środa, 21 listopada 2012

5. - "W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał…"

Zajęłam swoje miejsce, które mieściło się po prawej stronie ławki w środkowym rzędzie, 2 ławka od tablicy. Było to bardzo dobre miejsce podczas klasówek do ściągania, ponieważ pani bardzo często wychodziła za drugą ławkę i tam pilnowała dalsze ławki, mając nas gdzieś. Moja sąsiadką była Iza, z którą siedziałam na wielu lekcjach już od 3 lat. Przyjaźniłyśmy się, czasami się odwiedzałyśmy w weekendy. Uśmiechnęłam się do koleżanki.
-Jak tam stres, jest? – spytała się mnie.
-Jak przed każdym sprawdzianem.. Ech, chcę mieć to za sobą, w końcu tyle emocji mnie dzisiaj czeka… - szepnęłam.
-Powodzenia!
-Dzięki, wzajemnie!
Pani dała nam arkusze. Spojrzałam na pierwsze pytanie. Było z układu nerwowego, więc szybko cofnęłam się do tego tematu, aby przypomnieć dany fragment. W skupieniu i ciszy rozwiązywaliśmy test.
Skończyłam pisać równo z dzwonkiem. Po raz pierwszy byłam absolutnie pewna 5 z testu. Odpowiedziałam bezbłędnie na wszystkie pytania, ba, dawałam nawet dodatkowe informacje, które zdobyłam dzięki rozszerzonym książkom, z których się przygotowywałam do tegoż testu. Rozejrzałam się po klasie. Prawie wszędzie gościł uśmiech, tylko gdzieniegdzie było widać smutek bądź rozczarowanie – ale te twarze należały do osób, które nie chciały zdawać biologii na maturze, a w naszej klasie było ich doprawdy niewiele. Oddałam test pani i wyszłam z klasy. Przed nią stał już Kamil.
-Mogę wiedzieć, jakiego koloru jest Twoja podwiązka? Bo chciałbym założyć pod jej kolor krawat – bąknął. Nie wiedziałam, ze mu aż tak zależy, aby te rzeczy były tego samego koloru! Pierwszy raz coś takiego usłyszałam w swoim życiu. Zastanowiłam się chwilę, jakiego koloru była podwiązka kupowana 3 tygodnie temu. Fioletowa? Nie, nie cierpię tego koloru. Czerwona? Moment.. Nie, zielona! Ale czy na pewno? Tak, to niewątpliwie była zielona, w końcu dodatki zrobiłam zielone pod czarną sukienkę.
-Zielona, ale dam Ci znać na VIP-ach, gdyż nie jestem pewna – posłałam mu swój czarujący uśmiech. Ach, jaka szkoda, że nie miałam uśmiechu Jareda, który powalał każdą laskę na kolana! Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 15. – Do zobaczenia! – rzuciłam i wybiegłam ze szkoły, nie zaczekawszy nawet na odpowiedź chłopaka.
Rzuciłam torebkę na tylnie siedzenie i ruszyłam. Włączyłam się do ruchu i nastawiłam radio na Eska Rock – moja ulubiona stacja radiowa, gdyż informowali tam o wszystkich koncertach oraz dawali naprawdę świetną muzykę. Wsłuchałam się w audycję.
-Dziś, w Łodzi, za 2 godziny, rozpocznie się festiwal rockowy, gdzie zagrają takie sławy jak Chemiczni, Red Hoci oraz polskie gwiazdy, czyli Luxtorpeda, Coma i Happysad! Dzisiaj wyciekła informacja, która zaciekawiła wszystkie media – kto jest tym 6 artystą, tą niespodzianką? Portale nie milkną od plotek, przecieków i przeróżnych opinii. Jedni są przekonani, że to będzie Linkin Park, inni dadzą sobie rękę uciąć, iż Kings of Leon zagra na łódzkiej scenie, zaś niektórzy obstawiają Green Day! Jak to będzie naprawdę? O tym się dowiemy za 2 godziny, a dla państwa będziemy na żywo relacjonować, kto i jaką piosenkę gra na scenie zagranicznej! Tymczasem dzwonimy do naszej zagorzałej słuchaczki, która jest jedną z 20 osób posiadających VIP-a…. – zadzwonił telefon. Boże, kto co ode mnie chce? Sięgnęłam po niego i odebrałam:
-Halo?
-Czy przy telefonie Maja vel ajamowa? – padło pytanie.
-Jasne, to ja. O co chodzi?
-Dzwonimy na żywo z Eski Rock, jest pani w radio! – świetnie, nie dość, że się spieszyłam, to mi tu jeszcze dzwonią z radia… Bałam się, że z nieuwagi palnę o Marsach.
-Dzień dobry! Po co państwo do mnie dzwoni? – starałam się być miła.
-Doszły do nas podsłuchy, że pani wie, kto będzie tą 6-tą gwiazdą festiwalu…- hahahaha, a skąd ta wiedza? Kamerki u mnie zainstalowali? No, gdyby zainstalowali, to nie musieliby do mnie dzwonić… A co, niech Jared ma za wczoraj!
-Wiem. Jest to znany amerykański zespół, czyli Thirty Seconds To Mars, którzy gościli w łódzkiej Atlas Arenie 1.5 roku temu – podzieliłam się z nimi tą informacją.
-A skąd ta pewność, że oni będą? Mam nadzieję, że teraz nie zapanował głośny pisk oraz przekleństwa wśród słuchaczy, w końcu niezbyt dużo ludzi ich lubi, a fani kłócą się o to, kto porwie koszulkę Jareda.
Nie no, koleś przesadził! Co prawda, sporo ich hejtowało, ale to też nie była jakaś ogromna liczba ludzi! W Polsce jest więcej, o wiele więcej fanów aniżeli przeciwników, którzy są od razu zjadani przez Echelon. I nie były to tylko FG, które chciały mieć cokolwiek z Jareda!
-Bo mam stały kontakt z Jaredem. I proszę nie obrażać zespołu, że mało ludzi ich lubi, ponieważ to jest nieprawda, a stwierdzam to na podstawie faktu, iż na sam koncert wybiera się ponad połowa Echelonu, które nie pierdolą o zacnych ciuchach Jareda, a idą dla samej muzyki, a hejtujących jest niewiele i myślę, że pana też by ugodziło, gdybym powiedziała, że Slayer ssie, co jest nieprawdą. Nie zmienia to jednak faktu, że poczułby się pan urażony moją wypowiedzią, więc życzę przeprosin dla mnie i całego zespołu na antenie – dostałam słowotoku. Zdania same mi wypływały z ust, a z każdym słowem coraz bardziej się nakręcałam. W końcu zamilkłam. Po drugiej stronie linii i w radiu panowała cisza. W końcu prezenter odezwał się cichym głosem:
-Przepraszam cały zespół i ich fanów za to, że obraziłem was… Pani Maju, do zobaczenia na festiwalu! – i zakończył rozmowę.
Odetchnęłam. Już nie musiałam się stresować. W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał… Widać, że prezenter naprawdę się przejął. Byłam szczęśliwa móc usłyszeć tą zacną piosenkę w radiu. Reszta podróży minęła mi spokojnie, nikt mi nie przeszkadzał. Rozmyślałam nad tym, co się wydarzyło na przerwie w szkole. Nie mogłam uwierzyć, że to zdarzenie naprawdę miało miejsce. Czyżby miało się spełnić marzenie, które czekało na swoją kolej od ponad roku? Wolałam nie myśleć, aby nie zapeszyć. Co prawda, nie należałam do ludzi przesądnych, ale w tych sprawach wolałam nie myśleć. Wolałam mieć jasne myślenie, jakby miało się coś jednak wydarzyć bądź też nie wydarzyć.
Podjechałam pod dom. Przed nim stał już MarsBus. Wstawiłam auto do garażu i weszłam do domu. W kuchni stał tata.
-Cześć tato. Shannon i Tomo już dojechali? – rzuciłam, zadowolona z siebie.
-Tak, przyjechali 2 godziny temu i ustalają teraz setlistę. Jak Ci poszła biologia?
-Aa, nawet dobrze.
-Słuchaj, musimy porozmawiać… - zaczął tata. Domyślałam się, co chciał mi powiedzieć. – Nie możesz sobie ot tak zapraszać do siebie tak sławne osoby, i to jeszcze bez naszej wiedzy. Ja rozumiem, że chcesz im pomóc, ale pomyśl, że niedługo wszyscy się o tym dowiedzą i przyleci do nas tłum fotoreporterów – tata najbardziej obawiał się tych małych ludzi z aparatami. Od urodzenia miał paniczny strach przed aparatami, fleszami. Jak tylko coś takiego widział w moich rękach, od razu wychodził z pomieszczenia i uciekał do swojej sypialni, gdzie się zakluczał i siedział tam, dopóki nie skończę robić zdjęcia. – Możesz ich przenocować ile chcesz, dopóki nie zobaczę ani jednego fotoreportera.
-Dobrze tatku, zrozumiałam. Mogę iść pozałatwiać swoje sprawy?
-Owszem.
Wyskoczyłam z domu i dopadłam busa, na którym było pełno marsowych naklejek. Chłopaki nigdy nie obklejali swoich busów, ale teraz widocznie naprawdę brakowało im tych koncertów, że chcieli pokazać, iż oni są tu, w Polsce. Biedacy, nie wiedzą, że słuchacze eski rock wiedzą o ich udziale w koncercie. Zaczęłam zdrapywać naklejki, kiedy z pojazdu wyskoczył kierowca, którego wcześniej przeoczyłam. Mężczyzna był ciut wyższy ode mnie, miał wylewający się brzuch ze spodni i spocony podkoszulek, mimo że na dworze było chłodno. Nie miałam pojęcia, skąd go Marsi wytrzasnęli.
-A panienka co, zbiera sobie gadżety do domu? Won mi, poszła! – miło mnie wita. Rozumiem, że mnie nie zna i nie wie, iż to u mnie zatrzymali się Marsi, mimo to jego kultura wobec innych powinna być ciut wyższa.
-Ja mieszkam w tym oto domu – wskazałam na swój dom.
-Jasne, ja zaś nazywam się Kurt Cobain – wziął papierosa do ust i go zapalił. Wtedy miarka się przebrała, ponieważ nienawidzę, kiedy ktoś pali, i to w sposób olewacki, przy mnie. Rzuciłam się na niego i zaczęłam go okładać pięściami.
Papieros wypadł z ręki zaskoczonego mężczyzny, który bronić zaczął się dopiero po 5 sekundach. Odskoczyłam od niego i wzięłam oddech.
-No, zmęczył się fan girls? Do mamusi lecisz? – nabijał się.
Byłam tak wściekła, że w cholerę poszły wszystkie sposoby opanowania się i ponownie się na niego rzuciłam. Niby odparował moje 2 pierwsze ciosy, ale nie przewidział, że mogę zacząć gryźć go w obojczyk. Kopnęłam go z całej siły w miejsce intymne. Kierowca osunął się na ziemie z wyrazem bólu na twarzy, łapiąc się za krocze. Już miałam zamiar kopnąć go w brzuch, kiedy usłyszałam głos Jareda:
-Maja, przestań! To nasz jedyny kierowca, któremu ufamy!
Odwróciłam się. Wokalista stał na schodach przed drzwiami wejściowymi. Za nim stało dwóch mężczyzn, których widziałam po razy pierwszy w życiu, mimo to znałam ich doskonale. Po lewej stronie stał Tomo – był najniższy z całej trójcy. Włosy miał opuszczone, które sięgały za jego ramiona. Oczywiście na twarzy był nienaganny zarost, dzięki któremu Tomo nabył sympatię Echelonu. Shannon był wyższy od Tomo, ale niższy od swojego brata. Na nosie miał okulary – pewno znowu był upity. Od koncertu w Łoży nie zmienił się. Nadal miał swój nieogar na głowie oraz lekki zarost. Jedynym dodatkowym elementem była małpka, która siedziała na jego ramieniu i patrzyła się na mnie, jedząc banana. Małpkę też znałam – Rippley. Została ona sławna dzięki VyRTowi. Cała Trójka patrzyła się na mnie z szeroko rozwartymi ustami.
-To poszukajcie innego, ten nie będzie w stanie dzisiaj pojechać – wskazałam na mężczyznę, który już władowywał się do busa, mając w planach odjechać stąd jak najszybciej. – Hola, panie, autobus zostaje – podeszłam bliżej wyjścia. Mężczyzna spanikował i wyleciał tylnimi drzwiami. Pobiegł na najbliższy przystanek autobusowy.
-I gdzie ja teraz znajdę kierowcę?! – zaczął lamentować Jared.
-Nie martw się, moja mama nas poprowadzi – mama kochała przewozić ludzi, sama kiedyś pracowała jako kierowca autobusu. Zawsze miewała kaprysy, które od razu wkładała w życie, dzięki czemu w naszym domu bywało ciekawie. Nigdy się nie nudziliśmy. Mama potrafiła w środku nocy nas obudzić i poinformować, że bawimy się w podchody z sąsiadami. – Ale pomóżcie mi zdrapać te głupie naklejki. Ja wiem, że wy się cieszycie, iż dzisiaj będziecie grać… Ale nie róbcie takiego rozgłosu, tata nie chce, aby wszyscy wiedzieli, że tutaj chwilowo mieszkacie.

_____________________
Ciągle mam wrażenie, że za bardzo się rozpisuję nad scenami i nie umiem przechodzić szybko czasowo, dlatego 2.5 dnia mam opisane na 40 stronach już. ;__;
Dzięki, że jesteście. ; )

niedziela, 4 listopada 2012

4 -"-Nie ma mowy na CTTE – no żesz, ale mnie zaskoczył Jared! "


-A jesteście przygotowani do koncertu? – mruknęłam.
-Tak! Zagramy kilka piosenek z każdej płyty. Ma to nam posłużyć, jaką płytę mamy wydać, a pomoże nam to określić pisk, wrzask i śpiew fanów. Bo myślę, że trochę ludzi będzie z Echelonu.
Trochę? Jak dobrze liczyłam, na koncercie miało być ponad 500 Echelonów, których znałam poprzez FB. Nawet wśród VIP-ów było 10 Echelonów. Nie powiem, zapowiadał się interesujący dzień. Najpierw nauka na biologię, szybki powrót do domu, przywitanie się z resztą zespołu (Jare powiedział, że przyjadą tutaj ,aby odpocząć, przegryźć coś i ustalić setlistę), następnie szybkie mycie, przebranie się w strój na koncert i dotarcie na niego. Zostawiłam wokalistę samego w kuchni i ruszyłam do pokoju, aby znowu wziąć się za biologię. Usiadłam na łóżku, wzięłam książkę do ręki i zaczęłam się uczyć.
Dochodziła 13, kiedy wreszcie oderwałam się od nauki. Wiedziałam, że musi mi pójść bardzo dobrze, czułam to w sobie. Wrzuciłam książkę, zeszyt oraz długopisy do plecaka i poszłam do szafy, aby wybrać dwa stroje – na koncert i do szkoły. Na teraz wybrałam czarne rurki, czarny podkoszulek oraz koszulę w czarno-czerwoną kratę, zaś na wieczór czekała na mnie skórzana kurtka oraz glany (spodni i góry nie zmieniałam) – strój, który towarzyszył mi na prawie każdym koncercie. Przebrałam się, zawiązałam włosy w luźnego koka na czubku głowy i wynurzyłam się z pokoju. Z sypialni Jareda dobiegł mnie urywek NOTH. Super, czyli moja ukochana piosenka pojawi się na koncercie, w końcu nie bez powodu ją śpiewał. Zapukałam do Jareda.
-Otwarte!
Weszłam. Okna były zasłonięte roletami. Na szczęście tu panował nienaganny porządek. Jared siedział na łóżku i stroił gitarę, podśpiewując sobie różne piosenki. Kiedy weszłam, posłał mi lekki uśmiech i wskazał na łóżko, abym usiadła koło niego, więc to zrobiłam.
-Pomożesz mi wybrać setlistę? – rzucił.
-Nie ma sprawy – swoją ukochaną setlistę miałam ułożoną od kilku miesięcy.
-Słuchaj, jest tak: mamy 3 płyty, z każdej chcemy zagrać po 5 utworów. Co proponujesz z pierwszej?
-Po 5? Nie ma sprawy… Więc proponuję Buddhę, Echelon, Oblivion, WTTU oraz Valhalla, wiem, że nie daliście jej do płyty, ale ta piosenka powinna się znaleźć! – powiedziałam hardo.
-Ale… Valhalla? – Jared był przerażony. – Jak to się śpiewa? Echelon? WTTU? Byłem przekonany, że powiesz Capricorn, Buddha, Fallen, Oblivion i Revenge! W końcu te piosenki zawsze gramy, jak mamy fazę.. – westchnął. Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. Żeby nie pamiętać swoich własnych piosenek? – Pomożesz mi je przypomnieć?
-Nie ma sprawy – i zaczęłam śpiewać Valhallę. Jared patrzył się na mnie przez chwilę z lekkim powątpieniem, ale pochwycił po minucie gitarę i dał mi podkład, co prawda, lekko fałszował, ale dawał radę. Przerwałam śpiewać, kiedy usłyszałam, że i Jared śpiewa. Na szczęście szło mu lepiej niż granie, więc złapałam jego gitarę. Ten od razu przerwał śpiewać i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Śpiewaj, ja Ci zrobię podkład – uczyłam się kiedyś grać na gitarze i nie powiem, szło mi nawet nawet. Zaczęłam grać, a Jared śpiewać. No, w końcu jakoś to brzmiało! Po piosence Jared się znowu uśmiechnął. Czy jemu już te mięsnie nie bolą?
-Niezła jesteś.
-Bo pamiętam, co gram – Jared się z lekka przyrumienił. – Dasz radę sam z chłopakami ogarnąć resztę piosenek? Bo zaraz muszę jechać do szkoły, a chciałabym Ci jeszcze powiedzieć, co zagrać z ABL oraz TIW.
-Okej ,zapodawaj… Zacznij od ABL.
-The Kill, From Yestarday, Attack, A Modern Myth oraz Hunter – oczy mi się zaszkliły. Boże, moja ukochana płyta, a mogłam tylko 5 utworów..! No cóż, miałam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję. Dziad tylko pokiwał głową i zapisał na kartce moje propozycje.
-Mogłem podejrzewać, że takie propozycje padną. Nie powiem, nie jestem zaskoczony. Jeszcze przegadamy z chłopakami – mruczał pod nosem. – a TIW? – tym razem pytanie było skierowane do mnie.
-NOTH, CTTE, Alibi, L490 oraz Hurricane – te propozycje przeszły mi szybciej. Wiedziałam, że Jared albo doda K+Q jako 16 piosenkę albo wywali coś z moich propozycji, ponieważ nie umiał grać bez K+Q na koncertach. Miałam tylko nadzieję, że nie wywali Alibi, L490 oraz NOTH, najlepsze piosenki wg mnie na 3 płycie. Zdania innych na ten temat były różne, czasami powstawały nawet wielkie kłótnie, po których przez kilka tygodni było nieprzyjemnie na grupach bądź forach. W końcu zapadła decyzja, że każda osoba, która narzuca kłótnie na temat ulubionych bądź beznadziejnych piosenkach, zostaje automatycznie wyrzucona bądź usunięta.
-Nie ma mowy na CTTE – no żesz, ale mnie zaskoczył Jared! Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym niedowierzania. – Nie patrz się tak na mnie. Mam złe wspomnienia z tą piosenką – westchnął, a przez twarz przeleciał mu jakby grymas bólu.
-Mam nadzieję, że znajdziesz w przyszłości czas, aby mi o tym opowiedzieć – tak, nadal nie mogłam pogodzić się z myślą, że wczoraj całkowicie mnie olał. Ale żeby CTTE, jego ukochana piosenka, na której zawsze dawał z siebie tyle życia? Co się zmieniło od ostatniego koncertu? Co sprawiło, że piosenka, pełna życia, nagle stała się najczarniejszym wspomnieniem Jareda? Miałam nadzieję, że opowie mi w przyszłości.
-Nie martw się, znajdę czas – spojrzał mi w oczy. Kiedyś mu je zabiorę, obiecuję, ma za boskie, aby należały do człowieka. Wyjmę sobie wtedy swoje oczy i włożę jego, ha!
-Mam nadzieję.. Dobra, ja uciekam! Mam nadzieję, że jak wrócę, to będzie ustalona ostateczna lista, a wy będziecie perfekcyjnie przygotowani! – rzuciłam i wyszłam z pokoju, zostawiając wokalistę samego nad gitarą i kartkami.
Zeszłam schodami na dół i wsiadłam do auta. Odpaliłam i ruszyłam w drogę przy akompaniamencie AC/DC. W myślach wciąż powtarzałam sobie najważniejsze terminy biologiczne. Na drodze panował niewielki ruch, więc spokojnie dojechałam przed szkołę. Zaparkowałam na niewielkim, aczkolwiek miłym, bo zielonym, parkingu przed szkołą. Wysiadłam i spojrzałam na szkołę, do której chodził musiałam tylko przez 2 miesiące. Kiedyś szkoła służyła za więzienie, dlatego miała surowy klimat, mimo że dyrektorzy próbowali za wszelką siłę zmienić ten mroczny klimat, niestety ze słabym skutkiem. Okna w budynku były małe. Głównym elementem były 2 strzeliste wieże, na szczytach których patrolowali kiedyś strażnicy. Sam teren był ogrodzony grubym i wysokim murem. Na szczęście w środku było radośniej.  Ściany były pomalowane na jaskrawe i żywe kolory, wszędzie były rośliny, zaś w klasach panowała miła i przyjemna atmosfera. Spojrzałam na zegarek. Za 5 minut miał być dzwonek na przerwę. Weszłam po schodach na piętro, gdzie odbywały się lekcje biologii. Na ławkach siedziały już 3 osoby z mojej klasy: Ola, Przemek i Ania.
-Cześć! Umiecie? – przywitałam się.
-Witaj Maju! Uczyliśmy się kilka tygodni, ciężko nie umieć – odpowiedział Przemek. – A u Ciebie jak to wygląda?
-W sumie to dobrze. Mam nadzieję, że uda mi się to napisać na 4 chociaż. Bo 5… Marzenia – westchnęłam. Miałam jakiegoś wielkiego pecha do biologii, zawsze na sprawdzianach brakowało mi pół punktu do oceny wyżej. Jak nauczycielka miała dobry humor, podwyższała mi ocenę, jak nie, dostawałam nieszczęsne 4+, dlatego dzisiejszy egzamin miał być dla mnie najważniejszy, ponieważ dzięki niemu dowiem się, jaką będę miała ostateczną ocenę. – Tylko Wy przyszliście na później?
-W sumie nie, podobno do szkoły nikt nie przyszedł… Założę się, że zaraz wszyscy będą się zlatywać – powiedziała Ola. Wow, czyli cała klasa wzięli te próbne matury na poważnie i każdy postanowił się mocno do tego przygotować. W sumie to nie było takie dziwne, w końcu właściwą mieliśmy mieć za niecałe 2 miesiące.
Zadzwonił dzwonek. Z klas zaczęli wysypywać się ludzie. Zauważyłam, że kolega z fizyki dodatkowej, który mi się strasznie podobał, rówieśnik, usiadł naprzeciwko mnie i zacząć mi się bacznie przyglądać. Nazywał się Kamil, miał błękitne oczy oraz włosy długości do ramion, które były brązowe. Był dobrze zbudowany, a kiedy się uśmiechał, robiło mi się ciepło w sercu. Na próbach do poloneza miałam przyjemność raz z nim być w parze, bo oboje, i nie tylko my, utrzymywaliśmy, że na poloneza przyjdziemy z własnymi partnerami. Nie powiem, marzył mi się z nim polonez, ale nie miałam odwagi do niego podejść i zagadać, zwłaszcza że na pewno miał laskę na boku. Poprawiłam włosy i spojrzałam w stronę drzwi wejściowych, gdyż zaczęli przychodzić ludzie z mojej klasy. Napływali na hol dużymi grupkami. Spojrzałam ukradkiem na Kamila. Wydawał się być smutny i patrzył na mnie z lekkim przestrachem w oczach. Czego on się bał? Zaczęło mnie to nurtować. Podeszła do mnie koleżanka, z którą miałam najlepszy kontakt w klasie – Paulina.
-Maju, idź do niego zagadaj. – szepnęła mi do ucha.
-Czemu miałabym to zrobić? – byłam zaskoczona jej podpowiedzią. W końcu sama mi oświadczyła, że nie będzie mi pomagać w moich sercowych rozterkach i że sama mam sobie radzić.
-Pamiętasz, jak Ci mówiłam, że wiem, kto jest tą dziewczyną, a Ty nie chciałaś wiedzieć?
-Mhm, pamiętam – tak, wspomniała mi o tym kilka tygodni temu, ale co to miało do rzeczy?
-No to czas, żebyś się w końcu dowiedziała. To jesteś ty.
-Hahaha, chyba sobie żartujesz – nie powiem, informacja ta zbiła mnie z tropu. Gdyby nie fakt, że twardo siedziałam na ławce, dawno wylądowałabym na ziemi z głośnym wybuchem śmiechu.
-Właśnie kazał mi Tobie ten fakt przekazać.
-Jakby nie mógł sam podejść do mnie i mi to powiedzieć – burknęłam i zerknęłam znów na niego. Ten się lekko uśmiechnął. Dobra, chyba zaraz padnę na zawał. Nie, w sumie to przede mną koncert, jutro studniówka… Szkoda ominąć tych chwil..
-O się wstydzi – mruknęła mi Pinka.
-Haha, na pewno do niego nie podejdę – tak, byłam zbyt dumna, aby coś takiego zrobić. W sumie to on jest chłopakiem i niech sam się stara o mnie, a nie ja jeszcze będę do niego podchodziła i się go pytała o takie rzeczy! To już była lekka przesada. Zamknęłam na chwilę oczy, aby przypomnieć sobie jeden termin biologiczny. Kiedy otworzyłam powieki, przede mną stał Kamil.
-Cześć.. Czy chciałabyś jutro ze mną zatańczyć poloneza? – rzucił do mnie, zaczerwieniony, zawstydzony i nieśmiały. Boże, ile mam jeszcze emocji wytrzymywać przez te kilka następne dni?! Mam nadzieję, że już nie będzie tego dużo, w końcu moja dawka szczęścia też ma swoje granice.
-Oczywiście. Możemy pogadać po lekcji? – odpowiedziałam.
-W sumie to możemy pogadać i na koncercie… Mam VIP-a – uśmiechnął się.
Zaczęłam dziękować Bogu za Jareda. To na pewno on mi przyniósł tyle szczęścia! Muszę mu zrobić porządne śniadanie w ramach przeprosin za wszystko, co powiedziałam mu złego przez całą naszą znajomość. Potem dotarło do mnie, że mamy razem być na koncercie, razem przeżywać każdą piosenkę, zespół, akcje… Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha, ale w porę opamiętałam się.
-Nie wiedziałam, ze lubisz rocka – w sumie to zdanie było kłamstwem, gdyż doskonale wiedziałam, dzięki fb i znajomym, jaką lubi muzykę, filmy, książki, jakie ma zainteresowania i tak dalej. – Słyszałeś o tej niespodziance na festiwalu?
-Tak, nie mogę się doczekać, kto to będzie! Mam swojego faworyta, ale myślę, że to jest niemożliwe, aby ot tak sobie zagrali koncert, a zwłaszcza w Polsce – zamyślił się. Boże, jak on pięknie wyglądał w tej swojej dumnej pozie… W sumie głupio było mi dalej prowadzić konwersację na siedząco, w związku z czym wstałam. W końcu mogłam porównać, jakiego wzrostu jesteśmy. W sumie Kamil nie był wcale wyższy ode mnie, ledwo 3 centymetry, co mi odpowiadało w zupełności. Włączyłam tryb 3-ego widza i stwierdziłam jego oczami, że pasujemy do siebie. Uśmiechnęłam się do siebie. Potem dotarło do mnie jego zdanie. W sumie kilka zespołów pasowało pod tą charakterystykę, ale wiedząc, że lubi Marsów (mąż idealny!), a pozostałe bandy nie polubił na fb, byłam przekonana, że miał na myśli zacną Trójcę.
-A kogo masz na myśli? – wolałam się jednak upewnić.
-Thirty Seconds To Mars – odparł. Czyli nie pomyliłam się. Punkt dla mnie, ha! – I wiem, że.. – tu ściszył głos – że Ty wiesz lepiej ode mnie – tu mnie zagiął. Niech Ci będzie, remis.
-Jasne, ciekawe, skąd miałabym to wiedzieć – odparłam z lekką ironią, ale w duszy się lekko przeraziłam. Śledził mnie? W sumie miałam go w znajomych na fb, więc miał wzgląd na moje posty opublikowane na tablicy. Ale nie przypomniałam sobie, abym umieszczała coś o Jaredzie!
-Moja mama pracuje na lotnisku, to Cię widziała – zarumienił się znowu. No i się wydało.
-Tylko nie mów nikomu, nie chciałabym, aby się wszyscy dowiedzieli – zadzwonił dzwonek. Przerażona rozejrzałam się po korytarzu. Pani już otwierała drzwi od klasy. – Do zobaczenia na koncercie! – opuściłam mojego towarzysza rozmowy i wbiegłam do pomieszczenia.

___________
Kolejny rozdział prawie napisany, dlatego zdecydowałam się już wypuścić nową część. Mam nadzieję, że będzie Wam się przyjemnie czytać.

PROVEHITO IN ALTUM, FAMILY. <3