-Nie ma sprawy, trzeba było tak
od razu – powiedział lekko zdziwiony Jared i podszedł do mnie, aby pomóc
zdrapywać mi te głupie naklejki. Shannon i Tomo, nic nie mówiąc, dołączyli do
nas.
-Jestem Maja, to ja Was będę
gościć. Nie martwcie się, nie rzucam się na każdego poznanego faceta – lekko
się uśmiechnęłam. Tomo i Shannon spojrzeli na siebie, a na ich twarzy widziałam
lekkie niedowierzanie przemieszane z widoczną ulgą. Chyba ktoś tu mnie wziął za
psychopatkę. Zaśmiałam się pod nosem, gdyż wszyscy mi mówili, że jestem za
spokojna jak na swój wiek. Ostatnio nawet mama chciała mnie posłać do
psychologa, gdyż uważała za chorobę mój wieczny spokój. Nikt jeszcze nie poznał
tej mojej dzikiej natury, której nie okazywałam z powodu oczywistych – nie było
okazji. Moim najgorszym przestępstwem wśród znajomych było przeklinanie, co
uważało się za rzecz naturalna i codzienną, gdyż w klasie wszyscy używali
wulgaryzmów. Swoją energię wyładowywałam na jazdach konnych. Za domem miałam,
po przejściu 200 metrów ,
rodzinną stajnię. Tata zajmował się hodowlą arabów czystej krwi, które
schodziły czasami po miliony złotych, gdyż miały stare i doskonałe korzenie. Na
swoje 16-te urodziny rodziciel podarował mi jedną z najlepszych klaczy w stajni
– kasztanowatą, 5-letnią już Gwiazdkę. Klaczkę ujeździłam sama 2 lata temu i
była naprawdę niesamowitym wierzchowcem. Razem startowałyśmy w zawodach
skokowych i ujeżdżeniowych. Miałyśmy już kilka sukcesów za sobą. Chciałam ją
wkrótce zaźrebić jednym z ogierów ojca i sprzedać źrebaka za kilkadziesiąt
tysięcy zł.
W końcu, po 15 minutach, dzięki
dodatkowej pomocy Rippley’a, pojazd był całkowicie oczyszczony od Marsów.
Odetchnęłam z ulgą, bo nikt nie przechodził przez drogę, kiedy ‘rozbieraliśmy’
samochód.
-I jak próba? Gotowi na show? –
spytałam się.
-Jak zawsze – odpowiedział Jared,
który starł się to beztrosko powiedzieć, jednak można było wyczuć wielkie
zdenerwowanie w jego głosie. Spojrzałam po reszcie. W ich oczach malowała się
trema. Tylko Rippley beztrosko przemieszczał się miedzy ramionami Shannona a
Jareda. Spojrzałam na zegarek. Trzeba było już jechać.
-Spakujcie swój sprzęt, ja lecę
do mamy poinformować ją, że ma nowy zawód – zażartowałam, chcąc rozluźnić
sztywną atmosferę, jaka u nas zapanowała.
Chłopaki pędem pobiegli na górę,
ja skierowałam się do salonu, gdzie była mama i uprawiała aerobik przed
telewizorem.
-Cześć mamo, mam prośbę.
-Już się zgadzam, słyszałam Twoje
krzyki – mama, jak mnie zobaczyła, szybko się przeżegnała. No tak, pewno jej
chodziło o moją agresję wobec kierowcy… Czasami ciężko niektórym zaakceptować
nowe zmiany, jakie zachodzą w drugim człowieku. Moje nowe pomysły bądź nowy
sposób bycia rzadko ktoś akceptował, dlatego nie miałam tak wielu znajomych.
Żyje się tylko raz, dlatego chciałam spróbować wszystkich wcieleń po kolei. A
że ludzie nie są skorzy do zmian… Cóż, ich problem, nauczyłam się żyć, że
większość ode mnie odchodzi po kolejnej zmianie.
-To dobrze, i się nie przejmuj
tamtym, koleś sobie zasłużył – mruknęłam i poszłam na górę, aby się przebrać.
Chłopaki byli na górze i się
kłócili.
-Jared, chyba ochujałeś, musi być
CTTE! – wrzeszczał Tomo.
-Ale ja Wam mówię, że mam złe
wspomnienia i nie potrafię tego zaśpiewać! – odparł wokalista.
-W dupie to mam! Dzięki tej
piosence zyskaliśmy rozgłos! Musi to być! – Shannon też był razem z Tomo.
-Ale ja nie wydukam z siebie ani
słowa! Nie pamiętam tekstu! – bronił się dalej.
-Jeszcze 2 miesiące temu darłeś
się pod prysznicem… - mruknął starszy Leto.
-Ale to było dwa miesiące temu..
Chłopaki, zrozumcie, nie potrafię… Damy na to K+Q i jakąś dodatkową piosenkę,
popytamy się wśród publiki, co chcą usłyszeć…. Wybaczcie – rzucił i wyszedł z
pokoju, dlatego wleciał prosto na mnie, bo stałam jak wmurowana naprzeciwko
pokoju Jareda, nie wierząc, że taka kłótnia jest o CTTE.
-Słyszałaś wszystko? – spytał się
młodszy Leto.
-Ciężko was nie słyszeć… Musisz
mi kiedyś o tym powiedzieć, nie ma bata – zdecydowałam.
-Nie jestem w stanie o tym
rozmawiać, jeszcze nie teraz. Zbyt świeża rana, którą boję się rozdrapać. –
westchnął i zszedł na dół. Ja tymczasem wleciałam do pokoju Jareda, gdzie
Shannon i Tomo w milczeniu pakowali sprzęt. Nie patrzyli się na siebie.
-Chłopaki, głowa do góry, za
kilka godzin wystąpicie na scenie, nie możecie się tak zachowywać! – rzuciłam.
-Tylko że CTTE to piosenka, nad
którą najdłużej pracowaliśmy, i obiecaliśmy sobie, że będziemy ją grać za
każdym razem, kiedy tylko nadarzy się taka okazja… - powiedział Shannon. – A
teraz przez mojego głupiego brata mamy złamać naszą wspólną obietnicę… Ciężko
nam to będzie.
-A może, jak Jared zejdzie ze
sceny, kiedy Ty będziesz grał z Tomo L490, nagle przerwiecie i zaczniecie grać
CTTE, a my, jako publika dołączymy..? Jared nie będzie publicznie więc nic się
nie stanie, nikt go nie zobaczy – wpadłam na pomysł, który wydawał mi się nawet
dobry.
-Nawet niegłupie… Shannon,
wchodzisz w to?
-Jasne! W końcu trzeba się jakoś
odegrać na moim braciszku za to, że mnie upijał przed każdym koncertem.
To dlatego Shannon zbierał same
negatywne opinie na M&G, bo młodszy brat go upijał na trupa, że, biedny,
nic nie pamiętał z koncertów ani z popełnionych czynów? Czyżby obudziła się w
nim nutka zazdrości, że to starszy brat może zebrać rzesze fanek aniżeli on?
Nie, to wdawałoby się zbyt egoistyczne, nawet na takiego człowieka jak Jared
Leto.
-Pilnuj się dzisiaj, nie daj się
upić – puściłam oczko Shannonowi. – To dajcie L490 przedostatnie, bo chciałabym
usłyszeć dodatkowa piosenkę. Jestem ciekawa, jak on chce to zrobić, wybrać tą
piosenkę, która będzie się wszystkim podobała… Dobra, wy się pakujcie, ja idę
się wyszykować – rzuciłam i wyszłam z pokoju, aby przejść do swojego.
Przebrałam się w ciuchy, które na
mnie czekały na krześle, i ruszyłam na dół, do przedpokoju. Na dole spotkałam
Jareda, który siedział na szafce z butami. Był zły, co było widać dzięki
charakterystycznej żyłki pod lewym okiem, która pulsowała mu, kiedy się złościł
bądź wykonywał duży wysiłek. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.
-Jared, wyluzuj, chyba nie
chcecie źle wypaść na koncercie, pomyśl o swoich fanach, o Echelonie, który
zawsze w Ciebie wierzy – starałam się go jakoś udobruchać. Zrobiło mi się go
żal. Zaczynałam pomału żałować, że kazałam chłopakom zagrać CTTE, ale cóż, już
nie odwołam tego. – Pomyśl, że za kilka godzin przywitasz się ze swoją rodziną.
Będzie dobrze.
Jare popatrzył się na mnie.
-Dzięki, że jesteś, zawsze mi
pomagasz wyjść z ciężkiej sytuacji, nawet o tym nie wiedząc. – powiedziawszy to
uścisnął mnie mocno w podzięce, po czym wybiegł z domu.
Idąc do mamy spróbowałam sobie
przypomnieć, co się działo niecałe 2 miesiące temu… Przypomniało mi się, że
pewnej nocy Jared zadzwonił do mnie o 3, oczywiście u niego było popołudnie, i
wtedy żeśmy gadali kilka godzin. Szczęście, że była to noc z piątku na sobotę.
O czym była rozmowa… Mhm, wydaje mi się, że raz Jared przebąknął coś o tym, ze
mu jest bardzo ciężko, ale nie jestem pewna, przecież było tak późno że nie
pamiętam, o czym dokładnie rozmawialiśmy… Miałam nadzieję, że wkrótce będę
wiedziała, co się wtedy stało. Na razie jednak miałam inne plany na głowie.
Weszłam do mamy i poinformowałam ją, że za 5 minut jedziemy.
-Nie ma sprawy, tylko szybko
zrobię Wam jakieś kanapki. Mówisz, że ile Was jest?
-Sześciu. I weź jeszcze kilka
bananów dla małpki, Rippley’a.
Mama nic nie powiedziała tylko
poszła szybko robić kanapki. Ja tymczasem wróciłam do holu, gdzie chłopaki już
znosili swój sprzęt.
-Auto otwarte, możecie już wnosić
swoje instrumenty. Macie jakieś logo ze sobą?
Shannon i Tomo spojrzeli na
siebie bezradnie. No tak, pewno nic nie wzięli, lecz przyjechali na gotowca.
-Dobra, znosicie ten sprzęt i powiedzcie
Jaredowi, jak na niego wpadniecie, aby wbił do mojego pokoju. Musi zdecydować,
co dokładnie zrobić.
Pobiegłam na górę i poszłam do
swojego schowka. W środku, przy ścianie, stało spore kartonowe pudło, które
chwyciłam w ręce i wyniosłam do pokoju. Na szczęście nie było takie ciężkie. Położyłam
pudełko na środku pokoju. Kiedy je podłożyłam, do pokoju wbiegł Jared.
-O co chodzi?
-Słyszałam, że nie macie ze sobą
żadnego logo, symbolu czy czegokolwiek. Dlatego Cię zawołałam, abyś wybrał
sobie cos z tego pudełka – wyrzuciłam zawartość kartonu na podłogę.
Było tam 5 wielkich marsowych
flag, kilkanaście tysięcy naklejek, stroje sceniczne wymyślane na różne
przebierańce, zloty itp., nierozpakowane glowsticki, farbki neonowe, maski
Pierrota i dużo innych marsowych rzeczy – istna skrzynia skarbów. Kiedyś
ustaliliśmy, aby w każdym województwie były takie punkty, gdzie przedstawiciel
przechowywałby rzeczy marsowe, aby w
razie potrzeby iść do tego przedstawiciela i sobie pożyczyć strój, wziąć kilka
naklejek na promo itd. Oczywiście prawie wszystko było moje, niewielkie ilości
były znajomych, i to takie rzeczy, które się przydają na promo.
Jared, jak tylko zobaczył
zawartość, nie zdołał nic powiedzieć
tylko nieznacznie się uśmiechnął. Zaczął oglądać moje stroje, flagi, naklejki,
farbki…
-Bierz, co chcesz, i zmykamy, bo
już powinniście być, aby pogadać z dyrektorem o tym wszystkim. – rzuciłam.
Jared wziął ogromną flagę Mithrę
oraz moja własnoręcznie robioną: na polskiej fladze namalowałam na białym tle
Marsów, zaś na czerwonym było napisane ECHELON, pod spodem glify, a wokół, na
całej fladze, jakby ramka, podpisy od ludzi, którzy są Echelonem i ja się z
nimi spotkałam. Trzeba powiedzieć, że flaga wyglądała cudownie, i zrobiło mi
się ciepło na sercu, kiedy Jared ją wziął. Do tego kilka garści naklejek,
farbki oraz glowsticki.
-Dobra, chodźmy na dół, bo mamy
mało czasu – powiedziałam i oboje wyszliśmy z pokoju, po czym skierowaliśmy się
do busa. Zajęłam miejsce koło mamy, Jared zaś poszedł do tyłu. Spojrzałam na
zegarek – dochodziła 16:30, czyli nie byliśmy tak źle z czasem. Odetchnęłam.
Mama ruszyła.
-Wzięliśmy wszystko? – Jared
jakby zapomniał o tej kłótni. Zerknęłam na niego. Ten cały czas trzymał polska
flagę. Shannon i Tomo byli ciekawi, co tam trzyma, ale Jared powiedział im, że
zobaczą, po czym zwinął czule flagę i włożył pod podkoszulek. Jakiś tkliwy
zrobił się wokalista, nigdy nie przywiązywał takiej wagi do rzeczy
materialnych, i to w dodatku nie swoich! Czyżby wydarzenie przed 2-óch miesięcy
aż tak na niego wpłynęło?
-Tak, Twoją gitarę też –
odpowiedział Shannon, zerkając nieznacznie na mnie. No tak, chodziło mu o CTTE,
on też miał już wątpliwości. Kiwnęłam mu głową, że jednak ta piosenka musi być,
w końcu Echelon lubił jej energię i życie. Shannon wzruszył ramionami i zaczął
z powrotem grać z Tomo w karty.
-A gdzie Braxton i Tim? – dopiero
teraz sobie przypomniałam o tych chłopakach, których nie miałam jeszcze okazji
poznać. Bo Rippley spał pod kurtką Shannona, co zauważyłam od razu po wejściu
do busa.
-Załatwiają pokoje w Andelsie,
ale dojadą do nas. W sumie przyjadą, kiedy puścimy im strzałkę – poinformował
mnie Tomo.
-Okej, nie ma sprawy. Tylko nie
zapomnijcie o tym, bo ja nie jestem w stanie pamiętać o wszystkim. – odwróciłam
się i podgłosiłam radio, na którym leciał aktualnie Led Zeppelin „Kashmir”.
Była to ulubiona piosenka mojego taty, a że to on mnie wprowadził w świat
muzyki rockowej i metalowej, znałam wszystkie piosenki jego ulubionych
artystów. Zaczęłam cicho nucić. Jared z tyłu dołączył do mnie. Po chwili
usłyszałam Tomo i mamę. Shannon też do nas dołączył, lecz starał się śpiewać
cicho, bo nie od dziś było wiadomo, iż perkusista nie miał za grosz talentu
wokalnego. Z podniosłym nastrojem dojechaliśmy na miejsce z czasem 16:45.
-Dobra, chłopaki, zostańcie tu,
ja idę poszukać jakiegoś dyrektora czy coś, aby Was poprowadził. Wy dzwońcie po
chłopaków.
Wysiadłam z pojazdu i poleciałam
ku wejściu, nad którym było napisane: „VIP – zagraniczni”. Tak ,to pewno były
moje drzwi. Przed wejściem stało 4 ochroniarzy, którzy łypnęli na mnie groźnie.
Hm, pewno doszło do wielu przepychanek tutaj, skoro wystawili aż 4 osiłków…
Pospiesznie wyjęłam swoja legitymacje i bilet.
-Dobrze, może pani iść dalej. –
odpowiedział ten, który mi sprawdził, czy nigdzie nie ma fałszerstwa.
A jak dojść do dyrekcji? Bo
wiecie, mam 3-ci zespół w busie i .. ten teges, chciałabym się zapytać
dyrektora, jak mają się rozładować, gdzie jechać i tak dalej.
Osiłek na mnie spojrzał, i jak
nabrał pewności, że go nie okłamuję, powiedział:
-Chodź za mną, poprowadzę Cię do
naszego szefa.
Weszliśmy
moimi drzwiami, ale tuż za nimi były drzwi na lewo, którymi weszliśmy do
jasnego korytarza, który był biały. Pierwsze skojarzenie – From Yestarday!
Trzeba było pokazać ten korytarz Jaredowi, pewno by się ucieszył, że ma
namiastkę swojego dzieła, może nieświadomą, ale nie musiał o tym wiedzieć.
***
No to witam w Nowym Roku, za 5 miesięcy mam nadzieję, że zobaczę się z większością w Warszawie. :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz