To dzisiaj. Dzisiaj jest ostatni koncert, 28 września, który spędzę jeszcze jako członek Mars Crew. Jutro mieliśmy się znaleźć w Los Angeles, gdzie Marsi szli na miesięczny aż odpoczynek od koncertowania, a ja.. cóż, a ja zaczynałam nowe życie. Po wylądowaniu w LA miałam tylko 2 dni na rozpakowanie się w moim nowym domu, do którego zaczęłam szukać współlokatorki oraz na zaznajomienie się z miastem. Cieszyło mnie, że do The Lab, gdzie Marsi siedzieli większość swojego wolnego czasu, miałam tylko 15 minut spacerkiem. Dom Jareda natomiast był jeszcze bliżej mnie, bowiem naprzeciwko moich skromnych progów. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć czy nie, w końcu mieliśmy się na czas nieokreślony rozstać z powodu mojego studiowania. Po LA było ogromne, piękne, zawierało w sobie coś magicznego i zarazem tęsknego. Mogłabym siedzieć na ulicy i patrzeć w niebo oraz domy godzinami.
Od razu, po przylocie, jak tylko rozpakowałam walizki w swoim nowym domu, pojechałam do stajni, żeby zobaczyć, w jakich warunkach będzie mieszkał mój koń. Miałam niedaleko, bo tylko 10 minut autem, a tereny wokół budynku były wręcz nieziemskie. Moją uwagę przykuły pagórki widoczne na horyzoncie, z których musiał roztaczać się piękny widok na całe miasto. Z niecierpliwością czekałam, kiedy będę mogła w końcu wsiąść na grzbiet konia i wyruszyć na przejażdżkę. Jared obiecał, że pojedzie ze mną, żebym się nie zgubiła wśród nieznanych mi terenów, za co byłam mu wdzięczna - miałam pretekst, aby się z nim znowu spotkać.
Weszłam właśnie na korytarz, w którym stał stół, i położyłam na stole laptopa, po czym z cichym westchnięciem usiadłam na krześle. Ostatni raz miałam sprawdzać mejle, rozdać opaski, przebywać w tym towarzystwie. W sercu coś niebezpiecznie zakuło, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi. Nie chciałam się teraz rozpłakać, w końcu to były tylko moje problemy. Skinęłam głową do ochroniarzy, którzy zaczęli wpuszczać ludzi. Ostatni koncert przed dłuższą przerwą odbywał się w Las Vegas, byliśmy więc od domu naprawdę niedaleko. Przylecieliśmy tu przedwczoraj, więc wczoraj cały dzień Jared oprowadzał mnie po mieście. Zauważyłam, że cały czas był przy mnie, jakby bał się, że mnie straci... W sumie to miało niebawem nastąpić, coś, co było nieuchronne. Nie rozmawialiśmy o tym, nie byliśmy na tę rozmowę gotowi. Wieczór spędziliśmy w jakimś kasynie, gdzie Shannon standardowo spędził go z Asią zaszyci gdzieś na czarnej skórzanej kanapie, mając innych gdzieś. Zazdrościłam Asi, bowiem miała mieszkać w LA ze mną i opiekować się z dziećmi, a 4 razy w tygodniu miały odbywać się zajęcia w studiu tanecznym, więc spokojnie będzie miała czas na spotykanie się z starszym Leto, podczas gdy ja będę całe wieczory spędzała w książce. Weterynaria była ciężkim i wymagającym kierunkiem, zwłaszcza kiedy w jedno półrocze miało się zrobić jeden rok... Tak, po długiej rozmowie z dziekanem i zrobienie krótkiego testu zgodzili się na to, abym mogła w jeden semestr zaliczyć cały rok. Musieli przygotować dla mnie inny program i miałam lecieć z materiałem inaczej niż pozostali, ale dzięki temu studia zakończę po 3 latach, a nie 6, jak to mieli wszyscy studenci. Świadomie podjęłam tę decyzję, dzięki niej będę mogła szybciej znaleźć się z powrotem u boku Jareda. Początkowo Leto mówił, że zwariowałam, ze po roku będę przypominała trupa, a po tych trzech latach nie będę istniała, jednak kiedy im bliżej było końca mojej przygody w Mars Crew, tym rzadziej o tym mówił, aż w końcu, wczoraj, podczas kolacji, pochwalił mój wybór. Uśmiechnęłam się pod nosem, Jared był taki przewidywalny... Wiedziałam, że po czasie zmieni zdanie, więc nie obrażałam się, kiedy wyzywał mnie od głupków i debili.
Weszli pierwsi ludzie. Uśmiechnęłam się do nich szeroko i każdą prosiłam o pokazanie swoich mejli. Nowicjusze drukowali, niektórzy nie umieli tego zrobić na jednej kartce i wyłaziły dwie, a Ci bardziej stali dawali swoje telefony, gdzie mieli skany swoich wiadomości. Za mną stał Ander, który się wszystkiemu bacznie przyglądał. Dołączył do nas tydzień temu i póki co miał obserwować wszystko, co się działo, aby potem zająć moje miejsce już oficjalnie jako członek nowej firmy - Adventures in Wonderland. Nie wiem, po co Jay to założył, niby coś tam tłumaczył, ale dla mnie nie miało to żadnego sensu. Cóż, Leto nikt nie zrozumie jak to kiedyś stwierdzono w PE na grupie.
Rozpoznałam kilka osób, które pojawiły się kilka razy z meetami na wcześniejszych koncertach. 2 dziewczyny były z Europy, gdzie też kupowały najdroższe meety. Nie miałam pojęcia, skąd miały pieniądze, chyba musiały mieć tak bogatych rodziców jak ja, bo innego wytłumaczenia nie było. Nie znałam takiej pracy, w której trzeba było być tylko kilka razy w miesiącu, aby mieć kilka tysięcy od razu na koncie. Przed koncertem, jak zjawiałam się w pokoju, aby zaprowadzić je na specjalnie wyznaczoną strefę, te osoby, które już mnie kojarzyły, podchodziły do mnie, aby porozmawiać o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się, że zachowały dyskrecję i nikomu nie zdradzały przebieg naszych rozmów. Co prawda, nie mówiłam nic ważnego ani prywatnego, ale jednak czasami powiedziałam coś, co jednak nie powinno wychodzić na zewnątrz. Wiedziałam jednak, czemu zachowywały to dla siebie - miały świadomość, że jakby chociaż jedna informacja wyciekła do ludzi, ja straciłabym do nich zaufanie i nie rozmawiała z nimi. Miałam kilku ptaszków, które codziennie mi relacjonowały, co ciekawego pojawiło się na twitterze jak i na fejsbuku i co dotyczyło Marsów. Jeszcze ani razu nie spotkałam się z żadną poufną informacją przekazaną dziewczynom przeze mnie. Oczywiście ten fakt nie spowodował, że nagle stałam się wobec nich wylewna i mówiłam wszystko, co się działo w zespole, miałam szacunek do chłopaków i do samej siebie.
Kiedy wszyscy zostali opaskowani, zaprowadziłam ich do pokoju, gdzie miało się odbyć spotkanie. Nie było dzisiaj soundchecku, za co się niezmiernie cieszyłam, zawsze mniej roboty. Podczas kiedy Ander tłumaczył zasady pod czujnym okiem Emmy, ja poszłam do chłopaków, którzy przebywali w pokoju naprzeciwko. Czasami jesteśmy nieświadomi, jak blisko znajdujemy się obok tych ludzi, których pragniemy zobaczyć! Otworzyłam drzwi do pokoju.
-Nakurwiam węgorza, nakurwiam, nakurwiam! - usłyszałam, kiedy weszłam do środka, polskie słowa.
Zdezorientowana popatrzyłam na chłopaków. Shannon stał na stole i dziwacznie się wyginał, śpiewając, a Tomo i Jared siedzieli na kanapie i się śmiali.
-Siema Maja! Właśnie śpiewam piosenkę podrzuconą przez polski Echelon! - rzucił rozentuzjazmowany Shannon. - Tylko powiedz mi... - zmarszczył czoło. - Co to właściwie znaczy?
-Eee.... - nie wiedziałam, jak te słowa przełożyć na angielski. - Sorka, tego nie da się przetłumaczyć - rozłożyłam bezradnie ręce, uśmiechając się przepraszająco. - Nakurwiam to jakby odpowiednik fucka, a węgorz to eel - próbowałam jakoś przetłumaczyć to na angielski.
-Nieważne, i tak brzmi fajnie. Nakurwiam węgorza, nakurwiam, ehehe! - zaśmiał się perkusista, wymachując rękoma jakby go gryzły nieznośne muszki, co spowodowało kolejny śmiech u Jareda i Tomo.
No tak! Całkiem niedawno stała się modna polska przeróbka węgorza, gdzie Shannon wymachuje rękoma dokładnie tak samo jak teraz to robił. Tamta scena była wycięta z jakiegoś wywiadu i co chwilę powtarzała się. To było nawet śmieszne, ale jakoś mnie nie jarało tak jak niektórych, którzy potrafili spamować tym na okrągło. Nie podejrzewałam jednak, że przeróbka dojdzie do samego zainteresowanego! Nie chciałam jednak dzielić się tą informacją z resztą świata - niech to pozostanie kolejną słodką tajemnicą. Oczywiście Asi powiem, bo się dzieliłyśmy absolutnie wszystkimi dziwnymi rzeczami, które nas spotykały na tej trasie, pośmiejemy się i tyle, nie dawałyśmy dalej informacji.
-Dobra, panowie, czas iść na spotkanie z Waszymi przyszłymi żonami - wyszczerzyłam do nich zęby w szerokim śmiechu.
-Proszę, nie mów, że znowu Valeria jest... - wyszeptał Jared, patrząc na mnie przerażonym wzrokiem.
-Przykro mi, Jay, musisz w końcu pójść z nią pod ołtarz, bo Ci nie da spokoju - powiedziałam grobowym tonem, powstrzymując cisnący się na usta chichot.
-Założę się, że wywrócisz przynajmniej raz oczami przez nią - spojrzał Tomo na wokalistę, zakładając ręce na piersi.
-Phi, tym razem nie zrobię tego - uśmiechnął się mściwie Jay.
Tomo wyciągnął rękę przed sobą.
-Zakład, panie Leto? - zapytał się z szerokim bananem na twarzy.
-O co? - rzucił zaczepnie Jared.
-O... Rzucenie majtek w tłum! - zawołał radośnie Tomo. - Kto przegra, ten ściąga w ostatniej przerwie majtki i rzuca je na UITA w tłum.
-Okej. Shannon, przebijaj! - rzucił do brata wokalista.
Ucieszony Shannon przebił uciśnięte dłonie. Na twarzy Tomo malowało się zadowolenie.
-Mam nadzieję, że wybrałeś dzisiaj ciasne spodnie - rzucił do Jareda.
-Bój się o swój tyłek - Leto uśmiechnął się zuchwale. - Dzisiaj ja wygram!
-Haha, nie rozśmieszaj mnie, Leto. Chodźmy na spotkanie z Twoją żoną - zaśmiał się cicho i pewien siebie wymaszerował z pokoju.
Pokręciłam głową i wyszłam za braćmi. Od niedawna Valeria stała się źródłem zakładów między Jaredem a Tomo. Czasami wygrywał wokalista, czasami gitarzysta, zależało to od tego, czego zakład dotyczył dokładnie. Jeszcze nigdy jednak gra nie szła o tak wysoką stawkę, bo przecież postawienie komuś drinka nie jest majątkiem, prawda? Walka była równa, więc nie potrafiłam teraz wytypować zwycięzcę. W każdym razie zapowiadało się interesujące spotkanie, w to nie wątpiłam.
Po wejściu do pokoju spotkań i doznań stanęłam między Asią a Anderem, których szeptem poinformowałam o zakładzie. Zaśmiali się cicho i powiedzieli, że będą bacznie obserwować zachowanie Jareda. Zerknęłam na Valerię, która dzisiaj wyjątkowo siedziała cicho, a jej policzki co chwila zmieniały barwy - raz były blade, raz zarumienione, blade, zarumienione i tak w kółko. Oj, coś podejrzewałam, że jednak Tomo będzie bliżej wygranej zakładu aniżeli Jared... Nie wątpiłam, że Valeria szykuje coś dla swojego męża Jay'a, bo, jak sama mi powiedziała, następny koncert będzie miała dopiero w Europie, gdyż kończy jej się dzisiaj limit koncertów amerykańskich, którego nie może przedłużyć.
Po q+a, gdzie zadano te same pytania co zwykle nadeszła kolej na podpisywanie. Stanęłam za Jaredem, więc nie miałam możliwości obserwowania go, jednak wiedziałam, że Ander, stojący dokładnie naprzeciwko Marsów, bacznie się przygląda wokaliście. Jego twarz była cały czas kamienna, więc wiedziałam, że póki co Jay nie reaguje na ludzi. Zerknęłam na bok, widząc, że zaraz pojawi się Valeria. Wytężyłam słuch, kiedy stanęła przed stolikiem, bo zawsze coś mówiła.
-Kocham Cię, Jared! - zapiszczała, stając naprzeciwko wokalisty.
-Też Cię kocham - usłyszałam sztuczny uśmiech w głosie Leto.
Zerknęłam na Andera, gdzie malowało się zawiedzenie. Nie przewrócił! Wytrzymał! Tomo bacznie się przyglądał Jaredowi podczas podpisywania plakatu Valerii, nie spojrzawszy w ogóle na dziewczynę. Zauważyłam, że na jego twarzy po raz pierwszy pojawia się zdezorientowanie i strach. Wiedziałam, że Valeria będzie musiała naprawdę się postarać, żeby zirytować swojego męża. Czułam jednak w sobie, że nie zawiedzie gitarzysty i zadziała na niekorzyść wokalisty.
Po podpisywaniu chłopaki wstali i się przeciągnęli, wsmarowali sobie w dłonie żel antybakteryjny i podeszli do płachty, która była tłem na zdjęciach. Obok czekała już gotowa kolejka, przy której stała Asia po to, aby poganiać kolejne osoby do zdjęcia. Ander stał po drugiej stronie, żeby zgarniać osoby, a ja tym razem znajdowałam się obok fotografa. Stanęłam tam tylko dlatego, że jako jedyna potrafiłam zauważyć najmniejsze nawet wywrócenie oczami pana Leto.
Valeria stanęła ostatnia w kolejce. Czas jeszcze nigdy jak dzisiaj mi się nie dłużył. Próbowałam powstrzymać niecierpliwość, byłam bardzo ciekawa, kto dzisiaj nie będzie miał majtek na ostatniej piosence. W końcu dziewczynę dzieliły dwie osoby do celu. Zauważyłam, że ściska coś za plecami kurczowo. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na Asię, która też z zaciekawieniem przyglądała się Valerii. Biedna dziewczyna, nie miała pojęcia, ile od niej zależy!
W końcu nadeszła jej kolej. Zrobiła niepewnie krok do przodu i wyciągnęła zza pleców welon oraz czarną muszkę. Szybko założyła welon na włosy i, czerwieniąc się niesamowicie, spytała się Jareda, podając mu muszkę:
-Założysz proszę do zdjęcia?
Jared najpierw był w szoku i odebrało mu mowę, ale szybko się zreflektował i wziął od niej podarunek, który zawiesił sobie na szyi.
-Kocham Cię - pisnęła Valeria.
Leto przewrócił oczami, po czym spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Uśmiechnęłam się szeroko do niego i kiwnęłam do Tomo, który zrozumiał, że wygrał zakład. Ha, już wiemy, kto będzie latał bez majtek! Miałam cichą nadzieję, że rzuci bieliznę swojej nowej żonie. Zachichotałam mimowolnie, kiedy wyobraziłam sobie reakcję dziewczyny, która w tym momencie przytulała się z całej siły do wokalisty, nieświadoma tego, czego właśnie dokonała. Kiedy błysnął flesz, nagle chwyciła twarz Jareda i pocałowała go w policzek, po czym szybko uciekła z miejsca zdarzenia, zostawiając sparaliżowanego Leto oraz śmiejącego się Shannona i Tomo z miną zwycięzcy.
-Pierdolę Was - syknął wokalista i wyszedł z pokoju szybkim krokiem, trzaskając za sobą drzwiami.
Emma podchodziła do Valerii z surową miną, żeby powiedzieć jej zapewne kilka niemiłych słów, ponieważ taka forma dotykania chłopaków była surowo zabroniona. Był to pierwszy raz, kiedy prośba chłopaków została zlekceważona i naruszono tę strefę, która była zakazana dla uczestników spotkania.
Wyszłam za Leto niespokojna o niego, bowiem nie miałam pojęcia, jak przyjmie na siebie ten zuchwały krok dziewczyny, wiedząc, że to przez nią poniósł klęskę na polu bitwy. Zajrzałam do garderoby, ale to było oczywiste, że go tu nie spotkam, więc ruszyłam dalej, kiedy moje obawy się potwierdziły. Wyszłam z budynku, lawinując między fanami. Po raz kolejny byłam zdziwiona zachowaniem Amerykanów, którzy na mój widok nie zrobili nic, aby mnie chociaż na chwilę zaczepić. Teraz wiedziałam, czemu Jay lubi tu przyjeżdżać - nie jest nękany przez swoich fanów, jeśli przechodzi między nimi, to oni go po prostu olewają. Nie wiedziałam, czy to był wynik przyzwyczajenia tubylców do gwiazd czy nierozpoznanie Jareda... W duszy modliłam się o to pierwsze.
Spojrzałam na ulicę, z której odjeżdżała z piskiem opon taksówka. A niech to! Nie miałam żadnych wątpliwości, że w środku siedzi Jared. Szybko zawołałam następną, która od razu podjechała na moje wezwanie. Wsiadłam do środka i rzuciłam do kierowcy:
-Proszę ścigać tamtą taksówkę - wskazałam na auto, które już znikało za zakrętem.
Murzyn, kierowca, spojrzał na mnie i bez słowa wcisnął pedał gazu. Wbiło mnie w fotel. Niezdarnie poprawiłam się na miejscu, zapięłam się pasami i wyjęłam z kieszeni spodni telefon, wybierając numer Leto. Od razu odezwała się jego poczta głosowa, co wskazywało na to, iż wyłączył komórkę. Wściekła przerwałam połączenie i wciskałam kolejny numer.
-Halo? - Asia odebrała po 3 sygnale.
-Jared zwiał - rzuciłam krótko do telefonu.
-O kurwa - usłyszałam po drugiej stronie.
-Co jest grane? - w oddali Shannon pytał się Asi.
-Jay uciekł - przekazała informację koleżanka.
Kolejne przekleństwa słyszane niewyraźnie. Nie miałam czasu na pierdzielenie się, więc rzuciłam szybko:
-Masz Emmę obok?
-Jasne, już podaję jej telefon.
Po chwili w słuchawce rozległ się drugi kobiecy głos.
-Co chcesz? - spytała się Ludbrook niepewnie.
-Gdzie Leto ma swoją ulubioną miejscówkę w tym mieście? - wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić. Mknęliśmy ulicami Las Vegas, wyprzedzając kolejne auta, jednak wciąż nie mogliśmy dogonić tego, w którym znajdował się Jared. Naprawdę zależało mu na ucieczce z tego miejsca.
Emma mnie poinformowała. Podziękowałam jej i rzuciłam nazwę taksówkarzowi, która mi niewiele mówiła.
-Ale najpierw mam go ścigać, dopóki nie stracę z oczów, tak? - spytał się mnie.
-Tak, jeśli będzie jechał w danym kierunku, o którym mówiłam, to będzie dobrze, bo potwierdzi moją teorię - westchnęłam i oparłam się o fotel.
Pościg trwał już 10 minut. Wszystkie mięśnie miałam napięte. Nagle światło zamieniło się na czerwone i nie zdążyliśmy przejechać przez skrzyżowanie. Po kilku sekundach ścigana taksówka zniknęła nam z horyzontu.
-Kurwa! - krzyknęłam głośno, wkurzona.
-Proszę się nie martwić, stąd najbliżej jest do celu, o którym pani wspomniała - rzucił rzeczowo taksówkarz.
Zamknęłam oczy, a po chwili ruszyliśmy z piskiem opon. Modliłam się w duszy, żeby tylko nie było żadnego korku lub wypadku. Nagle poczułam ostre hamowanie i gdyby nie pasy, zderzyłabym się z przednią szybą. Jednak do tego nie doszło, tylko pas nieprzyjemnie wrzynał mi się w skórę. Uchyliłam powieki i przed autem zobaczyłam stłuczkę, która zajęła dwa pasy. Z jednego auta się dymiło.
-Straciłam go - powiedziałam bezbarwnym tonem. - Daleko stąd do tego czegoś?
-Do Sunrise Manor? - uśmiechnął się do mnie po raz pierwszy, a ja zawstydzona kiwnęłam głową. Czemu nie mogłam zapamiętać tej nazwy? - 20 minut na piechotę.
Cholera, za dużo czasu! Nie miałam pojęcia, co dokładnie dzieje się w głowie Jareda, sądziłam, że ten niewinny całus pomieszał mu porządnie w głowie, w końcu została naruszona ta strefa, którą fan nie powinien przekraczać. Inny mężczyzna machnąłby na to ręką, ale to był Jared Leto, a jego charakterystyczną cechą było to, że lubił się wyróżniać od innych zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Przez swoją perfekcyjność każdego szczegółu potrafił jedno małe wydarzenie rozpamiętywać kolejne kilka tygodni. Bałam się więc, że coś mu się jebnie w psychice.
Nagle obok otwartego okna usłyszałam ciche parsknięcie. Przetarłam oczy ze zdumienia, ponieważ przy aucie stał koń, na którym siedział pracownik straży miejskiej. Kurde, jak tu wykombinować od niego konia? Podać mu powód, że szukam jakiegoś zagubionego człowieka, który nie wiadomo, gdzie przebywa? Na pewno nie odda mi tak łatwo konia! Ale jako że innego argumentu nie miałam czasu wymyślić, wychyliłam głowę z auta i krzyknęłam do mężczyzny dosiadającego zwierzę:
-Proszę pana! - spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. - Mogę pożyczyć od pana konia?
-Czemu? - zmrużył oczy.
-Bo próbuję dogonić swojego męża, który ostatnio często myśli o samobójstwie i nie chciałabym.... - teatralnie nie dokończyłam zdania, ściszając swój głos do dramatycznego szeptu, w którym było wołanie o pomoc.
-Gdzie jest? - zapytał się niepewnie mężczyzna. Chyba mi uwierzył!
-Na Sunrise Manor na górze, ale nie może pan tam jechać, jak zobaczy, że wezwałam za nim straż i policję, to tym bardziej odbierze sobie życie! Ma pistolet... - ukryłam twarz w dłoniach, patrząc jednak przez palce na reakcję policjanta.
Ten potarł brodę, lekko zdezorientowany, po czym zdecydował i zeskoczył z konia, podając mi lejce. Wyjęłam z portfela 50$ i rzuciłam taksówkarzowi, mówiąc, że reszty nie trzeba, po czym wysiadłam z auta i chwyciłam wodze.
-Dziękuję panu bardzo! - wdzięczność w moim głosie była szczera. Nie sądziłam, ze mi się uda przeprowadzić tę akcję.
-Umie pani jeździć konno? - spytał się.
-Tak, w Polsce jestem mistrzynią w ujeżdżeniu - odparłam, wydłużając sobie minimalnie strzemię.
Kiedy siedziałam w siodle, strażnik podał mi swój numer telefonu oraz adres, gdzie będzie czekał na mnie i konia. Po krótkim wytłumaczeniu, jak dojechać na miejsce, zebrałam konia i ruszyłam ulicami Las Vegas pełnym galopem.
Górę ujrzałam po 2 minutach. Zwolniłam, lekko zdezorientowana, bo nie wiedziałam, gdzie się mam kierować. W końcu ujrzałam jakąś ścieżkę prowadzącą bodajże na sam szczyt. Wjechałam na nią i pogalopowałam ku górze. Przede mną zamajaczyła niewyraźna postać, która zaczęła się powiększać z sekundy na sekundę.
-Jared! - rzuciłam głośno, popędzając konia.
Odwrócił się zaskoczony w moim kierunku, po czym kontynuował wspinanie się. Zaczął biec, ale wiedziałam, że z galopującym koniem nie ma szans. Dogoniłam go tuż przed szczytem. Zajechałam mu drogę i zeskoczyłam z konia. Dyszałam ciężko, podobnie jak i on.
-Co Cię ugryzło? - spytałam się wściekłym głosem. - Masz koncert, nie możesz zawieść fanów. Pomyśl o tych wszystkich niecierpliwych duszach, które tylko czekają na to, jak się pojawisz na scenie i zaśpiewasz swoje ukochane piosenki...
-Nie wytrzymam być bez Ciebie - usiadł na trawie Jared, a mnie zatkało. Serio, panie Leto, serio? Teraz? Trzymając wciąż konia za lejce usiadłam obok niego. - Gromadziło sie we mnie od kilku dni, nie wiedziałem, kiedy wybuchnę... Kiedy dzisiaj wstałem, po raz pierwszy poczułem się naprawdę wolny, nie ciążyło na mnie nic, ta świadomość, że niedługo przestanę cię mieć codziennie, była mniejsza, niewyczuwalna wręcz. Ale kiedy Valeria mnie pocałowała, coś we mnie pękło... - Chwycił moją dłoń i położył ją na swoim sercu, a potem przykrył swoją dłonią. Czułam, jak jego tętno jest przyspieszone, serce bije jak oszalałe, chcąc się wyrwać z klatki. - Nie przeboleję naszej rozłąki, może i krótko się znamy, ale to uczucie jest tak wyjątkowe, takie nagłe, piękne i szalone. Czujesz? - pogłaskał mnie po policzku, a między nami wzrosło napięcie, zaczęło się coś elektryzować. W moim brzuchu zatańczyły wszystkie motyle, a jego dotyk mnie palił. Kochałam, jak mnie głaskał, czułam się wtedy wyjątkowa i ważna. - Czujesz to podekscytowanie? Podniecenie? Miłość? - kiwnęłam niepewnie głową. - Ja też. I nie chcę tego tracić, boję się, że jak cię teraz wypuszczę z ramion, to nigdy do mnie nie wrócisz, że cię stracę na zawsze.
-Och, Jared.. - wyszeptałam, czując, jak pod powiekami zaczynają mi się zbierać łzy. - Wiesz, ze cię kocham, i ze moje uczucie nie zniknie do Ciebie. Ale ja muszę iść na studia, to moje marzenie, zabierzesz mi je? - spojrzałam w jego błękitne oczy, które były przepełnione bólem i tęsknotą. - Nawet jak w okresie studiowania kogoś spotkam i się zwiążę, będzie lepiej dla mnie, dla nas... Będę mogła łatwiej przejść przez naukę, aby po niej znowu mieć Ciebie. Kocham cię - popłynęła mi jedna łza.
Jared starł ją kciukiem i opuścił głowę, patrząc się w moją dłoń, która nadal spoczywała na jego sercu. Zamknęłam oczy, starając się jakoś opanować, bo ostatnie, co chciałam, to rozpłakać się tutaj. Musiałam być silna, im mniej emocji teraz okażę tym mniej bolesna będzie nasza rozłąka.
-Nie, nie zabraniam Ci spełniać marzeń - szepnął, podnosząc w końcu na mnie wzrok. - Po prostu jeszcze nigdy nie byłem tak zakochany, nie byłem pewien tego uczucia. Boję się, że Cię stracę, że za 3 lata nie będziesz mnie kochała - urwał, dusząc w sobie łzy.
Puściłam konia i przysunęłam się do niego, oplatając go ramionami. Zanurzyłam nos w jego włosach. Ten zapach... Włosy pachniały mu szamponem oraz nim. Zaciągnęłam się głęboko i zamknęłam oczy, tuląc go i kołysząc lekko. Wiem doskonale, co czuł w sobie, gdyż ja miałam to samo odczucie już od kilku tygodni. Mimo że była między nami silna chemia, cały czas miałam obawę, że znajdzie sobie inną i mnie zostawi na lodzie. Moja dusza nie wytrzymałaby wtedy odrzucenia z jego strony. Tak bardzo chciałam móc mu teraz powiedzieć, że rzucam studia, że wolę z nim zostać, ale... nie mogłam. Nie byłam w stanie już teraz poświęcić mu całego swojego życia, coś ciągle stało mi na przeszkodzie w pokonaniu tego decydującego kroku.
-Będę cię kochać, obiecuję ci to - wyszeptałam mu do ucha. - Ale proszę cię, poszukaj kogoś na ten czas, nie chcę, żebyś z mojego powodu cierpiał i nie był w stanie funkcjonować, bo mnie nie będzie obok. Nawet nie tyle znaleźć, co zapomnieć na ten czas o naszym uczuciu. Jak mam ci to udowodnić, że jesteś moją miłością?
-Pragnę Cię tutaj, teraz - poczułam jego oddech na karku, a mnie przeszły rozkoszne dreszcze.
-Nie teraz - westchnęłam.
-Nie kochasz mnie...? - jego głos zadrżał.
-Nie o to chodzi, po prostu mam.... Okres - wywróciłam oczami. - Nie jestem gotowa, nie dzisiaj.
-Wszystko nam przeszkadza - rzucił z poirytowaniem Leto.
Wstałam, wiedząc, że najgorsze już minęło, że już się nie rozkleimy.
-Chodź, mój mały rycerzu, żeby zadowolić innych ludzi - uśmiechnęłam się do niego i podałam dłoń, żeby pomóc mu wstać.
Wsiedliśmy na konia i stępem zaczęliśmy schodzić z szczytu. Jared wtulił się w moje plecy, a ja napawałam się jego dotykiem i zapachem.
Minuta dzieliła od wejścia Marsów na scenę. Stałam obok Shannona i przypatrywałam się ze znudzeniem na stojące za barierkami fanki, które jeszcze nie wiedziały, że to już ten moment. Jedynie starzy wyżeracze ucichli, słysząc ostatnią piosenkę puszczaną z odtwarzacza. Przybyliśmy pod komisariat po 15 minutach, oddaliśmy konia strażnikowi (dałam mu za pożyczkę 500$, których nie chciał przyjąć, ale w końcu się zgodził), po czym wróciliśmy ze znajomym taksówkarzem-Murzynem, który na nas czekał, pod halę. Przybyliśmy 40 minut przed czasem, więc Jared na spokojnie poszedł się przygotować do koncertu, a ja zaczęłam szukać Emmę, żeby ja powiadomić, iż jesteśmy już na miejscu i bez przeszkód dotarliśmy na miejsce. Ludbrook była zła na Leto, ale po moich prośbach odpuściła sobie danie mu ochrzanu i tylko siedziała na kanapie, burcząc co chwila coś pod nosem o nieposłuszeństwu i wyłączaniu telefonu. Nie chciałam przebywać dłużej z nią w jednym pomieszczeniu, więc wraz z Asią i Anderem wyszliśmy na zewnątrz, ciesząc się chłodnym powietrzem Las Vegas. Słońce zdążyło już zajść, ale niebo nadal pozostawało różowe, więc mieliśmy co podziwiać. Porozmawialiśmy w swoim gronie, i kiedy usłyszeliśmy że support skończył grać, Ander rzucił i zdeptał niedopałek papierosa, po czym wkroczyliśmy do środka, aby dalej pełnić swoje obowiązki.
Włączyłam pilotem zegar, który miał odmierzać czas do końca koncertu. Był nastawiony zawsze na dodatkowe dwie minuty na wypadek opóźnionego wejścia na scenę. Spojrzałam na Jareda i kiwnęłam mu głową. Ten włączył PLAY na odtwarzaczu. Pogasły wszystkie światła i jednocześnie rozbrzmiały pierwsze dźwięki Birth. Uśmiechnęłam się do wokalisty, chcąc dodać mu otuchy. Na scenę wbiegł Tomo. Nagle poczułam dłoń na pupie, a po chwili na scenę wkroczył Shannon. Popatrzyłam z niedowierzaniem na zmniejszającą się postać Shannona i z rozbawieniem pokręciłam głową. Ten to zawsze wykorzysta okazję, aby mnie klepnąć w pośladek! Na początku wkurzały mnie te gesty, ale kiedy zrozumiałam, że moja walka z tym jest bezcelowa, odpuściłam sobie. Poczułam, że za mną stanął Jared.
-Kocham Cię - wyszeptał mi do ucha, złożył pocałunek w kark i wszedł na scenę, śpiewając swoją piosenkę.
Zalała mnie fala gorąca. Jak to się działo, że ten człowiek wzbudzał wciąż we mnie takie emocje? Uśmiechnęłam się do niego, kiedy spojrzał w moją stronę i puścił mi oczko. Ach ten szalony Jared Leto, śpiewa i puszcza oczka w tym samym momencie!
Wszystko szło zgodnie z planem. Na akustyku Asia i Shannon zniknęli gdzieś, a ja nie zawracałam sobie głowy, który pokój tym razem zajęli. W pewnym momencie, kiedy Jared zaczął brać kilku ludzi na scenę na pogadankę, poczułam silne parcie na pęcherz.
-Muszę do toalety - mruknęłam do ucha Emmy.
-Leć leć - machnęła na mnie ręką, skupiając wzrok na Jaredzie i bacznie obserwując ludzi, chcąc przewidzieć ich reakcję i w razie czego wezwać pomoc. Szybko znalazłam łazienkę i zajęłam pomieszczenie. Usiadłam na tronie i po chwili poczułam ulgę, kiedy pęcherz zaczął się opróżniać.
-Szybciej, Shannon, szybciej! - usłyszałam głos Asi z sąsiadującego z toaletą pokoju.
Uśmiechnęłam się jednoznacznie pod nosem. A to ci heca, będę pierwszą osobą, która będzie miała potwierdzenie, że znikają na tylko jedną rzecz do garderób w trakcie akustyku!
-Spójrz na mnie, chcę widzieć Twoje oczy, jak będziesz dochodziła! - krzyknął Shannon.
Spuściłam wodę i podeszłam do łazienki, aby umyć ręce. Spojrzałam na odbicie w lustrze. Na mojej twarzy malowało się rozbawienie, a usta były w szerokim uśmiechu.
-Asia, och, mała, jesteś wspaniała! - w głosie Shannona było słychać ulgę i napięcie sięgające szczytu.
Och, więc to ten moment kulminacyjny.... Szybko wytarłam ręce o materiał koszulki i wyszłam z łazienki, nie chcąc w korytarzu spotkać się z tą parą. Chyba nie potrafiłabym w tym momencie spojrzeć bez zakłopotania i uśmiechu na twarzy w ich oczy.
Kiedy kończyło się The Kill, uciekłam do stojących meetów pod byle pretekstem, aby tylko nie patrzeć na Asię. Musiałam ochłonąć, za szybko Jay skończył seta akustycznego. Na CTTE, które było przedostatnią piosenką, w końcu polazłam na swoje miejsce. Zauważyłam brak Emmy.
-Gdzie blondi? - spytałam się koleżanki.
-Och, polazła wybierać na UITA. Podobno jest wściekła, że uciekłaś, bo to Twoja kolej dzisiaj była - poinformowała mnie Asia.
Wzruszyłam ramionami i przyglądałam się Jaredowi. Tomo robił to samo, przez co co chwila mylił się w graniu, wydając z gitary fałszywe nuty. Na szczęście publika nie zauważyła tych błędów i dalej namiętnie skakała w rytm piosenki, śpiewając głośno z wokalistą. Ja jednak wiedziałam, co jest na rzeczy - Milicevic chciał, żeby Jay zdjął te majtki i latał bez nich na ostatniej piosence. Wiedziałam, że postara się tego dopilnować, nawet jeśli miałoby dojść do użycia przemocy. Żałowałam tylko, że Leto zawiązał koszulę w pasie, przez co jego krocze było zamaskowane i niewidoczne dla obcych oczów.
W końcu skończyło się CTTE. Niespodziewanie głos zabrał Tomo.
-Dzisiaj na UITA wybiera Shannon - i wskazał na perkusistę, który wstał od garów i z uśmiechem na twarzy zabrał mikrofon od przerażonego brata, po czym skierował się na koniec wybiegu.
Tomo schwycił Jareda i zaciągnął go do tego miejsca, gdzie stałam ja oraz Asia.
-Leto, nasz zakład - wyszczerzył do niego zęby.
-Kurde, zapomniałem o nim - zamruczał z niezadowoleniem wokalista.
-Maszeruj do łazienki! - wygonił go gitarzysta.
Jared pomarudził pod nosem, jednak posłusznie skierował się do zacnego pokoju, z którego wrócił po 20 sekundach. W dłoni trzymał swoje majtki.
-Gotowy do występu? - spytał się go zadowolony Tomo.
-Taaa - burknął tylko Jay i schował swoją bieliznę do kieszeni spodni.
Wpadłam w tym momencie na dziwny pomysł. Złapałam Jareda i zaczęłam go namiętnie całować. Zaskoczony wpierw, wkrótce zaczął odwzajemniać pocałunek. Zjechałam dłońmi bliżej i zaczęłam majstrować przy jego koszuli, a po chwili opadła ona na ziemię. Leto na szczęście był tak zajęty całowaniem mnie, że nie zauważył tego. Posunęłam się jeszcze dalej i zaczęłam się o niego delikatnie ocierać i dotykać jego penisa, co zaowocowało natychmiastową erekcją.
-Jared, na scenę! - zawołała Emma.
Puściłam go i uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym popchnęłam w kierunku sceny. Wciąż nieprzytomny Jared wleciał na nią, będąc przekonany, że jego stojący mały przyjaciel jest niewidoczny. Widząc, jak bardzo się myli, zachichotałam.
-Maju, jesteś głupia - pokręciła głową Asia.
-Niech ludzie w końcu zaczną się bawić - uśmiechnęłam się do niej.
Wyszłyśmy na scenę i zajęłyśmy nasze miejsca. Kiedy w połowie piosenki Jared spojrzał w dół i zorientował się, że nie ma koszuli, zamarł na chwilę i zgubił się w tekście, śpiewając nagle Hurricane. Zdezorientowani ludzie zaczęli na siebie patrzeć, a ja zachichotałam. Po chwili udało się Jaredowi wrócić do właściwego tekstu, ale wycofał się z wybiegu i teraz tylko latał przy nas. Kiedy wszyscy uklękli, zauważyłam w cieniu, że sięga do kieszeni, gdzie miał włożone swoje majtki. Zastanawiając się, gdzie je rzuci, poczułam, że coś ląduje mi na głowie. Sięgnęłam dłonią do czubka głowy i chwyciłam w rękę materiał. Zaskoczona zdjęłam go, żeby zobaczyć, co takiego tam wylądowało. Okazało się, że Jared cela nadal miał świetnego i jego czarne majtki wylądowały na mojej głowie. Uśmiechnęłam się szeroko, ale nie chciałam zatrzymać tego pięknego prezentu, więc odrzuciłam bieliznę w kierunku Valerii, która ją złapała, tuląc ją do siebie i wąchając. Fuj.
-To był dzień - westchnął Jared, patrząc na mnie. Siedzieliśmy w fotelach w samolocie i właśnie mieliśmy zacząć kołowanie po pasie startowym.
-Tak.. Dziękuję, że jesteś obok. Moje życie bez tych dodatkowych atrakcji byłoby naprawdę nudne - uśmiechnęłam się do niego.
Oparłam głowę o jego ramię, a ten mnie mocno przytulił. Zamknęłam oczy i odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Za 2 godziny mieliśmy lądować w Los Angeles, skąd z lotniska miałam pojechać do domu Leto, aby kontynuować tam dalej spanie. Wiedziałam, że następne dwa dni będą koszmarem, ale starałam się teraz o tym nie myśleć.
______________
Nie jestem zadowolona standardowo z końcówki.
Wiem, że robię błędy, ale naprawdę, nie musicie mi wytykać nawet te najdrobniejsze, wiem, że nie jestem orłem w pisaniu, nikt nie jest idealny.
Następny rozdział będzie już pisany z okresu studiów. Może kiedyś dodam jakiś dodatek, który będzie opisywał te ostatnie dni Mai i Jareda.
Proszę o komentarze.
xoxo
Błagam więcej ;-;
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ale na początku z tym zakładem myślałam, że będzie ktoś z nich musiał biegać po scenie bez dolnego ubrania xD Czekam na więcej i abyś dostała te jeszcze 8 komentarzy bo umrę z nudów bez rozdziału ;3
OdpowiedzUsuńhahaha wyobraziłam sobie Shannona jak śpiewa nakurwiam węgorza xd SCENA Z ASIĄ I SHANNONEM >>>>>>>>>>>> XD Głupi okres -,- Miałam straszną bekę, z tego jak Jared latał bez gaci XDDDD Albo jak Valeria wąchała Jego majtki O.o WTF? Skąd Ty w ogóle wytrzasnęłaś tą laskę, świetny rozdział, dużo się działo, czekam na następnyyyyy ^^ xoxo
OdpowiedzUsuńNo to nadszedł ten czas, kiedy piszę komentarz. Cieszmy się i radujmy, bo trochę mi na tym zeszło. xD
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego, co myślę ogólnie na temat tego ff, chociaż przeczytanie tego 3 razy (tak, przeczytałam to 3, słownie „trzy”, razy) mówi chyba samo za siebie :P Każdy rozdział potrafi mi świetnie poprawić humor, pomijając już fakt, że ludzie patrzą na mnie jak na idiotkę, kiedy nie potrafię przestać się śmiać. No ale to szczegół. Nie mam pojęcia skąd bierzesz pomysły na to wszystko, bo sama bym na to nigdy nie wpadła.Chociaż chyba nie chcę wnikać, co Ty masz w tej swojej głowie ;-; Może jestem zwyczajnie ograniczona umysłowo, ale mniejsza o to. Nie wiem czemu, ale szczególnie w pamięć zapadła mi scena z Satanem. Nawet jak to piszę, to się śmieję xD Zdarzają Ci się błędy językowe i chyba czasem stylistyczne, nie wspominając o litrówkach, no ale nikt nie jest idealny, co nie?
Jared jest tutaj trochę taką ciotą życiową, ale mi to do niego pasuje. Ogólnie każda postać jest genialna i wnosi coś do całego ff.
A teraz odnośnie rozdziału. Biedna Maja, mieszkać w LA i zamiast podziwiać widoki, to ona będzie musiała siedzieć cały czas nad książkami. No, ale przynajmniej szybciej będzie mogła wrócić do Jareda. Dobre i tyle. Shannon i węgorz, jak ja bym chciała to zobaczyć ;-; No i oczywiście VALERIA. Nie wierzę, że ktoś taki serio istnieje. No ale gdyby nie ona, nie byłoby super zakładu! xD Jared zachował się jak uciekająca panna młoda, co by nawet pasowało. Współczuję Mai i Jaredowi, że będą musieli się na tyle rozstać, ale jakoś wytrzymają, co nie?
UITA z Jarosławem bez majtek? Bosz, jakie to chore xD Ale za to uwielbiam to ff.
Czeeeeekam na kolejny rozdział! Mam nadzieję, ze szybko napiszesz kolejny rodział. Pseplasam, że komentarz taki krótki, ale nie mam siły na dłuższy, wybacz ;-; KIEDYŚ to nadrobię. Aj promys. <3
SCENA Z ASIĄ I SZANONEM JEST TAK PERF I TAK ZAJEBISTA, ŻE JA PŁACZĘ ZE ŚMIECHU. xDDDD
OdpowiedzUsuńW ogóle, jak czytam "gdzie Shannon standardowo spędził go z Asią zaszyci gdzieś na czarnej skórzanej kanapie, mając innych gdzieś." to moje feelsy nakurwiają takiego węgorza, jak Shannon. xD
Btw, marzę o tym, żeby zobaczyć Shannona nakurwiającego węgorza tak na serio serio, a nie w tym filmiku. MARZĘ O TYM, przez Ciebie mam jeszcze jedno marzenie, które się nie spełni.
Pogoń za Jaredem na koniu >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Wyznanie Jareda >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Ty mi nie mów, że Ty czekasz na jakieś komentarze, tylko pisz mi to natychmiast, bo ja tu usycham już :DDD
Nie wspominam nawet o majtkach Jareda w tłumie.
Nie wspominam o tym, co bym zrobiła, jakbym to zobaczyła, bo mi głupio, że jestem taka głupia. xD
I jakby co, to ja Asia(jakbyś się nie zorientowała po tym komentarzu :D), nie chce mi się logować.
Czekam bardzo
OdpowiedzUsuńbardzo mocno
OdpowiedzUsuńna następny rozdział
OdpowiedzUsuńmojego ulubionego opowiadania
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń<3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń