Shannon zaczął
wystukiwać na bębnach „Birth”. Na sali zapadła cisza, wszyscy w napięciu
oczekiwali na rozwój wydarzeń. Jared stał koło mnie i patrzył przed siebie,
trzymając nerwowo mikrofon w dłoni. W pewnym momencie przyłożył go sobie do ust
i zaczął śpiewać, a mnie przeszły ciarki. Wszyscy zgromadzeni fani zaczęli
wpierw piszczeć, a później śpiewać z Jaredem. Po kilku sekundach, wciąż
śpiewając, Leto wyszedł na scenę. Przywitały go radosne okrzyki. Niewzruszony
stanął pośrodku i kontynuował piosenkę. Zapadły ostatnie nuty i cała sala na
chwilę zamilkła, po czym poleciała kolejna piosenka - NOTH. Jared latał po
scenie w tą i z powrotem, aż miło było patrzeć na tego człowieka, ile energii i
wkładu daje w to, aby jego show było jedyne i niepowtarzalne. Ta piosenka była
tak mega pozytywna, że wszyscy ludzie skakali, śpiewali i śmiali się razem z
zespołem.
-Witaj Polsko na
naszej nowej trasie Love Lust Faith and Dreams! – zawył Jared do mikrofonu po
skończonej piosence, uśmiechając się do ludzi. – Miło jest być znowu wśród was,
patrzeć na wasze szczęśliwe twarze! Chcecie kolejną nową piosenkę?
-Taaaaaaak! –
zawył tłum.
-Nie słyszę!
-Taaaaaak! –
wrzasnęli jeszcze głośniej.
-No to macie!
Conquistador!
Wszyscy bawili
się wyśmienicie na koncercie. Następnie był End of All Days, po czym zabrzmiały
dźwięki do Fallen. Ludzie krzyknęli z zachwycenia. Nikt nie spodziewał się
starej piosenki, a już zwłaszcza tej! Niektóre osoby płakały ze szczęścia, móc
usłyszeć tą piosenkę na żywo. Wszyscy ochoczo śpiewali z Jaredem. The Mission
również spowodowało wiele łez szczęścia.
-Teraz piosenka,
do której kręcimy teledysk w stylu CTTE! Do Or Die! – zapowiedział zachwycony
polską publicznością Jared. – Czy Polska umie się bawić?
-Taaaaaaak! –
tym razem wszyscy głośno wrzasnęli, tańcząc, skacząc i piszcząc.
-Z tymi piskami
to trochę niżej, bom już stary i głuchota mi znana…
Wszyscy się
zaśmiali, bo nikt nie uważał Jareda za starego ze względu na jego dość młody
wygląd.
-Tej, to nie
jest śmieszne! – oburzył się lekko Leto. – Podajcie mi tą flagę!
Wszyscy wpadli w
zachwyt, kiedy na scenę wniesiono ogromną polską flagę na kiju. Pojawiło się
kilku kamerzystów, jedni stali przy zespole, inni przy publice. Wszyscy zaczęli
się bawić i śpiewać z Jaredem, a ten wywijał flagą na lewo i prawo. Miałam łzy
szczęścia w oczach, widząc, jak bardzo Polska będzie widoczna na teledysku, bo
jak inaczej tłumaczyć obecność tylu kamerzystów? Przy nagrywaniu CTTE było o
połowę mniej niż teraz. No chyba że Jared postawił na perfekcję w każdym
centymetrze.
-Przetłumaczcie
LLF+D po polsku! – zawołał do polskiej publiczności po piosence.
Zaczął się
ogólny harmider, każdy próbował się przekrzyczeć.
-Nie nie nie,
źle to robicie! – krzyknął smutny. – Po kolei… Love?
-Miłość!
-Lust?
-Żądza!
-Faith?
-Wiara!
-Dreams?
-Marzenia!
-To teraz
wszyscy razem! Love Lust Faith and Dreams!
-Miłość żądza wiara
i marzenia! – krzyknęli Polacy, tym razem udało się wszystko idealnie zgrać.
-Jestem z was
dumny! – pochwalił moich rodaków wokalista. – Były same energiczne piosenki,
teraz czas na trochę smętów.
City fof Angels,
Northern Lights, przy którym wszyscy płakali, włącznie z Jaredem, który
ukradkiem otarł łezkę, Bright Lights, From Yestaerday. Shannon i Tomo zniknęli,
a Jaredowi przyniesiono akustyczną gitarę. Przy schodzeniu ze sceny perkusista
prawie mnie przewrócił, popychając dla jaj do tyłu.
-Znajdę Cię i
zabiję! – krzyknęłam za nim.
Zaśmiał się i
pokazał mi środkowy palec, na co ja wytknęłam mu język. Poszedł z Tomo się
odświeżyć, ja natomiast wróciłam na miejsce obok Emmy i oczekiwałam na set
akustyczny Jareda. Wiedziałam, że zacznie The Killem. Emma nagle zniknęła i
pobiegła gdzieś na tyły z zaniepokojeniem na twarzy. Leto poprawiał sobie pasek
od gitary i lekko ją stroił, a obok mnie wyrósł Shannon z ręcznikiem
zawieszonym na szyi.
-Co się dzieje?
Czemu nie odpoczywasz? – zapytałam się go zdziwiona.
-Ochrona ma
problem, jakaś blondi przekupiła jednego i kręci się tu gdzieś za kulisami –
odpowiedział mi zaniepokojony, rozglądając się po kątach na scenie.
-Nie mów, że
sądzisz, że to jest…. – nie dokończyłam zdania.
-Tak, to Aśka,
opis się zgadza do jej postaci – zmartwił się. – Mam nadzieję, że nie zabije mi
brata.
-Czemu nie
przerwiecie koncertu?
-Jared nigdy na
to nie pójdzie. Już wie, że gdzieś ona się czai, jest na baczności, tak samo
jak my.
Podczas naszej
rozmowy wokalista zaczął w końcu grać The Kill. Nie rzucił się w publikę, jak
to miał w zwyczaju, tylko stał i śpiewał. Ludzie szeptali między sobą
zdziwieni, bo jak to, on się nie rzucił? Nie skupiałam się jednak na piosence
tylko razem z Shannonem obserwowałam bacznie całą scenę. Podbiegła do nas Emma.
-I co, wiadomo
już, gdzie może być? – zapytałam się.
-Niestety,
wszystko przeszukaliśmy za kulisami, w pokojach stoi ochrona na wszelki
wypadek, ale nikt nic nie wie.
-Poczekajmy na
rozwój wydarzeń, tylko to nam zostało – westchnął zrezygnowany Shannon.
Piosenka się
skończyła, a ludzie zaczęli wrzeszczeć swoje piosenki, które miałby zagrać.
Leto posłuchał ich przez chwilę, po czym powiedział:
-Mam tu za
kulisami taką jedną dziewczynę, która bardzo kocha Buddhę. To dla Ciebie! –
zawołał.
Krzyknęłam cicho
z radości. Nie wierzyłam, że moja ukochana piosenka jest zadedykowana właśnie
mnie! Byłam tak szczęśliwa, że zapomniałam o Aśce, która mogła w każdej chwili
się pojawić i coś zrobić Jaredowi. Przed dialogiem, podczas śpiewania jeszcze
„Buddha for Mary”, złapałam przerażona Shannona za dłoń.
-Co jest? –
zapytał się, zdezorientowany.
-Słowa piosenki,
pierwsza odpowiedź dziewczyny… - szepnęłam.
-To co z nią? –
Jared zaczął śpiewać „He Said..”
-Jest tam
przecież „Will you rape me now?”
-O kurwa – krzyknął
głośno Shannon.
I wtedy na
scenie pojawiła się ona – Aśka. Wyłoniła się zza perkusji Shannona. Miała całe
potargane włosy i obłęd w oczach. Zaczęła podchodzić do Jareda, który,
nieświadomy tego, kto za nim stoi, zaczynał kwestię dziewczyny. Kiedy doszedł
do „rape me now” Asia rzuciła się na niego od tyłu. Staliśmy jak wmurowani, nie
mogąc ruszyć mięśniami, aby mu pomóc. Jared upuścił gitarę na ziemię, chwytając
za ręce dziewczyny, które oplatały jego szyję. Kiedy odwrócił się do niej, Asia
zaczęła zszarpywać z niego ubranie.
-Shannon, ona
nie chce go zabić, ona chce go wyruchać – zaśmiałam się, chociaż na miejscu
Jareda do śmiechu na pewno nie było. – Chcę to zobaczyć!
Shannon
popatrzył się na mnie jak na wariatkę.
-No co? Jestem
ciekawa, co zrobi diva – broniłam się.
Pokręcił tylko
na to głową, stojąc jednak nadal obok mnie.
Asia dorwała się
do jego spodni i szybko mu je ściągnęła, zostawiając samego w białych majtkach.
Publiczność stała przerażona, nie wiedząc, co się dzieje i co robić. Jared
próbował wydostać się z jej objęć, z marnym skutkiem. W oczach Asi można było
dostrzec szaleństwo i żądzę. Miała gdzieś, że obserwuje ją ponad 15 tysięcy
ludzi, a wszystko zostanie wrzucone do Internetu. Zaczęła ssać usta Jareda.
-Dobra, nie chcę
na to patrzeć, zmieniam zdanie, to jest obrzydliwe, nie chcę oglądać jego fiuta
– wzdrygnęłam się, zamykając oczy.
Shannon wyszedł
na scenę i złapał Aśkę w pasie. Publiczność zaczęła bić brawo, kiedy on ją
odciągał od swojego brata. Blondynka jednak nie dawała za wygraną, próbowała
wyszarpać się z objęć perkusisty, a kiedy zrozumiała, że ma zbyt mało siły, aby
jej się to udało, rzuciła się na niego ze swoimi pazurami. Zaskoczony Shannon
zawył z bólu i ją puścił, na szczęście przybiegła już ochrona w postaci 4-osobowej
ekipy i zgarniała ją ze sceny. Asia nadal próbowała walczyć, jednak przeciwko 4
dorosłym mężczyznom nie miała żadnych szans. Shannon podszedł do brata i pomógł
mu wstać. Ten podciągnął spodnie, zapiął rozporek i popatrzył ze smutkiem na
swoją rozdartą i już całkiem bezużyteczną koszulę.
-Maja, podaj mu
nowy ciuszek – Emma podała mi nową koszulkę.
Wbiegłam na
scenę i podałam ciuch Jaredowi. Uśmiechnął się do mnie, a ja z perkusistą
zeszłam ze sceny. Wokalista wdział na kark nową koszulę i podniósł gitarę,
sprawdzając, czy jest w jakimś stopniu uszkodzona. Na szczęście nic jej się nie
stało i z powrotem założył ją na siebie.
-Chcemy
porozmawiać z panią Asią? – zapytał się publiki.
-Tak – przez
tłum przeszedł ledwo słyszalny szept, którzy byli zagubieni i zszokowani tym,
co się przed chwilą przed nimi odegrało.
-Zapraszam na
scenę! W asyście ochrony! – rzucił Jared, poprawiając sobie włosy i uśmiechając
się do ludzi.
Aśka wróciła na
scenę w towarzystwie 2 silnych panów z ochrony. Na widok Jareda zaczęła wyrywać
się, aby móc dokończyć swoje dzieło, które zaczęła.
-Emmo, podaj
proszę pisak – rzucił bezgłośnie do nas.
Od razu pobiegła
szukać danej rzeczy, jakby nie była zdziwiona prośbą Leto. Obok mnie i
perkusisty stanął Tomo.
-Asiu, ty
piękności moje, mówiłem Ci coś o zakazie zbliżania się do tego miejsca
dzisiejszego dnia? – zapytał się najbardziej słodkim i niewinnym głosem, na
jaki było go stać.
-Tak, ale ja Cię
kocham, i Ty mnie kochasz, wiem o tym! – zawyła Aśka.
-Czemu więc
złamałaś mój zakaz? – Leto zachowywał się, jakby nie usłyszał poprzedniego
pytania.
-Bo Cię kocham!
– kontynuowała swój lament Asia. Widziałam, w jaki sposób patrzy na niego,
jakby chciała zaraz zerwać z niego wszystkie ubrania i gwałcić dopóki któryś z
nich nie umrze. Oj, nie podobał mi się ten wzrok zupełnie.
-Jakbyś kochała,
to byś tego nie zrobiła – powiedział Jared. – Och, gdybyś nie weszła i mnie
usłuchała to na pewno dzisiaj byś się ze mną kochała! – zawołał teatralnie
płaczliwym tonem. – Niestety nie mogę Cię w ten sposób wynagrodzić, więc zrobię
to w inny sposób.
O co mu
chodziło? Popatrzyłam na Shannona, który wzruszył tylko ramionami i dalej
obserwował to, co się działo na środku sceny. Publiczność również siedziała
cicho, nie komentując nic. Minęła nas Emma z czarnym markerem w dłoni. Podała
pisak Leto i wróciła do nas, stając obok Tomo. Jared wziął w dłoń marker i
zaczął się nim bawić, oblizując swoje wargi, chcąc spowodować u swojej ofiary
większe pożądanie i ochotę na niego.
-Czas, abyś
otrzymała swoją karę – szepnął, zbliżając się nad jej twarzą.
Asia mdlała,
myśląc, że Jared ją zaraz pocałuje. Ten jednak wcale nie miał tego na myśli.
Zdjął skuwkę z pisaka i przybliżył go do twarzy Asi. Nie widziałam, co rysował,
bo zasłonił jej twarz całym swoim ciałem. Kiedy od niej odszedł, zaśmiałam się.
Na twarzy Aśki wyrósł piękny, owłosiony czarny kutas, pod którym był podpis
Jareda.
-Karny kutas za
chujową postawę! – zawołał Jared.
Asia chyba
zrozumiała w końcu, ze jej zachowanie było nieodpowiednie, wręcz
niedopuszczalne, i z zawstydzeniem opuściła głowę na swoją klatkę piersiową.
Leto wstał z klęczącej pozycji i ukłonił się w akompaniamencie gorących braw od
swoich fanów. Aśkę wyprowadzono za kulisy, a Jared zawołał Shannona i Tomo, aby
ci wrócili na swoje miejsca, coby móc dalej kontynuować koncert.
Na szczęście
dziewczynę wyprowadzano z drugiej strony, więc nie musiałam patrzeć jej w oczy
i widzieć nienawiść do całego świata. Nie wiedziałam, czy to poskutkowało i w
końcu uspokoi się ze swoim FG wobec Jareda, jednak miałam nadzieję, że choć
trochę się opamięta i wyciągnie jakieś wnioski z tej sytuacji. Nie było mi jej
szkoda, ba, takie zachowania trzeba tępić w najgorszy możliwy sposób i ja to
popierałam całym swoim sercem. Ile to razy na grupie, wydarzeniu, forum,
kłóciłam się z resztą ludzi, którzy byli tak bardzo zaślepieni w zespół, że nie
docierało do nich to, co piszę, mieli to serdecznie w dupie. Ja byłam jedna z
nielicznych osób, które starały się zmienić zachowanie polskiego fandomu
Marsów, niestety w 99,99% przypadkach bezskutecznie. Mało tego, stałam się
obiektem hejtowanym, jeździły po mnie zaślepione w urodę wokalisty fanki nie
przejmując się, że niektóre słowa i czyny mogą doprowadzić do płaczu u mnie.
Tak, czasami miałam słabsze momenty i po kolejnej, bezowocnej i bardzo bolesnej
dla mnie dyskusji nie wytrzymywałam i po prostu płakałam. Ostatnio ograniczyłam
bardzo wejścia do tych wszystkich fandomów z prostego powodu – nie miałam
czasu. Matura, Marsy, studniówka i te wszystkie sprawy spowodowały, że niewiele
się udzielałam. Rozmowy z Jaredem pomogły mi, odnalazłam w nich sposób na
przetrwanie wojny z FG. Pod moją nieobecnością w Internecie dowództwo nad
hejtowaniem zachowania przejęły osoby, z którymi wspólnie się wspierałyśmy i
jednoczyłyśmy przed tym całym nowym chorym pokoleniem Marsów.
Nie mówię, że wszystkie
takie były, te z nowego pokolenia, tj. ślepo zapatrzone w Marsów, Jareda,
robiące wszystko, co oni tylko powiedzieli. Nie, były dojrzałe osoby, które po
kilku tygodniach siedzenia w PE dostrzegały te całe okrucieństwo, jakim jest
więź Echelon-Marsy. Nie stały po niczyjej stronie, rzadko się odzywały na
grupach, a jak już to robiły to dawały od siebie mądre komentarze. Niestety „gimbaza”
nie potrafiła dostrzec tego ukrytego przekazu i hejtowała również tych
neutralnych, przez co odstraszała od siebie ludzi, którzy przestali się
odzywać.
Kiedyś to była
rodzina, można było FG z umiarem, każdy wiedział, kiedy kończy się ta granica,
której nikt nie ustalał, ale podświadomie wyczuwaliśmy, gdzie ona się kończy.
Dzisiaj PE, i pewnie nie tylko PE, podejrzewam, że i reszta fandomów borykała
się z tym samym problemem, był siedliskiem nastolatek piszczących na widok
prawie nagiego zdjęcia Jareda, spamujących wszędzie bezsensownymi postami
treści „robiłam kupę w centrum handlowym a w radio leciało do or die, tak
cudownie było mi srać!” Niestety to nie jest wymyślony cytat, taki miał miejsce
na pewnej grupie, gdzie wywiązała się kłótnia na kilka dni, ponieważ jedne
broniły danej osoby, przecież to takie święte i ważne wydarzenie, a drugie
wyrażały swoje rozczarowanie postawą dzisiejszej młodzieży.
Smutno było
przeglądać to wszystko, jednak nie poddawałam się, ciągle miałam nadzieję, że w
końcu przestaną tak pisać, zmienią się, a wówczas wrócimy do starych czasów,
gdzie panowała prawdziwa rodzinna atmosfera.
Podczas tych
rozmyślań nie słuchałam Marsów, co grają, a kiedy zobaczyłam, że Emma zniknęła,
przerwałam swoją zadumę na temat naszego polskiego fandomu Marsów i uniosłam
głowę do góry zaciekawiona, co się dzieje. Nic się nie działo na szczęście
strasznego, to tylko Jared wybierał na scenę ludzi do Up In The Air. Ludzie przeciskali
się przez wąskie wejście na scenę, byleby tylko w wielkiej euforii znaleźć się
na scenie i spełnić swoje największe marzenie życia. Uśmiechnęłam się pod
nosem, wiedziałam, co to znaczy być na scenie. Jared gadał cały czas do
mikrofonu, Tomo stroił sobie gitarę a Shannon odwrócił się do mnie na chwilę.
Popatrzył na mnie, uśmiechnął się szeroko i wskazał głową narastający tłum,
abym dołączyła. Uniosłam kciuk do góry i ruszyłam na środek sceny. Przy mijaniu
perkusisty ten lekko mnie popchnął, a ja zdezorientowana poleciałam na ochronę
(nie tyle ochrona co człowiek z ekipy mars crew, który miał za zadanie
ochraniać Shannona przed ewentualnym dzikim tłumem fanek). Na szczęście nie
poleciałam jakoś mocno, dzięki temu nie upadłam z mężczyzną na ziemię. Odwrócił
się do mnie z pytającym wzrokiem, uśmiechnęłam się do niego, że nic się nie
stało, odwróciłam się do Shannona i pokazałam mu środkowy palec, a ten wytknął
mi język, wziął nowe drumsticki i zaczął je testować w swoich dłoniach.
Westchnęłam ciężko i stanęłam na przedzie, bo tak mnie tłum wypchnął, mimo ze
wcale nie chciałam się tam znaleźć. Jared odwrócił się, uśmiechnął się do mnie
szeroko i rzucił do tłumu:
-Jesteście
gotowi?
-Taaaaaaaaaaaak!
– wrzasnęli wszyscy zgodnie, czując dreszcz podniecenia. Atmosfera zaczęła i mi
się udzielać, w końcu trzeba uciec myślami od tej niewesołej atmosferze
panującej na co dzień w grupie.
Jared zaczął
śpiewać, a ludzie skakać i tańczyć. Dołączyłam do nich, czując, jak rozpiera
mnie energia. Kochałam móc się wyżyć na koncercie, wyszaleć, wybawić,
wytańczyć.. To było takie piękne! W pewnym momencie Jared się do nas zbliżył,
złapał mnie za rękę i wyciągnął na środek swojego wybiegu, aby ze mną
zatańczyć. Popatrzyłam na niego, po czym przyszedł mi do głowy iście diabelski
plan. Pochyliłam się w stronę jego ucha, wyjęłam słuchawkę i wrzasnęłam z całej
siły:
-Rób to co ja!
Popatrzył na
mnie ze zdziwieniem, kiedy wkładałam mu słuchawkę z powrotem do ucha, a ja się
odsunęłam do niego i zaczęłam tańczyć w rytm kaczuchów. Najpierw palce, potem
łokcie (imitacja skrzydełek), zakręcenie zadem, klaśnięcie w dłonie i od nowa.
Jared się uśmiechnął, i, nie przerywając śpiewania, jedną ręką powtarzał po
mnie gesty (nie klaskał w dłonie tylko uderzał w swoje udo). Ludzie, lekko
zdezorientowani, ze śmiechem na twarzach dołączyli do nas i wkrótce cała atlas
arena bawiła się świetnie, tańcząc kaczuchy do UITA. W pewnym momencie zamilkła
muzyka.
-Kucnijcie,
kucnijcie, kucnijcie! – rzucił Leto do mikrofonu, kucając.
Dołączyłam do
niego, jak i reszta tłumu.
-Na muzyce wszyscy
skaczemy, próbujemy dosięgnąć nieba! – rzucał rozentuzjazmowany Leto.
Wszyscy czekali
w niecierpliwości, jak w końcu poleci muzyka, żeby móc powstać, bo trzeba
przyznać, że takie kucanie w tym tłumie musiało być cholernie niewygodne.
Popatrzyłam na wokalistę, który zamknął oczy, skupiając się całym sobą na wykrzyczeniu
fragmentu piosenki, aby móc wstrzelić się idealnie w rytm, zsynchronizować z
muzyką.
-TAKE NO
MOOOOOOOOOOOORE! – wyrzucił w końcu z siebie, wystrzeliwując w powietrze.
Wszyscy podskoczyliśmy i razem dokończyliśmy piosenkę, tym razem już bez
szaleńczego tańca kaczuchów.
-Dziękuję,
Polsko, za to, że jesteście! – rzucił Jared, kiedy zamilkły ostatnie brzmienia
piosenki. – Znowu mogłem poczuć, że żyję. Jesteście zajebiści. Kocham Was! –
rzucił po polsku, i w głośnym akompaniamencie pisków i krzyków zszedł ze sceny,
kierując się ku garderoby.
Shannon wstał od
perkusji i podszedł do mnie, ponieważ nadal znajdowałam się prawie na samym
końcu wybiegu. W ręku trzymał drumsticki. Stanął obok mnie i zaczął rzucać w
tłum. Wyjęłam telefon i zrobiłam kilka zdjęć, najpierw tłumowi, potem
Shannonowi a na końcu ludziom, którzy stali jeszcze na scenie, czekając, żeby
móc zejść.
-Shanny, może
daj komuś pałeczkę, kto stał na scenie? – zaproponowałam widząc, że niektóre
osoby tęsknie patrzyły w naszą stronę.
Perkusista
popatrzył do mnie i uśmiechnął się.
-Żal Ci ich?
Przecież spełnili swoje marzenie, znaleźli się na scenie.
-No ale wiesz,
ludzie lubią kolekcjonować jakieś pierdoły… I niektórym na pewno jest smutno,
że poszli na scenę zamiast wyczekiwać na drumsticka. Czasami ludzie wolą
kolekcjonować pamiątki w postaci materialnej aniżeli wspomnienia, w końcu
myśli, pamięć to ulotna rzecz, w każdej chwili możemy dostać czyszczenia
pamięci i wówczas o koncercie będzie nam tylko przypominała rzecz materialna,
zdobyta podczas niego… - westchnęłam. Powiedziałam mu to, ponieważ rozmawiałam
kiedyś z koleżanką, która była na Marsach, ale nic z tego nie pamięta, bo
straciła kawałek wspomnień po dość ciężkim wypadku samochodowym, w jakim
uczestniczyła 5 dni później. O tym, że była na koncercie, uświadamia jej spojrzenie
na ścianę, gdzie przyklejone było piórko Jareda od gitary, złapane bodajże na
CLMF.
Kiwnął tylko
głową, że rozumie, i podszedł z ostatnimi sztukami pałeczek do stojącego tłumu
na scenie, po czym z uśmiechem wręczał każdej osobie pamiątkę. Ludzie mdleli w
oczach, gorąco mu dziękowali, a kiedy wręczał ostatnią sztukę mojej koleżance,
Adzie, która przez pewien czas była w moim „teamie” ale zrezygnowała, bo ludzie
zniszczyli jej z deka psychikę, ta się uśmiechała szeroko do swojego ukochanego
idola, a z łez leciały jej ogromne łzy. Nie była w stanie powiedzieć żadnego
słowa. Wykorzystałam sytuację, że stałam blisko Shannona, i niby niechcący szturchnęłam
go lekko, dając do zrozumienia, żeby zrobił krok do przodu. Shannon, na szczęście
człowiek szybko łapiący ukryte gesty i znaki, pochwycił dziewczynę w swoje
szerokie ramiona. Objęła go i zaczęła płakać mu w ramię. Popatrzyła na mnie i
podziękowała mi bezgłośnie, bo wiedziała, że po części to ja doprowadziłam do
takiej, a nie innej sytuacji. Uśmiechnęłam się do niej szeroko i dałam znak,
żeby puściła perkusistę i ruszyła do wyjścia. Zrobiła to, wydusiła w końcu z
siebie „dziękuję, Boże, dziękuję, kocham Cię, jak każdego Marsa, dziękuję!”, po
czym szybko ruszyła w stronę schodów, ponieważ mars crew zaczęło się na nią
groźnie patrząc, przyciskając do swojego serca z całych sił drumsticka.
-Kocham takie
momenty – rozczuliłam się, kiedy Shannon spojrzał na mnie.
Na scenie już
nikogo nie było poza technicznymi, którzy zaczęli pomału zwijać sprzęt.
-Czasami tak
fajnie dać komuś tą drobną radość – uśmiechnął się do mnie. – Chodźmy do
garderoby, zaraz m+g, będzie ciekawie.
-Czemu ciekawie?
– zainteresowałam się.
-Wiesz, jak
często są różne ewenementy? Pominę oczywiście normalnych i FG. Czasami mamy
przebierańców, pomyleńców, dziwnych ludzi, osób, które za bardzo tryskają
radością. Bywało i tak, że bali się nas dotknąć, bo gdzieś wyczytali, że
przenosimy choroby zakaźne. Oczywiście rzucamy się wtedy na delikwenta –
zachichotał.
-Złe z was
stworzenia – nie dołączyłam do śmiechu perkusisty. Dobrze, że w ostateczności
nigdy nie kupiłam m+g, chociaż było mnie stać. Przynajmniej nie zapamiętali
mnie jako kolejnego dziwoląga, który, dajmy przykład, nic sobie nie robi z
tego, że stoi obok zespołu, który kocha ponad całe swoje życie. – Mam nadzieję,
że nie kpiliście jawnie z osób, w ich towarzystwie, tylko robiliście to między
sobą?
-Majka,
spokojnie, nie chcemy, żeby fani się od nas odwrócili… - rzekł poważny już
Shannon. – Co Cię dzisiaj ugryzło?
-Ty mnie nawet
nie znasz, czemu sądzisz, że dzisiaj tylko tak się zachowuję? Może taka jestem
cały czas? – miał rację, coś mi dzisiaj biło. Może zbliżający się okres? Nie,
to niemożliwe, nigdy nie miałam aż takich huśtawek nastroju… Swoje dziwne
zachowanie przypisałam ostatecznie dzisiejszym wydarzeniom, w końcu tyle rzeczy
się stało, tak gwałtownie przeskoki w humorze… Pocieszałam się, że jutro będzie
lepiej, nie wierzyłam, żeby było gorzej.
Shannon złapał
mnie za rękę, powodując, że zatrzymałam się, i przyciągnął ku sobie, obracając
mnie, aby móc widzieć moją twarz.
-Dlatego chcę
Cię poznać – wyznał, i zanim wyszłam z szoku, puścił moją dłoń i zniknął w
garderobie.
Stałam wmurowana
w ziemię. Ja pierdolę, co się działo? Dlaczego tak nagle Shannon chce mnie
dokładniej poznać? O co kurwa chodzi? Nie miałam już siły myśleć, tego było dla
mnie za dużo. Przełożyłam ten problem na dzień jutrzejszy, a sama skierowałam
się do niewielkiego pokoju służącego za zaplecze mars crew, aby lekko się
odświeżyć przed czekającą mnie pracą.
Weszłam do
środka, podeszłam do umywalki, odkręciłam kurki i z kranu poleciała
orzeźwiająca woda. Nabrałam jej trochę w swoje dłonie i opukałam twarz. Na
szczęście dzisiejszego dnia całkowicie zrezygnowałam z makijażu, ponieważ
wiedziałam doskonale, że na koncercie on i tak niedługo mi się utrzyma w
nienagannym stanie. Zakręciłam wodę i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze.
Patrzyła na mnie zmęczona twarz z worami pod oczami, na szczęśnie nie wskoczyły
mi żadne niedoskonałości. Podziękowałam Bogu w duchu za to, że mi oszczędził
dzisiaj tego bolesnego etapu dojrzewania. Poprawiłam włosy, które zdawały się
sterczeć każdy w inną stronę, zawiązałam na czubku głowy w ciasnego koka i
wyszłam z pokoju, gasząc po sobie światło. Zawsze mnie irytowało, ze ludzie
zapominali po sobie wyłączyć lampy, przecież wszystko kosztuje a zasoby Ziemi
są niestety ograniczone, skoro nikt nie będzie przebywał w tym pokoju przez
najbliższe kilkadziesiąt minut, to po cholerę ma się palić światło?
Nie poszłam do
garderoby, nie chciałam im przeszkadzać w dosłownie ostatnich poprawkach przed
spotkaniem, weszłam więc od razu do pokoju, gdzie za chwilę miało się odbyć
spotkanie zespołu razem z ich fanami. Kiedy weszłam poczułam się, jakbym
znalazła się w ulu – było tak rojnie i tak głośno, że gdyby Marsy teraz weszli,
przeszliby spokojnie niezauważeni. Zobaczyłam, że przy ścianie, gdzie wisiał
rozwieszony materiał, który miał służyć za tło zdjęć, stał stół, na którym
znajdował się laptop, a przy nim siedział techniczny mający kontrolować jakość
zdjęć. Przy nim stała Emma i dyskutowali między sobą. Podeszłam do nich.
-Maju, poznaj
Filipa, on będzie nadzorował nad sprzętem i to z nim spędzisz połowę spotkania,
nadzorując jakość zdjęć – poznała mnie z mężczyzną kobieta.
Uśmiechnęłam się
do Filipa, uważnie go obserwując. Był ładnie zbudowanym blondynem, miał zielone
oczy, które szczególnie mnie pociągały u mężczyzny. Szczęka była prawie że
idealni zarysowana. Nie był gruby, miał sylwetkę w sam raz, można rzec, że
idealną, nie to, co Jared, któremu żebra można było bez problemu policzyć,
kiedy ten miał na sobie obcisły T-Shirt. Filip był młodą osoba, mógł mieć
niewiele ponad 24 lata. Odwzajemnił mi uśmiech, pokazując swój równy rządek
zębów. Czułam już podświadomie, że coś się będzie działo między nami, czułam tą
chemię. Wpadł mi w oko i widziałam, że ja też mu się spodobałam. Emma też coś
wyczuła, ze między nami zaiskrzyła, bo szybko oddaliła się mówiąc, że idzie po
Marsów.
-Długo w tej
branży siedzisz? – zapytałam się Filipa.
-Będzie 3 rok?
Zacząłem podczas połowy trasy promującej 3-ą płytę. Wzięli mnie na okres
próbny, ale kiedy zobaczyli, że jestem w swoich klockach naprawdę dobry, wzięli
mnie na stałe – uśmiechnął się znowu do mnie, wskazując na stojące obok niego
krzesło, abym usiadła. Skorzystałam z zaproszenia i usadowiłam swoje 4 litery
obok nowo poznanego kolegi. – A Ty co masz dokładnie robić? Bo to, że będziesz
wybierała te zdjęcia, jest oczywiste. – spojrzał się mi badawczo.
-Mam jeszcze
dbać o to, aby fanki zbytnio nie podchodziły do guru… Czemu się śmiejesz?
-Właśnie użyłaś
naszego tajnego kodu, z którego korzystaliśmy 2 lata temu, aby móc rozmawiać o
Marsach w ich obecności bez stresu, ze się domyślą, że właśnie o nich
plotkujemy – wyjaśnił mi Filip. – Czemu tak o nich mówisz?
-Potocznie się
przyjęło wśród starej ekipy polskiego fandomu – uśmiechnęłam się, wspominając
te szalone czasy. – Ale to każdy otrzymał jakiś swój przydomek, polski, więc
nie będę tłumaczyła go, bo straci to swój urok i magię.
-Nie ma sprawy…
O, weszli! – wskazał głową na drzwi, w których stał zespół.
Wszyscy
momentalnie ucichli. Ja wstałam bezszelestnie i oddaliłam się od Filipa, aby
móc stanąć po drugiej stronie stołu, przy którym zasiedli Marsy.
Fani usiedli na
podłodze, a zespół zaczął gadać o różnych pierdołach. Słuchałam jednym uchem a
wypuszczałam drugim, bo wszystko wiedziałam dzięki rozmowom z Jaredem. Nie
powiedzieli nic nowego, raczej powtarzali swoje stare słowa czy zdania.
Oczywiście dochodziło do śmiesznych sytuacji między zespołem, np. Shannon bawił
się w pewnym momencie z Tomo w łapki podczas żmudnego wywodu Jareda nad tym,
jaki piękny jest nasz kraj (fanki łykały to w całości, ich to kręciło, jarało…),
przepychanki, bitwy słowne. Fani reagowali śmiechem na sytuacje. Niektórzy
podnosili ręce do góry, a Jared ich wskazywał, po czym wskazani zadawali
nurtujące ich pytanie, na które zespół zawsze odpowiedział. Nie było dużo
pytań, wszyscy byli onieśmieleni faktem, że znajdą się tak blisko swojego
ukochanego zespołu. Zaczynałam pomału odpływać. Spojrzałam na zegarek i lekko
się przeraziłam – dochodziła 23:45, czyli 15 minut temu mieli zacząć robić
zdjęcia! Spojrzałam na Jareda i powiedziałam bezgłośnie STOP. Skończył szybko
pierdzielić i ustawiła się kolejka, aby móc wziąć podpis na jednej rzeczy.
Teoretycznie na jednej, ale przymykałam oczy na to, kiedy ktoś dał 2 lub 3.
Przy 4 mówiłam osobie, że nie może tyle dać i żeby się zdecydowała, co chce mieć
podpisane. Grzecznie ustępowały i chowały jedną niepotrzebną rzecz do swojej
torebki, kieszonki czy czegokolwiek, gdzie mogły schować.
W pewnym
momencie po mojej lewej stronie stanął Filip, który nachylił się nad moim uchem
(nie powiem, przeszły mnie ciarki, kiedy poczułam jego ciepły oddech na swojej
nagiej skórze) i szepnął:
-Spójrz na
koniec kolejki, będzie ciekawie.
Uniosłam głowę,
ciekawa, co takiego spowodowało, że Filip wstał od komputera i podszedł do
mnie. Na samym końcu stała dość masywna postać w.. sukni ślubnej. Tak, nie
mylicie, się, w sukni ślubnej. Oniemiałam.
-Jared? –
szepnęłam.
-Pewnie tak. Już
robimy zakłady wśród ekipy. Na kogo stawiasz? – zapytał się.
-Na Jareda,
przecież to on jest bogiem seksu – mruknęłam.
Filip z
chichotem wrócił do laptopa, przy którym zebrała się chyba cała ekipa mars
crew, aby móc dalej przyjmować zakłady, do kogo piękność się przyklei.
Obserwowałam
dalej, czy ludzie dają odpowiednią ilość rzeczy do podpisania. Po chwili
podeszła ostatnia osoba z kolejki, czyli nasza panna młoda. Wręczyła zespołowi
ich wspólne zdjęcie do podpisania oraz badge. Spojrzałam na chłopaków, ci
jednak starali się zachować naturalny spokój. Jareda jednak trochę poznałam i
widziałam, że stara się nie wybuchnąć śmiechem na widok sukni ślubnej. Po tym,
co dała do podpisania, ciężko było się zorientować, na kogo poleci podczas
robienia wspólnej foty.
W końcu i na nie
nadszedł czas. Przypudrowano lekko chłopaków, poprawiono im włosy oraz ubrania,
i zaczęli robić w końcu zdjęcia. Była północ. Szukałam Toma, ale jego na
szczęście nigdzie nie widziałam. Siedziałam obok Filipa i oglądaliśmy ente
zdjęcie, czy jest to efekt końcowy czy trzeba strzelić jeszcze jedno. W końcu
kolejka się zmniejszyła i zapanowało tak jakby rozluźnienie – zaraz koniec,
będzie można zwinąć interes i iść do łóżeczka, coby się porządnie wyspać.
Nadeszła nasza
panna młoda, która oczekiwała w napięciu na swoją kolej. Szturchnęłam Filipa,
który zapatrzył się w ekran, niezdolny do rozglądania się po pokoju.
-Co jest? –
zapytał się.
-Nasza
uciekinierka z wesela właśnie czeka na swoją kolej – mruknęłam cicho, żeby delikwentka
czasem tego nie dosłyszała.
Blondyn ożywił
się i spojrzał ponad wyświetlacz sprzętu. Uśmiechnął się szeroko. Zauważyłam,
że właśnie całe mars crew przestało robić to, co robiło dotychczas, i wszyscy z
niecierpliwością czekali, co się wydarzy.
W końcu ostatnia
osoba została odprawiona i poproszono do zdjęcia pannę młodą. Tu trzeba
wspomnieć, że kolejka ustawiona była z lewej strony zdjęć, a od lewej stał:
Jared, Shannon i Tomo. Jared, podejrzewając, że to do niego idzie dziewczyna,
zrobił krok do przodu i rozłożył lekko ręce, chcąc ją do siebie przygarnąć.
Jakie było nasze zdziwienie, kiedy dziewczyna olała wyciągnięte ręce Jareda,
ba, popchnęła go lekko, że ten cofnął się o krok, olała Shannona i rzuciła się
w ramiona Tomo! Wszystkim opadła nam szczęka.
-Tomo, wyjdziesz
za mnie? – biadoliła po polsku. Zaśmiałam się, a inni nie wiedzieli, co ona do
niego mówi, w końcu to nie był angielski.
-Co ona mówi? –
zapytał się otwarcie Jared, który stał z lekko obrażoną miną, że jego
pominięto, jego, tak ważną osobę!
-Pyta się Tomo,
czy chce być jej mężem – wykrztusiłam, z trudem łapiąc oddech.
Każdy w tym
momencie próbował nie wybuchnąć śmiechem, żeby nie narobić przykrości
dziewczynie, ta jednak nie przejmowała się nikim tylko nadal lgnęła do
gitarzysty.
W końcu otarłam
ostatnie łzy i podeszłam do zespołu, patrząc się dziewczynie. Olśniło mnie w
pewnym momencie, patrząc jej w twarz – toż to była Ania we własnej osobie,
największy FG Tomo, nawet pisała ff z nim, mając gdzieś, że on ma już żonę!
-Aniu, puść
Tomo, chyba nie chcesz go udusić – powiedziałam do niej po polsku, bo
wiedziałam, że nie rozumie zbyt dobrze angielskiego.
Z głośnym
westchnieniem puściła go, ale zaraz znowu się przytuliła, tym razem ustawiając
się do zdjęcia. Tomo z lekkimi oporami też ją objął (no bo co powie Vicki?),
ale uśmiechnął się, zrobili zdjęcie i Ania wyszła na korytarz, a my zostaliśmy
w środku sami, tzn zespół i mars crew.
___
Ugh, wena mnie złapała to pisałam jak szalona! Czasami taka rzecz to dobra sprawa, tylko szkoda, że mam teraz same kolosy zaliczeniowe.. Cóż, poprawi się.. Ups, to są już poprawy kolosowe... Chuj, damy radę XD
Tego opka piszę dla siebie, nie zależy mi na komentarzach, aczkolwiek nie powiem, miło byłoby jakiś zobaczyć. XD