-Świetnie to wyglądało! Ludzie będą to wspominać do końca życia! – krzyknął do mnie Kamil, kiedy tylko znalazłam się obok niego. Wszędzie była kolorowa farba, nawet ochroniarze oberwali trochę cieczą. Wszystko mieniło się teraz na kolorowo. – Zostaniesz naszą bohaterką!
-Chyba Flea, jak już, w końcu to jego pomysł pewno był.
W końcu i Papryczki skończyły. Zerknęłam na zegarek. 21:25. Świetnie, czas mi sprzyjał. Poprosiłam Kamila, aby poszedł ze mną. Ten bez słowa się zgodził. Weszliśmy do naszego pokoju. Naprzeciwko nas, gdzie były drzwi, stało dwóch ochroniarzy.
-A Wy dokąd idziecie? – zapytał się nas jeden z nich.
-Mam przesyłkę od mamy, mogę odebrać? – zapytałam się.
-Co to jest? – spytał podejrzliwie.
-Może pan z nami iść i sprawdzić, obmacać, wymacać. Nic tam nie ma.
Koledzy poszeptali między sobą i ten, który z nami rozmawiał, otworzył drzwi i poszedł przodem, a my za nim. Kamil spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, ale pokręciłam głową, że nie teraz czas na pytania.
Wyszliśmy znowu na powietrze. Wokół stadionu świeciły się światła. Było słychać kawałek piosenki Luxtorpedy, która teraz dawała koncert. Polskie zespoły grały za siatką, w hali MOSiR, mimo to było ich słychać tutaj, ale nie były to jakieś głośne dźwięki. Rozejrzałam się. Mama właśnie wysiadała z auta z 20 koszulkami. Ochroniarz stanął obok drzwi. Ja złapałam Kamila za rękę i pobiegłam w stronę samochodu. Mama wyglądała na lekko zmęczoną. W sumie to nie byłoby nic dziwnego, załatwić jak najszybciej 20 koszulek to nie lada wyczyn.
-Dzięki mamo! – powiedziałam, kiedy rodzicielka dała nam towar. Ona nic nie powiedziała, tylko się uśmiechnęła i wgramoliła na siedzenie przed kierownicą, aby wypić dużą kawę. W końcu musiała czekać, jak Marsi skończą swój koncert, bo to ona musiała mnie i zespół zawieźć do domu, a nie opłacało się jej jeździć po Łodzi.
Dałam Kamilowi z 10 koszulek. Kiedy zobaczył, co jest na nich wydrukowane, uśmiechnął się.
-Jesteś genialna, myślę, że zespół będzie bardzo wzruszony – szepnął mi do ucha.
-Wiadomo, trzeba się cieszyć, że nas odwiedzili… I to po jak długiej przerwie koncertowej! – krzyknęłam zadowolona.
Podeszliśmy do ochroniarza, który cały czas na nas czekał przy wejściu. Podaliśmy mu koszulki, aby mógł ocenić, czy zawierają coś szkodliwego bądź niebezpiecznego. Przemacał je, cały czas się na nas patrząc. W końcu, kiedy były dokładnie wymacane poprzez folię, oddał je nam i wszedł do korytarza, machając ręką, abyśmy szli za nim. Przeszliśmy nasz pokój i znowu znaleźliśmy się na zewnątrz, na murawie. Ochroniarz został za nami, pewno opowiadał koledze, co mieliśmy w paczkach. Zerknęłam na miejsce, gdzie kilka godzin temu widziałam 2 zespoły. Nikt się tam nie kręcił. Spojrzałam znowu na zegarek. 21:45. Zabrałam od Kamila koszulki i zaczęłam rozdawać ludziom. Jak widzieli je, to z wielkim uśmiechem zakładali je na siebie i patrzyli na mnie z radością i podekscytowaniem. Też byli ciekawi, jak zespół zareaguje na takowy prezent od nas. Ochroniarze, którzy stali za nami, spojrzeli i co niektóry uśmiechnął się w naszą stronę. Ludzie spod barierek bili brawa. W końcu zostały mi dwie koszulki.
-Łap, zakładaj – rzuciłam jedną Kamilowi. Ten złapał i od razu na siebie założył.
Zauważyłam, że kamerzysta się na nas patrzy. Szybko więc zwołałam naszą ekipę i ustawiliśmy się w kierunku kamery. Mężczyzna od razu nakierował na nas obiektyw. Zauważyłam nas na telebimie. Zaczęłam skandować: „MARS! MARS! MARS!”. Ludzie podłapali ode mnie hasło i wkrótce cała płyta oraz trybuny zabrzmiały. Każda osoba, która robiła zdjęcia zespołom, i była w tym czasie między w przejściu, robiła nam fotki. Oj, zapowiadał się fantastyczny koncert. Nagle wszystkie światła pogasły. Rozległ się szum podekscytowania, co niektórzy zaczęli głośno piszczeć. Wtem na scenie pojawił się Shannon, który usiadł za swoim sprzętem. Zaczął od początkowych nut Buddhy. Po paru sekundach pojawił się Tomo, który dołączył do Shannona. Nagle z głośników buchnął głos Jareda. Zostawiliśmy czołówkę wokaliście, po czym, jak jeden mąż, wyśpiewaliśmy „THIS IS THE LIFE ON MAARS!”. W tym czasie Leto pojawił się na scenie. Muzyka porwała mnie i zaczęłam skakać przy scenie. Pozostali załapali mój entuzjazm i również skakali. Kiedy dotarliśmy do dialogu, stała się rzecz fajna: chłopaki wyśpiewywali kwestie męskie, zaś dziewczyny żeńskie. Było nas słychać nawet bez śpiewu Jareda w naszych kawałkach. Kiedy w końcu skończyła się pierwsza piosenka, na mojej twarzy zapanował wielki uśmiech. Tak, znowu czułam to podniecenie, przeogromną radość, spełnienie moich marzeń. Co innego rozmawiać z członkami, co innego być na koncercie. Koncerty dawały mi ogromną siłę i chęć do życia.
-Witam w Polsce, pierwszy koncert od kilku miesięcy! Nie wiedziałem, że to zrobię, jednak jestem tu z Wami – zaczął nawijać Jared. Spojrzał na dół i kiedy zobaczył nasze koszulki, uśmiechnął się szeroko, wskazał na nas palcem i rzekł – Nie sądziłem, że aż tak nas kochacie! – w jego głosie było słychać niekłamane zdziwienie.
Zaczęli grać Hurricane. Znowu cała sala zadrżała. Wszyscy śpiewali całym sobą razem z wokalistą, który skakał po całej scenie razem z Tomo, zaś perkusista napierdalał z całą pasją w swoje gary. Kiedy i ta piosenka się skończyła, na twarzach chłopaków można było wyczytać ekscytację, błogość, zaspokojenie… Widać było, że im naprawdę mocno brakowało koncertu.
-Jak fajnie posadzki drgają od waszego śpiewu – Jared zaczął swoją ulubioną cześć koncertową: paplanie bez sensu. Czasami człowiek się wkurwiał, kiedy znowu, zamiast piosenki, słyszał nawijanie Jareda. Ale jednak miało to swój niepowtarzalny urok. – Fajnie znowu widzieć cały Echelon w jednym miejsc, którzy śpiewają wszystkie piosenki.. Ładną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? Tak ciepło i potulnie.. A nie, to od Was bije to gorąco. Z Waszych serc. Czuję je w sobie, głęboko.. To czas na kolejny nasz utwór! – krzyknął.
Byłam zaciekawiona, co teraz będzie. Po 3 sekundach już wiedziałam – Attack. Po niej nadszedł czas na Echelon, Oblivion, The Kill oraz NOTH. Publika szalała. Dawno nie było na koncertach, jakie grali, tylu piosenek z S/T.
-To teraz czas na wersje akustyczne! Podajcie mi moją gitarę! – rzucił wokalista.
Ze sceny zeszli wszyscy artyści oprócz młodszego Leto. Ten wziął swoją akustyczną gitarę, poprawił pasek i zaczął śpiewać Alibi. Pod koniec piosenki, kiedy wszyscy śpiewali way-oh, poleciały mi łzy z oczów ze wzruszenia. Jared też był bliski załamania, a kiedy kończył piosenkę, w jego głosie można było wyczuć załamanie. Złapał oddech i zaczął następną piosenkę – A Modern Myth. Kiedy śpiewał Good Bye, a my oczywiście z nim, cała scena pomalutku gasła. Kiedy zabrzmiało ostatnie Good Bye, byliśmy pogrążeni w całkowitej ciemności. Znowu mi poleciały łzy, i, sądząc po cichych szlochach, inni też nie wytrzymali i dali upust swoim emocjom. Ta chwila była magiczna. W końcu zapaliły się światła.
-Dziękuję… Nie spodziewałem się aż takich.. emocji na tej sc-scenie – wyjąkał wzruszony wokalista. Idylliczny moment zepsuli wchodzący na scenę Shannon oraz Tomo, którzy się szeroko uśmiechali. Z racji tego, ze byłam blisko, zauważyłam jednak, że mieli mokre policzki. Pewno również jedna bądź dwie łzy im z oczów poleciały.
Zaczęła się dalsza bajka z erą S/T: poleciała Valhalla, po niej Welcome to the Universe. Jared skończył śpiewać i rozejrzał się po nas, VIP-ach. Zobaczył mnie, skinął mi lekko głową, po czym dalej prześlizgiwał wzrokiem. Miałam przeczucie, że zaraz kogoś weźmie na scenę. Jego wzrok zatrzymał się na Majce, i wiedziałam, że ta dziewczyna ma dzisiaj naprawdę fajnego farta. Jared wskazał na nią palcem i powiedział:
-Ty, chodź tu na scenę! – Maja się nie ruszała z miejsca, nie mogła uwierzyć, że to ją spotkało. – Chodź tu, bo zaraz wybiorę kogoś innego! – słysząc głos wokalisty, nieśmiało ruszyła w kierunku schodków.
Jared chwycił jej dłoń i pomógł wejść, po czym przytulił ją mocno do siebie i rzekł:
-Jak się bawisz?
Coś mu odpowiedziała do ucha, a ten się uśmiechnął.
-Nauczysz mnie jakiegoś słówka po polsku?
Obawiałam się, że walnie coś głupiego, w końcu w takich chwilach wszystko, co głupie, przychodzi nam do głowy. Oczywiście wszyscy krzyczeli różne głupie teksty, co lekko zdezorientowało dziewczynę. W końcu się uśmiechnęła i powiedziała to upragnione słowo bądź zdanie. Trochę to trwało, bo Jared nie mógł jej usłyszeć. Po chwili Jared szepnął do jej uczy, na co ona znowu mu odpowiedziała z tajemniczą miną. Zaczynała zżerać mnie ciekawość, zaś tłum robił się coraz bardziej niecierpliwy. W końcu dostrzegłam błysk zrozumienia w oczach Jareda, który się uśmiechnął i rzekł do mikrofonu po polsku:
-Polsko, kocham Was. – po czym chwilę dumał, i dodał – Dziękuję!
Nauka w las nie szła, nie w przypadku Jay’a. Doskonale pamiętał Łódź. Jeszcze raz przytulił Maję, po czym puścił ją swobodnie. Ta, cała w skowronkach i ze łzami w oczach, stanęła obok mnie. Wiedziałam, że właśnie spełniło się jej największe marzenie.
Przeszliśmy ciut wyżej, w późniejsze lata: Hunter oraz From Yesterday. Mhm, zaczynały się kończyć piosenki. Czyżby teraz miało być L490, a po niej Closer to the Edge? Byłam przekonana, że teraz będzie L490, jakież więc było moje zdziwienie, kiedy Jared, po FY, spojrzał na nas i wskazał palcem na Kamila, karząc mu do siebie przyjść. Co to, K+Q już? Nie, to nie było możliwe. Kamil wszedł na scenę.
-Jak się nazywasz? – zapytał się go wokalista.
-Kamil.
-To co Kamilu, jaką piosenkę chciałbyś usłyszeć? – zapytał się go z bardzo niewidoczną nutką strachu, ja go jednak znałam na tyle dobrze, że tą nutkę wychwyciłam.
-Stranger in a Strange Land – odpowiedział bez wahania. O Boże, jak cudownie, piosenka z TIW, która była utrzymana w charakterze płyty S/T! Dziękowałam Kamilowi w duszy za ten zacny wybór piosenki.
-Nie ma sprawy. Chłopaki, dajemy! Ty możesz sobie postać obok mnie. – rzucił wokalista.
Cała sala wrzasnęła z uciechy. Kolejna piosenka, którą bardzo rzadko można było usłyszeć na koncertach, była znowu u nas! Ta noc była naprawdę magiczna dzięki 3-em zespołom. Zaczęła się piosenka, która skończyła się głośnym krzykiem. Kamil zszedł ze sceny i jednocześnie Jared zniknął za sceną, a Shannonowi dali gitarę. Przeszedł mnie dreszcz. Teraz żałowałam, że kazałam chłopakom grać CTTE, ale jak miałabym im niby przekazać, żeby tego nie grali? Nie wpuściliby mnie na scenę, a uwaga Tomo i Shannona nie może się skupić tylko na mnie, bo to byłoby podejrzane. Nie mogłam nic zrobić, było za późno. Kiedy skończyła się piosenka, Shannon bardzo szybko przeszedł za perkusję i zaczął wybijać CTTE. Tomo do niego dołączył. Jared, który był tuż przy wejściu na scenę, nagle zamarł, kiedy tylko to usłyszał. Spojrzał wzrokiem pełnym bólu po publice, a kiedy napotkał mój, zrozumiał, że to była moja sprawka. Chciał mnie zabić spojrzeniem, ale wyłączył mikrofon i zszedł ze sceny. Po chwili z playbacku poleciał głos Jareda, na szczęście ludzie się nie skapnęli, tylko Kamil na mnie popatrzył, jakby wiedział, co się stało. Pewno widział, jak Jared się cofa i nie wchodzi na scenę. Cała sala ożyła, wszyscy zaczęli skakać, tylko ja stałam jak ten kołek na środku. Było mi źle, wiedziałam, ze zrobiłam ogromny błąd. Z drugiej strony wokalista mógł powiedzieć, co się stało, że nie mógł śpiewać i słuchać CTTE. Kiedy piosenka się skończyła, Shannon zaczął wystukiwać jakąś piosenkę Metalliki, nie chciało mi się wsłuchiwać, jaka to jest, gdyż byłam ciekawa, czy Jared wyjdzie teraz i w jakim stanie będzie.
-No to.. Niestety, ostatnia piosenka przed nami! – starał się powiedzieć swoim normalnym tonem Jared, jednak było widać, że ludzie poznali, iż coś jest nie tak. Przebiegł głos pomruku. Wokalista zauważył, że inni dostrzegli jego zmianę, więc więcej nie gadał, tylko wskazywał na wybrane osoby, mówiąc „You”. Z VIP-owców poszli wszyscy oprócz mnie, co mnie nie zdziwiło. Mimo to i tak ruszyłam w stronę sceny. Ochroniarze nie łapali, kogo wskazał, kogo nie, więc swobodnie mnie przepuścili. Spod barierek załapało się około 30 osób. Szybko podeszłam do Tomo’a.
-To chyba nie był dobry pomysł – mruknął do mnie gitarzysta.
-Co ty nie powiesz, Ameryki nie odkryłeś. Ale skąd mogłam wiedzieć, że tak się to wszystko potoczy, że to jego boli, to całe CTTE? Szczęście, że się ludzie nie połapali, iż słuchali z playbacku… - powiedziałam do niego. – Mam nadzieję, że jakoś za specjalnie się na nas nie fochnął.
W tym czasie Jared zerknął do tyłu, zobaczył mnie gadającą z Tomo, zrobił złą minę, z oczów poleciały mu iskry, odsłonił lekko wargi, po czym znowu spojrzał na publikę.
-Oj, chyba jednak się na nas wkurzył – powiedział Tomo.
-Porozmawiamy, jak się skończy koncert, teraz trzeba się cieszyć wolnością jeszcze przez jedną piosenkę – odpowiedziałam i ruszyłam do przodu, w tłum, jednak zachowałam odległość od Jareda i stanęłam na samiutkim tyle.
Zaczęła się ostatnia piosenka. Wszyscy wspólnie śpiewali, skakali, tańczyli. Wszędzie były zadowolone a zarazem smutne twarze, gdyż wiedzieli, że to ostatnia piosenka ich ulubionego zespołu. Po skończonych ostatnich akordach zabrzmiała cisza. Wszyscy, łącznie z zespołem, mieli łzy w oczach.
-Dziękuję za takie emocje na koncertach… - zaczął mówić Jared. – Nie wiedziałem, że po tak długim czasie będziemy w stanie dać taki cudowny koncert. Myślę, że wszyscy go zapamiętamy, że zostanie on w naszych sercach.. A na sam koniec krótka informacja: już za 2 miesiące będzie w sklepach nowy album! Nowej piosenki spodziewajcie się na dniach. Do zobaczenia niebawem, gdyż z nową płytą wchodzi nowa trasa! Pierwszy koncert oczywiście w Polsce! – i zszedł ze sceny, zabierając ze sobą brata i gitarzystę.
Zapalono wszystkie światła. Ludzie zaczęli się mozolnie ruszać w kierunku wyjścia. Wszyscy smutni zeszli ze sceny, tylko ja pomyślałam o tym, żeby zerwać setlisty, wziąć pałeczki oraz piórka. W sumie miałam 5 setlist, 10 piórek oraz 8 pałeczek. Wiadomo, jedną setlistę, pałeczkę i piórko zachowałam dla siebie. Poszłam do barierek. Zauważyłam jedną dziewczynę, która była ubrana w koszulkę z podobizną Shannona i miała triadę oraz glif perkusisty na szyi.
-Cześć, podobał Ci się koncert? – zagadałam ją, chowając zdobycze za plecami.
-Świetny był! Dawno już się tak nie ubawiłam – odpowiedziała. – Zwłaszcza Shannon tyle energii włożył w granie… Grał jeszcze lepiej niż na kołku.
-To trzymaj pałeczkę swojego idola – dałam jej wymienioną rzecz.
Jak tylko zobaczyła, co trzymam w dłoni, spojrzała na mnie z uwielbieniem i ogromną radością, po czym, z czcią, przyjęła mój podarunek. Nie czekałam, jak mi podziękuje, tylko dalej chodziłam wzdłuż barierek i rozdawałam rzeczy, zamieniając parę słów z ich przyszłymi właścicielami. Kiedy przy barierkach nie było nikogo godnego uwagi, przeskoczyłam nad nimi i skierowałam się w centrum płyty. Tam było więcej ludzi, którzy słuchali Marsów. W końcu spostrzegłam, że zostało mi tylko piórko Jareda. Rozejrzałam się, komu tu podarować. Mój wzrok przykuła postać, która znajdowała się niedaleko wyjścia. Podeszłam do niej. Okazało się, że jest to dziewczyna, może lat 18, która siedziała na wózku inwalidzkim. Koło jej nie było nikogo. Miała długie czerwone włosy, koszulkę z logiem Marsów oraz mnóstwo bransoletek. Spojrzałam w dół. Nie posiadała nóg poniżej kolan. Zrobiło mi się jej żal.
-Jak Ci się podobał koncert? – zapytałam się jej, uśmiechając się lekko.
-Niesamowity.. Cieszę się, że mogłam tu być. – odpowiedziała mi. – Jak masz na imię? Bo ja Ania.
-Maja, miło mi. Od dawna słuchasz Marsów?
-Od niedawna, ale to oni dali mi nadzieję, wiarę i siłę. Pewnego dnia, rok temu – sama z siebie Ania zaczęła opowiadać – wracałam samochodem kumpla do domu po imprezie. Była 1 w nocy, więc i ruch był mały. Kumpel nie pił nic, był trzeźwy. Prawko miał dopiero z 3 miesiące, więc jechał zgodnie z przepisami ruchu drogowego. I nagle przed nami pojawiły się światła. To tir zaczął na nas jechać. Pamiętam tylko wielki huk, ogromny ból oraz mnóstwo krwi. Obudziłam się w szpitalu. Kiedy zobaczyłam, że ucięli mi nogi do kolan, załamałam się. Lekarze powiedzieli, że to było konieczne, ponieważ nie dali rady zatrzymać krwotoku. Podobno silnik auta wbił mi się w nogi poprzez walnięcie samochodu w drzewo.. Kumpel przeżył, miał tylko kilka zadraśnięć. Wówczas siostra przyniosła mi radio. I akurat leciało The Kill. Wtedy poczułam, że dam radę, że będę w stanie normalnie funkcjonować. Poprosiłam rodziców, aby zgrali mi wszystkie piosenki Marsów. Kiedy było mi źle, wkładałam w uszy słuchawki i słuchałam ich, zawsze wtedy czułam się lepiej. Cieszę się, że teraz sprawili tą niespodziankę i zaśpiewali tutaj. Najbardziej kocham Jareda, ale nie, nie jestem jego FG. Podziwiam go za jego głos, pomysły, doskonały kontakt z publiką.. Za stworzenie tego zespołu, dzięki któremu nadal tu jestem, na ziemi.
Kiedy opowiadała, a opowiadała z wielkim przejęciem w głosie, wzruszyłam się. Bez słowa sięgnęłam zza pazuchę i dałam jej piórko Jareda.
-Zasługujesz na to, a jak mnie znajdziesz na fb i zaprosisz, to na dniach się zgłoszę do Ciebie i coś Ci zaproponuję. Dasz radę wyjechać stąd sama? – zapytałam się.
-Dziękuję bardzo… - Ania się popłakała. Kiedy przestała, uśmiechnęła się do mnie i rzekła – Tak, mama zaraz wróci.. O już idę. Dziękuję jeszcze raz!
Uścisnęłam ją i wyszłam budynku. Przy wyjściu złapałam wzrokiem Kamila. Podeszłam do niego.
___________
Nie wytrzymałam. ;_; Tym razem WSZYSCY dostajecie nowiutką część. :) Miłego czytania!
Muszę przyznać, że ten rozdział jest najlepszy. Długo na niego czekałam, a czytając wyobrażałam sobie całe to zajście. Coś niesamowitego. Dziękuję, że nawet mnie trochę tam było, czuję się dumna. ;')
OdpowiedzUsuń