czwartek, 3 stycznia 2013

6. - "– To dajcie L490 przedostatnie, bo chciałabym usłyszeć dodatkowa piosenkę. Jestem ciekawa, jak on chce to zrobić, wybrać tą piosenkę, która będzie się wszystkim podobała… "


-Nie ma sprawy, trzeba było tak od razu – powiedział lekko zdziwiony Jared i podszedł do mnie, aby pomóc zdrapywać mi te głupie naklejki. Shannon i Tomo, nic nie mówiąc, dołączyli do nas.
-Jestem Maja, to ja Was będę gościć. Nie martwcie się, nie rzucam się na każdego poznanego faceta – lekko się uśmiechnęłam. Tomo i Shannon spojrzeli na siebie, a na ich twarzy widziałam lekkie niedowierzanie przemieszane z widoczną ulgą. Chyba ktoś tu mnie wziął za psychopatkę. Zaśmiałam się pod nosem, gdyż wszyscy mi mówili, że jestem za spokojna jak na swój wiek. Ostatnio nawet mama chciała mnie posłać do psychologa, gdyż uważała za chorobę mój wieczny spokój. Nikt jeszcze nie poznał tej mojej dzikiej natury, której nie okazywałam z powodu oczywistych – nie było okazji. Moim najgorszym przestępstwem wśród znajomych było przeklinanie, co uważało się za rzecz naturalna i codzienną, gdyż w klasie wszyscy używali wulgaryzmów. Swoją energię wyładowywałam na jazdach konnych. Za domem miałam, po przejściu 200 metrów, rodzinną stajnię. Tata zajmował się hodowlą arabów czystej krwi, które schodziły czasami po miliony złotych, gdyż miały stare i doskonałe korzenie. Na swoje 16-te urodziny rodziciel podarował mi jedną z najlepszych klaczy w stajni – kasztanowatą, 5-letnią już Gwiazdkę. Klaczkę ujeździłam sama 2 lata temu i była naprawdę niesamowitym wierzchowcem. Razem startowałyśmy w zawodach skokowych i ujeżdżeniowych. Miałyśmy już kilka sukcesów za sobą. Chciałam ją wkrótce zaźrebić jednym z ogierów ojca i sprzedać źrebaka za kilkadziesiąt tysięcy zł.
W końcu, po 15 minutach, dzięki dodatkowej pomocy Rippley’a, pojazd był całkowicie oczyszczony od Marsów. Odetchnęłam z ulgą, bo nikt nie przechodził przez drogę, kiedy ‘rozbieraliśmy’ samochód.
-I jak próba? Gotowi na show? – spytałam się.
-Jak zawsze – odpowiedział Jared, który starł się to beztrosko powiedzieć, jednak można było wyczuć wielkie zdenerwowanie w jego głosie. Spojrzałam po reszcie. W ich oczach malowała się trema. Tylko Rippley beztrosko przemieszczał się miedzy ramionami Shannona a Jareda. Spojrzałam na zegarek. Trzeba było już jechać.
-Spakujcie swój sprzęt, ja lecę do mamy poinformować ją, że ma nowy zawód – zażartowałam, chcąc rozluźnić sztywną atmosferę, jaka u nas zapanowała.
Chłopaki pędem pobiegli na górę, ja skierowałam się do salonu, gdzie była mama i uprawiała aerobik przed telewizorem.
-Cześć mamo, mam prośbę.
-Już się zgadzam, słyszałam Twoje krzyki – mama, jak mnie zobaczyła, szybko się przeżegnała. No tak, pewno jej chodziło o moją agresję wobec kierowcy… Czasami ciężko niektórym zaakceptować nowe zmiany, jakie zachodzą w drugim człowieku. Moje nowe pomysły bądź nowy sposób bycia rzadko ktoś akceptował, dlatego nie miałam tak wielu znajomych. Żyje się tylko raz, dlatego chciałam spróbować wszystkich wcieleń po kolei. A że ludzie nie są skorzy do zmian… Cóż, ich problem, nauczyłam się żyć, że większość ode mnie odchodzi po kolejnej zmianie.
-To dobrze, i się nie przejmuj tamtym, koleś sobie zasłużył – mruknęłam i poszłam na górę, aby się przebrać.
Chłopaki byli na górze i się kłócili.
-Jared, chyba ochujałeś, musi być CTTE! – wrzeszczał Tomo.
-Ale ja Wam mówię, że mam złe wspomnienia i nie potrafię tego zaśpiewać! – odparł wokalista.
-W dupie to mam! Dzięki tej piosence zyskaliśmy rozgłos! Musi to być! – Shannon też był razem z Tomo.
-Ale ja nie wydukam z siebie ani słowa! Nie pamiętam tekstu! – bronił się dalej.
-Jeszcze 2 miesiące temu darłeś się pod prysznicem… - mruknął starszy Leto.
-Ale to było dwa miesiące temu.. Chłopaki, zrozumcie, nie potrafię… Damy na to K+Q i jakąś dodatkową piosenkę, popytamy się wśród publiki, co chcą usłyszeć…. Wybaczcie – rzucił i wyszedł z pokoju, dlatego wleciał prosto na mnie, bo stałam jak wmurowana naprzeciwko pokoju Jareda, nie wierząc, że taka kłótnia jest o CTTE.
-Słyszałaś wszystko? – spytał się młodszy Leto.
-Ciężko was nie słyszeć… Musisz mi kiedyś o tym powiedzieć, nie ma bata – zdecydowałam.
-Nie jestem w stanie o tym rozmawiać, jeszcze nie teraz. Zbyt świeża rana, którą boję się rozdrapać. – westchnął i zszedł na dół. Ja tymczasem wleciałam do pokoju Jareda, gdzie Shannon i Tomo w milczeniu pakowali sprzęt. Nie patrzyli się na siebie.
-Chłopaki, głowa do góry, za kilka godzin wystąpicie na scenie, nie możecie się tak zachowywać! – rzuciłam.
-Tylko że CTTE to piosenka, nad którą najdłużej pracowaliśmy, i obiecaliśmy sobie, że będziemy ją grać za każdym razem, kiedy tylko nadarzy się taka okazja… - powiedział Shannon. – A teraz przez mojego głupiego brata mamy złamać naszą wspólną obietnicę… Ciężko nam to będzie.
-A może, jak Jared zejdzie ze sceny, kiedy Ty będziesz grał z Tomo L490, nagle przerwiecie i zaczniecie grać CTTE, a my, jako publika dołączymy..? Jared nie będzie publicznie więc nic się nie stanie, nikt go nie zobaczy – wpadłam na pomysł, który wydawał mi się nawet dobry.
-Nawet niegłupie… Shannon, wchodzisz w to?
-Jasne! W końcu trzeba się jakoś odegrać na moim braciszku za to, że mnie upijał przed każdym koncertem.
To dlatego Shannon zbierał same negatywne opinie na M&G, bo młodszy brat go upijał na trupa, że, biedny, nic nie pamiętał z koncertów ani z popełnionych czynów? Czyżby obudziła się w nim nutka zazdrości, że to starszy brat może zebrać rzesze fanek aniżeli on? Nie, to wdawałoby się zbyt egoistyczne, nawet na takiego człowieka jak Jared Leto.
-Pilnuj się dzisiaj, nie daj się upić – puściłam oczko Shannonowi. – To dajcie L490 przedostatnie, bo chciałabym usłyszeć dodatkowa piosenkę. Jestem ciekawa, jak on chce to zrobić, wybrać tą piosenkę, która będzie się wszystkim podobała… Dobra, wy się pakujcie, ja idę się wyszykować – rzuciłam i wyszłam z pokoju, aby przejść do swojego.
Przebrałam się w ciuchy, które na mnie czekały na krześle, i ruszyłam na dół, do przedpokoju. Na dole spotkałam Jareda, który siedział na szafce z butami. Był zły, co było widać dzięki charakterystycznej żyłki pod lewym okiem, która pulsowała mu, kiedy się złościł bądź wykonywał duży wysiłek. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.
-Jared, wyluzuj, chyba nie chcecie źle wypaść na koncercie, pomyśl o swoich fanach, o Echelonie, który zawsze w Ciebie wierzy – starałam się go jakoś udobruchać. Zrobiło mi się go żal. Zaczynałam pomału żałować, że kazałam chłopakom zagrać CTTE, ale cóż, już nie odwołam tego. – Pomyśl, że za kilka godzin przywitasz się ze swoją rodziną. Będzie dobrze.
Jare popatrzył się na mnie.
-Dzięki, że jesteś, zawsze mi pomagasz wyjść z ciężkiej sytuacji, nawet o tym nie wiedząc. – powiedziawszy to uścisnął mnie mocno w podzięce, po czym wybiegł z domu.
Idąc do mamy spróbowałam sobie przypomnieć, co się działo niecałe 2 miesiące temu… Przypomniało mi się, że pewnej nocy Jared zadzwonił do mnie o 3, oczywiście u niego było popołudnie, i wtedy żeśmy gadali kilka godzin. Szczęście, że była to noc z piątku na sobotę. O czym była rozmowa… Mhm, wydaje mi się, że raz Jared przebąknął coś o tym, ze mu jest bardzo ciężko, ale nie jestem pewna, przecież było tak późno że nie pamiętam, o czym dokładnie rozmawialiśmy… Miałam nadzieję, że wkrótce będę wiedziała, co się wtedy stało. Na razie jednak miałam inne plany na głowie. Weszłam do mamy i poinformowałam ją, że za 5 minut jedziemy.
-Nie ma sprawy, tylko szybko zrobię Wam jakieś kanapki. Mówisz, że ile Was jest?
-Sześciu. I weź jeszcze kilka bananów dla małpki, Rippley’a.
Mama nic nie powiedziała tylko poszła szybko robić kanapki. Ja tymczasem wróciłam do holu, gdzie chłopaki już znosili swój sprzęt.
-Auto otwarte, możecie już wnosić swoje instrumenty. Macie jakieś logo ze sobą?
Shannon i Tomo spojrzeli na siebie bezradnie. No tak, pewno nic nie wzięli, lecz przyjechali na gotowca.
-Dobra, znosicie ten sprzęt i powiedzcie Jaredowi, jak na niego wpadniecie, aby wbił do mojego pokoju. Musi zdecydować, co dokładnie zrobić.
Pobiegłam na górę i poszłam do swojego schowka. W środku, przy ścianie, stało spore kartonowe pudło, które chwyciłam w ręce i wyniosłam do pokoju. Na szczęście nie było takie ciężkie. Położyłam pudełko na środku pokoju. Kiedy je podłożyłam, do pokoju wbiegł Jared.
-O co chodzi?
-Słyszałam, że nie macie ze sobą żadnego logo, symbolu czy czegokolwiek. Dlatego Cię zawołałam, abyś wybrał sobie cos z tego pudełka – wyrzuciłam zawartość kartonu na podłogę.
Było tam 5 wielkich marsowych flag, kilkanaście tysięcy naklejek, stroje sceniczne wymyślane na różne przebierańce, zloty itp., nierozpakowane glowsticki, farbki neonowe, maski Pierrota i dużo innych marsowych rzeczy – istna skrzynia skarbów. Kiedyś ustaliliśmy, aby w każdym województwie były takie punkty, gdzie przedstawiciel przechowywałby  rzeczy marsowe, aby w razie potrzeby iść do tego przedstawiciela i sobie pożyczyć strój, wziąć kilka naklejek na promo itd. Oczywiście prawie wszystko było moje, niewielkie ilości były znajomych, i to takie rzeczy, które się przydają na promo.
Jared, jak tylko zobaczył zawartość,  nie zdołał nic powiedzieć tylko nieznacznie się uśmiechnął. Zaczął oglądać moje stroje, flagi, naklejki, farbki…
-Bierz, co chcesz, i zmykamy, bo już powinniście być, aby pogadać z dyrektorem o tym wszystkim. – rzuciłam.
Jared wziął ogromną flagę Mithrę oraz moja własnoręcznie robioną: na polskiej fladze namalowałam na białym tle Marsów, zaś na czerwonym było napisane ECHELON, pod spodem glify, a wokół, na całej fladze, jakby ramka, podpisy od ludzi, którzy są Echelonem i ja się z nimi spotkałam. Trzeba powiedzieć, że flaga wyglądała cudownie, i zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy Jared ją wziął. Do tego kilka garści naklejek, farbki oraz glowsticki.
-Dobra, chodźmy na dół, bo mamy mało czasu – powiedziałam i oboje wyszliśmy z pokoju, po czym skierowaliśmy się do busa. Zajęłam miejsce koło mamy, Jared zaś poszedł do tyłu. Spojrzałam na zegarek – dochodziła 16:30, czyli nie byliśmy tak źle z czasem. Odetchnęłam. Mama ruszyła.
-Wzięliśmy wszystko? – Jared jakby zapomniał o tej kłótni. Zerknęłam na niego. Ten cały czas trzymał polska flagę. Shannon i Tomo byli ciekawi, co tam trzyma, ale Jared powiedział im, że zobaczą, po czym zwinął czule flagę i włożył pod podkoszulek. Jakiś tkliwy zrobił się wokalista, nigdy nie przywiązywał takiej wagi do rzeczy materialnych, i to w dodatku nie swoich! Czyżby wydarzenie przed 2-óch miesięcy aż tak na niego wpłynęło?
-Tak, Twoją gitarę też – odpowiedział Shannon, zerkając nieznacznie na mnie. No tak, chodziło mu o CTTE, on też miał już wątpliwości. Kiwnęłam mu głową, że jednak ta piosenka musi być, w końcu Echelon lubił jej energię i życie. Shannon wzruszył ramionami i zaczął z powrotem grać z Tomo w karty.
-A gdzie Braxton i Tim? – dopiero teraz sobie przypomniałam o tych chłopakach, których nie miałam jeszcze okazji poznać. Bo Rippley spał pod kurtką Shannona, co zauważyłam od razu po wejściu do busa.
-Załatwiają pokoje w Andelsie, ale dojadą do nas. W sumie przyjadą, kiedy puścimy im strzałkę – poinformował mnie Tomo.
-Okej, nie ma sprawy. Tylko nie zapomnijcie o tym, bo ja nie jestem w stanie pamiętać o wszystkim. – odwróciłam się i podgłosiłam radio, na którym leciał aktualnie Led Zeppelin „Kashmir”. Była to ulubiona piosenka mojego taty, a że to on mnie wprowadził w świat muzyki rockowej i metalowej, znałam wszystkie piosenki jego ulubionych artystów. Zaczęłam cicho nucić. Jared z tyłu dołączył do mnie. Po chwili usłyszałam Tomo i mamę. Shannon też do nas dołączył, lecz starał się śpiewać cicho, bo nie od dziś było wiadomo, iż perkusista nie miał za grosz talentu wokalnego. Z podniosłym nastrojem dojechaliśmy na miejsce z czasem 16:45.
-Dobra, chłopaki, zostańcie tu, ja idę poszukać jakiegoś dyrektora czy coś, aby Was poprowadził. Wy dzwońcie po chłopaków.
Wysiadłam z pojazdu i poleciałam ku wejściu, nad którym było napisane: „VIP – zagraniczni”. Tak ,to pewno były moje drzwi. Przed wejściem stało 4 ochroniarzy, którzy łypnęli na mnie groźnie. Hm, pewno doszło do wielu przepychanek tutaj, skoro wystawili aż 4 osiłków… Pospiesznie wyjęłam swoja legitymacje i bilet.
-Dobrze, może pani iść dalej. – odpowiedział ten, który mi sprawdził, czy nigdzie nie ma fałszerstwa.
A jak dojść do dyrekcji? Bo wiecie, mam 3-ci zespół w busie i .. ten teges, chciałabym się zapytać dyrektora, jak mają się rozładować, gdzie jechać i tak dalej.
Osiłek na mnie spojrzał, i jak nabrał pewności, że go nie okłamuję, powiedział:
-Chodź za mną, poprowadzę Cię do naszego szefa.
Weszliśmy moimi drzwiami, ale tuż za nimi były drzwi na lewo, którymi weszliśmy do jasnego korytarza, który był biały. Pierwsze skojarzenie – From Yestarday! Trzeba było pokazać ten korytarz Jaredowi, pewno by się ucieszył, że ma namiastkę swojego dzieła, może nieświadomą, ale nie musiał o tym wiedzieć.


***

No to witam w Nowym Roku, za 5 miesięcy mam nadzieję, że zobaczę się z większością w Warszawie. :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz