środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 17. "-Shannon, stój! Pogadajmy! - krzyczałam do coraz bardziej oddalającej się ode mnie postaci."

Sięgnęłam ręką do torebki. Wymacałam coś papierowego. Wyciągnęłam to. No tak, bilet na Marsów, który teraz do niczego mi się nie przyda! Wpadłam na szalony pomysł obdarowania tym biletem jakąś biedną duszyczkę, która czekałaby na górze w nadziei zdobycia biletów. Na każdym kocnercie było kilka takich osób, które rozpaczliwie starały się wbić na koncert. Zawsze współczułam tym osobom, że nie udawało im się wcześniej zakupić biletu.
Wspięłam się po schodach na wyższe piętro. Przed wejściem widziałam same znajome twarze.
-Cześć Maja!
-Elo Maja!
-Siema!
-Fajnie Cię znowu widzieć!
-Czemu masz badge marsowe i ich koszulkę?! - tak, przed Eweliną nie dało się niczego ukryć.
-Wyjdź na chwilę z kolejki, to Ci wszystko powiem. Tylko pamiętaj, pełna dyskrecja! - szepnęłam jej do ucha. Ewelina była osobą, którą zawsze można było spokojnie powierzyć sekrety, nie bojąc się, że może je gdzieś rozgłosić.
Kiedy wyszła z kolejki (inne dziewczyny zaoferowały się trzymać jej miejsce), poszłyśmy za toi-toie, gdzie był w miarę spokój i mało ludzi się tam kręciło. Opowiedziałam Ewelinie o wszystkim, zacząwszy od wczorajszej sytuacji z lotniska, skończywszy na wyjściu z pokoju chłopaków. Przemilczałam tylko wątek uczuciowy między mną a Jaredem, nie potrafiłam o tym tak otwarcie mówić. Nie byłam jeszcze do tego przygotowana, do tego serce wciąż się upierało, że to jeszcze nie jest nic pewnego. Wciąż nie wiedziałam co tak naprawdę o tym myśli sam Leto. Nie chciałam, żeby potem mnie bolało serce, wolałam wszystko przeanalizować trzeźwym myśleniem, a przede wszystkim porozmawiać z Jaredem.
Skończyłam opowiadać wszystkie przygody. Przez chwilę stałyśmy w ciszy. W końcu Ewelina przygryzła dolną wargę i stwierdziła:
-Ty to jednak masz szczęście.... A ja tak bardzo chciałabym wejść na scenę i porozmawiać z Jaredem! W sumie to cały Echelon ma takie samo marzenie na dzień dzisiejszy. Oby tylko wziął Echelon!
-No właśnie nie wiem, czy zgodzi się na to.. Słuchaj, on prawdopodobnie nie wskoczy w tłum ani nic z tych rzeczy, po tym porwaniu nie chce znowu narażać swojego zdrowia i życia.
-Masz rację, i ja go rozumiem - westchnęła Ewelina. - Mam nadzieję, że nie będzie karał nas wszystkich i zaśpiewa same nowe piosenki i sobie pójdzie.
-Obawiam się, że tak moze zrobić.
Ewelina się zmartwiła. Nie dziwiłam jej się, sama bym chciała znowu usłyszeć Buddhę, czy chociaż popatrzeć, jak Jared się rzuca w tłum i widzieć potem to jaranie się w internecie, że trzymało się tą i ową część ciała Jareda. Może byłam dziwna, w każdym razie nigdy mnie nie podniecało trzymanie kogoś za jaja, nawet gdyby nie ułożyło mi się w życiu i nie poznałabym Leto osobiście. Po prostu mnie to obrzydzało i odrzucało od razu, dlatego wolałam na wcześniejszych koncertach Marsów stać z boku przy barierkach, i wbić na scenę za każdym razem na finałowej piosence, aniżeli być pod kroczem Jareda podczas tej sławetnej piosence. Ile to razy stracił swoją biżuterię, swoje koszulki, raz nawet dobrały mu się do spodni i musiał się natychmiast ewakuować, żeby tylko nie wydobyły jego sprzętu na zewnątrz? Może i teraz się śmieję z tego, ale jemu na pewno nie było miło (chyba że lubi to, nie wiem, nie pytałam się go o aż tak prywatne sprawy). Ale trzeba było przyznać, że po tamtej akcji zaczął bardziej uważać podczas rzucania się w tłum i wybierać te miejsca, gdzie usłyszał w miarę najcichszy pisk. Przeważnie mu się to udaje, ale czasami źle trafia i traci kolejną rzecz. Zażartował kiedyś, ze następnym razem, zanim pójdzie w tłum, założy na siebie kolczugę. Nawet nie próbowałam go przekonać, aby z tego zrezygnował, bo widziałam i wiedziałam, że on to kocha.
-Nie martw się, pogadam z nim, może wskóram jakąś Buddhę czy coś w tym stylu, a nuż się uda? W ogóle - zmieniłam temat - mamy kogoś znajomego tutaj, kto czatuje na bilet? Bo sobie przypomniałam, ze przecież mój jednak nie jest potrzebny, skoro mam badge.
-Wiesz co, widziałam pałętającą się Klaudię, a mówiła mi, że się przejdzie na wszelki wypadek pod Arenę, że może trafi się ktoś, kto ją obdaruje biletem.
-O, dobrą nowinę mi dajesz! Poszukasz jej razem ze mną?
-Po prostu zadzwonię do niej, głupotą jest łażenie w koło.
No tak, z nadmiaru emocji zapomniałam i najprostszym rozwiązaniu, jakim jest rozmowa telefoniczna. Ewelina wyciągnęła z kieszeni swojego Samsunga Galaxy S III, wybrała szybko numer do Klaudii, i powiedziała, zeby ta stawiła się pod toi-toiami, bo ma dla niej prezent. Po skończonej rozmowie schowała telefon komórkowy z powrotem do kieszeni czarnych dżinsów, które miała na sobie, i poprawiła sobie swoje długie, sięgające pasa włosy, chowając niesforny kosmyk za prawe ucho. 3/4 Echelonu zazdrościła jej włosów, bo te były nienaganne, zawsze idealnie podcięte, grube, puszyste i niełamliwe, zaś 1/4 Echelonu wolała krótkie włosy, chociaż pewnie też jej zazdrościli, ale zwyczajnie się do tego nie przyznawali.
-Będzie za 2 minuty, poszła sobie kupić coś do jedzenia - zakomunikowała Ewelina.
-Okej, byleby doszła za ten czas, bo chciałabym wrócić do podziemi i pogadać z Leto na temat tego nieszczęsnego koncertu.
-O, już idzie, patrz! - koleżanka spojrzała na lewą stronę. Odwróciłam głowę w tym kierunku i faktycznie, ku nam szła blondynka. Też była szczęśliwą posiadaczką długich włosów, ale trochę im brakowało do włosów Eweliny. Klaudia była ubrana w czarne skórzane legginsy, wymiętoloną czarną Marsową koszulkę (nawet fajnie to wyglądało) i do tego całkowicie czarne Converse. Twarz miała z lekka pyzatą, co na szczęście dla niej było dodatkowym plusem jeżeli chodzi o wygląd.
-Siema! O co chodzi?
-Idziesz na Marsów - dałam jej bilet i szybko uciekłam ku zdziwieniu dziewczyn. Po prostu nie lubiłam, kiedy ktoś mi non stop dziękował za coś, co dla niego zrobiłam. Dla mnie to było bardzo krępujące, dla niego pewnie też.
Z ulgą weszłam do środka Areny. Na dworze było bardzo gorąco, dlatego cieszyłam się powrotem do podziemi. Poszłam w stronę pokoju Marsów. Przed drzwiami stał Tom.
-Co się dzieje? - zapytałam się go.
-Nie mogą nadal ustalić setlisty, a zaraz próba ma być! - Tom wachlował się tekturową podkładką, gdzie był cały plan. Biedak cały się spocił z przejęcia i nerwów.
-Czekaj, już im tam wchodzę.
-Ale nikt nie ma wstępu!
Spojrzałam na niego spode łba.
-Trudno, najwyżej mnie wypierdolą z pokoju - i nacisnęłam klamkę do pokoju Marsów.
Drzwi się otworzyły i zobaczyłam, że zespół stoi nad kartką papieru i się zawzięcie o coś kłóci.
-Ej, co się dzieje? - krzyknęłam. Kłótnia od razu zostala przerwana. Gdyby nie mój krzyk to pewnie nie zauważyliby, że weszłam do ich pokoju.
-Jaredowi znowu coś odpierdala - westchnął Shannon. - Chce dać same nowe piosenki i tylko 3 z TIW, w ogóle nie chce nic z S/T i ABL!
-Bo to jest kurwa promocja nowej trasy, dlatego mają być same nowe piosenki! Musimy w końcu kiedyś zagrać wszystkie, a wciskając między nimi S/T i ABL spowoduje, że nie będziemy mieć tyle czasu! - Jay był nieugięty.
-To ja w takim razie nie gram - odparł wściekły Shannon i porwał komórkę w łapy po czym wyszedł z pokoju.
Rzuciłam na Jaya spojrzenie pełne irytacji. Ten tylko wzruszył ramionami i zaczął dyskutować z Tomo, co ma dokładnie lecieć w jakiej kolejności. Zrezygnowana wybiegłam za Shannonem.
-Shannon, stój! Pogadajmy! - krzyczałam do coraz bardziej oddalającej się ode mnie postaci. - Pamiętaj, że na dworze są FG, któe mogą znowu Cię porwać!
Na te słowa Shannon się zatrzymał. Kiedy dobiegłam, spojrzał na mnie smutno i rzekł:
-Kurwa, faktycznie, te pierdolone fanki nie dadzą nam spokoju... Ech, gdyby tylko brat wydał takie TIW jakie mi odpowiadało i nie upiększał się na każdym kroku, nasze koncerty i fani wyglądaliby zupełnie inaczej.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Inna wersja TIW? Inni fani? O co chodzi? Spojrzałam na zegarek. W sumie miała się zacząć już próba, ale sobie poradzą bez niej, i tak nie dojdą do porozumienia. Chciałam wykorzystać czas, jaki potrzebowali bracia, zeby ochłonąć trochę, i wziąć starszego Leto na przepytki, dlatego skierowaliśmy się do pokoju leżącego najbliżej nas. Otworzyłam drzwi i pojawił się biały pokój z czarną skórzaną sofą. Spojrzałam na twarz Shannona, gdzie zaczął błąkać się brudny uśmieszek. Sama się lekko uśmiechnęłam i usiadłam na sofie.
-Wiesz, Shannon, ta sofa chyba tej funkcji nie pełni, w każdym razie podczas naszej rozmowy na pewno jej pełnić nie będzie.
-A już liczyłem na małe co nieco - wyszczerzył zęby w uśmiechu perkusista.
-Haha, bardzo śmieszne - mruknęłam. - To teraz się spowiadaj, jaka inna wersja TIW i czemu nikt o niej nie słyszał nigdy?
-Słyszycie, w SIASL i L490. Nagraliśmy w sumie ponad 50 piosenek, po 10 w takim samym typie, czyli mieliśmy teoretycznie 5 albumów. 3 typy muzyki od razu odpadły, bo nikomu nie przypadły do gustu, i została ta wersja, którą słyszysz, plus druga. I ta druga była piękną kontynuacją czasów S/T, ale bardziej zaostrzoną, gdzie nie było żadnych chórków czy gówna w tym stylu, a Jared bardziej się wydzierał. No i była mocna gitara, i mocna perkusja. Matko, ta płyta miała moc, mimo że była kontynuacją, to jednak różniła się... Ale mój mądry bardzo kurwa braciszek ubzdurał sobie, że musimy w końcu wyjść z czymś nowym do ludzi, nie możemy grać tego samego ciągle. I obiecywał mi, zę jak wydamy TIW, to następna będzie właśnie ta kontynuacja. A ja głupi uwierzyłem, zapominając o tym, że jeśli chodzi o dotrzymywanie danego słowa bratu to Jared jest w tym bardzo kiepski. Nie mogłem przeboleć faktu, że tak diamentarnie zmieniły nam się koncerty, fani, spostrzeganie nas. Zawsze sądziłem, że jak zakładamy zespół, to będziemy się ciągle tego samego gatunku muzyki trzymać. Pomyliłem się okropnie co do tego i bardzo żałuję, że dopuściłem, aby wyszło This is War. Miałem nadzieję, że może jednak braciszek da te stare utwory na 4-y album, złudną nadzieję, ale ją ciągle miałem. Jednak kiedy po wejściu do studia czekały nas skrzypce i pianino, załamałem się. W pierwszym dniu ostro się pokłóciłem z Jaredem, jednak postanowiłem sobie odpuścić to wszystko, i tak bym nic nie wskórał. Ta pierdolona teoria Jaya, ze tracimy fanów, że musimy zmienić muzykę, nasz styl, sposób ubierania się, mówienia, a nawet symbolikę. A czasy S/T i ABL były takie piękne! Byliśmy znani, ale nie rozchwytywani, mieliśmy czas dla siebie, mogliśmy spokojnie spacerować ulicami wielkich metropolii... A teraz nawet z hotelu nie wyjdziesz, a i tak FG Cię złapią i wykorzystają do swoich nędznych celów jakim jest gwałt na nas. Dlatego też wkurzyłem się, kiedy zobaczyłem, że mamy dzisiaj zagrać tylko TIW i LLF+D, bo braciszek boi się, że publika nie zna wcześniejszych płyt i straci fanów.
Byłam przerażona tym, co do mnie mówił perkusista. Że niby Jared tak się zachowujący? To było niedorzeczne.
-Przecież jeszcze kilka miesięcy temu tutaj, w tej samej miejscowości, byliście w stanie bezproblemowo zagrać kawałki ze starych płyt, i wszyscy śpiewali, i wszyscy się dobrze bawiliśmy.
-Widzisz, Jaredowi znowu sodówa uderzyła do głowy, pewnie dlatego, że nie ma nikogo obok siebie, kto mógłby go powstrzymać bądź zmienić jego zdanie czy nastawienie.
-Przecież ma Ciebie!
-Moje zdanie od czasów nagrywania TIW zaczął mieć serdecznie w dupie. Tak bardzo lubię się sprzeciwiać jego decyzjom, pokochałem wręcz robienie mu wszystkiego na złość, na opak. Kochamy się nadal, co pewnie zauważyłas kilka godzin temu, ale od kilku lat wyrósł między nami mur, który chyba już nie zdołamy przełamać. Nawet wtedy, kilka miesięcy temu, gdzie mogliśmy zagrać wszystkie trzy płyty, był mur, co prawda, prawie że niezauważalny, ale niestety był. Wątpię, żeby on został przełamany, chyba że w końcu ktoś da Jaredowi porządnego kopa w dupę. Boże, tak bardzo chciałbym zagrać 2-3 piosenki z dwóch pierwszych płyt!
-Nawet z The Kill zrezygnował...? - wyszeptałam.
-Tak, nawet i to sobie olał. Nasze kultowe De Kil! - zacytował polskich fanów z łódzkiego koncertu sprzed 2 lat. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam ten koncert właśnie przez to słynne De Kil oraz rzuconym mikrofonem w tłum i wydobywające się z głośników "Dziadu Dziadu Dziadu". Niezapomniane chwile!
-Porozmawiam z nim, może coś wskóram. A obiecałam koleżance, że zagrają Buddhę!
-Idź idź, ja tu jeszcze trochę posiedzę i się uspokoję.
Wstałam z kanapy i ruszyłam powoli do wyjścia. Nie wiedziałam, w jakim nastroju zastanę Jareda. Nie miałam pojęcia, co mu powiem, jak to rozegram, żeby na setliście znalazło się jednak kilka piosenek z wcześniejszych lat. Nie chciałam doprowadzić do kłótni między sobą a wokalistą, wystarczy, że był skłócony ze swoim bratem. Z rozmyślań wyrwał mnie głośny tupot czyichś stóp. Podniosłam głowę do góry i moim oczom ukazał się Tomo, który prawie że wybiegł ze wspólnego pokoju. Na jego twarzy malowała się wściekłość.
-Nie wytrzymam z tą gwiazdeczką! Na koncercie tylko LLF+D, przecież mamy 3 inne albumy! Co to za człowiek! - wykrzyczał, kiedy mnie zauważył. Wmurowało mnie w ziemię. - Gdzie jest Shannon? - wskazałam mu głową odpowiednie drzwi.
Wyminął mnie, wszedł do pokoju i głośno trzasnął za sobą drzwi. Nigdy nie widziałam tak złego gitarzystę co dzisiaj... Boże, co się działo z tym Jaredem? Nie czekając długo wbiłam do pokoju, gdzie nad kartką papieru siedział nadal niewzruszony Jared.
-O co chodzi? - spytałam się Leto. Ten podniósł głowę.
-Nie chcą grać samych piosenek z nowego albumu, ja nie wiem, o co im chodzi, przecież wydaliśmy nową płytę, więc to chyba jasne, ze będziemy grać tylko ją! - w jego oczach szalał obłęd. Jared oddychał przez usta, włosy miał w nieładzie, ale nie tym artystycznym, tylko w takim, który jest charakterystyczny dla obłąkanych ludzi.
Usiadłam na podłodze naprzeciwko Jareda i wzięłam z jego rąk kartkę papieru. Kiedy ją zabierałam, ręce Leto nieznacznie drgały. Co się dzieje? Czemu on ma jakiś dziwny atak? Odłożyłam papier na bok i schwyciłam dłonie Leto. Ten nagle się rozpłakał.
-Chciałem dobrze, nie chciałem ich wszystkich urazić, wkurzyć! Nie wiem, co się ze mną dzieje, czemu jestem tak nieugięty w niektórych sprawach, czemu mi tak zależy na pieprzonych fanach, czemu się boję, że starzy fani się od nas odwrócą, bo ciągle gramy to samo, a nikt nie wejdzie w ich miejsce? Czemu zacząłem się bać wszystkiego, nawet takich malutkich i drobnych bakterii?
-Jared, spokojnie, wszystko będzie dobrze - objęłam go mocno. - Masz Echelon, stary Echelon, który zaakceptuje wszystko, co zrobisz. Czasami przesadzasz, ale my nie odchodzimy od Ciebie wtedy, ależ skąd! Zastanawiamy się, co Ci jest, i się o Ciebie martwimy. Dla nas Twoja muzyka jest wszystkim, jest naszym powietrzem, wodą, jedzeniem, życiem. Wiem, że sporo w życiu przeszedłeś, wojnę z EMI, ten wypadek, nadzieję na wielką miłość, ale wiedz, że my zostaniemy z Tobą do końca. Jesteśmy jak wielka rodzina, powinniśmy się wspierać w każdym kroku. Trochę przykro nam było, że tak bardzo odbiegłeś od klimatu dwóch pierwszych płyt, ale nie odsunęliśmy się od Ciebie, i nie zrobimy tego. Jesteście dla nas zbyt ważni.
-Nie chciałem urazić Shannona i Tomo, chciałem wydać tą płytę, co brat proponował, ale nie mogłem, miałem jakąś pierdoloną blokadę w mózgu, której nie mogłem się pozbyć, i do dziś nie mogę. Nawet teraz, przy rozmowie z Tobą, ona nadal jest, że zawiodę cały Echelon, że nie umiem śpiewać, że cała nasza muzyka jest do bani.
-Przestań opowiadać takie kłamstwa! Muzyka to jedno, przesłanie tekstów to drugie. A Ty umiesz to połączyć idealnie, nawet w innej dziedzinie muzyki niż ta, którą początkowo wybraliście.
-Wiem... Tak bardzo kocham Shannona i Tomo, i tak bardzo nie chcę ich krzywdzić, a to następuje na każdym kroku. Nie chcę ich stracić, nie chcę stracić Echelon. Jesteście dla mnie wszystkim.
Drzwi od pokoju gwałtownie się otworzyli i weszli Shannon i Tomo, cali we łzach. Usiedli koło mnie i Jareda i się do nas przytulili. Każdy płakał. Siedzących na podłodze i płaczących jak małe dzieci zastał menager po 5 minutach.
-Co się dzieje? - wmurowało go w ziemię.
Wypuściliśmy się z objęć i spojrzeliśmy po sobie. Każdy miał czerwone oczy, a na policzkach ślad po łzach.
-Sentymenty, proszę pana, sentymenty.... - westchnęłam.
-To przestańcie się rozczulać tylko ogarnijcie swoje twarze, bo za chwilę idziecie na próbę, i macie tylko godzinę, bo za godzinę 15 minut wchodzą fan gi... To znaczy goldenowcy - rzekł i wyszedł załatwiać swoje sprawy.
Spojrzałam na Jareda.
-Zmienisz setlistę? Czy nadal nic nie dotarło do Ciebie?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Oczywiście, że zmienię. Co polecasz?
-Marzy mi się Fallen oraz The Mission. Oraz nieśmiertelna Buddha. Nie pogardzę też ABL, The Kill musi być, Attack, R-Evolve koniecznie! A, i nie zapomnij o From Yesterday oraz The Story. Mozesz jeszcze dać Hurricane, SIASL, ta piosenka naprawdę ma moc i świetnie się ją słucha oraz śpiewa, Closer musi być, bez tej piosenki nie ma po prostu koncertu, K+Q, Night of the Hunter... Oraz Alibi, musi być jakiś wolny kawałek. A ze promujecie nową trasę, to daj City of Angels i Northern Lights. Aach, i Up in the Air, można trochę przy tym poskakać.
Jared nadal patrzył na mnie jak na idiotkę. Przecież nic nie zrobiłam, powiedziałam tylko setlistę marzeń, gdzie są wszystkie płyty!
-Nie przesadzaj, nie zagramy takiej różnorodności, promujemy LLF+D i na tym się skupmy, a nie mamy zagrać piosenki z ABL. Shannon, co proponujesz?
Starszy Leto spojrzał na niedoszłą setlistę Jareda.
-Myślę, że możemy wyrzucić Depuis, nie lubię tej piosenki, i zamiast tego wstawić The Kill, to musi być. Z Convergence możemy zrezygnować, zamiast tego zagrać Fallen. Birth? Zacznijmy Escapem, po staremu, nie chcę tego zmieniać. The Race i Pyres też wyrzucimy, bo te piosenki są jakieś dziwne, zamiast tego dajmy Closer oraz K+Q. Dodatkowo NOTH, The Mission oraz FY. I zagrasz 2 akustyczne nie licząc The Kill. Co o tym sądzicie?
-Hm, jestem za - powiedział Tomo.
-Ja też nie mam nic przeciwko temu, tylko szkoda, że Buddhy nie będzie. Przeboleję. - wyraziłam swoje zdanie. - A Ty co o tym myslisz, Jaredzie?
__________________

Zastanawiałam się i stwierdziłam, że będę tutaj dodawała rozdziały 1-2 razy w miesiącu, bo bardziej wczułam się w WTTU póki co, a nie dam rady tu i tu tak często dodawać rozdziały, zwłaszcza że sesja i zaliczenia same się nie zaliczą <3 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz