wtorek, 18 września 2012

1. - "A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? "


Odebrałam telefon.
-Halo? – mruknęłam do słuchawki, gdyż nie miałam ochoty na rozmowę, ponieważ nazajutrz miałam klasówkę z biologii i nie byłam zadowolona z faktu, iż ktoś mi przeszkadza.
-Cześć, przeszkadzam Ci? – zaszczebiotał znany mi głos, którego czasami miałam dość.
-Kurwa, Jared, uczę się biologii. Przecież wiesz, że mam jutro klasówkę! – znowu musiał mi przeszkodzić w nauce.
-Słuchaj, za 2 godziny będę w Łodzi, przyjedziesz po mnie? – zaśmiał się cicho.
Co?! Temu to już naprawdę porządnie odbiło! Podczas kiedy ja mam jutro klasówkę, na której mi zależy, a ten człowiek wie o tym, musiał zrobić mi na złość! Byłam święcie przekonana, że innego powodu nie ma. Rozłączyłam się i niechętnie podniosłam się z kanapy. Wiedziałam, że dzisiaj już nie tknę książki. Trudno, albo nie pójdę jutro do szkoły, albo będę poprawiać. Wybrałam pierwszą opcję, trzeba w końcu pogadać trochę z Jaredem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 18. Czyli przed 20 muszę być na lotnisku. Wzięłam czarną skórzaną kurtkę, która wisiała na moim krześle, i ruszyłam do przedpokoju.
-A biologia? – mama wychyliła się z kuchni.
-Widzisz, Dziad do nas przylatuje, a wiesz, jak to jest z sławami.. Zaliczę, nie martw się, jutro sobie odpuszczę szkołę.
Mama pokręciła głową i wróciła do zmywania naczyń. Założyłam czerwone Converse, porwałam kluczyki od srebrnej hondy i ze spuszczoną głową skierowałam się ku drzwi, pod którymi siedział nasz pies, i, jak otworzyłam drzwi, wskoczył niczym błyskawica do domu i zaczął jak Jared po scenie latać po domu. Szybko wyszłam z korytarza, aby nie spotkać nikogo znajomego, i wsiadłam do auta. Zapaliłam i od razu włączyła się 2 płyta Marsów, moja ulubiona, ale jako że nie miałam ochoty słuchać wycia Jareda, przełączyłam szybko na Linkin Park. Z głośników poleciało „In the End”.
W towarzystwie Linkinów dojechałam na lotnisko po 19:30. Zaparkowałam pod budynkiem, zgasiłam auto i weszłam do hali. Zadzwonił telefon. Tym razem spojrzałam na ekran. Jared.
-Czego znowu? – tak, dla Jareda zawsze byłam miła, zwłaszcza wtedy, kiedy odsuwał mnie od planów, co ostatnio zdarzało mu się bardzo często.
-Za 15 minut będę!
-Fajnie. Może byś mi powiedział, skąd lecisz?
-To nie wiesz? Przecież Ci mówiłem 3 dni temu, gdzie jestem! – w jego głosie było zdziwienie.
-No kurwa, jełopie, nie jestem twoim FG, aby pamiętać, gdzie się szwendasz! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.. – myślami nadal byłam przy swoim ciepłym kąciku z biologią w jednej ręce, z gorącą herbatką w drugiej. Oj, Bóg wielu nastolatek będzie miał piekło..
-Z Londynu lecę!
-Oke, idę oblekać. – i znowu od razu się rozłączyłam, nie miałam ochoty dalej z nim szczebiotać.
Spojrzałam na tablicę przylotów. Faktycznie, jego lot miał być za 15 minut. Usiadłam na krześle i zaczęłam sobie przypominać, jak po raz pierwszy z nim rozmawiałam.

***
Pewnego chłodnego ranka, rok temu, zrozpaczona kolejnym niepowodzeniem w swoim życiu, postanowiłam maznąć list na kartce papieru do Jareda. Rozpisałam się na kilka stron, nad kartkami męczyłam się z 3 dni, ale było tam opisane moje życie, te najgorsze sceny zwłaszcza. Kiedy już się nawypociłam, przeskanowałam do komputera i wysłałam Jaredowi w prywatnej wiadomości na TT, bez żadnego oczekiwania, że to odbierze, ba, że będzie mu się chciało to pisać. Mimo to byłam usatysfakcjonowana, że zdołałam przelać swoje żale na kartkę, i dzięki temu zrobiło mi się lżej na duszy. Włączyłam od razu komputer i poszłam spać.
Po paru dniach, w weekend, znalazłam w końcu czas, aby wejść na TT. Weszłam na stronę startową, i byłam w szoku. Od mojej ostatniej wizyty przybyło mi 200 followersów! Zszokowana nie wiedziałam, o co chodzi, więc szybko napisałam do pierwszej osoby, która dodała tweeta przed moim wejściem, z zapytaniem, czy może wie, dlaczego tyle ludzi mnie followuje. Odpowiedź nadeszła po 15 sekundach, a w niej było napisane, że Jared wstawił moje listy w swoim tweecie! Miałam ochotę rozszarpać człowieka na strzępy. Jak śmiał moje osobiste zwierzenia umieścić publicznie?! Zauważyłam, że mam prywatna wiadomość, więc szybko tam weszłam, podejrzewając, że będzie tam sprawca całego zamieszania. Nie pomyliłam się. Jared napisał, abym się nie złościła na niego, i że mi współczuje. A na końcu był jakiś numer. Komórkowy, jak zaczaiłam. Po cholerę Dziadu daje mi numer do psychologa? Bo byłam przekonana, że do niego podał ten numer. Przecież jestem zdrowa na umyśle! Mimo to wykręciłam numer.
-Halo? – odezwał się zaspany głos. Skądś go znałam, ale nie miałam czasu, aby się zastanowić, do kogo on może należeć.
-Dzień dobry, jestem Maja i nie mam żadnych problemów, nie popadłam w depresję, nie tnę się, żyję, nie biorę narkotyków, nie biję nikogo, nie wrzeszczę i nie przeklinam. – warknęłam.
-O, Maja, miło Cię słyszeć! Wiedziałem, że do mnie zadzwonisz! Tu Jared – zaszczebiotał.
Co? Rozmawiałam z Jaredem? Z tym Jaredem? Haha, jakoś w to nie uwierzyłam.
-Jasne, bo Ci uwierzę. A ja jestem Kurt Cobain i właśnie pukam do Twoich drzwi – powiedziałam z ironią.
-Już się zdradziłaś ze swoim imieniem. Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
-Wyślij mi na TT zdjęcie swojej dupy – rozłączyłam się od razu, śmiejąc się. Ciekawe, co teraz zrobi osoba, która podszywała się pod wokalistę.
Rzuciłam telefon i zaczęłam prowadzić interesującą rozmowę o koniach z Kingą. Musiałam się jej pochwalić, że właśnie zaliczyłam swoją 10 glebę z Fuksa. Po pół godzinie zauważyłam, że TT przyszła nowa wiadomość. Zerknęłam. Znowu od Jareda, a raczej tego, kto się pod niego podszywał. Weszłam na nią i moim oczom ukazała się piękna dupa w odbiciu w lustrze. I nie tylko dupa tam była, była pokazana cała postać, czyli tam, gdzie jest głowa, spoglądała na mnie twarz Jareda. Zaśmiałam się, aczkolwiek pod tym śmiechem było przerażenie. Zdjęcie nie wyglądało jak photoshop, zostało wysłane z oficjalnego konta Jareda… Telefon znowu zadzwonił.
-I jak, teraz wiesz, że ja to ja? – zanucił Jared.

***
Tak właśnie zaczęła się znajomość, która trwała już kilka miesięcy. Czasem nasze rozmowy trwały po kilka godzin dziennie. Ale nie podejrzewałam, ze ten człowiek jest w stanie do mnie przylecieć! Z głośników poleciał głos, że lot Jareda jest już na pasie startowym. Wyjęłam szybko kartkę i marker, na którym napisałam „JARED, TY CZUBIE, ZABIJĘ CIĘ”. Ustawiłam się razem z grupką innych ludzi, którzy oczekiwali na przyjście pasażerów. Kilka też miało tabliczki, widać, że nie tylko ja spotkam kogoś na własne oczy pierwszy raz. Pojawili się. Nie powiem, lekko się denerwowałam, aczkolwiek nie żeby to były jakieś wielkie emocje, które towarzyszą zwykle przy takich spotkaniach. I oto pojawił się mój problem: krótkie brązowe włosy w nieładzie, lekki zarost, skórzane spodnie, luźna koszulka z jakimś mozaicznym nadrukiem. Na stopach trampki, które zupełnie nie pasowały do jego ubioru. Oczy zasłaniały ogromne czarne okulary, charakterystyczny znak Dziada. Miał sporą walizkę na kółkach. Pierwsze wrażenie? Natychmiast trzeba dać mu tłuste żarcie, bo człowiek ledwo stał na nogach, w każdym razie sprawiał wrażenie, jakby miał go zaraz wiatr go zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Zauważył moją kartkę, walnął banana na twarzy i ruszył ku mnie dziarskim krokiem. O dziwo, stąpał pewnie po podłożu.
-To wreszcie Cię widzę! Jakoś nie wyglądasz na dziewczynę z problemami – wymruczał.
-Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i zdołałam sobie jakoś życie ułożyć… A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? – zaśmiałam się.
-Szczerze? Tak. Za dużo fanów na koncertów tej subkultury – dołączył się do mojego śmiechu.
Spojrzałam na niego z politowaniem. To, że ktoś ma problemy, od razu znaczy, że jest emo? Miło, po prostu miło. Od razu humor mi się pogorszył. Po co ja tu przyjechałam?!
-To gdzie Cię zawieźć, do Andelsa? – już nie miałam ochoty na rozmowę o subkulturach.
-Widzisz, jest taka sprawa, o której zapomniałem Ci powiedzieć… Ostatnio dotkliwie pobiłem dyrektora Andelsa i ten zapowiedział, że jak wrócę tam, to mnie za kratki wsadzi, bo ma wszystko nagrane – uśmiechnął się szelmowsko.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Dziada z niedowierzaniem. Wiedziałam, że był skłonny do wielu czynów, ale nie pobicie, i na dodatek dyrektora hotelu! Nie chciałam znać szczegółów, nie obchodziło mnie to. Jared zaczął mnie coraz bardziej wkurzać. Przecież nie posadzę go w najgorszym hotelu w Łodzi! Myślałam intensywnie, aż, z niechęcią, zaproponowałam mu inne wyjście:
-Słuchaj, to będziesz pomieszkiwał u mnie, przecież Cię nie puszczę do jakiegoś nieznanego hotelu, gdzie może być niewiadomo kto…
-To super! W końcu posmakuje trochę prawdziwego życia! – Jared był wniebowzięty.
To właduj się do auta, bo jestem śpiąca – mruknęłam, po czym, nie czekając na towarzysza, wyszłam na parking w nadziei, że mnie zgubi w tym tłumie i będzie musiał wrócić do domu. Niestety, dzielnie dotrzymywał mi kroku. Niby coś tam plótł, ale jakoś nie miałam ochoty go słuchać uważnie. Gadał o tym, że się w końcu poznamy, bla bla bla, pozna życie normalnych ludzi, bla bla bla, nikt go nie będzie zaczepiać na ulicy, bla bla bla. W końcu doszliśmy przed hondę. Otworzyłam bagażnik.
-Wrzuć tu swoje manaty.
Jared to zrobił, po czym usiadł obok mnie w aucie.
-Wow, skąd masz takie autko? – gwizdnął z lekkim podziwem.
-Ojciec mi kupił 3 miesiące temu, bo nie ma na co kasy wydawać. Kupił, więc jeżdżę, jakoś nie interesuje mnie, czym jeżdżę, byleby szybko dojechał do celu.
-Toż to najnowszy model hondy, który nie miał jeszcze premiery! Podobno tylko 10 osób na świecie go ma aktualnie! Takie cacko musiało kosztować co najmniej z kilka milionów dolarów!
Wiedziałam, że ojciec coś odwalił, bo jak wręczał mi kluczyki, był uśmiechnięty od ucha do ucha i nie chciał mi powiedzieć, za ile go kupił. A przecież mu mówiłam, że chcę zwykłe auto! To by tłumaczyło, dlaczego tyle ludzi otwierało szeroko usta, kiedy przejeżdżałam. Ja tam na samochodach się nie znałam i nie chciałam znać, nie obchodziło mnie to. Z kolei nie wiedziałam, że Dziadu lubi samochody. No tak, w końcu był facetem, pewno również lubi oglądać piłki nożne i chodzić na rybki. Dziadu i rybki? Zaśmiałam się w duchu. Sięgnęłam ręką do odtwarzacza i puściłam następna płytę, jaka była w odtwarzaczu. Slayer. Świetnie. Zrobiłam głośniej, aby Jared nie był w stanie jej przekrzyczeć. Wkurzył mnie swoim przylotem, aczkolwiek chciałam już go kiedyś poznać… Szkoda tylko, że wybrał najmniej odpowiedni termin, gdyż za 2 miesiące miałam mieć maturę, do której przygotowywałam się od dawna, a jutro będę musiała opuścić test z biologii, który tak naprawdę był próbną maturą na poziomie rozszerzonym. No chyba że zostawię Dziada w domu i pojadę na sam test. Musiałam to jeszcze przemyśleć.
Zerknęłam na Jareda. Ten wyglądał przez okno i obserwował mijane okolice. Doprawdy, miał ciekawe widoki… Bloki, samochody, bloki, bloki, bloki. Podziwiałam, że go to interesowało. Na szczęście nie palił się do rozmowy, co mnie niezmiernie radowało. Byłam ciekawa, co czuje ten człowiek w chwili obecnej. Czy jego bycie nie było czasem maską, pod którą krył się zupełnie inny człowiek? Przyszłość miała pokazać, jak będzie naprawdę.
Po godzinie byliśmy już przed moim domem. Na szczęście nie musiałam się go wstydzić przed tak bogatym człowiekiem. Dom miał 250 metrów kwadratowych, ogromna piwnicę, parter, 2 piętra. Budynek był pomalowany na beżowy kolor, tym razem mama wybierała farbę. Przedtem był jasnozielony, morelowy, szary, biały, a dzięki mojej siostrze przez 2 tygodnie był oczojebny róż. Na szczęście przeprowadziliśmy domową naradę i wspólnie postanowiliśmy, iż kolor, który wybierze moja siostra, będzie rozpatrywany przez rodziców. Jak dotąd moje propozycje trzymały się najdłużej: zielony był z rok, szary półtora. Pozostałe nie miały szczęścia, kilka miesięcy tylko trwały. Zatrzymałam auto.
-Tutaj mieszkasz? – znowu wyczuwało się podziw w głosie Jareda. A co myślał, że ja biedna jestem? Kolejne ocenianie ludzi na podstawie stereotypów. Jeśli miałabym tak samo oceniać ludzi, w ogóle nie powinnam była ot tak normalnie rozmawiać z Dziadem, lecz wołać wszystkie FG z Polski, media, flesze i Bóg wie co jeszcze, pewno panienki tańczące hula w hawajskich strojach.
-Tak, tutaj, witaj w moich skromnych progach. Chodź, weźmiesz rzeczy i wejdziemy do środka.
Dziadu pochwycił torbę w swoje łapska i weszliśmy dużymi drzwiami do przedpokoju. Pomieszczenie było długie, szerokie. Przy drzwiach stała dębowa szafa, w której chowaliśmy odzienie. Obok szafy stała mniejsza, na buty. Na środku były schody, które prowadziły na wyższe koordynacje budynku. Czerwony dywan ciągnął się od schodów do końca korytarza, wcześniej były dębowe panele. Ściany były pomalowane na beżowo, gdzieniegdzie wisiały na niej duże obrazy. Z boku, naprzeciwko szaf, był wieszak dla gości, którzy wieszali tam swoje odzienie, kiedy przychodzili do nas na wizytę. Z sufitu zwisały piękne żyrandole, za które mama zapłaciła ponad 10 tysięcy złotych.
-Jestem! – krzyknęłam, chcąc poinformować mamę, że dotarłam. – I mamy gościa!
-Już idę zobaczyć Twojego gościa! – zawołała mama z salonu.
Kiedy mama się zbierała (bo wiedziała, że gościem jest Jared; malowała usta, poprawiała włosy i wygładza sukienkę przed lustrem), Dziad grzecznie zdjął buty i wyjął z torby swoje słynne kapcie z francuskiej serii, które włożył na nogi. Sięgnął ręką do włosów i jeszcze bardziej je potargał. Zaczynał mnie irytować ten gest. Mam nadzieję, że nie będę musiała Jareda zbyt długo gościć w swoich progach. W końcu mama wyszła nam na spotkanie.

________________________________________

No to tyle w pierwszej części. Pojawiła się trochę szybko od prologu, więc druga dopiero za dwa tygodnie najwcześniej.. Wiadomo, szkoła, w związku z czym nie mam czasu na siedzenie przed komputerem i pisanie opowiadań. (: Mam nadzieję, że się spodoba. ; )

4 komentarze:

  1. ja nie chcę czekać 2 tygodnie na kolejny zajebisty rozdział :'<
    masz innego bloga ? ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. strasznie fajny rozdział! serio, bardzo mi się podoba :D oczywiście, będę wbijać częściej, dobrze, że dałaś mi link do tego bloga. bardzo fajnie piszesz, tylko jedno mam pytanie. Jared i Maja rozmawiają po polsku, angielsku, chińsku, hiszpańsku, francusku czy rosyjsku? bo w sumie już nie wiem, nie jest uwzględnione czy Jared umie Polski, czy Maja nawija genialnie po angielsku :D ale ogółem bardzo mi się podoba. :) zapraszam też do siebie, liczę na obserwację ;) http://oknozadomem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared i Maja nawijają po angielsku perfekcyjnie. ; ) Na pewno do Ciebie wpadnę. (:

      Usuń