poniedziałek, 24 września 2012

2 - "Ten spojrzał na mnie, zdziwiony. Miał całe usta w sosie pomidorowym i wciągał właśnie kluski."


-Cześć, jestem Ania, mama Mai. A ty to pewno Jared Leto? – zaczęła uprzejmie rozmowę.
-Jasne, to ja. Miło panią poznać – wziął dłoń mojej mamy i złożył na niej szarmancki pocałunek. Zdziwiłam się, jak to zobaczyłam, nie sądziłam, ze Jared, który rzuca fuckami na  lewo i prawo jest tak wychowany! Trochę polepszył mi humor, skubany.
-Mamo, Jared zamieszka u nas jakiś czas – mrugnęłam do niej, co miało oznaczać, żeby nie zadawała żadnych pytań. Ten znak ustaliłyśmy wspólnie już jakiś czas temu.
-Dobrze. To zajmijcie całe drugie piętro. Za pół godziny kolacja, mam nadzieję, że Jared zdąży się zaklimatyzować – poinformowała nas mama, poczym poszła do kuchni.
-Bierz torbę i chodź na górę, muszę Ci pokazać pokój – rzuciłam do Jareda, który rozglądał się po korytarzu.
Dziad wziął manatki i weszliśmy na schody. Na parterze, czyli gdzie przed chwila byliśmy, mieściła się kuchnia, jadalnia, salon, łazienka z samą umywalką, ubikacja, pokój dla służby, salon rozrywki oraz biuro taty. W piwnicy była pralnia, garaże, spiżarnia, graciarnia taty oraz schowek. Na 1 piętrze były sypialnie rodziców, siostry i 2 dla gości, łazienka z ubikacją oraz biblioteczka. Na moim piętrze mieściły się 2 sypialnie, w tym moja, ogromna biblioteka, łazienka, ubikacja oraz basen. Weszliśmy na moje piętro, które miałam dotąd tylko dla siebie. Skierowałam Jareda do jego sypialni. Pokój był niebieski, pod ścianą stało ogromne łóżko, na której była błękitna pościel, która leżała pod kocem, aby się nie pobrudziła. Naprzeciwko łóżka była szafka na ciuchy, gotowa pomieścić naprawdę dużo. Przy łóżku była szafeczka z lampką nocną. Pod oknem, którego widok prowadził na nasz ogród, stało biurko, na którym leżał laptop firmy Apple. Przy biurku był czarny skórzany fotel.  Na ścianie wisiały oryginalne obrazy mojej mamy. Jeden przedstawiał konia galopującego przez rzekę, drugi las zimą.
-Pięknie tu – powiedział Dziadu. – To Twój?
-Nie, ja mam trochę inny. Ty będziesz tu mieszkać.
-Ale fajnieeee! – rzucił torbę, ściągnął kapcie, wskoczył na łóżko i zaczął po nim skakać. Szczęście, że był chudy, inaczej musielibyśmy wymieniać łóżko. Zaśmiałam się cicho z radości Jareda.
-Zejdź z tego łóżka, pokażę Ci resztę domu.
Odwiedziliśmy najpierw basen. Jared już chciał się rozebrać i popływać, ale go powstrzymałam. Przecież zaraz miała być kolacja! Miałam nadzieję, że mama nie poda żadnego mięsa. Niestety, miała skłonność do zapominania, iż jestem wegetarianką już od 2 lat. Myślałam o przejściu na weganizm, ale tego nie dałoby się przy mamie! Po basenie odwiedziliśmy łazienkę, mój pokój i bibliotekę. Kiedy weszliśmy do ostatniego pomieszczenia, usłyszałam:
-Aaaaaach! – czyli i na Jaredzie nasza biblioteka zrobiła wrażenie.
Była ogromna. Półki z książkami pięły się do sufitu. Nie było okien, pośrodku stał stół z ogromnym świecznikiem. Wokół tego stołu były 3 kanapy i 6 wygodnych foteli. Z sufitu zwisał żyrandol, żarówki były w kształcie świec. Na podłodze leżał puchaty czerwony dywan. Na półkach było mnóstwo książek: angielskie, polskie, niemieckie, nawet skrajna łacina i francuski. Posługiwaliśmy się w domu tymi 5 językami. Wiadomo, królował polski. Było tu wszystko: począwszy na encyklopediach i słownikach, poprzez kroniki, biografie, wiersze, skończywszy na horrorach, sf i thrillerach. Mieliśmy ich około 10 tysięcy, ale ta liczba była niecały rok temu. Właśnie niedługo miał nadejść dzień oficjalnego liczenia książek, który pewno potrwa z kilka dni. Ale podczas tego liczenia mieliśmy wprowadzić książki do bazy danych w komputerze, dzięki temu nie będziemy musieli ich liczyć co rok, bo nowe będzie się regularnie dodawało do komputera. Najwyżej raz na kilka lat, aby sprawdzić, czy czasem nikt nam nie zabrał, gdyż niektóre wersje były warte po kilkanaście tysięcy złotych.
-Dobra, Jared, masz 15 minut, rób sobie, co chcesz, tylko nie wchodź do basenu. Za 15 minut przy schodach i idziemy na kolację – oświadczyłam, kiedy tylko wyszliśmy z biblioteki.
-Nie ma sprawy – odśpiewał, po czym szybko czmychnął do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Skierowałam się do swojego pokoju, który przylegał do Jardowego ścianą. Ściany w moim pokoju były czerwone. Miałam piętrowe łóżko, które było zamontowane nad biurkiem, gdzie stał komputer. Naprzeciwko łóżka powieszona była marsowa flaga: na czerwonym tle mithra. Obok, po lewej stronie, były namalowane przeze mnie czarne glify, zaś po prawej widniał arrow. Triada była pod flagą, nad flagą napisałam 30 SECONDS TO MARS. Przy drzwiach była ogromna szafa, a w szafie sekretny pokoik, gdzie czasami lubiłam sobie posiedzieć i posłuchać muzyki albo poczytać książki. W pokoiczku była malutka lampka oraz kupa koców, kołder i poduszek. Pokoik zrobiłam sama i tylko budowniczy o nim wiedział, nikt poza nim i mną, oczywiście. Na środku pokoju, na drewnianych panelach, był czarny włochaty dywan. Okno zasłaniały czerwono-czarne zasłonki. Na ścianie były również półki, na których siedziały pluszaki, książki, kwiaty, ozdóbki. Jak weszliśmy do mojego pokoju, Jared się nieświadomie uśmiechnął, kiedy zobaczył moją marsową ścianę. Wiedziałam, że mu się spodoba, wierzyłam nawet, że kiedyś się tu zakradnie i zrobi zdjęcie mojej ścianie, która będzie słynna.
Odpaliłam komputer i weszłam na FB. Miałam tylko jedną przyjaciółkę, której mogłam bezpiecznie powiedzieć o Jaredzie, a która nie wpadłaby do mnie z hukiem za 5 minut i nie nalegała o spotkanie z Jaredem – Kingę. Podczas kiedy logowałam się, usłyszałam, jak za ścianą Dziadu śpiewa, drąc się, Escape. Działał mi na nerwy, zwłaszcza że śpiewał nie tą płytę, co trzeba, wzięłam więc drewniany toporek i walnęłam nim w ścianę, chcąc uciszyć Jareda. Niestety, miast się uciszyć, ten zaczął jęczyć jeszcze głośniej! Wkurwiona, włączyłam głośniki i puściłam na fulla Iron Maiden. Przynajmniej nie słyszałam już jego zawodzenia. Zadowolona spojrzałam na ekran. W końcu byłam na stronie głównej! Napisałam do Kingi z zapytaniem, czy ma czas wpaść do mnie za pół godziny. Odpisała, że tak i pożegnała się od razu ze mną, ponieważ już zaczęła się szykować do wyjścia, gdyż miała do mnie spory kawałek. Ciekawe, jak zareaguje, kiedy zobaczy swojego idola na oczy. Wiedziała o tym, że rozmawiam z Jaredem przez telefon, czasami była nawet świadkiem naszych rozmów. Co prawda, zazdrościła mi lekko, o czym mi powiedziała, ale nie żeby mi zabrać telefon i wziąć numer do Jareda, a wiedziałam, że miała taką okazję kilkanaście razy. Kinga była osobą honorową i to ona pomogła mi się podźwignąć z mojej ogromnej depresji. Dlatego została moją przyjaciółką.
Sprawdziłam powiadomienia, polubiłam kilka nowych zdjęć i wyłączyłam komputer. Wzięłam szczotkę i rozczesałam włosy, po czym wyszłam na korytarz, bo minęło wyznaczone 15 minut. Jareda jeszcze na nim nie było. Zapukałam do jego drzwi.
-Jared, kolacja jest! – wrzasnęłam.
-Shannon, ja lecę, kolacja jest… Tak, porozmawiam z nią. Pa! Już lecę, ptaszku! – Jared skończył rozmawiać i wyszedł z pokoju. – Wybacz, Shannon dzwonił.
-O co chodzi? – mruknęłam, obawiając się najgorszego, gdyż widziałam uśmieszek na twarzy Jareda, który mnie ciut niepokoił. Był za bardzo tajemniczy.
-Później Ci powiem – odpowiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej. Czy on musi mieć tak białe zęby? Miałam ochotę mu je wyrwać.
-Chodź, żarcie na nas czeka.
Zeszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w jadalni. Zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. Oprócz nas kolację jadła tylko mama.
-A gdzie tata i Zuzia? – zapytałam się, zdziwiona, że ich nie ma. Kolacja to był jedyny posiłek, który jedliśmy wspólnie.
-Pojechali do Almy na zakupy, zabrakło mi kilka składników na jutrzejszy obiad – odpowiedziała mama. – Smacznego.
Na szczęście dzisiaj nie było żadnego mięsa na stole. W półmisku pachniało spaghetti w sosie pomidorowym, główne danie. Oprócz tego na stole stała sałatka owocowa, wiosenna (ogórek, sałata, rzodkiewka i pomidor, bardzo smaczne), chleb, masło oraz ser żółty, biały i pleśniowy. Jared porwał wszystko na talerz i zaczął pałaszować. Zerknęłam na mamę. Jej ręka, w którym miała widelec z sałatą, zatrzymała się w połowie drogi do ust, kiedy zobaczyła, jak Dziadu wchłania to wszystko. Miała lekko otwarte usta i patrzyła na artystę z niedowierzaniem. Odwróciłam wzrok i zachichotałam. Mama w końcu oprzytomniała, zmroziła Dziada wzrokiem, ten nie zareagował, po czym wróciła do jedzenia. Kopnęłam Jareda pod stołem w nogę. Ten spojrzał na mnie, zdziwiony. Miał całe usta w sosie pomidorowym i wciągał właśnie kluski. Pokręciłam delikatnie głową, ten nie zrozumiał i wsiorbał reszki makaronu. Mama wstała od stołu i zaniosła naczynia do kuchni. Odprowadziłam ją wzrokiem pełnym niedowierzania. Jako gospodarz kolacji mama zawsze wstawała od stołu ostatnia, nawet kiedy były kłótnie! Widać, że Jared porządnie ją zdenerwował i zirytował swoim zachowaniem. W sumie nie dziwiłam się jej. Leto właśnie paluchami władowywał sobie do ust sałatę. Już nie miałam ochotę na jedzenie, ale grzecznie poczekałam, jak skończy. W końcu ta chwila nastała.
-Jared, weź łaskawie naczynia i zanieś je do kuchni, nie będę Cię obsługiwać – warknęłam, kiedy zauważyłam, że Dziadu się podniósł i skierował się w stronę korytarza. Ten spojrzał na mnie zdziwiony, ale bez słowa się wrócił i wziął talerz. Poszedł za mną do kuchni. Mamy już tam nie było.
-Uczono Cię kiedyś kulturalnie jeść? – westchnęłam.
-Ja zawsze tak jem – odparł zdziwiony. To by tłumaczyło, czemu miał tak wiele wpadek zdjęciowych podczas jedzenia. Jak wiadomo, te jego zdjęcia obiegły już całą kulę ziemską. Komentarz był jeden: trzeba nauczyć Jareda jeść! I, niestety, ta rola spadnie na mnie.
-To Cię pouczę trochę, jak się powinno jeść. Pierwsza zasada – używamy sztućców. Druga brzmi, że po posiłku odnosi się talerze do kuchni. Trzecia – po jedzeniu trzeba iść do łazienki i umyć sobie twarz oraz ręce. Więc teraz chodź grzecznie do łazienki. Chyba umiesz korzystać z wody i mydła? – zapytałam, lekko zdenerwowana. A jeśli będę musiała go uczyć jeszcze tego?
Na szczęście Jared grzecznie poszedł do łazienki i zrobił wszystko, co mu kazałam.
-Dlaczego twoja mama miała taką dziwną minę i wstała od stołu? I czemu kopałaś mnie pod stołem, a potem pokręciłaś głową? – tak, Dziadu naprawdę był głupkiem. Zastanawiałam się, czy lepszym wyjściem nie byłoby jednak zostawić go w hotelu. Przynajmniej wyrównałby porachunki z dyrektorem i smacznie by sobie tam spał, a ja nie musiałabym się za niego wstydzić.
-Bo zachowywałeś się trochę nieładnie przy stole – odpowiedziałam najsłodziej jak umiałam.
Staliśmy na korytarzu, kiedy zabrzmiał dzwonek no drzwi. Miałam nadzieję, że to Kinga.
-Jared, idź do łazienki, masz jeszcze sos pomidorowy w kąciku ust – okłamałam go, bo chciałam zrobić koleżance niespodziankę i nie pokazywać Jareda od razu. Jared poszedł zmyć niewidzialny sos, ja tymczasem pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Cześć! – rzuciła dziewczyna średniej wielkości. Miała niebieskie oczy z nutką zieloności przy źrenicach. Włosy miała długie i proste do pasa koloru brązowego. Zazdrościłam jej mega tych włosów, gdyż one były gęste i mocne. Sama miałam za łopatki koloru ciemnobrązowego, ale wkrótce miałam sobie zrobić kolorowe pasemka, turkusowo-różowe. Miałam to zrobić jutro, ale oczywiście przyjazd pewnego pana pokrzyżował mi te plany. Miała na sobie czerwoną kurtkę, czarne rurki i czarne Converse, które dostała ode mnie na urodziny 2 lata temu, a buty nadal wyglądały, jakby dopiero zeszły z taśmy produkcyjnej.
-Witaj, Kingo! Wejdź, wejdź, zapraszam!
Weszła do przedpokoju, rozebrała się i wyjęła sobie kapcie z szafki. Tak często do mnie wpadała, że pewnego dnia zaproponowałam jej, aby wzięła ze sobą kapcie i tu zostawiła.
-Czemu się nie uczysz do biologii? – przyjaciółka była zdziwiona, że poświęciłam jej dzisiaj czas.
-Widzisz, mam gościa… - szepnęłam tajemniczo.
-Kto nim jest? – Kinga już się zaciekawiła.
-I co, jestem już czysty? – gość wyszedł właśnie z łazienki, pocierając sobie paluchem w kąciku ust.
Kinga stanęła, Jared również. Popatrzyli na siebie dziwnym spojrzeniem. Żadne z nich nie ruszało się, normalnie jak posąg. Obydwoje mieli szeroko otwarte usta, więc wzięłam aparat i cyknęłam im fotę, bo wyglądali naprawdę śmiesznie. Kiedy błysnął flesz, Jared oprzytomniał i podszedł do Kingi z wyciągniętą dłonią.
-Cześć, Jared jestem.
-Kinga…  - szepnęła Kinga i uścisnęła dłoń Jareda. Znowu zapadła ta niezręczna cisza, w każdym razie dla mnie, bo oni się bawili wzrokiem. Chrząknęłam.
-Gołąbeczki, może pójdziemy na górę? Bo zaraz wpadnie moja siostra, a ona jest wielkim FG. – ostrzegłam Dziada.
W końcu oderwali od siebie wzrok i nerwowo zachichotali. Och, czyżby miłość w powietrzu wisiała nam? Idealna pora, w końcu za niedługo miała być kalendarzowa wiosna. Weszliśmy na schody. Jared i Kinga poszli do pokoju Jareda, nie zważając na mnie. Zostałam skazana na własne towarzystwo, co wcale mi nie przeszkadzało. Weszłam do pokoju, przebrałam się w strój do kąpieli i poszłam sobie popływać. W końcu trochę głupio byłoby podsłuchiwać, a miałam ogromną ochotę na to. Niestety, mama wpoiła mi zasady dobrego wychowania, dlatego znalazłam się w wodzie. Nie podejrzewałam nigdy Kingi o to, że coś zaiskrzy między nią a Jaredem, i to na dodatek od pierwszego wejrzenia. Trochę głupio mi było, że nie potrafiłam do tej pory znaleźć sobie chłopaka. Niby z Jankiem coś próbowaliśmy zrobić, ale wychodziła nam z tego kupa gnoju. Nie miałam szczęścia do miłości. I nie, nie myślałam o tym, żebym mogła ewentualnie coś zdziałać z Jaredem. Człowiek mnie nie pociągał jako mężczyzna, ktoś do kochania. Za bardzo go znałam w porównaniu do innych ludzi i dlatego nie łopotało mi serce, jak go po raz pierwszy zobaczyłam.

______

Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i to komentują. To wy powodujecie, że mam coraz większe napływy weny. ; ) Rozdział 8-y już gotowy, trochę trudności miałam z napisaniem go, ale się udało. ; ) Miłego czytania!
 

wtorek, 18 września 2012

1. - "A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? "


Odebrałam telefon.
-Halo? – mruknęłam do słuchawki, gdyż nie miałam ochoty na rozmowę, ponieważ nazajutrz miałam klasówkę z biologii i nie byłam zadowolona z faktu, iż ktoś mi przeszkadza.
-Cześć, przeszkadzam Ci? – zaszczebiotał znany mi głos, którego czasami miałam dość.
-Kurwa, Jared, uczę się biologii. Przecież wiesz, że mam jutro klasówkę! – znowu musiał mi przeszkodzić w nauce.
-Słuchaj, za 2 godziny będę w Łodzi, przyjedziesz po mnie? – zaśmiał się cicho.
Co?! Temu to już naprawdę porządnie odbiło! Podczas kiedy ja mam jutro klasówkę, na której mi zależy, a ten człowiek wie o tym, musiał zrobić mi na złość! Byłam święcie przekonana, że innego powodu nie ma. Rozłączyłam się i niechętnie podniosłam się z kanapy. Wiedziałam, że dzisiaj już nie tknę książki. Trudno, albo nie pójdę jutro do szkoły, albo będę poprawiać. Wybrałam pierwszą opcję, trzeba w końcu pogadać trochę z Jaredem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 18. Czyli przed 20 muszę być na lotnisku. Wzięłam czarną skórzaną kurtkę, która wisiała na moim krześle, i ruszyłam do przedpokoju.
-A biologia? – mama wychyliła się z kuchni.
-Widzisz, Dziad do nas przylatuje, a wiesz, jak to jest z sławami.. Zaliczę, nie martw się, jutro sobie odpuszczę szkołę.
Mama pokręciła głową i wróciła do zmywania naczyń. Założyłam czerwone Converse, porwałam kluczyki od srebrnej hondy i ze spuszczoną głową skierowałam się ku drzwi, pod którymi siedział nasz pies, i, jak otworzyłam drzwi, wskoczył niczym błyskawica do domu i zaczął jak Jared po scenie latać po domu. Szybko wyszłam z korytarza, aby nie spotkać nikogo znajomego, i wsiadłam do auta. Zapaliłam i od razu włączyła się 2 płyta Marsów, moja ulubiona, ale jako że nie miałam ochoty słuchać wycia Jareda, przełączyłam szybko na Linkin Park. Z głośników poleciało „In the End”.
W towarzystwie Linkinów dojechałam na lotnisko po 19:30. Zaparkowałam pod budynkiem, zgasiłam auto i weszłam do hali. Zadzwonił telefon. Tym razem spojrzałam na ekran. Jared.
-Czego znowu? – tak, dla Jareda zawsze byłam miła, zwłaszcza wtedy, kiedy odsuwał mnie od planów, co ostatnio zdarzało mu się bardzo często.
-Za 15 minut będę!
-Fajnie. Może byś mi powiedział, skąd lecisz?
-To nie wiesz? Przecież Ci mówiłem 3 dni temu, gdzie jestem! – w jego głosie było zdziwienie.
-No kurwa, jełopie, nie jestem twoim FG, aby pamiętać, gdzie się szwendasz! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.. – myślami nadal byłam przy swoim ciepłym kąciku z biologią w jednej ręce, z gorącą herbatką w drugiej. Oj, Bóg wielu nastolatek będzie miał piekło..
-Z Londynu lecę!
-Oke, idę oblekać. – i znowu od razu się rozłączyłam, nie miałam ochoty dalej z nim szczebiotać.
Spojrzałam na tablicę przylotów. Faktycznie, jego lot miał być za 15 minut. Usiadłam na krześle i zaczęłam sobie przypominać, jak po raz pierwszy z nim rozmawiałam.

***
Pewnego chłodnego ranka, rok temu, zrozpaczona kolejnym niepowodzeniem w swoim życiu, postanowiłam maznąć list na kartce papieru do Jareda. Rozpisałam się na kilka stron, nad kartkami męczyłam się z 3 dni, ale było tam opisane moje życie, te najgorsze sceny zwłaszcza. Kiedy już się nawypociłam, przeskanowałam do komputera i wysłałam Jaredowi w prywatnej wiadomości na TT, bez żadnego oczekiwania, że to odbierze, ba, że będzie mu się chciało to pisać. Mimo to byłam usatysfakcjonowana, że zdołałam przelać swoje żale na kartkę, i dzięki temu zrobiło mi się lżej na duszy. Włączyłam od razu komputer i poszłam spać.
Po paru dniach, w weekend, znalazłam w końcu czas, aby wejść na TT. Weszłam na stronę startową, i byłam w szoku. Od mojej ostatniej wizyty przybyło mi 200 followersów! Zszokowana nie wiedziałam, o co chodzi, więc szybko napisałam do pierwszej osoby, która dodała tweeta przed moim wejściem, z zapytaniem, czy może wie, dlaczego tyle ludzi mnie followuje. Odpowiedź nadeszła po 15 sekundach, a w niej było napisane, że Jared wstawił moje listy w swoim tweecie! Miałam ochotę rozszarpać człowieka na strzępy. Jak śmiał moje osobiste zwierzenia umieścić publicznie?! Zauważyłam, że mam prywatna wiadomość, więc szybko tam weszłam, podejrzewając, że będzie tam sprawca całego zamieszania. Nie pomyliłam się. Jared napisał, abym się nie złościła na niego, i że mi współczuje. A na końcu był jakiś numer. Komórkowy, jak zaczaiłam. Po cholerę Dziadu daje mi numer do psychologa? Bo byłam przekonana, że do niego podał ten numer. Przecież jestem zdrowa na umyśle! Mimo to wykręciłam numer.
-Halo? – odezwał się zaspany głos. Skądś go znałam, ale nie miałam czasu, aby się zastanowić, do kogo on może należeć.
-Dzień dobry, jestem Maja i nie mam żadnych problemów, nie popadłam w depresję, nie tnę się, żyję, nie biorę narkotyków, nie biję nikogo, nie wrzeszczę i nie przeklinam. – warknęłam.
-O, Maja, miło Cię słyszeć! Wiedziałem, że do mnie zadzwonisz! Tu Jared – zaszczebiotał.
Co? Rozmawiałam z Jaredem? Z tym Jaredem? Haha, jakoś w to nie uwierzyłam.
-Jasne, bo Ci uwierzę. A ja jestem Kurt Cobain i właśnie pukam do Twoich drzwi – powiedziałam z ironią.
-Już się zdradziłaś ze swoim imieniem. Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
-Wyślij mi na TT zdjęcie swojej dupy – rozłączyłam się od razu, śmiejąc się. Ciekawe, co teraz zrobi osoba, która podszywała się pod wokalistę.
Rzuciłam telefon i zaczęłam prowadzić interesującą rozmowę o koniach z Kingą. Musiałam się jej pochwalić, że właśnie zaliczyłam swoją 10 glebę z Fuksa. Po pół godzinie zauważyłam, że TT przyszła nowa wiadomość. Zerknęłam. Znowu od Jareda, a raczej tego, kto się pod niego podszywał. Weszłam na nią i moim oczom ukazała się piękna dupa w odbiciu w lustrze. I nie tylko dupa tam była, była pokazana cała postać, czyli tam, gdzie jest głowa, spoglądała na mnie twarz Jareda. Zaśmiałam się, aczkolwiek pod tym śmiechem było przerażenie. Zdjęcie nie wyglądało jak photoshop, zostało wysłane z oficjalnego konta Jareda… Telefon znowu zadzwonił.
-I jak, teraz wiesz, że ja to ja? – zanucił Jared.

***
Tak właśnie zaczęła się znajomość, która trwała już kilka miesięcy. Czasem nasze rozmowy trwały po kilka godzin dziennie. Ale nie podejrzewałam, ze ten człowiek jest w stanie do mnie przylecieć! Z głośników poleciał głos, że lot Jareda jest już na pasie startowym. Wyjęłam szybko kartkę i marker, na którym napisałam „JARED, TY CZUBIE, ZABIJĘ CIĘ”. Ustawiłam się razem z grupką innych ludzi, którzy oczekiwali na przyjście pasażerów. Kilka też miało tabliczki, widać, że nie tylko ja spotkam kogoś na własne oczy pierwszy raz. Pojawili się. Nie powiem, lekko się denerwowałam, aczkolwiek nie żeby to były jakieś wielkie emocje, które towarzyszą zwykle przy takich spotkaniach. I oto pojawił się mój problem: krótkie brązowe włosy w nieładzie, lekki zarost, skórzane spodnie, luźna koszulka z jakimś mozaicznym nadrukiem. Na stopach trampki, które zupełnie nie pasowały do jego ubioru. Oczy zasłaniały ogromne czarne okulary, charakterystyczny znak Dziada. Miał sporą walizkę na kółkach. Pierwsze wrażenie? Natychmiast trzeba dać mu tłuste żarcie, bo człowiek ledwo stał na nogach, w każdym razie sprawiał wrażenie, jakby miał go zaraz wiatr go zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Zauważył moją kartkę, walnął banana na twarzy i ruszył ku mnie dziarskim krokiem. O dziwo, stąpał pewnie po podłożu.
-To wreszcie Cię widzę! Jakoś nie wyglądasz na dziewczynę z problemami – wymruczał.
-Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i zdołałam sobie jakoś życie ułożyć… A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? – zaśmiałam się.
-Szczerze? Tak. Za dużo fanów na koncertów tej subkultury – dołączył się do mojego śmiechu.
Spojrzałam na niego z politowaniem. To, że ktoś ma problemy, od razu znaczy, że jest emo? Miło, po prostu miło. Od razu humor mi się pogorszył. Po co ja tu przyjechałam?!
-To gdzie Cię zawieźć, do Andelsa? – już nie miałam ochoty na rozmowę o subkulturach.
-Widzisz, jest taka sprawa, o której zapomniałem Ci powiedzieć… Ostatnio dotkliwie pobiłem dyrektora Andelsa i ten zapowiedział, że jak wrócę tam, to mnie za kratki wsadzi, bo ma wszystko nagrane – uśmiechnął się szelmowsko.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Dziada z niedowierzaniem. Wiedziałam, że był skłonny do wielu czynów, ale nie pobicie, i na dodatek dyrektora hotelu! Nie chciałam znać szczegółów, nie obchodziło mnie to. Jared zaczął mnie coraz bardziej wkurzać. Przecież nie posadzę go w najgorszym hotelu w Łodzi! Myślałam intensywnie, aż, z niechęcią, zaproponowałam mu inne wyjście:
-Słuchaj, to będziesz pomieszkiwał u mnie, przecież Cię nie puszczę do jakiegoś nieznanego hotelu, gdzie może być niewiadomo kto…
-To super! W końcu posmakuje trochę prawdziwego życia! – Jared był wniebowzięty.
To właduj się do auta, bo jestem śpiąca – mruknęłam, po czym, nie czekając na towarzysza, wyszłam na parking w nadziei, że mnie zgubi w tym tłumie i będzie musiał wrócić do domu. Niestety, dzielnie dotrzymywał mi kroku. Niby coś tam plótł, ale jakoś nie miałam ochoty go słuchać uważnie. Gadał o tym, że się w końcu poznamy, bla bla bla, pozna życie normalnych ludzi, bla bla bla, nikt go nie będzie zaczepiać na ulicy, bla bla bla. W końcu doszliśmy przed hondę. Otworzyłam bagażnik.
-Wrzuć tu swoje manaty.
Jared to zrobił, po czym usiadł obok mnie w aucie.
-Wow, skąd masz takie autko? – gwizdnął z lekkim podziwem.
-Ojciec mi kupił 3 miesiące temu, bo nie ma na co kasy wydawać. Kupił, więc jeżdżę, jakoś nie interesuje mnie, czym jeżdżę, byleby szybko dojechał do celu.
-Toż to najnowszy model hondy, który nie miał jeszcze premiery! Podobno tylko 10 osób na świecie go ma aktualnie! Takie cacko musiało kosztować co najmniej z kilka milionów dolarów!
Wiedziałam, że ojciec coś odwalił, bo jak wręczał mi kluczyki, był uśmiechnięty od ucha do ucha i nie chciał mi powiedzieć, za ile go kupił. A przecież mu mówiłam, że chcę zwykłe auto! To by tłumaczyło, dlaczego tyle ludzi otwierało szeroko usta, kiedy przejeżdżałam. Ja tam na samochodach się nie znałam i nie chciałam znać, nie obchodziło mnie to. Z kolei nie wiedziałam, że Dziadu lubi samochody. No tak, w końcu był facetem, pewno również lubi oglądać piłki nożne i chodzić na rybki. Dziadu i rybki? Zaśmiałam się w duchu. Sięgnęłam ręką do odtwarzacza i puściłam następna płytę, jaka była w odtwarzaczu. Slayer. Świetnie. Zrobiłam głośniej, aby Jared nie był w stanie jej przekrzyczeć. Wkurzył mnie swoim przylotem, aczkolwiek chciałam już go kiedyś poznać… Szkoda tylko, że wybrał najmniej odpowiedni termin, gdyż za 2 miesiące miałam mieć maturę, do której przygotowywałam się od dawna, a jutro będę musiała opuścić test z biologii, który tak naprawdę był próbną maturą na poziomie rozszerzonym. No chyba że zostawię Dziada w domu i pojadę na sam test. Musiałam to jeszcze przemyśleć.
Zerknęłam na Jareda. Ten wyglądał przez okno i obserwował mijane okolice. Doprawdy, miał ciekawe widoki… Bloki, samochody, bloki, bloki, bloki. Podziwiałam, że go to interesowało. Na szczęście nie palił się do rozmowy, co mnie niezmiernie radowało. Byłam ciekawa, co czuje ten człowiek w chwili obecnej. Czy jego bycie nie było czasem maską, pod którą krył się zupełnie inny człowiek? Przyszłość miała pokazać, jak będzie naprawdę.
Po godzinie byliśmy już przed moim domem. Na szczęście nie musiałam się go wstydzić przed tak bogatym człowiekiem. Dom miał 250 metrów kwadratowych, ogromna piwnicę, parter, 2 piętra. Budynek był pomalowany na beżowy kolor, tym razem mama wybierała farbę. Przedtem był jasnozielony, morelowy, szary, biały, a dzięki mojej siostrze przez 2 tygodnie był oczojebny róż. Na szczęście przeprowadziliśmy domową naradę i wspólnie postanowiliśmy, iż kolor, który wybierze moja siostra, będzie rozpatrywany przez rodziców. Jak dotąd moje propozycje trzymały się najdłużej: zielony był z rok, szary półtora. Pozostałe nie miały szczęścia, kilka miesięcy tylko trwały. Zatrzymałam auto.
-Tutaj mieszkasz? – znowu wyczuwało się podziw w głosie Jareda. A co myślał, że ja biedna jestem? Kolejne ocenianie ludzi na podstawie stereotypów. Jeśli miałabym tak samo oceniać ludzi, w ogóle nie powinnam była ot tak normalnie rozmawiać z Dziadem, lecz wołać wszystkie FG z Polski, media, flesze i Bóg wie co jeszcze, pewno panienki tańczące hula w hawajskich strojach.
-Tak, tutaj, witaj w moich skromnych progach. Chodź, weźmiesz rzeczy i wejdziemy do środka.
Dziadu pochwycił torbę w swoje łapska i weszliśmy dużymi drzwiami do przedpokoju. Pomieszczenie było długie, szerokie. Przy drzwiach stała dębowa szafa, w której chowaliśmy odzienie. Obok szafy stała mniejsza, na buty. Na środku były schody, które prowadziły na wyższe koordynacje budynku. Czerwony dywan ciągnął się od schodów do końca korytarza, wcześniej były dębowe panele. Ściany były pomalowane na beżowo, gdzieniegdzie wisiały na niej duże obrazy. Z boku, naprzeciwko szaf, był wieszak dla gości, którzy wieszali tam swoje odzienie, kiedy przychodzili do nas na wizytę. Z sufitu zwisały piękne żyrandole, za które mama zapłaciła ponad 10 tysięcy złotych.
-Jestem! – krzyknęłam, chcąc poinformować mamę, że dotarłam. – I mamy gościa!
-Już idę zobaczyć Twojego gościa! – zawołała mama z salonu.
Kiedy mama się zbierała (bo wiedziała, że gościem jest Jared; malowała usta, poprawiała włosy i wygładza sukienkę przed lustrem), Dziad grzecznie zdjął buty i wyjął z torby swoje słynne kapcie z francuskiej serii, które włożył na nogi. Sięgnął ręką do włosów i jeszcze bardziej je potargał. Zaczynał mnie irytować ten gest. Mam nadzieję, że nie będę musiała Jareda zbyt długo gościć w swoich progach. W końcu mama wyszła nam na spotkanie.

________________________________________

No to tyle w pierwszej części. Pojawiła się trochę szybko od prologu, więc druga dopiero za dwa tygodnie najwcześniej.. Wiadomo, szkoła, w związku z czym nie mam czasu na siedzenie przed komputerem i pisanie opowiadań. (: Mam nadzieję, że się spodoba. ; )

czwartek, 13 września 2012

Prolog

Obudziło mnie słońce. Otworzyłem szeroko oczy. Znajdowałem się w ogromnym białym pomieszczeniu. Przetarłem oczy ze zdziwienia. Tak, mój wzrok się nie mylił - leżałem w sali szpitalnej. Dobiegło mnie ciche pikanie aparatury, która była podłączona do mnie. Mogłem usłyszeć, jak dudni moje serce. Pierwsze pytanie: co ja tu robię? Chciałem ruszyć ręką. Lewa, ok. Prawa.. Kurde, nie mogę nic zrobić. Lekko podnoszę głowę. Czuję przeogromny ból. W końcu udaje mi się ją wystarczająco podnieść, aby móc zobaczyć, że jest cała w gipsie. O co chodzi? Co się wczoraj stało? Rzut na nogi. Nie były ogipsowane. Mogłem nimi ruszać. Czemu nie pamiętam wczorajszego wieczoru? W sumie nie, pamiętałem tylko jedną rzecz - moją ukochaną piosenkę "Closer to the Edge". Nic poza tym. Spojrzałem na lewy bok, gdzie nie było tej maszyny. Stołeczek. Na stołeczku tylko, czy aż, moje dziecko - BlackBerry. Usłyszałem ciche kroki, które powoli zbliżały się do mnie.
-Dzień dobry, panie Leto. Jak się pan miewa? - zadudnił niski, przyjemny bas lekarza, którego w końcu mogłem obejrzeć.Średni, miał lekko zarysowany brzuch, czarne włosy sterczały mu w nieładzie po całonocnym dyżurze. Uśmiechał się w moją stronę. Z jago zielonych oczów promieniało uczucie wobec każdego pacjenta, którego miał pod swoimi skrzydłami. Z miejsca polubiłem tego prostego człowieka.
-Okropnie boli mnie głowa i nie czuję prawej ręki. - zakomunikowałem zachrypniętym głosem. Nie jest źle, myślałem, że będzie gorzej.
-To i tak dobrze, staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby jakoś panu pomóc. Pamięta pan, co się wczoraj stało?
-Nie.. - wydusiłem. - Znaczy się pamiętam tylko jedno - moją piosenkę, jak ją śpiewałem. Nie wiem gdzie i w jakiej sytuacji, wiem tylko, że ją śpiewałem. - popatrzyłem na niego. Czyżby wiedział, co się wydarzyło? Nie wiem, czy chciałem wiedzieć. Mimo to, z drugiej strony, zrobiłbym wszystko, aby uchylił chociaż rąbka tajemnicy.
-Chce pan wiedzieć, co się stało?
-Tak - odpowiedziałem zdecydowanym głosem. Niech się dzieje wola ludzka!
I wtedy on mi wszystko opowiedział. Opowiedział tą straszną prawdę. Początkowo nie mogłem uwierzyć w to, co on gada. Z czasem jednak pamięć zaczęła wracać, wspomnienia. Wszystko się zgadzało. Kiedy uświadomiłem sobie, co zrobiłem, popłynęły mi łzy.
-Nigdy więcej nie chcę słyszeć Closer to the Edge, nigdy.. - wyszeptałem. Lekarz pokiwał tylko smutno głową, dał mi tabletki i szklankę wody, po czym spokojnie wyszedł z pokoju. Nie mogłem się otrząsnąć. Jedyne, co pozostało mi, to zadzwonienie do osoby, z którą doskonale się dogadywałem poprzez rozmowy telefoniczne. Nie obliczywszy czasu, którą ona ma tam u siebie, gdyż nie byłem w stanie, zadzwoniłem do niej. Początkowo była ogromnie zaspana, ale tak, rozmowa przyniosła mi pewną ulgę. Rozmawialiśmy rekordowo długo, bo ponad kilka godzin.W końcu się rozłączyłem. Spojrzałem na okno. Z oka popłynęła pojedyncza łza.

___________

Witam na moim blogu. (: Prologu nikt nie zna, dopiero napisany, tu i teraz. Opowiadania był kiedyś umieszczane, ale jak przez kilka dni nie mogłam się zalogować na swoim koncie, postanowiłam od nowa zacząć publikować tamten blog. Nie był on nigdzie umieszczany czy coś, więc mało osób go zna. (: Bohaterem nie jest Jared, po prostu musiałam pewne wydarzenie umieścić w prologu. O co chodziło? To się z biegiem czasu wszystko wyjaśni. Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój blog. (: