Odebrałam telefon.
-Halo? – mruknęłam do słuchawki,
gdyż nie miałam ochoty na rozmowę, ponieważ nazajutrz miałam klasówkę z
biologii i nie byłam zadowolona z faktu, iż ktoś mi przeszkadza.
-Cześć, przeszkadzam Ci? –
zaszczebiotał znany mi głos, którego czasami miałam dość.
-Kurwa, Jared, uczę się biologii.
Przecież wiesz, że mam jutro klasówkę! – znowu musiał mi przeszkodzić w nauce.
-Słuchaj, za 2 godziny będę w
Łodzi, przyjedziesz po mnie? – zaśmiał się cicho.
Co?! Temu to już naprawdę
porządnie odbiło! Podczas kiedy ja mam jutro klasówkę, na której mi zależy, a
ten człowiek wie o tym, musiał zrobić mi na złość! Byłam święcie przekonana, że
innego powodu nie ma. Rozłączyłam się i niechętnie podniosłam się z kanapy.
Wiedziałam, że dzisiaj już nie tknę książki. Trudno, albo nie pójdę jutro do
szkoły, albo będę poprawiać. Wybrałam pierwszą opcję, trzeba w końcu pogadać
trochę z Jaredem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła
18. Czyli przed 20 muszę być na lotnisku. Wzięłam czarną skórzaną kurtkę, która
wisiała na moim krześle, i ruszyłam do przedpokoju.
-A biologia? – mama wychyliła się
z kuchni.
-Widzisz, Dziad do nas
przylatuje, a wiesz, jak to jest z sławami.. Zaliczę, nie martw się, jutro
sobie odpuszczę szkołę.
Mama pokręciła głową i wróciła do
zmywania naczyń. Założyłam czerwone Converse, porwałam kluczyki od srebrnej
hondy i ze spuszczoną głową skierowałam się ku drzwi, pod którymi siedział nasz
pies, i, jak otworzyłam drzwi, wskoczył niczym błyskawica do domu i zaczął jak
Jared po scenie latać po domu. Szybko wyszłam z korytarza, aby nie spotkać
nikogo znajomego, i wsiadłam do auta. Zapaliłam i od razu włączyła się 2 płyta
Marsów, moja ulubiona, ale jako że nie miałam ochoty słuchać wycia Jareda,
przełączyłam szybko na Linkin Park. Z głośników poleciało „In the End”.
W towarzystwie Linkinów
dojechałam na lotnisko po 19:30. Zaparkowałam pod budynkiem, zgasiłam auto i
weszłam do hali. Zadzwonił telefon. Tym razem spojrzałam na ekran. Jared.
-Czego znowu? – tak, dla Jareda
zawsze byłam miła, zwłaszcza wtedy, kiedy odsuwał mnie od planów, co ostatnio
zdarzało mu się bardzo często.
-Za 15 minut będę!
-Fajnie. Może byś mi powiedział,
skąd lecisz?
-To nie wiesz? Przecież Ci
mówiłem 3 dni temu, gdzie jestem! – w jego głosie było zdziwienie.
-No kurwa, jełopie, nie jestem
twoim FG, aby pamiętać, gdzie się szwendasz! Mam ważniejsze rzeczy na głowie..
– myślami nadal byłam przy swoim ciepłym kąciku z biologią w jednej ręce, z
gorącą herbatką w drugiej. Oj, Bóg wielu nastolatek będzie miał piekło..
-Z Londynu lecę!
-Oke, idę oblekać. – i znowu od
razu się rozłączyłam, nie miałam ochoty dalej z nim szczebiotać.
Spojrzałam na tablicę przylotów.
Faktycznie, jego lot miał być za 15 minut. Usiadłam na krześle i zaczęłam sobie
przypominać, jak po raz pierwszy z nim rozmawiałam.
***
Pewnego chłodnego ranka, rok
temu, zrozpaczona kolejnym niepowodzeniem w swoim życiu, postanowiłam maznąć
list na kartce papieru do Jareda. Rozpisałam się na kilka stron, nad kartkami
męczyłam się z 3 dni, ale było tam opisane moje życie, te najgorsze sceny
zwłaszcza. Kiedy już się nawypociłam, przeskanowałam do komputera i wysłałam
Jaredowi w prywatnej wiadomości na TT, bez żadnego oczekiwania, że to odbierze,
ba, że będzie mu się chciało to pisać. Mimo to byłam usatysfakcjonowana, że
zdołałam przelać swoje żale na kartkę, i dzięki temu zrobiło mi się lżej na
duszy. Włączyłam od razu komputer i poszłam spać.
Po paru dniach, w weekend,
znalazłam w końcu czas, aby wejść na TT. Weszłam na stronę startową, i byłam w
szoku. Od mojej ostatniej wizyty przybyło mi 200 followersów! Zszokowana nie
wiedziałam, o co chodzi, więc szybko napisałam do pierwszej osoby, która dodała
tweeta przed moim wejściem, z zapytaniem, czy może wie, dlaczego tyle ludzi
mnie followuje. Odpowiedź nadeszła po 15 sekundach, a w niej było napisane, że
Jared wstawił moje listy w swoim tweecie! Miałam ochotę rozszarpać człowieka na
strzępy. Jak śmiał moje osobiste zwierzenia umieścić publicznie?! Zauważyłam,
że mam prywatna wiadomość, więc szybko tam weszłam, podejrzewając, że będzie tam
sprawca całego zamieszania. Nie pomyliłam się. Jared napisał, abym się nie
złościła na niego, i że mi współczuje. A na końcu był jakiś numer. Komórkowy,
jak zaczaiłam. Po cholerę Dziadu daje mi numer do psychologa? Bo byłam
przekonana, że do niego podał ten numer. Przecież jestem zdrowa na umyśle! Mimo
to wykręciłam numer.
-Halo? – odezwał się zaspany
głos. Skądś go znałam, ale nie miałam czasu, aby się zastanowić, do kogo on
może należeć.
-Dzień dobry, jestem Maja i nie
mam żadnych problemów, nie popadłam w depresję, nie tnę się, żyję, nie biorę
narkotyków, nie biję nikogo, nie wrzeszczę i nie przeklinam. – warknęłam.
-O, Maja, miło Cię słyszeć!
Wiedziałem, że do mnie zadzwonisz! Tu Jared – zaszczebiotał.
Co? Rozmawiałam z Jaredem? Z tym
Jaredem? Haha, jakoś w to nie uwierzyłam.
-Jasne, bo Ci uwierzę. A ja
jestem Kurt Cobain i właśnie pukam do Twoich drzwi – powiedziałam z ironią.
-Już się zdradziłaś ze swoim
imieniem. Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
-Wyślij mi na TT zdjęcie swojej
dupy – rozłączyłam się od razu, śmiejąc się. Ciekawe, co teraz zrobi osoba,
która podszywała się pod wokalistę.
Rzuciłam telefon i zaczęłam
prowadzić interesującą rozmowę o koniach z Kingą. Musiałam się jej pochwalić,
że właśnie zaliczyłam swoją 10 glebę z Fuksa. Po pół godzinie zauważyłam, że TT
przyszła nowa wiadomość. Zerknęłam. Znowu od Jareda, a raczej tego, kto się pod
niego podszywał. Weszłam na nią i moim oczom ukazała się piękna dupa w odbiciu
w lustrze. I nie tylko dupa tam była, była pokazana cała postać, czyli tam, gdzie
jest głowa, spoglądała na mnie twarz Jareda. Zaśmiałam się, aczkolwiek pod tym
śmiechem było przerażenie. Zdjęcie nie wyglądało jak photoshop, zostało wysłane
z oficjalnego konta Jareda… Telefon znowu zadzwonił.
-I jak, teraz wiesz, że ja to ja?
– zanucił Jared.
***
Tak właśnie zaczęła się
znajomość, która trwała już kilka miesięcy. Czasem nasze rozmowy trwały po
kilka godzin dziennie. Ale nie podejrzewałam, ze ten człowiek jest w stanie do
mnie przylecieć! Z głośników poleciał głos, że lot Jareda jest już na pasie
startowym. Wyjęłam szybko kartkę i marker, na którym napisałam „JARED, TY CZUBIE,
ZABIJĘ CIĘ”. Ustawiłam się razem z grupką innych ludzi, którzy oczekiwali na
przyjście pasażerów. Kilka też miało tabliczki, widać, że nie tylko ja spotkam
kogoś na własne oczy pierwszy raz. Pojawili się. Nie powiem, lekko się
denerwowałam, aczkolwiek nie żeby to były jakieś wielkie emocje, które
towarzyszą zwykle przy takich spotkaniach. I oto pojawił się mój problem:
krótkie brązowe włosy w nieładzie, lekki zarost, skórzane spodnie, luźna
koszulka z jakimś mozaicznym nadrukiem. Na stopach trampki, które zupełnie nie
pasowały do jego ubioru. Oczy zasłaniały ogromne czarne okulary,
charakterystyczny znak Dziada. Miał sporą walizkę na kółkach. Pierwsze
wrażenie? Natychmiast trzeba dać mu tłuste żarcie, bo człowiek ledwo stał na
nogach, w każdym razie sprawiał wrażenie, jakby miał go zaraz wiatr go
zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Zauważył moją kartkę, walnął banana na twarzy i
ruszył ku mnie dziarskim krokiem. O dziwo, stąpał pewnie po podłożu.
-To wreszcie Cię widzę! Jakoś nie
wyglądasz na dziewczynę z problemami – wymruczał.
-Od tamtej pory minęło kilka
miesięcy i zdołałam sobie jakoś życie ułożyć… A coś myślał, że będę cała na
czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? – zaśmiałam się.
-Szczerze? Tak. Za dużo fanów na
koncertów tej subkultury – dołączył się do mojego śmiechu.
Spojrzałam na niego z
politowaniem. To, że ktoś ma problemy, od razu znaczy, że jest emo? Miło, po
prostu miło. Od razu humor mi się pogorszył. Po co ja tu przyjechałam?!
-To gdzie Cię zawieźć, do
Andelsa? – już nie miałam ochoty na rozmowę o subkulturach.
-Widzisz, jest taka sprawa, o
której zapomniałem Ci powiedzieć… Ostatnio dotkliwie pobiłem dyrektora Andelsa
i ten zapowiedział, że jak wrócę tam, to mnie za kratki wsadzi, bo ma wszystko
nagrane – uśmiechnął się szelmowsko.
Zatrzymałam się i spojrzałam na
Dziada z niedowierzaniem. Wiedziałam, że był skłonny do wielu czynów, ale nie
pobicie, i na dodatek dyrektora hotelu! Nie chciałam znać szczegółów, nie
obchodziło mnie to. Jared zaczął mnie coraz bardziej wkurzać. Przecież nie
posadzę go w najgorszym hotelu w Łodzi! Myślałam intensywnie, aż, z niechęcią,
zaproponowałam mu inne wyjście:
-Słuchaj, to będziesz
pomieszkiwał u mnie, przecież Cię nie puszczę do jakiegoś nieznanego hotelu,
gdzie może być niewiadomo kto…
-To super! W końcu posmakuje
trochę prawdziwego życia! – Jared był wniebowzięty.
To właduj się do auta, bo jestem
śpiąca – mruknęłam, po czym, nie czekając na towarzysza, wyszłam na parking w
nadziei, że mnie zgubi w tym tłumie i będzie musiał wrócić do domu. Niestety,
dzielnie dotrzymywał mi kroku. Niby coś tam plótł, ale jakoś nie miałam ochoty
go słuchać uważnie. Gadał o tym, że się w końcu poznamy, bla bla bla, pozna życie
normalnych ludzi, bla bla bla, nikt go nie będzie zaczepiać na ulicy, bla bla
bla. W końcu doszliśmy przed hondę. Otworzyłam bagażnik.
-Wrzuć tu swoje manaty.
Jared to zrobił, po czym usiadł
obok mnie w aucie.
-Wow, skąd masz takie autko? –
gwizdnął z lekkim podziwem.
-Ojciec mi kupił 3 miesiące temu,
bo nie ma na co kasy wydawać. Kupił, więc jeżdżę, jakoś nie interesuje mnie,
czym jeżdżę, byleby szybko dojechał do celu.
-Toż to najnowszy model hondy,
który nie miał jeszcze premiery! Podobno tylko 10 osób na świecie go ma
aktualnie! Takie cacko musiało kosztować co najmniej z kilka milionów dolarów!
Wiedziałam, że ojciec coś
odwalił, bo jak wręczał mi kluczyki, był uśmiechnięty od ucha do ucha i nie
chciał mi powiedzieć, za ile go kupił. A przecież mu mówiłam, że chcę zwykłe
auto! To by tłumaczyło, dlaczego tyle ludzi otwierało szeroko usta, kiedy
przejeżdżałam. Ja tam na samochodach się nie znałam i nie chciałam znać, nie
obchodziło mnie to. Z kolei nie wiedziałam, że Dziadu lubi samochody. No tak, w
końcu był facetem, pewno również lubi oglądać piłki nożne i chodzić na rybki.
Dziadu i rybki? Zaśmiałam się w duchu. Sięgnęłam ręką do odtwarzacza i puściłam
następna płytę, jaka była w odtwarzaczu. Slayer. Świetnie. Zrobiłam głośniej,
aby Jared nie był w stanie jej przekrzyczeć. Wkurzył mnie swoim przylotem,
aczkolwiek chciałam już go kiedyś poznać… Szkoda tylko, że wybrał najmniej
odpowiedni termin, gdyż za 2 miesiące miałam mieć maturę, do której
przygotowywałam się od dawna, a jutro będę musiała opuścić test z biologii,
który tak naprawdę był próbną maturą na poziomie rozszerzonym. No chyba że
zostawię Dziada w domu i pojadę na sam test. Musiałam to jeszcze przemyśleć.
Zerknęłam na Jareda. Ten wyglądał
przez okno i obserwował mijane okolice. Doprawdy, miał ciekawe widoki… Bloki,
samochody, bloki, bloki, bloki. Podziwiałam, że go to interesowało. Na
szczęście nie palił się do rozmowy, co mnie niezmiernie radowało. Byłam
ciekawa, co czuje ten człowiek w chwili obecnej. Czy jego bycie nie było czasem
maską, pod którą krył się zupełnie inny człowiek? Przyszłość miała pokazać, jak
będzie naprawdę.
Po godzinie byliśmy już przed
moim domem. Na szczęście nie musiałam się go wstydzić przed tak bogatym
człowiekiem. Dom miał 250 metrów
kwadratowych , ogromna piwnicę, parter, 2 piętra. Budynek
był pomalowany na beżowy kolor, tym razem mama wybierała farbę. Przedtem był
jasnozielony, morelowy, szary, biały, a dzięki mojej siostrze przez 2 tygodnie
był oczojebny róż. Na szczęście przeprowadziliśmy domową naradę i wspólnie postanowiliśmy,
iż kolor, który wybierze moja siostra, będzie rozpatrywany przez rodziców. Jak
dotąd moje propozycje trzymały się najdłużej: zielony był z rok, szary półtora.
Pozostałe nie miały szczęścia, kilka miesięcy tylko trwały. Zatrzymałam auto.
-Tutaj mieszkasz? – znowu
wyczuwało się podziw w głosie Jareda. A co myślał, że ja biedna jestem? Kolejne
ocenianie ludzi na podstawie stereotypów. Jeśli miałabym tak samo oceniać
ludzi, w ogóle nie powinnam była ot tak normalnie rozmawiać z Dziadem, lecz wołać
wszystkie FG z Polski, media, flesze i Bóg wie co jeszcze, pewno panienki
tańczące hula w hawajskich strojach.
-Tak, tutaj, witaj w moich
skromnych progach. Chodź, weźmiesz rzeczy i wejdziemy do środka.
Dziadu pochwycił torbę w swoje
łapska i weszliśmy dużymi drzwiami do przedpokoju. Pomieszczenie było długie,
szerokie. Przy drzwiach stała dębowa szafa, w której chowaliśmy odzienie. Obok
szafy stała mniejsza, na buty. Na środku były schody, które prowadziły na
wyższe koordynacje budynku. Czerwony dywan ciągnął się od schodów do końca
korytarza, wcześniej były dębowe panele. Ściany były pomalowane na beżowo,
gdzieniegdzie wisiały na niej duże obrazy. Z boku, naprzeciwko szaf, był
wieszak dla gości, którzy wieszali tam swoje odzienie, kiedy przychodzili do nas
na wizytę. Z sufitu zwisały piękne żyrandole, za które mama zapłaciła ponad 10
tysięcy złotych.
-Jestem! – krzyknęłam, chcąc
poinformować mamę, że dotarłam. – I mamy gościa!
-Już idę zobaczyć Twojego gościa!
– zawołała mama z salonu.
Kiedy mama się zbierała (bo wiedziała, że gościem jest Jared; malowała
usta, poprawiała włosy i wygładza sukienkę przed lustrem), Dziad grzecznie
zdjął buty i wyjął z torby swoje słynne kapcie z francuskiej serii, które
włożył na nogi. Sięgnął ręką do włosów i jeszcze bardziej je potargał. Zaczynał
mnie irytować ten gest. Mam nadzieję, że nie będę musiała Jareda zbyt długo gościć w swoich progach. W końcu mama wyszła nam na spotkanie.
________________________________________
No to tyle w pierwszej części. Pojawiła się trochę szybko od prologu, więc druga dopiero za dwa tygodnie najwcześniej.. Wiadomo, szkoła, w związku z czym nie mam czasu na siedzenie przed komputerem i pisanie opowiadań. (: Mam nadzieję, że się spodoba. ; )
ja nie chcę czekać 2 tygodnie na kolejny zajebisty rozdział :'<
OdpowiedzUsuńmasz innego bloga ? ^^
strasznie fajny rozdział! serio, bardzo mi się podoba :D oczywiście, będę wbijać częściej, dobrze, że dałaś mi link do tego bloga. bardzo fajnie piszesz, tylko jedno mam pytanie. Jared i Maja rozmawiają po polsku, angielsku, chińsku, hiszpańsku, francusku czy rosyjsku? bo w sumie już nie wiem, nie jest uwzględnione czy Jared umie Polski, czy Maja nawija genialnie po angielsku :D ale ogółem bardzo mi się podoba. :) zapraszam też do siebie, liczę na obserwację ;) http://oknozadomem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJared i Maja nawijają po angielsku perfekcyjnie. ; ) Na pewno do Ciebie wpadnę. (:
UsuńNo no no, podoba mi się :3
OdpowiedzUsuń