśmy na mieście kilku Echelonów, ale spotkania przebiegły nadzwyczaj
spokojnie. O dziwo nikt się mnie nie pytał, kim jestem dla Shannona, pewnie
przez to, że podczas rozmów odchodziłam na bok, żeby Leto miał możliwość
swobodnej rozmowy z fankami. A jak Jared?
Opowiedziałam jej
wszystko, co się działo po powrocie do świata żywych. Była razem ze mną
oburzona zarówno zachowaniem fanki, jak i samego Jareda wobec Emmy.
Poprzeklinałyśmy trochę na niego, a mi złość w końcu tak jakby przeszła.
Musiałam się wyżalić, potrzebowałam tego, cieszyłam się, ze zawsze mogę liczyć
na Asię.
Na dole byli wszyscy
oprócz divy. Spojrzałam na Emmę jednoznacznie.
-Pewnie ma kaca –
rzuciłam niedbale, siadając na wolnym krześle.
-Idź po niego –
powiedziała do mnie kobieta.
-Dlaczego? –
zapytałam się zdziwiona.
-Bo to Ty jesteś jego
osobistą podporą i jesteś za niego odpowiedzialna – poinformowała mnie
rzeczowo.
Spojrzałam na resztę
towarzystwa, które szybko wbiło wzrok w swoje półmiski, starając się nie
roześmiać, po czym zmroziłam wzrokiem kobietę.
-Sama idź go w
podskokach obudzić, przywiozłam go tu w jednym kawałku i tyle Ci powinno
wystarczyć, nie chcę otrzymać wymiociny od niego.
Tomo nie wytrzymał i
parsknął śmiechem w półmisek. Emma nadal na mnie patrzyła, gotowa mnie zabić,
więc wzruszyłam ramionami i olewając ją całkowicie, wzięłam się za szykowanie
dla siebie posiłku. Lekceważyłam wzrok kobiety, oddając się rozmowie z resztą
ekipy. W końcu Emma wstała z krzesła i dumnym krokiem poszła w kierunku
korytarza, gdzie zniknęła za zakrętem. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Ha, wygrałam! –
rzuciłam.
Wszyscy zaczęli mi
bić brawo, a ja ukłoniłam się lekko. Atmosfera przy stole zrobiła się jeszcze
bardziej luźniejsza, a ja poczułam się, jakbyśmy wszyscy byli jedną wielką
rodziną, która zna się doskonale i wie o sobie wszystko. Podobał mi się ten
stan, nie miałam nic przeciwko temu. Byłam ciekawa, czy reszta też to poczuła.
Spojrzałam na Asię, która miała w oczach wyraz szczęścia i miłości do
wszystkich, i wiedziałam, że nie byłam sama ze swoimi odczuciami.
Kiedy kończyliśmy pić
herbatę, do sali weszła wściekła Emma a za nia wkroczył Jared. Zauważyłam, ze
mężczyzna się lekko chwieje na swoich nogach. Usiadł obok mnie i zamknął oczy,
szepcząc:
-Ale mnie łeb boli….
Popatrzyłam na innych,
którzy po raz kolejny próbowali powstrzymać śmiech, po czym przeniosłam wzrok
na plamę na suficie, wiedząc, że dłuższy kontakt wzrokowy spowoduje, ze sama
nie wytrzymam i parsknę śmiechem. Sytuacja nie była za ciekawa, bo Emma
siedziała wściekła przy stole, z zaciśniętymi mocno ustami, Jared coś cicho
jęczał a reszta bała się zaśmiać, wiedząc, że to doprowadzi do ogólnej
katastrofy. Atmosfera zrobiła się tak napięta, że można było ją spokojnie kroić
nożem i podawać ludziom na talerzach.
Dopiłam swoją herbatę
i szybko wstałam z miejsca, a razem ze mną pozostali towarzysze. Zostawiliśmy
przy stole Emmę i Jareda. Wolałam nie być przy tym, jak kobieta będzie w Leto
wmuszała jedzenie, z prostego powodu – umarłabym z wesołości.
Wpakowaliśmy się do
samochodu w podziemnym parkingu. Wszyscy grobowo milczeli, starając się
zachować powagę.
-„Ale mnie łeb boli…”
– powiedział Shannon, naśladując głos Jareda.
Popatrzyliśmy na
siebie i wybuchnęliśmy śmiechem, niezdolni do dalszego powstrzymywania go. W
końcu mogłam się rozluźnić i wyśmiać, wiedząc, że nie doprowadzi to do jakieś
większej afery. W takiej atmosferze, ciągłych chichotów, dojechaliśmy pod halę.
Rozdzieliliśmy się przed wejściem i ja oraz Asia poszłyśmy w kierunku ludzi, a
chłopaki weszli od razu do środka, niezdolni do dalszej egzystencji w tej
temperaturze.
Zawiesiłam na szyi
swoje badge i niepewnie zrobiłam krok do przodu. Było tak gorąco, że chodnik
przypominał rozpuszczoną bezkształtną masę, który był gotów pochłonąć każdego
śmiałka. Na szczęście nie zostałam wessana i dalej stąpałam po płytkach
chodnikowych. Żar lał się z nieba niesamowity, słońce nikogo dzisiaj nie
oszczędzało. Zrobienie paru kroków spowodowało, że byłam już cała mokra od
potu.
Podeszłyśmy z Asią do stojącej grupki ludzi,
których dobrze znałyśmy. Przywitaliśmy się ze sobą i, schowani pod cieniem,
rozmawialiśmy chwilę o naszych przygodach i planowanych akcjach na koncert. Tym
razem PE nie popisało się niczym i nic nie przygotowało, ponieważ stwierdzono,
że będzie za gorąco aby brać cokolwiek więcej, nawet jeśli to miała być zwykła
kartka papieru.
Po 20 minutach
rozmowy pożegnałyśmy się z nimi, wkraczając do środka sali, gdzie stały już
przygotowane stoły. Przywitałam się z resztą dziewczyn, które mi pomagały przy
rozdawaniu opasek, i ustawiłyśmy nasze stanowiska pracy. Asia poszła do
Shannona w tylko sobie wiadomych celach. Dzisiaj nie było Artifactu, co mnie
niezmiernie cieszyło, głównie dlatego, że Jared mógłby nie dać rady
przeprowadzić tego spotkania i udzielić odpowiedzi na zadane pytania.
Zastanawiałam się, co mu dzisiaj odbije, bo nie miałam wątpliwości, że do
koncertu nie da rady wytrzeźwieć.
Kiedy wszystko było
przyszykowane, odeszłam na chwilę od stołu i przeszłam na płytę, błogosławiąc
tego, kto wymyślił klimatyzację. Wszystkie szyby były zasłonięte roletami, a z
sufitu padało światło elektryczne. Cieszyłam się, że hala jest tą jedną z
nowoczesnych, że lampa na górze potrafi dać tyle samo światła co zwykłe słońce.
Na scenie łazili
techniczni, przygotowując sprzęt chłopaków na koncert. Podpinali kable,
ustawiali perkusję, mikrofon oraz statywy na gitary i głośniki. Asia wyszła na
scenę. Pomachałam jej, a ona mi odmachała, po czym schyliła się i przykleiła
niewielkie setlisty na podłogę, które miały służyć za listę piosenek podczas
soundchecku, następnie włożyła kilka kostek do statywu Jareda, położyła kolejne
niedaleko miejsca Tomo, a do Shannona włożyła 4 zapasowe drumsticki. Bywało, że
nawet podczas próby Leto potrafił rozwalić taką pałeczkę bądź, kiedy miał dobry
humor, rzucał podczas próby w tłum. Dzisiaj wiedziałam, że pomimo gorąca ma
dobry dzień, podobnie jak większość obecnych na sali.
-Emma i Jared są? –
krzyknęłam do Asi.
-Nie widziałam ich
jeszcze! – odkrzyknęła mi, uśmiechając się do mnie szeroko.
Trochę się
zaniepokoiłam, bo za 20 minut mieliśmy zacząć opaskowywać ludzi, a głównej
gwiazdy nadal nie było. Jednak wierzyłam, że Emma pilnuje czasu i uda im się
przed wpuszczeniem ludzi dojechać do celu.
Kiedy wychodziłam z
płyty do stołów, zobaczyłam, że w moją stronę idzie postać z blond włosami.
Zmrużyłam oczy i rozpoznałam w tej osobie Emmę. Tak jakby kamień mi spadł z
serca.
-Co tak długo? –
zapytałam się jej, kiedy się do siebie zbliżyłyśmy.
-Wymiotował kilka
razy – wywróciła oczami. – I się do mnie dobierał – w jej głosie wyczułam
wściekłość.
Zrobiło mi się
momentalnie smutno. Wiedziałam, że to jest spowodowane jego upojeniem
alkoholowym, co nie zmienia jednak faktu, że tak jakby mnie zdradzał. Bądź co
bądź, mimo że nie mówiliśmy tego oficjalnie, póki co byliśmy parą i musiałam
przegapić moment, w którym to miałoby się zmienić.
Emma zobaczyła mój smutek
i szybko uciekła, jąkając się, że musi sprawdzić klimatyzację. Podreptałam do
swojego miejsca, a mój dobry humor z rana jakby się gdzieś ulotnił. Usiadłam na
krześle i opuściłam głowę na swoją klatkę piersiową. Xenna popatrzyła na mnie.
-Co jest? – spytała się,
poprawiając tekturowe pudło.
-Jared – mruknęłam cicho.
-Ech, to nie wnikam –
powiedziała Xenna, kładąc mi w geście pocieszenia dłoń na ramieniu.
Uśmiechnęłam się do
niej niepewnie. Zaraz musiałam w ogóle na twarz przyjąć sztuczny uśmiech, bo
lada chwila miałyśmy zająć się swoją pracą. Spojrzałam na zegarek. Punkt 13:30.
Kiwnęłam ochroniarzowi, a ten otworzył drzwi. Weszli pierwsi ludzie.
Prawie ¾ z nich mnie
kojarzyła, więc mówiła do mnie po polsku, ciesząc się, że nie muszą wysilać
swojej mózgownicy, aby tłumaczyć zdania na angielski. Po kilku osobach
zapomniałam całkowicie o Jaredzie na moment, a mój uśmiech stał się bardziej
naturalny. Tak dawno nie widziałam tylu znajomych twarzy! Starałam się, aby
jedna osoba stała przy mnie maksymalnie 20 sekund, ale momentami się to nie
udawało i dopiero ciche chrząknięcia Mishy powodowały, że bliska mi koleżanka
przechodziła do niej, aby dać rękę na opaskę.
Coś, c zwykle przy
maksymalnym limicie robiłyśmy w 40 minut, przerodziło się w półtorej godziny.
Emma będzie zła, ale co ja tam się będę nią przejmowała? Pf, zalazła mi
dzisiaj, świadomie czy nie, porządnie za skórę i jakoś mi zwisało to, że jej
harmonogram się posypał. Kiedy ostatnia osoba poszła sobie, zamknęłam klapę od
laptopa, wzięłam go pod pachę i weszłam na płytę, gdzie przed samym wejściem
czekała na mnie Emma.
-Skończyłaaam! –
rzuciłam zadowolona.
O dziwo nie zaczęła
na mnie wrzeszczeć, tylko cicho westchnęła.
-Specjalnie to
zrobiłaś? – spytała się.
Popatrzyłam prosto w
jej oczy, przeszywając jej duszę. Nie wytrzymała mojego spojrzenia i odwróciła
wzrok. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Tak – odpowiedziałam
mściwie.
Widziałam, że chce mi
coś odpowiedzieć, ale po kilku próbach machnęła ręką i poinformowała mnie, że
ludzi można już wpuszczać na płytę, po czym odwróciła się i ociężale poszła w
kierunku garderoby Marsów, natomiast ja wróciłam do stoliku, przed którym stały
2 towarzyszki. Skinęłam im głową, a one podsunęły stoły pod ścianę, zabrały
pudła, wzięły laptopa i poszły do naszego skromnego pokoju. Podeszłam do
ochrony i poinformowałam ich, że można już zacząć wpuszczać.
-Tylko uważajcie, bo
jak zaczną biec, to nie poradzicie sobie z tłumem – ostrzegłam ich, widząc, jak
ciasno jest w kolejce przed wejściem.
-Myślisz, że tak źle
będzie? – zapytał się z zaniepokojeniem jeden z 3 ochroniarzy stojących przed
wejściem.
-Ja to wiem, byłam na
kilku koncertach w Polsce – mruknęłam. – Otwórzcie jedne drzwi, jedną połówkę,
i wpuście 5 ludzi, dajcie 10 sekund na uspokojenie się, znowu 5 ludzi i tak
dalej, jak zobaczycie, ze następne wpuszczane przez was osoby nie biegną,
wówczas wpuszczajcie normalnie, a kiedy znowu wrócą do biegania, to wy tak
samo, 10 sekund ich trzymajcie. Może się w końcu mój kraj nauczy, jak się
postępuje w przypadku posiadania biletu VIP. Aaa, i otwórz drzwi, ja próbuję
tam stanąć na początku i ich poinformować, jakie są zasady.
Mężczyzna kiwnął
głową, że rozumie, po czym nieznacznie uchylił drzwi. Udało mi się w nich
stanąć, ba, nikt mnie nie wepchnął do środka, sądząc, że to już jest ten
moment! Nabrałam powietrza w płucach i krzyknęłam:
-Ciszaaaa! – głośne rozmowy
umilkły, a ja się zastanawiałam, czy rozmawiać po polsku czy po angielsku.
Wybrałam drugi język, bo wiedziałam, że jest kilku zagranicznych fanów, a nie
będę ich dyskryminowała. – Dziękuję. Chciałam was tylko poinformować, ze jak
będziecie biec po wejściu, pchać się w kolejce, robić zamęt, będą wpuszczane tylko
po 5 osób za jednym razem, a między grupkami będą 10-sekundowe przerwy! Jeśli
chcecie, żeby to wszystko poszło sprawnie, nie róbcie z siebie kozła ofiarnego
tylko idźcie jak ludzie! Ja wiem, że to Marsy, nasz ukochany zespół, jednak
naprawdę was proszę o powagę i zdrowy rozsądek! Dziękuję. – powiedziałam, po
czym się wycofałam w głąb korytarza. – Możecie wpuszczać – szepnęłam i stanęłam
z boku, chcąc obserwować, czy posłuchają moich słów.
Niestety było tak jak
myślałam, wszyscy pędzili i pchali się na siebie. Cóż, przynajmniej
spróbowałam. Powiedziałam ochroniarzom, że mają robić tak jak mówiłam, i że
raczej to potrwa do połowy kolejki, a dopiero potem ludzie się opanują, po czym
poszłam za biegaczami do środka. Jakoś nie miałam ochoty iść do swojego pokoju,
chciałam się pobawić ze znajomymi przy barierkach podczas próby.
Kiedy weszłam do
środka, całe barierki przy wybiegu były już ładnie zajęte. Ludzie, którzy już tam
stali, obserwowali kolejnych biegaczy, chcąc dostrzec swoich znajomych i jakoś
pokazać im, żeby przyszli tam, gdzie oni stoją. W pewnym momencie zauważyłam,
że ktoś macha do mnie. Popatrzyłam i poznałam w tej osobie Adę, koleżankę, z którą
rozmawiałam przed wylotem z Polski. Po tym wydarzeniu nie rozmawiałyśmy za
często, czasami tylko wymieniłyśmy kilka smsów i tyle. Nie miałam czasu na
takie rzeczy, Marsi zajęli cały mój wolny czas. Podeszłam do niej z uśmiechem.
Ludzie, którzy stali obok niej, też mnie znali, więc ścisnęli się jakoś, żebym
mogła się zmieścić. Stałam naprzeciwko centralnej części wybiegu. Ten fart…
-Czemu jesteś z nami?
– zapytała się dziewczyna, kiedy oparłam się o barierkę.
-Zatęskniłam za takim
normalnym, zwykłym koncertem, podczas którego nie muszę się o nic martwić, a
moim jedynym problemem jest jak wytrzymać bez sikania kilka godzin –
westchnęłam. – No i za wami się stęskniłam, kochano ekipo Echelonu.
-Jak miłooo! –
zawołała słodko Ada i przytuliła mnie do siebie.
-Oj no, czasami
przebywanie wśród tych 3 idiotów jest męczące – powiedziałam do niej lekko
znużona.
-Co robią? – spytała się
mnie badawczo, a ja zauważyłam, że wszystkie osoby, które były w stanie mnie
słyszeć, przerwały rozmowę między sobą i z zaciekawieniem słuchały tego, co
mówię. Cóż, to nie był częsty widok, aby ktoś z wewnątrz marscrew stał sobie z
ludźmi przy barierkach i opowiadał, co się dzieje poza sceną.
-Czasami są kłótnie o
to, kto komu zabrał majtki, a potem chodzą obrażeni przez kilka dni na siebie.
Ostatnio ja zabrałam całej Trójcy ich ulubione gacie, a Ci zaczęli się tak
obrażać, że uszy więdły od ich przekleństw. Kiedy powiedziałam im, że mam ich
ukochane galoty, za karę zamknęli mnie w kryjówce na szczotki i dopiero po 2
godzinach Emma mnie stamtąd uwolniła. Nie pozostałam im dłużna i podczas rejsu
łódką wywiesiłam ich majtki na maszcie, przez co świat mógł podziwiać ich
bieliznę. Wrzucili mnie do wody, ale było fajnie bo opryskałam ich potem.
Wszyscy się zaśmiali,
nawet ja sama zachichotałam pod nosem na samo wspomnienie o tym wydarzeniu. To
było po którymś koncercie w Rosji, kiedy mieliśmy dzień przerwy i nie
wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić.
Poopowiadałam jeszcze
kilka historii, ale pilnowałam się, żeby nie były to jakieś mocno prywatne, ot
takie po prostu rozweselacze, którymi oni sami na pewno by się pochwalili wśród
znajomych. Nie naruszałam tematu ja-Jared, bo po co im ta wiedza?
Kiedy skończyłam
kolejną historię, na scenę wszedł Tomo i Shannon. Shannon ominął perkusję i
podszedł do mikrofonu.
-Siema Polska! –
rzucił, podnosząc rękę do góry. Spojrzałam na niego zdziwiona, i nie byłam
jedyną osobą, która miała pytający wzrok. – Dzisiaj ja wam trochę pogadam, bo
Jared jest lekko, hm… - odchrząknął, a ja wiedziałam, że w ten sposób stara się
nie roześmiać – niedysponowany! – dokończył. – Jared, zapraszamy do nas!
Zza perkusji
wynurzyła się postać przyozdobiona w wielkie czarne okulary, która była całkiem
blada pomimo opalenizny na swojej twarzy. Ludzie zaczęli szeptać między sobą.
Shannon wyminął z błąkającym się uśmiechem brata i usiadł za perkusją,
ustawiając sobie mikrofon, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy Jared da radę
cokolwiek dzisiaj zaśpiewać, skoro ledwo stał na nogach. Szykowało się ciekawe
show.
-Dobra, to teraz,
jako że my mamy władzę nad wyborem piosenek, polecimy z tym, co kochamy, czyli….
Battle of one! – wykrzyczał rozentuzjazmowany Shannon i zaczął nawalać w
perkusję.
Tomo podszedł do
niego i stanął naprzeciwko instrumentu, grając na swojej gitarze. Jared,
nieogarniający rzeczywistość, stał naprzeciwko mnie i patrzył się gdzieś przed
siebie, nie widząc stojących przed nimi ludzi.
Nagle wydarł się w odpowiednim
momencie do mikrofonu, a mi szczęka opadła, bo jego głos zabrzmiał identycznie
jak nagranie na płycie, zero zmienionego głosu, nic.
-O kurwa! –
powiedziała głośno Ada z szeroko otwartymi ustami.
Ludzie też się
dziwili, nawet Shannon na moment stracił rytm, tylko Tomo dzielnie grał dalej.
Jared nie przejął się, że perkusja została tak jakby wykluczona z gry, słuchał
gitary i darł dalej ryja.
Po BOO nadszedł
moment na Valhallę, The Kill full bandem (sikałam, kiedy słyszałam to
przepiękne this is who i really am), FY oraz Attack. Ludzie rozpływali się od
głosu Jareda, bo każda piosenka była odpowiednio zaśpiewana przez Leto, a ten
ani razu się nie pomylił w tekście. Shannon próbował coś tam gadać, ale ludzie
uciszali go, chcąc, żeby grał następną piosenkę.
Kiedy skończył się
Attack, Jared chwycił mikrofon w dłoń.
-A teraz Echelon,
piosenka stworzona z myślą o Was, z dedykacją dla mojej kochanej pracownicy z
marscrew, Mai! – powiedział do niego lekko sepleniąc.
Zabiję Dziada,
przysięgam, że go zabiję. Miał nic nie mówić o tym, że nas cos łączy, w Polsce!
Jednak kiedy zaczął śpiewać, zapomniałam o całym świecie. Wczuł się
niesamowicie w tą piosenkę, było widać emocje z każdym wyśpiewanym wyrazem. Nie
wiedzieć kiedy moje oczy zrobiły się wilgotne, kiedy wszyscy zgromadzeni
zaśpiewali razem z Jaredem refren. Każdy płakał, każdy się wzruszył, nawet te
młode osobniki, które nie przepadały za pierwszą płytą, widziałam, że ta
piosenka ich niesamowicie poruszyła.
Leto skończył
śpiewać, podziękował i odszedł do swojego pokoju, a za nim jego brat oraz
gitarzysta. Na sali zapanowała cisza, nikt nie był w stanie wypowiedzieć ani
jednego słowa. Za perkusją zobaczyłam Asię, która stała tam jakby ją ktoś
wmurował w podłogę. W końcu oprzytomniałam i przeskoczyłam przez barierkę, po
czym wspięłam się na scenę i poinformowałam o podziale ludzi. Ci z sc wyszli z
płyty, natomiast mg poszedł za mną do właściwej sali. Zostawiłam ich tam, gdzie
Emma objaśniała reguły, i poszłam do garderoby.
-Wow, Jared, wow –
powiedziałam, kiedy tylko weszłam do środka, gzie trójca siedziała na kanapie. –
Wow, uszanowanko, wow, to było niesamowite.
-Łeb mnie boli, mam
dość, chcę iść spać – marudził Jared, trzymając się za głowę.
-Chodźcie, trzeba
przeprowadzić spotkanie. Shomo, idźcie i pogadajcie, ja zostanę z divą i
doprowadzę go do stanu używalności – powiedziałam do chłopaków.
Tomo i Shannon
poszli, a ja zostałam sama z Jaredem. Wyjęłam z kieszeni kilka antykacowych
leków, które zakupiłam na dworcu w Łodzi. Wysypałam tabletki na dłoń Jareda,
podałam mu szklankę z wodą i dałam do połknięcia. Przyjął prochy i szybko
łyknął.
-Pomoże? – jęknął.
-Bardziej by pomogło,
gdybyś wziął przed piciem, ale cóż, miejmy nadzieję, że im się uda odpowiednio
zdziałać. Czemu podrywasz Emmę? – walnęłam z grubej rury, nie mogąc dłużej tego
w sobie dusić.
-Maju… - wziął mnie
za dłoń i popatrzył mi głęboko w oczy. – Wiesz, że to przez mój nietrzeźwy
stan, w tym momencie Bart zawsze ma ciut większą kontrolę niż zwykle, a ja się
poddaję mu, bo wiem, że bez niego w takim stanie teraz bym leżał i umierał na
wszystko, co się da… Przepraszam Cię, nie chciałem Cię urazić, nie chcę tego,
nie lubię tego. Jesteś dla mnie wszystkim, o czym dobrze wiesz. Co mam zrobić,
żebyś mi przebaczyła? – zrobił błagalną minę, a moje serce, dawno stopniałe
przy Echelonie, stopiło się jeszcze bardziej, że zaczęło już parować i znikać z
mojego ciała.
-Nic – wyszeptałam,
po czym pocałowałam go czule w usta. – Chodź, idź się przywitać z moim narodem –
powiedziałam i pociągnęłam go za rękę.
Weszliśmy do pokoju,
gdzie Shomo, z braku obecności dowódcy, który zawsze przejmował inicjatywę
rozmowy, zaczęli opowiadać jakieś zbereźne dowcipy. Powiedziałam, że czas na
podpisywanie i na zdjęcia.
Jaredowi, jak zauważyłam,
przy zdjęciach się już polepszyło, bo nie był osowiały ani markotny, mimo to
okularów nadal z siebie nie zdjął, pewnie przez to, że miał ogromne cienie pod
oczami. Kiedy ostatnia osoba wyszła, zaobserwowałam, ze jestem cała mokra od
potu, co było dziwne, bo przecież znajdowaliśmy się w klimatyzowanym pokoju.
Chwila moment, on już nie był klimatyzowany, dlatego było tak bardzo gorąco…
Chłopaki poszli do
garderoby, a ja złapałam Emmę.
-Tobie też tak
gorąco? – spytałam się, wachlując się kawałkiem gazety.
-Tak, właśnie idę do
biura to wyjaśnić, bo to skandal! Przecież miało być klimatyzowane, co oni
sobie myślą? – marudziła.
Poszłam z nią, w
końcu i tak nie miałam za dużo do roboty, bo dzisiaj Asia pilnowała mg i czasu.
Weszliśmy w inną część budynku, gdzie też było niesamowicie gorąco. Po
korytarzu chodzili mężczyźni ubrani w niebieskie kombinezony. Robotnicy?
-Co wy sobie
myślicie, wyłączając ogrzewanie?! Nie tak się umawialiśmy! – krzyknęła Emma,
kiedy weszliśmy do gabinetu dyrektora.
-Spokojnie, drogie
panie, mamy awarię klimatyzacji i…. – zaczął mówić cały czerwony z gorąca
dyrektor, jednak nie dane mu było dokończyć zdania.
-Jaka awaria Klimy?
Czy wyście powariowali? Macie natychmiast ją przywrócić, nie obchodzi mnie, jak
to zrobicie! – wrzasnęła kobieta, a ja się aż skuliłam od jej głosu, to samo
zrobił dyrektor.
-Przepraszam, to nie
moja wina… - próbował się tłumaczyć.
-Nie obchodzi mnie to
– wycedziła Emma i wyszła z pokoju.
Spojrzałam na dyrektora,
wzruszyłam ramionami i również wyszłam z gabinetu, nie bardzo chcąc zostać sam
na sam z spoconym mężczyzną.
Do koncertu
siedziałam w swoim pokoju, próbując się bezskutecznie ochłodzić zimnym piciem
oraz wachlowaniem się. W końcu zrezygnowana, około 21, wyszłam na scenę i
czekałam, jak Marsi zaczną swoje show. Asia i Emma już tam stały, obydwie
całkowicie lepkie od potu. Atmosfera była straszna, na szczęście nikt nie
zemdlał, bo ochrona skutecznie łaziła między wolną przestrzenią i podawała kolejne
butelki schłodzonej wody. Obok mnie stanął Shannon, który był ubrany tylko w
krótkie spodenki. Obok siebie usłyszałam ciche westchnięcie Asi. Zachichotałam.
-Powodzenia –
powiedziałam do perkusisty, który był cały mokry.
Wytknął mi język i
wskoczył na scenę. Zrezygnowano z kurtyny, Emma się bała, że przyklei się do
ludzi i będzie potem problem ją odessać od nich. Obok mnie przeszedł Tomo,
który miał na sobie koszulkę, a po chwili stanął Jared, również ubrany. Pozbył
się okularów, mówiąc, że co chwila ześlizgiwały mu się z nosa.
Zaczęli standardowo
Birthem, potem leciały po kolei następne piosenki łącznie z setem akustycznym.
Przy Closer to the Edge Jared zapomniał wybrać kogoś ze sceny, zamiast tego
zaczął mówić do mikrofonu.
-Gorąco wam, ludzie? –
krzyknął.
-Taaak! –
odpowiedziała mu publika.
-Mi też! Ale mam
dobry sposób na to, żeby było mi chłodniej. Zróbcie to samo! – rzucił, po czym
włożył mikrofon do statywu i ściągnął z siebie koszulkę, okręcił ją kilka razy
wokół swojej głowy i wystrzelił w tłum, śmiejąc się, a ja mogłam podziwiać jego
rzeźbę na brzuchu.
Po kilku sekundach w
górze zawirowało się od latających koszulek. Na scenę spadło też kilka
staników. Popatrzyłam na barierki. Wzrok mnie nie mylił, kilka dziewczyn poszło
na całość i pozbyło się całej górnej odzieży, świecąc swoimi cyckami. Widziałam
spojrzenie Jareda, jak zaczął je chłonąć wzrokiem. Obok mnie nagle przeleciał
stanik, który wylądował na głowie Shannona. Odwróciłam się.
-No co? – zaśmiała się
Asia. Na szczęście miała koszulkę na sobie, postanowiła po prostu pozbyć się
górnej części bielizny.
Shannon zdjął zdobycz
ze swojej głowy i ją obejrzał starannie, po czym odwrócił się w naszą stronę i
pokazał serduszko Asi, a ta, szczęśliwa, osunęła się na schodach, usiadła na
nich i się popłakała z radości. Przytuliłam ją do siebie mocno, ciesząc się jej
szczęściem.
-Maja, zareaguj na
Jareda zanim będzie za późno – syknęła mi do ucha Emma.
Postanowiłam ściągnąć
pomysł z Asi i sięgnęłam za tył bluzki, rozpinając stanik. Wiedziałam, ze go
nie dorzucę, więc wzięłam go w ręce i poszłam szybkim krokiem do Jareda, który
coś pierdzielił o pięknych kobietach mieszkających w Polsce, po czym puknęłam go
w ramię. Odwrócił się do mnie.
-Dla Ciebie, dziki lwie
– powiedziałam, podając mu stanik.
Przyjął go, lekko
zdziwiony, ale też i szeroko uśmiechnięty, po czym go założył na swoją klatkę
piersiową, a we mnie coś się zbuntowało. Mój ukochany stanik! Dlaczego go
rozciąga?!
-A oto stanik
najpiękniejszej Polki na świecie! – pokazał na mnie.
Wystawiłam środkowy
palec do ludzi i wróciłam na swoje miejsce. Jay w końcu się ogarnął i zaczął
kolejną piosenkę. Emma, jako jedyna z stanikiem, popatrzyła na nas i zeszła na
dół wybierać ludzi do UITA, chociaż dzisiaj była moja kolej. Byłam jej za to
wdzięczna, bo nie miałabym pojęcia, kogo wziąć na scenę.
Podczas finałowej piosenki
weszłyśmy na środek pilnować ludzi. Kiedy Jared standardowo zaczął się kręcić
bliżej ludzi, aby wziąć którąś niewiastę do tańca, stanął nagle przy mnie i
mnie pociągnął do góry. Nie chcąc robić scen dałam się wyciągnąć na środek
sceny. Kiedy wszyscy kucnęli, wyszeptał mi do ucha:
-Kocham Cię – po czym
wyskoczył w górę, śpiewając Take no more.
Pokręciłam głową,
rozbawiona. Ten to miał zawsze idealny moment do mówienia tych słów. W
okolicach serca czułam wewnętrzne ciepło, miłość do tego stojącego obok mnie
człowieka.
Po piosence, kiedy
ludzie rozchodzili się na wszystkie strony, a Asia z Shannonem zniknęli gdzieś
za kurtyną, Jared złapał mnie za rękę i gorączkowo pociągnął mnie do jakiegoś
pokoju. Weszliśmy do środka, a on zamknął za sobą drzwi.
-Co się dzieje? –
zapytałam się go, czując na szyi jego oddech.
-Chcę Cię, teraz –
wyszeptał mi do ucha, zaczynając całować moją szyję.
-Jared… - mruknęłam,
niezdolna do wypowiedzenia reszty słów.
Jego ręce błądziły po
moim ciele, dotykając po sobie gorący ślad. Miałam je wszędzie, na twarzy, na
rękach, na biodrach. Zawędrowały pod koszulkę i dotknęły moich nagich piersi.
Jared zaczął je delikatnie ugniatać, a z moich ust wydobył się cichy jęk.
Podniosłam nogę, którą zarzuciłam na jego biodra. Moje ciało pragnęło jego,
chciało tu i teraz seksu. Jego dotyk mnie palił, rozbudzał we mnie emocje i
żądzę. Zaczęłam całować jego gorące wargi, dłoń wplatając w jego włosy.
Złapał mnie za tyłek
i podsadził na stole, a ja rozszerzyłam nogi, pomiędzy którymi stanął. Czułam,
jak jego męskość rośnie, napiera na moje ciało, woła o wolność, o pozwolenie na
akcję. Odchyliłam głowę do tyłu, a moje włosy opadły na blat stołu. Jared
chwycił za brzeg koszulki i pociągnął ją do góry, a po chwili kawałek materiału
wylądował na podłodze. Odsunął się ode mnie na chwilę i popatrzył mi prosto w
oczy, a ja poczułam w sobie jego wszystkie emocje. Wiedziałam, że on mnie teraz
pragnie i nie kieruje nim Bart, że jest w 100% trzeźwy i sprawny na umyśle.
Znowu żądza zapanowała nad moim ciałem i nic nie powiedziałam, tylko kusząco
przygryzłam dolną wargę.
Pochylił się nade mną
i wpił się mocno w moje wargi, dłonią ugniatając moją pierś. Przez ciało
przeszła fala pożądania, przyjemnych dreszczy. Całowałam go namiętnie, dotykając
jego nagiego i mokrego torsu. Czułam pod swoją dłonią jego napięte mięśnie i
lekko wypukłe żyły w niektórych miejscach. Nie zastanawiałam się nad niczym,
zapomniałam w tym momencie całkowicie o tym, ze znajdowałam się w jakimś
pokoju, d o którego mógł ktokolwiek wejść.
Ręka Jareda
zawędrowała do moich krótkich spodenek, delikatnie dotykając mojej kobiecości,
po czym zaczęła odpinać górny guzik spodni. Wzięłam jego twarz w swoje dłonie,
chcąc go jak najszybciej mieć w sobie. Wiedziałam, że byłam gotowa w tym
momencie, nie bałam się bólu ani krwi, chciałam mieć w końcu pierwszy raz za
sobą.
-Jesteście tutaj? –
do pokoju wparowała Emma, otwierając szeroko drzwi.
Jared odsunął się ode
mnie, zdekoncentrowany, a ja poczułam palący wstyd. Emma chyba zrozumiała, że
weszła w najbardziej nieodpowiednim momencie, bo wycofała się i pospiesznie
zamknęła za sobą drzwi. Mimo to cała atmosfera zniknęła, co obydwoje
poczuliśmy. Zeskoczyłam z uczuciem głębokiego żalu ze stołu, wiedząc, że nieprędko
dojdzie do takiej samej sytuacji co dzisiaj. Chwyciłam w dłoń bluzkę i
założyłam ją na siebie.
-Dlaczego? –
usłyszałam w głosie Jareda pretensję.
-Podziękuj Emmie –
odpowiedziałam smutnym głosem i wyszłam z pokoju, mając rozwaloną na milion
kawałków psychikę i samokontrolę. Ciało chciało zostać przy Leto, jednak rozum
doszedł do władzy i chciał jak najszybciej ewakuować się z tego miejsca.
____________
W końcu, po dłuższej przerwie, nowy rozdział.
Nie zabijcie mnie :D