środa, 21 listopada 2012

5. - "W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał…"

Zajęłam swoje miejsce, które mieściło się po prawej stronie ławki w środkowym rzędzie, 2 ławka od tablicy. Było to bardzo dobre miejsce podczas klasówek do ściągania, ponieważ pani bardzo często wychodziła za drugą ławkę i tam pilnowała dalsze ławki, mając nas gdzieś. Moja sąsiadką była Iza, z którą siedziałam na wielu lekcjach już od 3 lat. Przyjaźniłyśmy się, czasami się odwiedzałyśmy w weekendy. Uśmiechnęłam się do koleżanki.
-Jak tam stres, jest? – spytała się mnie.
-Jak przed każdym sprawdzianem.. Ech, chcę mieć to za sobą, w końcu tyle emocji mnie dzisiaj czeka… - szepnęłam.
-Powodzenia!
-Dzięki, wzajemnie!
Pani dała nam arkusze. Spojrzałam na pierwsze pytanie. Było z układu nerwowego, więc szybko cofnęłam się do tego tematu, aby przypomnieć dany fragment. W skupieniu i ciszy rozwiązywaliśmy test.
Skończyłam pisać równo z dzwonkiem. Po raz pierwszy byłam absolutnie pewna 5 z testu. Odpowiedziałam bezbłędnie na wszystkie pytania, ba, dawałam nawet dodatkowe informacje, które zdobyłam dzięki rozszerzonym książkom, z których się przygotowywałam do tegoż testu. Rozejrzałam się po klasie. Prawie wszędzie gościł uśmiech, tylko gdzieniegdzie było widać smutek bądź rozczarowanie – ale te twarze należały do osób, które nie chciały zdawać biologii na maturze, a w naszej klasie było ich doprawdy niewiele. Oddałam test pani i wyszłam z klasy. Przed nią stał już Kamil.
-Mogę wiedzieć, jakiego koloru jest Twoja podwiązka? Bo chciałbym założyć pod jej kolor krawat – bąknął. Nie wiedziałam, ze mu aż tak zależy, aby te rzeczy były tego samego koloru! Pierwszy raz coś takiego usłyszałam w swoim życiu. Zastanowiłam się chwilę, jakiego koloru była podwiązka kupowana 3 tygodnie temu. Fioletowa? Nie, nie cierpię tego koloru. Czerwona? Moment.. Nie, zielona! Ale czy na pewno? Tak, to niewątpliwie była zielona, w końcu dodatki zrobiłam zielone pod czarną sukienkę.
-Zielona, ale dam Ci znać na VIP-ach, gdyż nie jestem pewna – posłałam mu swój czarujący uśmiech. Ach, jaka szkoda, że nie miałam uśmiechu Jareda, który powalał każdą laskę na kolana! Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 15. – Do zobaczenia! – rzuciłam i wybiegłam ze szkoły, nie zaczekawszy nawet na odpowiedź chłopaka.
Rzuciłam torebkę na tylnie siedzenie i ruszyłam. Włączyłam się do ruchu i nastawiłam radio na Eska Rock – moja ulubiona stacja radiowa, gdyż informowali tam o wszystkich koncertach oraz dawali naprawdę świetną muzykę. Wsłuchałam się w audycję.
-Dziś, w Łodzi, za 2 godziny, rozpocznie się festiwal rockowy, gdzie zagrają takie sławy jak Chemiczni, Red Hoci oraz polskie gwiazdy, czyli Luxtorpeda, Coma i Happysad! Dzisiaj wyciekła informacja, która zaciekawiła wszystkie media – kto jest tym 6 artystą, tą niespodzianką? Portale nie milkną od plotek, przecieków i przeróżnych opinii. Jedni są przekonani, że to będzie Linkin Park, inni dadzą sobie rękę uciąć, iż Kings of Leon zagra na łódzkiej scenie, zaś niektórzy obstawiają Green Day! Jak to będzie naprawdę? O tym się dowiemy za 2 godziny, a dla państwa będziemy na żywo relacjonować, kto i jaką piosenkę gra na scenie zagranicznej! Tymczasem dzwonimy do naszej zagorzałej słuchaczki, która jest jedną z 20 osób posiadających VIP-a…. – zadzwonił telefon. Boże, kto co ode mnie chce? Sięgnęłam po niego i odebrałam:
-Halo?
-Czy przy telefonie Maja vel ajamowa? – padło pytanie.
-Jasne, to ja. O co chodzi?
-Dzwonimy na żywo z Eski Rock, jest pani w radio! – świetnie, nie dość, że się spieszyłam, to mi tu jeszcze dzwonią z radia… Bałam się, że z nieuwagi palnę o Marsach.
-Dzień dobry! Po co państwo do mnie dzwoni? – starałam się być miła.
-Doszły do nas podsłuchy, że pani wie, kto będzie tą 6-tą gwiazdą festiwalu…- hahahaha, a skąd ta wiedza? Kamerki u mnie zainstalowali? No, gdyby zainstalowali, to nie musieliby do mnie dzwonić… A co, niech Jared ma za wczoraj!
-Wiem. Jest to znany amerykański zespół, czyli Thirty Seconds To Mars, którzy gościli w łódzkiej Atlas Arenie 1.5 roku temu – podzieliłam się z nimi tą informacją.
-A skąd ta pewność, że oni będą? Mam nadzieję, że teraz nie zapanował głośny pisk oraz przekleństwa wśród słuchaczy, w końcu niezbyt dużo ludzi ich lubi, a fani kłócą się o to, kto porwie koszulkę Jareda.
Nie no, koleś przesadził! Co prawda, sporo ich hejtowało, ale to też nie była jakaś ogromna liczba ludzi! W Polsce jest więcej, o wiele więcej fanów aniżeli przeciwników, którzy są od razu zjadani przez Echelon. I nie były to tylko FG, które chciały mieć cokolwiek z Jareda!
-Bo mam stały kontakt z Jaredem. I proszę nie obrażać zespołu, że mało ludzi ich lubi, ponieważ to jest nieprawda, a stwierdzam to na podstawie faktu, iż na sam koncert wybiera się ponad połowa Echelonu, które nie pierdolą o zacnych ciuchach Jareda, a idą dla samej muzyki, a hejtujących jest niewiele i myślę, że pana też by ugodziło, gdybym powiedziała, że Slayer ssie, co jest nieprawdą. Nie zmienia to jednak faktu, że poczułby się pan urażony moją wypowiedzią, więc życzę przeprosin dla mnie i całego zespołu na antenie – dostałam słowotoku. Zdania same mi wypływały z ust, a z każdym słowem coraz bardziej się nakręcałam. W końcu zamilkłam. Po drugiej stronie linii i w radiu panowała cisza. W końcu prezenter odezwał się cichym głosem:
-Przepraszam cały zespół i ich fanów za to, że obraziłem was… Pani Maju, do zobaczenia na festiwalu! – i zakończył rozmowę.
Odetchnęłam. Już nie musiałam się stresować. W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał… Widać, że prezenter naprawdę się przejął. Byłam szczęśliwa móc usłyszeć tą zacną piosenkę w radiu. Reszta podróży minęła mi spokojnie, nikt mi nie przeszkadzał. Rozmyślałam nad tym, co się wydarzyło na przerwie w szkole. Nie mogłam uwierzyć, że to zdarzenie naprawdę miało miejsce. Czyżby miało się spełnić marzenie, które czekało na swoją kolej od ponad roku? Wolałam nie myśleć, aby nie zapeszyć. Co prawda, nie należałam do ludzi przesądnych, ale w tych sprawach wolałam nie myśleć. Wolałam mieć jasne myślenie, jakby miało się coś jednak wydarzyć bądź też nie wydarzyć.
Podjechałam pod dom. Przed nim stał już MarsBus. Wstawiłam auto do garażu i weszłam do domu. W kuchni stał tata.
-Cześć tato. Shannon i Tomo już dojechali? – rzuciłam, zadowolona z siebie.
-Tak, przyjechali 2 godziny temu i ustalają teraz setlistę. Jak Ci poszła biologia?
-Aa, nawet dobrze.
-Słuchaj, musimy porozmawiać… - zaczął tata. Domyślałam się, co chciał mi powiedzieć. – Nie możesz sobie ot tak zapraszać do siebie tak sławne osoby, i to jeszcze bez naszej wiedzy. Ja rozumiem, że chcesz im pomóc, ale pomyśl, że niedługo wszyscy się o tym dowiedzą i przyleci do nas tłum fotoreporterów – tata najbardziej obawiał się tych małych ludzi z aparatami. Od urodzenia miał paniczny strach przed aparatami, fleszami. Jak tylko coś takiego widział w moich rękach, od razu wychodził z pomieszczenia i uciekał do swojej sypialni, gdzie się zakluczał i siedział tam, dopóki nie skończę robić zdjęcia. – Możesz ich przenocować ile chcesz, dopóki nie zobaczę ani jednego fotoreportera.
-Dobrze tatku, zrozumiałam. Mogę iść pozałatwiać swoje sprawy?
-Owszem.
Wyskoczyłam z domu i dopadłam busa, na którym było pełno marsowych naklejek. Chłopaki nigdy nie obklejali swoich busów, ale teraz widocznie naprawdę brakowało im tych koncertów, że chcieli pokazać, iż oni są tu, w Polsce. Biedacy, nie wiedzą, że słuchacze eski rock wiedzą o ich udziale w koncercie. Zaczęłam zdrapywać naklejki, kiedy z pojazdu wyskoczył kierowca, którego wcześniej przeoczyłam. Mężczyzna był ciut wyższy ode mnie, miał wylewający się brzuch ze spodni i spocony podkoszulek, mimo że na dworze było chłodno. Nie miałam pojęcia, skąd go Marsi wytrzasnęli.
-A panienka co, zbiera sobie gadżety do domu? Won mi, poszła! – miło mnie wita. Rozumiem, że mnie nie zna i nie wie, iż to u mnie zatrzymali się Marsi, mimo to jego kultura wobec innych powinna być ciut wyższa.
-Ja mieszkam w tym oto domu – wskazałam na swój dom.
-Jasne, ja zaś nazywam się Kurt Cobain – wziął papierosa do ust i go zapalił. Wtedy miarka się przebrała, ponieważ nienawidzę, kiedy ktoś pali, i to w sposób olewacki, przy mnie. Rzuciłam się na niego i zaczęłam go okładać pięściami.
Papieros wypadł z ręki zaskoczonego mężczyzny, który bronić zaczął się dopiero po 5 sekundach. Odskoczyłam od niego i wzięłam oddech.
-No, zmęczył się fan girls? Do mamusi lecisz? – nabijał się.
Byłam tak wściekła, że w cholerę poszły wszystkie sposoby opanowania się i ponownie się na niego rzuciłam. Niby odparował moje 2 pierwsze ciosy, ale nie przewidział, że mogę zacząć gryźć go w obojczyk. Kopnęłam go z całej siły w miejsce intymne. Kierowca osunął się na ziemie z wyrazem bólu na twarzy, łapiąc się za krocze. Już miałam zamiar kopnąć go w brzuch, kiedy usłyszałam głos Jareda:
-Maja, przestań! To nasz jedyny kierowca, któremu ufamy!
Odwróciłam się. Wokalista stał na schodach przed drzwiami wejściowymi. Za nim stało dwóch mężczyzn, których widziałam po razy pierwszy w życiu, mimo to znałam ich doskonale. Po lewej stronie stał Tomo – był najniższy z całej trójcy. Włosy miał opuszczone, które sięgały za jego ramiona. Oczywiście na twarzy był nienaganny zarost, dzięki któremu Tomo nabył sympatię Echelonu. Shannon był wyższy od Tomo, ale niższy od swojego brata. Na nosie miał okulary – pewno znowu był upity. Od koncertu w Łoży nie zmienił się. Nadal miał swój nieogar na głowie oraz lekki zarost. Jedynym dodatkowym elementem była małpka, która siedziała na jego ramieniu i patrzyła się na mnie, jedząc banana. Małpkę też znałam – Rippley. Została ona sławna dzięki VyRTowi. Cała Trójka patrzyła się na mnie z szeroko rozwartymi ustami.
-To poszukajcie innego, ten nie będzie w stanie dzisiaj pojechać – wskazałam na mężczyznę, który już władowywał się do busa, mając w planach odjechać stąd jak najszybciej. – Hola, panie, autobus zostaje – podeszłam bliżej wyjścia. Mężczyzna spanikował i wyleciał tylnimi drzwiami. Pobiegł na najbliższy przystanek autobusowy.
-I gdzie ja teraz znajdę kierowcę?! – zaczął lamentować Jared.
-Nie martw się, moja mama nas poprowadzi – mama kochała przewozić ludzi, sama kiedyś pracowała jako kierowca autobusu. Zawsze miewała kaprysy, które od razu wkładała w życie, dzięki czemu w naszym domu bywało ciekawie. Nigdy się nie nudziliśmy. Mama potrafiła w środku nocy nas obudzić i poinformować, że bawimy się w podchody z sąsiadami. – Ale pomóżcie mi zdrapać te głupie naklejki. Ja wiem, że wy się cieszycie, iż dzisiaj będziecie grać… Ale nie róbcie takiego rozgłosu, tata nie chce, aby wszyscy wiedzieli, że tutaj chwilowo mieszkacie.

_____________________
Ciągle mam wrażenie, że za bardzo się rozpisuję nad scenami i nie umiem przechodzić szybko czasowo, dlatego 2.5 dnia mam opisane na 40 stronach już. ;__;
Dzięki, że jesteście. ; )

2 komentarze:

  1. Niesamowicie piszesz, cały czas czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiecałam, że się zapoznam, więc się zapoznaję. Postaram się tak pokrótce skomentować każdy wpis.
    Prolog w pewnym sensie intrygujący, choć nienawidzę Closer to the edge. Było tam trochę powtórzeń, parę nieciekawych zdań, ale ten pierwszy wpis od strony merytorycznej z pewnością zachęca do przeczytania dalszych części, by dowiedzieć się, co się stało i dlaczego Jared aż tak bardzo zraził się do swojej piosenki.
    Przeczytałam pierwszy rozdział i niestety jestem rozczarowana. Zupełnie nie podoba mi się fabuła, gdzie Jared czy inni członkowie zespołu nawiązują wielką przyjaźń z nastoletnią fanką i to jeszcze z Polski. Nie, nie dlatego, że to jest nierealne ( bo przecież opowiadania to nie życie i tu można puścić sobie wodzę fantazji) chodzi tylko o to, że taki schemat mi się po prostu nie podoba. Plus zbyt wiele kolokwializmów, główna bohaterka taka harda, buntownicza, bogata nastolatka, która rzuca mięsem dookoła, nie lubię niestety tego typu postaci. I jeszcze to "Dziadu", przepraszam, ale dla mnie to jest nie do strawienia.
    Zabrałam się za dwójkę, ale niestety, taki klimat mnie nie kręci. Nie twierdzę oczywiście, że opowiadanie jest złe, czy coś, po prostu nie trafiłaś w mój gust i tyle. Nie spodobała mi się ta "elokwencja", że tak to ujmę rodziny głównej bohaterki. Posługują się w domu pięcioma języki, mają tam wszystko, co najlepsze, nie, kompletnie to do mnie nie trafia. Plus motyw zauroczenia Jareda młodziutką dziewczyną też do mnie nie przemawia. No, ale jestem zdania, że nie ma, co się sugerować początkami, bo wielu się na nich wykłada, więc idę dalej.
    Trójka niestety nie zmieniła mojego nastawienia, plus to chwalenie się vipowskim biletem z podkreśleniem ceny i myśl o zabraniu braci Leto na studniówkę, nie kompletnie tego nie kupuję.
    Liczyłam, że w czwórce się wyjaśni ta cała awersja do CTTE, ale niestety się przeliczyłam. Nadal żadnych zmian w moim nastawieniu.
    Piątka, najpierw scena w szkole, czego nie cierpię plus ten telefon z radia. Niby skąd oni wiedzą, że ona posiada takie informacje? Kurcze, wybacz ale dla mnie Majka to klasyczna Mary Sue. Nie potrafię się przekonać ani do niej, ani do jej historii. Wszystko jest dla mnie zbyt idealne, zbyt cukierkowe (jedynym głosem rozsądku jest tu dla mniej ojciec, który mówi o tym, że nie powinno się spraszać do domu sławnych, obcych ludzi). Mimo iż prolog zapowiadał jakąś głębie, ja tej głębi tu nie dostrzegam. Może tam jest, a ja po prostu jej nie widzę, bo mam inną wrażliwość, inny gust, czy cokolwiek innego. Po prostu to nie jest historia dla mnie, co nie oznacza, że nie może się podobać innym. Po prostu mam już jakoś tam wyrobiony gust i naprawdę bardzo ciężko mnie zadowolić, tak więc noł ofens i jeśli kochasz pisać to pisz dalej, rozwijaj się i nie oglądaj się na innych :)

    OdpowiedzUsuń