Zarumieniłam się, nie wiedziałam, co mogę mądrego odpowiedzieć.
Spojrzałam na Jareda, który się szeroko uśmiechał. Nasze ciała były tak blisko
siebie, tak przyjemnie się dotykały, że aż ciarki miałam, zaś włoski stały
dęba. Czułam, jak oddech Jaya ogrzewa moją twarz. Popatrzyłam na niego
błagalnym wzrokiem, żeby pomógł wyjść z całej sytuacji z twarzą.
-Nie chcę, żeby mnie wszyscy widzieli nago – powiedziałam
bezgłośnie.
Kiwnął głową, że zrozumiał. Po chwili biodra oplotły jego ręce,
które mnie jeszcze bardziej zbliżyły z ciałem Jareda, że o bliższej bliskości
nie można było już mówić – ta została osiągnięta. Moje piersi rozpłaszczyły się
na jego klatce piersiowej. Widziałam na jego twarzy uśmieszek, który próbował
zamaskować, jednak całkowicie bezskutecznie. Myślałam, że chce imitować
stosunek, i chciałam zaprotestować głośno, jednak miał inne plany. Dźwignął się
z ziemi i stanęliśmy, mocno do siebie przytuleni, dzięki czemu nikt nie widział
moich intymnych miejsc (goła dupa mnie nie obrzydzała tak mocno jak piersi i
części intymne). Zaplotłam ręce na jego karku.
-Możecie wyjść? – rzuciłam zalotne spojrzenie w stronę grupki,
która chichotała.
Rzucili między sobą jednoznaczne spojrzenia i w końcu wyszli,
zostawiając nas samych, żebyśmy mogli unieść się w miłosnych igraszkach. Kiedy
drzwi się zamknęły, puściłam Jareda i się od niego odsunęłam, wzdychając.
Obserwowana przez jego czujne oczy podeszłam do kanapy i wzięłam ręcznik,
którym się szczelnie owinęłam. W końcu spojrzałam na niego.
-Coś Ci stoi – powiedziałam złośliwie, starając się nie patrzeć
tam, na dół, jednak to było tak trudne, że w końcu nie wytrzymałam i zerknęłam.
– Wow – wymsknęło mi się, kiedy zobaczyłam, że jego Satan jest naprawdę duży,
jak ludzie mówili, i właśnie na mnie wesoło spoglądał.
-To Twoja wina – rzucił Jared, odwracając się ode mnie i
pochylając się nad torbą, a ja, zniesmaczona widokami, odwróciłam głowę.
Wokalista znalazł świeże ubrania i zaczął się w nie szybko
ubierać, jednak jego interes nadal był widoczny mimo założonych majtek i
spodni. Ja w międzyczasie starałam się nieudolnie wytrzeć, w końcu westchnęłam,
odwróciłam się od Jay’a i zdjęłam ręcznik, aby starannie zebrać ostatnie
kropelki wody, włożyłam majtki oraz długą koszulkę.
-Jak ja mam z tym wyjść? Przecież to strasznie widać – marudził,
nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wzięłam w ręce jakiś leżący fartuch i rzuciłam mu go.
-Przewiąż sobie w biodrach i nie patrz więcej na mnie, bo Ci nigdy
nie opadnie.
-No co mam poradzić, że kusisz swoim ciałem i wyglądem? – marudził
dalej, jednak ciuch przepasał tam, gdzie kazałam, i popatrzył na efekt swojej
pracy. – Fuj, to koszmarnie wygląda!
-Jak na Jareda Leto całkowicie normalnie – palcami przeczesałam
wilgotne włosy. – Masz jakieś zapasowe legginsy?
Pochylił się nad torbą i rzucił mi po chwili getry galaxy.
Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem.
-Nie patrz się tak na mnie, prezent od fanki – mruknął.
-A może lubisz być kobietą?
-Rayon to fajna babka była! Czasami się zastanawiam, aby naprawdę
być transseksualistą…
Podeszłam do niego, sama nie wiedząc, czemu to robię. Coś mnie do
niego ciągnęło. Objął mnie delikatnie w pasie. Odwzajemniłam jego gest, kładąc
głowę na jego torsie i słuchając bicia jego serca. Staliśmy tak, i nie
wiedzieliśmy, czemu to robimy. Było mi dobrze w tym stanie, czułam się
bezpieczna, będąc w jego ramionach, oraz szczęśliwa i spełniona. Ta chwila
mogłaby trwać wiecznie, nie miałabym nic przeciwko temu. Jared był mężczyzną
marzeń – opiekuńczy, czuły, troskliwy, przyjazny.
To, że tak dobrze było mi w jego objęciach, musiało coś znaczyć.
Przecież nic się nie dzieje bez przyczyny. Mimo ego stanu spełnienia
psychicznego nadal nie wiedziałam, co do niego czuję. Te uczucia były jakby
zamknięte gdzieś za zaporą dymną, za mgłą, przez którą było się ciężko przebić.
Miałam porządny mętlik w głowie. Chciałam się określić, zdecydować, powiedzieć
cokolwiek, jednak nie potrafiłam. Wiedziałam, że jak przez dłuższy czas nie
będę dawała żadnych oznak ze swojej strony, że chciałabym to kontynuować,
chciałabym, żeby to się rozwinęło, uczucie może uciec, a ja mogę się obudzić
pewnego dnia i podjąć decyzję, jednak na nią będzie już za późno.
Ryzykować czy nie ryzykować? Przede mną dużo trudnych decyzji i
momentów, których nie chciałam absolutnie mieć, jednak wiedziałam, że są
nieuniknione. Rozłąka z rodzicami na kilkanaście miesięcy, kiedy powrót byłby
możliwy jedyny w wakacje, a jeśli miałabym się związać z Jaredem, wiedziałam,
że będę musiała stanąć przed wyborem – czy wolę zostać z nim w LA czy wolę
spędzić wakacje z rodzicami.
Decyzję dodatkowo utrudniał fakt, że od października miałam iść na
studia. Jay nie zostanie przecież przez okres mojej nauki, to jest 5-6 lat,
zależnie od tego, jaką specjalizację wybiorę, w LA. On miał swoją pracę, swój
zawód, muzykę, ludzi, którzy czekali na jego występy. Dopiero co wyszła nowa
płyta i nowa trasa koncertowa ją promująca, a wiedziałam, ze nie będę w stanie
jeździć z nim na wszystkie koncerty. Zależało mi na nim, jednak priorytetem
była nauka i przyszła praca po niej, nie miałam gwarancji, że mi się ułoży z
Jaredem i będziemy powiązani ze sobą związkiem małżeńskim, na to było za
wcześnie, byłam zbyt młoda, żeby mieć już męża i dzieci.
Podjęłam decyzję. Wiedziałam, że Jay podświadomie czeka na to, co
powiem. Wyczuwał, że w mojej głowie trwa walka z samym sobą, że biję się z
myślami, i nie przerywał mi, cierpliwie czekając na werdykt.
-Jared… - wyszeptałam.
-Więc wiesz już? Podjęłaś decyzję? – popatrzył na mnie swoimi
ogromnymi, błękitnymi oczami.
-Tak. To była walka w środku z samą sobą, serce ciągnie na chęć
związku z Tobą, ale rozum mówi co innego. I przepraszam Cię najmocniej, ale idę
za rozumem. Weterynaria była moim marzeniem od dziecka, chcę to robić,
pasjonuję się ratowaniem zwierzaków, a jeśli miałabym teraz się z Tobą związać,
moje studia nie miałyby racji bytu, ponieważ musiałabym je rzucić, żeby być z
Tobą na każdym koncercie, a nie kiedy byśmy się nie widywali przez kilka
tygodni bądź miesięcy… To nie ma sensu.
Z oczu popłynęła mi łza. Było mi cholernie smutno, czułam rozpacz
ciskającą się do gardła, chciałam krzyknąć, że cofam wypowiedziane słowa, że
chcę z nim uciec na drugi koniec świata i się z nim tam zaszyć, jednak
wiedziałam, że moja decyzja jest słuszna i dobra. Będę jej żałowała do końca
życia, tu nie było żadnych wątpliwości. Pragnęłam bliskości, chciałam być z
Jaredem, pożądałam go wręcz psychicznie i fizycznie, ale… nie. Nie mogę. Jeszcze
nie teraz. Nie miałam nadziei na to, że on będzie na mnie czekał i do tej pory
z nikim się nie zwiąże, bo nie wiedziałam, co mojemu sercu przez ten czas
odwali. Nie będziemy przecież martwo stali w jednym punkcie, życie nie na tym
polega. Trzeba było zrobić krok do przodu, pomyśleć o przyszłości…
Jared dotknął kciukiem mojego kącika ust i starł kolejną łzę,
która wydostała się na wolność. Chciałam jego dotyku, on sprawiał, że w moim
ciele zaczynały latać motyle, a sama czułam się, jakby wstrzyknięto mi porządną
dawkę endorfiny. Położyłam swoją dłoń na jego. Spojrzałam na niego smutno i
delikatnie zdjęłam jego rękę z mojej twarzy. Trzymałam ją przez kilka sekund w
powietrzu, ściskając mocno, po czym puściłam go całkowicie i cofnęłam się kilka
kroków.
-Rozumiem Twoją decyzję – wyszeptał cicho. – Pamiętaj, że będę na
Ciebie czekał, dopóki nie skończysz studiów..
-Nie, Jared, nie możesz tyle czasu trwać w miejscu – próbowałam
mówić normalnie, ale czułam, jak do gardła ciśnie mi się gula oraz płacz,
jednak nie chciałam pozwolić, aby się rozkleić, bo wiedziałam, ze będzie mi
jeszcze trudniej pozostać przy swojej decyzji. Już teraz było trudno, a wcale
do niczego między nami nie doszło! – Musisz iść naprzód, 4 lata to długi okres
czasu, wszystko się może zmienić.
Widziałam, że chciał do mnie podejść, ale po chwili opuścił rękę i
pozostał na swoim miejscu.
-4 lata to nie jest długo, jak się czeka na prawdziwą miłość,
prawdziwe uczucie od 20 lat.
Żachnęłam się.
-Co ja mogę wiedzieć o uczuciu i czekaniu, mam dopiero 19 lat, to
znaczy będę miała za kilka dni, i nie wiem, co to oczekiwanie na miłość, i co
to właściwie miłość. Muszę jej zasmakować, wtedy będę wiedziała, czym się
różnią poszczególne przypadki.
-Maju, ja Ci nie zabraniam kochać i to poznawać! Ja chcę, żebyś
sobie kogoś znalazła, jesteś młoda, utalentowana, masz tyle dobrych cech,
podczas kiedy ja już pół życia mam za sobą, czuję się jak stary piernik
kawaler, włosy mi siwieją kępkami prawie, widzę zmarszczki w lustrze, jestem
już nieatrakcyjnym facetem…
Nie wytrzymałam i zaśmiałam się sztucznie.
-Zmarszczki? Siwe włosy? Leto, przecież….
-Tylko nie mów nic o genach! To jest botoks i farba…
-Użyta tak zajebiście, że ludzie powinni od Ciebie ściągać! Geny
mają coś do powiedzenia, bez nich po botoksie i farbie wyglądałbyś jak żółw bez
skorupki! Cały pomarszczony i zielony. Jeśli byłbyś taki, jakim się opisujesz,
to wytłumacz mi, czemu wszystkie Twoje fanki, łącznie ze mną, śnią po nocach o
Tobie, wyobrażając sobie, jak uprawiają ze sobą seks? – usłyszałam własne słowa
i nagle zamilkłam, wpatrując się przerażona w Jareda. Oj, chyba za dużo
powiedziałam.
-Śnisz o mnie po nocach? – spojrzał na mnie rozentuzjazmowany.
-Nie zmieniaj tematu – starałam się jakoś wybrnąć z tego, co
powiedziałam.
-Wyobrażasz sobie, w jakiej pozycji uprawiamy ze sobą seks?
-Jared, ja….
-Jestem na górze czy na dole?
-JARED KURWA PRZESTAŃ INTERESOWAĆ SIĘ MOIMI SNAMI O SEKSIE Z TOBĄ
I SKUP SIĘ NA ROZMOWIE! – wrzasnęłam tak głośno, że aż mnie gardło zabolało.
Ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Spojrzałam szybko w tamtą stronę i
ujrzałam Asię.
-Słyszałam głośne krzyki, co się dzieje? – zapytała się, patrząc
na nas dziwnym wzrokiem.
Zamknęłam oczy i szybko, w myślach, policzyłam do 10, starając się
jakoś uspokoić. Nie wiedziałam, ze potrafię aż tak głośno na kogoś krzyknąć,
zwłaszcza że ten ktoś nazywał się Jared Leto i właśnie stał przed Tobą,
próbując się nie roześmiać na głos. Spojrzałam na niego złowrogo, kiedy
uchyliłam powieki.
-Nic się nie dzieje, Asiu, tylko trochę się… zdenerwowałam –
powiedziałam do niej, cedząc słowa przez zęby.
-Jared, wołają Cię, 6 minut temu dyrektor skończył rozmowę i mówią
publice jakieś dziwne żarty, i już zaczynają się burzyć, że nadal nie ma was na
miejscu, to znaczy Ciebie, bo Shomo tam stoi i czeka i śmieje się z niezręcznej
sytuacji dyrektora, no i już masz tam iść, bo inaczej Emma po Ciebie przyjdzie
i Cię wyciągnie z pokoju korzystając z Twoich uszów, a korytarz, z tego, co
widziałam, jest długi, i może to być dla Ciebie bardzo nieprzyjemna wyprawa ku
sceny i Echelon się nie ucieszy, jak zobaczy Cię w takim poobijanym stanie –
poinformowała rzeczowo wokalistę dziewczyna.
Jared popatrzyła nią nierozumiejącym wzrokiem.
-Masz tam iść, idioto – powiedziałam do niego.
Wytknął mi język i szybko czmychnął, widząc, że sięgam po wazon,
który stał w zasięgu mojej ręki.
-Serio śnisz o seksie z Jaredem? – zainteresowała się Asia.
-Przecież Ci pisałam kilka razy moje sny, zresztą… Nieważne, nie
chcę o tym rozmawiać, to nie jest wcale tak zajebisty temat, żeby go akurat
teraz poruszać, mam na głowie moją decyzję.
-Jaką? Co się stało? – zapytała się zaniepokojona, kiedy zobaczyła
wyraz mojej twarzy, który na pewno za ciekawie nie wyglądał.
Oklapłam ciężko na kanapę, starając się zebrać myśli do kupy. Nie
wytrzymałam i schowałam twarz w dłoniach, płacząc. Nadal serce nie chciało się
pogodzić z podjętą decyzją, chciało walczyć o miłość, o Jareda, o nadzieję, o
przyszłość. Nie chciało wcale tak łatwo się poddać, zrezygnować z tego tak
prosto. Czuło, że to jest to coś, co czują ludzie pewnego razu i wiedzą, że od
tej chwili ich życie będzie ze sobą splecione i powiązane do końca życia. Asia
usiadła obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
-Co się dzieje?! Zgwałcił Cię Jared?
-Nie – zaśmiałam się gorzko. – W tym momencie pewnie ja bym go
zgwałciła, gdybym podjęła tą drugą decyzję…
-Jaką?
-Wybrałam studiowanie niż miłość… - powiedziałam i znowu ukryłam
twarz w dłoniach.
-Nie chcę, żebyś odebrała to źle, ale uważam, że jednak słusznie
postąpiłaś. Nie wiem, jakie mieliście stosunki między sobą i co was łączyło,
jakie uczucia, ale wiem, że w tym momencie powinnaś się skupić na przyszłości,
chęci poznania wiedzy oraz świata. On się nie zawali, kiedy zrobisz coś, co
jest w Tobie sprzeczne z sercem, ale zgodne z rozumem. Może to dobra decyzja,
że nie postawiłaś na niego? Poznasz innych ludzi, zakochasz się w kimś innym, a
jak ten ktoś inny Ci się nie spodoba, poczujesz, ze to nie to, pójdziesz
zawalczyć o Jareda.
-A co, jak będzie już na to za późno? – zapytałam się głucho.
-Jeśli to mocne uczucie jest teraz, między wami, uda Ci się.
Wierze w Ciebie! – uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam jej uśmiech
przez łzy.
Ma rację, nie mogę się tak szybko poddawać! 4 lata to nie jest
dużo, jak mówił sam oświecony, to jest nic w porównaniu do tego, co potem może
być i ile trwać. Zresztą hola, wakacje jeszcze się nie skończyły, mogę
zaszaleć! Wiedziałam, że potem będę żałowała decyzji, którą podejmę w sprawie
szalenia w wakacje, jednak nie chciałam tego tak zostawiać, zależało mi na
Jaredzie bardzo i chciałam to wykorzystać, że póki co jesteśmy tak blisko
siebie i nic nam nie przeszkadza w wolnej chwili.
-Maja, proszę, nie mów, że teraz pomyślałaś o tym, żeby miziać się
z Jaredem – powiedziała głośno Asia.
-Nawet jeśli, to co z tego? – rzuciłam zaczepnie.
-Proszę Cię! Potem będzie wam trudniej się rozstać! Idź po rozum
do głowy!
Wzruszyłam ramionami.
-Jakoś sobie poradzimy, przecież nie zerwiemy ze sobą, bo nie
będziemy parą, prawda?
-Wiesz, co mam na myśli – westchnęła. – Nie rób tego, to nie
będzie dobre dla Was.
-Pff, gdzieś to mam – wstałam gwałtownie. – Idę obserwować, co się
dzieje na koncercie, może Emma nie wyrabia z natłokiem obowiązków rzuconych
przez Leto? – wyszłam szybko z pokoju, zostawiając Asię samą.
Wiedziałam, że ma w tej kwestii rację, jednak nie chciałam jej
przyznać. W końcu skąd mam wiedzieć, że pragnę obcowania z Jaredem, skoro nie
wiedziałam, jak to jest być z nim w związku? Znaczy się nie chciałam z nim
teraz go zawierać pod żadnym pozorem, ale jednak mogliśmy poudawać, że w nim
jesteśmy. Jako przyjaciel był naprawdę zarąbistym gościem, który potrafił
pocieszyć w odpowiednim momencie, powiedzieć dobre słowo, poradzić. A jaki
byłby jako partner? Miałam ochotę podejść do niego na scenie i się go zapytać,
czy wchodzi w to, ale się powstrzymałam przed tym czynem. To poczeka,
wiedziałam, że na pewno znajdziemy wspólną chwilę, aby porozmawiać na temat tej
dziwnej dość propozycji.
Stanęłam obok Emmy, próbując zrozumieć, co teraz grają. BL, więc
finał miał nastąpić zaraz po tej piosence. Skinęłam jej głową i poszłam w tłum,
ponieważ dzisiaj była moja pora wybierania publiki. Standardowo podeszłam do
wypatrzonych wcześniej osób z polskimi flagami i wzięłam jedną z tłumu, a potem
chodziłam w przejściu, starając się kogoś upatrzeć. Niestety dzisiaj był ciężki
orzech do zgryzienia, bo w tłumie nie było nikogo takiego, kto wg mnie zasłużył
na wejście. Wszyscy mieli telefony w rękach i wpatrywali się w Jareda przez
obiektyw, nie śpiewając żadnej piosenki. Ta publika była taka drętwa i
niechętna do zabawy, dlatego rozumiałam wokalistę, że tak niechętnie chciał
tutaj wracać po naszej rozmowie w garderobie.
W końcu udało się wybrać kilku ludzi. Czułam cały czas na sobie
przeszywający wzrok Jareda, jednak nie dałam po sobie poznać, ze wiem, iż mnie
bacznie obserwuje. Skończyła się piosenka, posprzątali scenę i Jay wyszedł na
środek.
-Kto chce dzisiaj wejść na scenę? – wydarł się do mikrofonu.
Cisza. Stałam w połowie schodków na scenę, czekając, żeby wpuścić
wybrane przeze mnie osoby, kiedy gwałtownie odwróciłam się w stronę publiki,
która w ogóle nie reagowała na słowa Jareda. Co z nią, taka tępa, ze nie
rozumie kilku prostych słów? Czy może faktycznie jest drętwa i nie ma ochoty
wejść na scenę?
Jay bezradnie na mnie spojrzał, szukając u mnie pomocy. Wzruszyłam
ramionami. Jak miałam mu pomóc? Nie widziałam żadnego wyjścia. Chyba że…
Wspięłam się na scenę i podeszłam do Jareda, ściągając mu słuchawkę z ucha.
-Weź kogoś z trybun, oni są tak nijacy, że na pewno nikt Ci nie
przeszkodzi w dotarciu do trybun – powiedziałam mu do ucha, szepcząc, bo cisza,
która nas ogarniała, była wręcz dziwna.
Oddaliłam się i pomogłam ustawić osoby, zaś Jared szybko zeskoczył
ze sceny i przeszedł przez barierki, kierując się ku trybunom. Patrzyłam za
nim, nie mogąc uwierzyć, że ludzie mu ustępują miejsca, dają drogę do
przejścia! Oj, w Polsce taki numer nigdy by nie przeszedł, każdemu zależało na
tym, aby go dotknąć, być z nim, obcować go. Dla niektórych dotknięcie go
powodowało wielki spust kisielu z majtek. Widziałam oczy dziewczyn, które miały
„zaszczyt” go pomacać przez ubranie, i nie podobał mi się ten wzrok absolutnie.
Znajdowało się tam szaleństwo, dzikość, żądza – cechy, które nie są zbyt
pożądane w prawdziwym Echelonie.
Jay wskoczył do trybun i zaczął chodzić między nią, wybierając kolejne
osoby, które, szczęśliwe, przeskakiwały na płytę, przedzierały się przez tłum,
przechodziły przez barierkę i wspinały się na scenę. Ochrona na szczęście nie
miała nic przeciwko tych podchodów i byłam jej za to wdzięczna, ponieważ to ja
byłam tą od załatwiania różnych spraw z nią, jeśli tylko coś nie szło po naszej
myśli bądź mieli jakieś problemy.
Publika z trybun różniła się od tej płytowej tym, że chętnie
wchodziła na scenę, będąc ubranym w różne fajne stroje. Mieliśmy już na scenie
10 zwierzaków, kiedy wokalista raczył wrócić na swoje miejsce. Dał znak
Shannonowi i zaczęli grać finałową piosenkę. Stałam, a właściwie to kucałam,
pośrodku sceny. Asia zajęła miejsce koło Shannona, zaś Emma koło Tomo. Obie
stały, obserwując publikę – tylko ja byłam wystarczająco silna z całej 3, aby
móc odeprzeć ewentualne „ataki” pseudoechelonu. Jared dwoił się i troił, żeby
jakoś ożywić publikę, jednak bezskutecznie, nic nie skutkowało. W końcu się
poddał i nawet nie zmuszał ludzi, żeby kucnęli na samym końcu – po prostu
zaśpiewał od razu Take no more, skończył szybko i uciekł, i tyle go widzieli.
Echelon zaczął się natychmiastowo ewakuować z miejsca koncertu, także kiedy
Shannon wyszedł na środek z pałeczkami, wszyscy stali odwróceni do niego.
Spojrzał na mnie zszokowany i podszedł do mnie, nie wypuszczając w publikę
żadnego drumsticka.
-Po raz pierwszy się zdarzyło, jak Boga kocham, że ludzie nas
perfidnie olali. A początek koncertu, do części akustycznej, był całkiem
znośny, ludzie się bawili i cieszyli i śpiewali piosenki. A tu taka zmiana, co
się stało?
-Po tej rozmowie z dyrektorem się to wszystko zmieniło? Bo mówił
po rumuńsku raczej, prawda? – zastanawiałam się. – Co on im takiego powiedział?
-Że w taki dzień nie wolno nam się bawić – powiedział ktoś, kto
stał ze mną. Odwróciłam się i zobaczyłam nastoletnią dziewczynkę ciemnej
karnacji, która miała burzę loków na głowie i piękne, orzechowe duże oczy.
Mówiła całkiem poprawnym angielskim, jednak wyczuwało się ten obcy akcent.
Miałam nadzieję, że poprzez moje praktycznie że codzienne korzystanie z tego
języka spowodowało, że mój polski akcent zaczął zanikać, bo wiedziałam, że on
był na samym początku. – Alice jestem, pewnie teraz piszczałabym z radości, że
z wami rozmawiam, ale po tej przemowie odechciało mi się wszystkiego.
Zniechęcił nas niesamowicie do zabawy na koncercie i coś czuję, że pojawicie
się tutaj dopiero za kilka lat, bo organizator stwierdzi, że nie opłacało mu
się was zapraszać, skoro nikt się nie bawił. Szkoda, że to nie pierwszy jego
krok, w ten sposób zepsuł nam już koncert SOAD-u, LP, IM… Prawie każdy koncert
nam psuje.
-A co takiego mówi? – spytał się zaciekawiony perkusista.
-Szczerze to nie umiem tego przetłumaczyć na wasz język, mimo że
się go sumiennie uczę. To jest zbyt skomplikowane i zawiłe…
Spojrzałam na nią smutno i wyciągnęłam dłoń, aby lekko uścisnąć
jej ramię, żeby pokazać, jak bardzo jej współczuję. Westchnęła, uśmiechnęła się
do nas i zeszła ze sceny, będąc ostatnią uczestniczką, która opuszcza arenę. Spojrzałam
na Shannona, którego wzięłam pod rękę, i wróciliśmy do garderoby. Puściłam jego
ramię i weszłam do swojego pokoju, gdzie czekała na mnie Asia.
-Dziwny koncert… - powiedziała do mnie.
-Zgodzę się z Tobą. Rozmawiałam z jakąś Alice, tutejszą dziewczyną,
która mniej więcej nakreśliła sytuację, ale nie umiała przetłumaczyć tego, co
mówił im ten gościu. Chyba jednak nie były to miłe rzeczy, skoro tak
zareagowała publika.
-Polska to zupełnie
inny świat – zaśmiałyśmy się, wspominając nasze rozmowy o ulubionych
fragmentach polskiej publiki.
Weszła Emma i
poinformowała, żebyśmy już wsiadały do aut. Pożegnałam się z nią, bo miała
jechać wcześniej z Vicki, która z racji wakacji była z nami na całej trwającej
trasie letniej. Wiedziałam, ze raczej się nie uda już nam spotkać wieczorem, bo
chciałam po powrocie od razu iść spać, wyjątkowo zatęskniło mi się dzisiaj za
łóżeczkiem i snem.
Wpakowałam się do
auta, w którym odpaliłam Pou, żeby jakoś sobie zająć czas do powrotu Jareda.
Postanowiłam, że teraz poinformuję go o swoich planach wobec nas, byłam bardzo
ciekawa, czy zaakceptuje mój pomysł i propozycję. Nakarmiłam i wykąpałam
swojego pupila, który nosił tak rzadkie i zupełnie niepodobne do mojego gustu
imię – Jared Leto. Pou wyglądał jak miniaturowa wersja właściciela podczas
trasy TIW, kiedy ten dumnie nosił na swojej głowie różowego irokeza. Jay kiedyś
odkrył moją aplikację i śmiał się, kiedy zobaczył się tam. Miał z tego niezły
ubaw przez kilka dni, jednak kiedy pewnego razu nie wytrzymałam i uderzyłam go
dość mocno w ramię ze złości, bo nie podobały mi się jego śmiechy oraz
chichoty, zaprzestał w końcu poruszać ten temat.
Poczułam wibracje
telefonu, więc wyszłam z aplikacji, próbując po raz kolejny przeskoczyć 500
schodek w grze, jednak zawsze spadałam, zanim tam doszłam, i weszłam w nowe
wiadomości. Sms był od Jareda, w którym było napisane „chcesz się przejść do
hotelu? Jest piękny wieczór”. W sumie czemu nie, pewnie ta przemowa jeszcze się
trzymała ludzi, więc byliśmy całkowicie bezpieczni. Powiedziałam kierowcy, żeby
wracał do hotelu czy gdzie tam miał wrócić, i wysiadłam z auta. Samochód
odjechał, a ja stanęłam przed drzwiami wyjściowymi, pisząc wiadomość do Leto,
że znajduję się w tym miejscu i na niego czekam.
Włożyłam ręce do
kieszeni i obserwowałam bezchmurne niebo. Było mało lamp w okolicy, pewnie
oszczędzali na prądzie, więc gwiazdy były lepiej widoczne niż w niejednej
metropolii. Poczułam nagle taką tęsknotę za czymś zupełnie nieznanym i obcym.
Patrząc na gwiazdy zastanawiałam się, czy jest gdzieś życie tam, za innymi
gwiazdami i planetami. Czy tylko my jesteśmy jedynym żywym organizmem w tym
niekończącym się wszechświecie? To znaczy teoretycznie gdzieś wszechświat się
kończy, mimo że się rozrasta, gdzieś się znajduje ten koniec, to jednak był on
tak ogromny, że mój mózg nie był w stanie wyobrazić sobie tę potęgę i ogrom.
Jesteśmy niczym w porównaniu do tego ogromu.
Mimo dość typowych
dla pesymisty myśli wcale się tak nie czułam. Lubiłam sobie popatrzeć,
poobserwować i podumać, postanawiać się nad sensem i istotą życia. Coś jednak w
nas musiało być, ze zamieszkiwaliśmy tę planetę i żyliśmy nią. Usłyszałam
otwieranie drzwi i spojrzałam w ich stronę.
-Długo musiałaś
czekać? – zapytał się Jared, przeczesując dłońmi swoje wilgotne włosy.
-Nic się nie stało,
podumałam trochę – uśmiechnęłam się do niego.
Ruszyliśmy przed
siebie wolnym spacerkiem, mijając kolejne zabudowania, które, nie wiedzieć
czemu, budziły w mojej duszy niepokój oraz chęć ucieczki w swój bezpieczny
schron.
-Nienawidzę tu grać,
nienawidzę – mruknął Jay, kiedy minęły nas dziewczyny w koszulkach z triadami,
idąc powoli przed siebie, nie wymieniając między sobą zdań. Poznawałam je, były
uczestniczkami m+g. – To miasto mnie przytłacza swoją atmosferą, a dyrektor po
raz kolejny zszargał moje nerwy. To już nie pierwsza taka przemowa, jednak
poprzednim razem zawsze udało się jakoś odbudować tą atmosferę, widocznie
dzisiaj musiał walnąć taką mowę, że już ludziom się zwyczajnie odechciało walki
z nim. Na swój sposób współczuję tutejszemu fandomowi, chyba jeszcze nigdy nie
zagrałem tak martwego od połowy koncertu, nie mówiąc o wybieraniu do UITA, tu
był dopiero prawdziwy koszmar! Nie mam pojęcia, jakim cudem Tobie się udało
kogoś wypatrzeć.
-To proste, biorę z
reguły samych cudzoziemców, bo według mnie zasługują na to, aby się znaleźć na
scenie, w końcu trochę kilometrów przejechali.
-Dobrze robisz –
objął mnie w pasie niepewnie, czekając, czy zaakceptuję ten gest czy się wysunę
z jego objęć, a widząc, że nie reaguję negatywnie, przycisnął mnie trochę
mocniej do swojego biodra. – Idziemy nad rzekę?
-A daleko stąd do
niej? – zapytałam się, bo nie przypominałam sobie, żebyśmy podczas jazdy i
biegania porannego zobaczyli wodę.
-10 minut stąd, a
ładnie miejsce, sądzę, że Ci się spodoba.
W milczeniu szliśmy
ku celu. Noc była gorąca, wyczuwało się opary upału powstałe podczas dnia,
które jeszcze nie zdążyły do końca zniknąć. Mimo że byłam bardzo cienko ubrana,
absolutnie nie odczuwałam chłodu, przeciwnie, było mi bardzo ciepło, na
szczęście nie na tyle, żebym miała się nagle pocić. Co jakiś czas przejeżdżało
obok nas auto, jednak im bliżej byliśmy rzeki, tym dalej znajdowaliśmy się od
centrum, przez co aut było coraz mniej. W końcu doszliśmy do prawie że
całkowitej dziczy, czyli końcowe granice Bukaresztu. Rosła wysoka trawa, która
spokojnie sięgała biodra, a w oddali dało się słyszeć cichy szum rzeki.
Gdzieniegdzie rosły drzewa, które miarowo kołysały się w rytm niewyczuwalnego
wiatru. Zeszliśmy po niewielkim zboczu i znaleźliśmy się na miniaturowej łące,
gdzie trawa była do kostek, a przed nami wolno płynęła woda, w której odbiciu
znajdowało się niebo upstrzone miliardem gwiazd. Jared zdjął swój fartuch,
który nadal miał zawiązany u bioder, i rozłożył go na trawie, po czym
usiedliśmy na materiale, znajdując się 20 cm od rzeki.
-Jakoś ciężko mi
uwierzyć, że to nadal Bukareszt – powiedziałam, rozglądając się.
Odkryłem to miejsce,
kiedy byłem po kolejnej walce z Bartem. Szukałem miejsca, gdzie mógłbym być
całkowicie sam, ze swoimi myślami, gdzie nikt by mnie nie znalazł, i proszę,
jak na wyciągnięcie ręki. Do hotelu jest stąd 20 minut, nie uważam, że to dużo.
-Czemu mnie tu nie
przyprowadziłeś podczas biegania? – spojrzałam na niego.
-Bo w dzień traci
swój urok, już nie jest tym pięknym zakątkiem tylko zwykłym krajobrazem
dostępnym dla każdego człowieka.
Oparłam swoją głowę o
ramię Jareda.
-Dziękuję, że mnie tu
przyprowadziłeś.
Objął mnie w pasie,
całując w czoło. Siedzieliśmy tak, objęci i wpatrzeni w wodę oraz odbijające
się w nie gwiazdy, każdy z osobna zagubiony ze swoimi myślami. Wiedziałam, że
moja rozmowa może zaburzyć spokój tego miejsca.. to znaczy w sumie nie
wiedziałam, jak Jared zareaguje na moje przemyślenia, obawiałam się najgorszego
jednak, bo tak szybko zmian zdania to chyba jeszcze nikt nie zmieniał.
Przekładałam jednak tę rozmowę, nie paliło mi się zbytnio do niej.
-Maju.. – przerwał
ciszę Jay.
-Słucham Cię? –
spojrzałam w jego błękitne oczy, wokół których pojawiła się granatowa otoczka,
niedostrzeżona przeze mnie wcześniej. Pewnie miał w sobie jakieś emocje, które
były odpowiedzialne za barwę oka.
-Czy mimo wszystko…
wiem, że weterynaria jest dla Ciebie ważna i na niej chcesz się skupić.. ale to
nastąpi dopiero w październiku, a mamy koniec lipca.. nie chciałabyś jednak
spróbować?
-Co spróbować? –
zapytałam się cicho, cała drżąc. Myślałam, że wiem, o co mu chodziło, jednak
nie chciałam dopuścić tej myśli do siebie.
-Związku. Żeby
zobaczyć, jak to jest… - powiedział niepewnie, sądząc pewnie, że zaraz go
wyśmieję i powiem, że zwariował całkowicie.
-Jay, ja właśnie
myślałam o tym samym, jak mnie zostawiłeś w pokoju, i.. chcę tego spróbować,
żebym wiedziała, do czego muszę dążyć na studiach – zażartowałam, nie chcąc,
aby nad nami wisiała ta bardzo napięta i poważna atmosfera.
-Więc… tak po prostu
się zgadzasz? – zapytał, rozradowany.
-Tak. Wiem, że potem
będziemy cierpieć, ale chcę zaszaleć w te wakacje! – wyrzuciłam piąstkę w
powietrze, znak wolności i zwycięstwa.
Jared położył dłonie
na moich policzkach i przybliżył swoją twarz, składając na moich wargach swoje.
Czułam się przeszczęśliwa, we mnie latały motylki. Całując się wiedziałam, że
akceptujemy wzajemnie to, co nazywało się związkiem. Po chwili delikatny
pocałunek zamienił się w namiętne poznawanie tej części ciała. Zatraciłam się w
tym kompletnie i pozwoliłam, żeby położył mnie na ziemi, pochylając się nade
mną. Zarzuciłam swoje ręce na jego kark, zaś jedną nogę położyłam nad jego
tyłkiem, oplatając go. Dymbowica cicho płynęła, a nasze gesty zaczynały być coraz
bardziej odważniejsze. Po chwili poczułam jego dłoń na swojej piersi. Nie
miałam pojęcia, kiedy się znalazła pod koszulką. Spanikowałam i popchnęłam go
trochę. Przestał mnie całować i spojrzał się pytająco.
-Jay, ja… nie jestem…
nie dzisiaj, ok? – powiedziałam do niego, lekko się krępując.
Wyjął rękę spod
koszulki, nic nie mówiąc. Dźwignął się i usiadł koło mnie. Zdezorientowała
zrobiłam to samo. Uraziłam go swoimi słowami? Myślałam, że zrozumie to, że nie
chciałam w tym momencie uprawiać seksu, że było za wcześnie na ten krok.
-Co się dzieje? –
zapytałam się.
-Znowu jestem za
szybki, nie potrafię myśleć o drugiej osobie, kiedy pragnienie zaćmiewa mój
umysł… Przepraszam, nie chciałem tego, zapomniałem się – powiedział, utkwiwszy
wzrok w stojącej na drugim brzegu brzozie. Jego głos był pełen smutku.
-Jay, nie przejmuj
się! Najważniejsze, że się wycofałeś od razu, to już jest plus dla Ciebie –
oplotłam go swoimi ramionami. – Chodźmy do hotelu, jest już późno, pewnie nas
szukają.
-Raczej w to wątpię,
przecież mamy telefony.
Wyjęłam komórkę z
kieszeni spodni, zaciekawiona, czy ktoś się do mnie dobijał. Nikt. Po chwili
zauważyłam, że nie mam zasięgu.
-Masz zasięg? –
zapytałam się Leto.
Wyjął urządzenie,
zerknął i pokręcił głową.
-To pewnie dlatego
nikt nie dzwoni. Porwali nas do jednoosobowej celi i jesteśmy skazani na
długoletnie przebywanie w swoim towarzystwie, to nas zabije – wyszczerzyłam do
niego zęby.
Podnieśliśmy się,
Jared wziął swój fartuch, otrzepał go z źdźbeł trawy oraz piasku, i ruszyliśmy
z powrotem w stronę miasta. Auta już praktycznie nie jeździły, za to na ulice
powychodziło dużo ludzi. Zaczynało się prawdziwe nocne życie, podczas którego
załatwiano najprzeróżniejsze handle oraz wymiany. W dzień było za gorąco, aby
niektóre rzeczy robić, dlatego odbywało się to głęboką nocą, kiedy temperatura
była najzimniejsza (wiadomo, że najzimniejsza jest świtem, ale nie tutaj, tutaj
słońce naprawdę mocno grzeje i się je wyczuwa prawie cały czas). W ciemnych
zakątkach dilerzy wymieniali się narkotykami oraz pieniędzmi, pod latarniami
stały dziwki, czekając na klientów, przy drzwiach domów z własnymi ogródkami
czekali właściciele na potencjalnych klientów. Trzymaliśmy się za ręce, żeby
pokazać tutejszym, że nie mają na co liczyć z naszej strony (głównie ta
informacja była dla dziwek, żeby niepotrzebnie trudziły swój głos do pytania
się, czy Jay byłby chętny na jakiś szybki numerek).
Zatrzymaliśmy się
przy drewnianej chatce, przy której stała drobna babuleńka. Na głowie miała zawiązaną
kolorową chustę, biała koszulę, czarną w kolorowe wzory spódnicę i założoną na
świeże ubrania podomkę. Kupiliśmy u niej 2 duże kawałki arbuzów, dając jej dużo
ponad wartość owoców, i szybko poszliśmy, żeby nie próbowała wcisnąć nam w
dłonie resztę. Usłyszałam za sobą wołanie i odwróciłam się w tamtą stronę.
Babcia patrzyła w naszą stronę i machała nam jedną ręką, drugą, gdzie trzymała
pieniądze, przyciskając do serca. Widziałam, że się wzruszyła i ma oczy pełne
łez, dlatego uśmiechnęłam się do niej i jej pomachałam. Usłyszałam coś
podobnego do dziękuję, jednak nie byłam pewna, czy dobrze rozumiem. Cieszyłam
się, że mogłam dać babci powód do szczęścia, mnie to kosztowało niewiele, a dla
niej pewnie było wybawienie przed różnymi problemami.
Przeszliśmy na drugą
stronę jezdni i skręciliśmy w prawo, w uliczkę tym razem pełną różnych
straganów z pamiątkami. Były ozdoby malutkie, flagi rumuńskie, własnoręczne
robótki, koszulki, złoto, srebro, budki z szybkim jedzeniem (typu naleśniki,
kebab itd.), widokówkami, pamiątkami – dosłownie wszystko było. Między
stoiskami przechodziło naprawdę dużo przyjezdnych, nie sądziłam, że centrum
stolicy, które jednak nie leżało nad morzem, mogło być aż tak mocno oblegane.
Zatrzymałam się przed jednym ze stoisk, czyli z pocztówkami, i kupiłam
symbolicznie 2 pocztówki, jedną dla siebie, jedną do domu. Wypisałam tą do domu
na miejscu, kupiłam znaczek, przykleiłam go w górny prawy róg i wrzuciłam do
skrzynki pocztowej. Z każdego nowego miasta, w jakim się znajdowałam, kupowałam
2 pocztówki i wysyłałam jedną do domu, żeby mogli wiedzieć, w jakich
miejscowościach byłam i jak wygląda moja trasa z Marsami.
Nagle do moich uszów
dobiegł dźwięk jakże znanej mi piosenki.
-Słyszysz? –
zapytałam się wokalisty.
-Tak, ktoś gra City…
- rozmarzył się, bo lubił tą piosenkę, a ktosiowi naprawdę wychodziło granie.
Poszliśmy w stronę dźwięku.
Wokół gracza stało mnóstwo ludzi, więc przebiliśmy się jakoś przez tłum i
stanęliśmy naprzeciwko siedzącego na chodniku chłopaka, na oko
dwudziestoletniego, który miał na sobie czarną koszulkę z białą triadą, a dłoniach
trzymał akustyczną gitarę. Zaczął śpiewać, a przez moje ciało przeszły ciarki.
Gościu miał naprawdę dobry głos i wykorzystywał go do idealnych piosenek. Zero
fałszu, zero pomyłek. Wyciągnął wszystko perfekcyjnie, co nie zawsze udawało
się Jaredowi. Spojrzałam na wokalistę, który stał wryty w ziemię i patrzył się
na delikwenta, który, sorry Jay, brzmiał w tym momencie o wiele lepiej niż Ty.
-Nie widziałem go
dzisiaj – szepnął mi do ucha.
-Wiesz, było naprawdę
dużo ludzi, całkiem możliwe, że go przegapiłeś – odszepnęłam mu.
Kiedy skończył grać,
ludzie zaczęli bić brawa i wrzucać monety do kapelusza stojącego przed nim.
Chłopak wstał i się ukłonił, po czym znowu usiadł.
-Zostań tu, pogadam z
nim, nie chce, żeby Cię od razu wszyscy widzieli – powiedziałam do Jareda i
puściłam jego rękę, podchodząc do chłopaka.
Był ładny, miał lekko
śniadą karnację, ciemne włosy, gdzie grzywka opadała łagodnie na czoło (miał ją
zaczesaną na bok) oraz intensywnie zielone oczy. Usiadłam obok niego. Teraz
zauważyłam, że koszulkę zrobił własnoręcznie, a gitara była stara i mocno
zniszczona, chociaż pewnie starał się zrobić wszystko, żeby wyglądała jak
nówka.
-Rozmawiasz po
angielsku? – zapytałam się go niepewnie w tym języku.
Pokiwał głową.
-Uczyłem się, jak
chodziłem do szkoły, miałem najlepsze oceny z tego przedmiotu.
-Pięknie śpiewasz,
pewnie kochasz Marsów? – wskazałam głową na jego koszulkę.
-Bardzo, to oni
pomagają mi każdy dzień przeżyć. Bez nich dawno byłbym trupem – powiedział mocnymi
słowami. Na pewno miał jakieś problemy w życiu, że tak zdecydowanie
wypowiedział te zdania.
-Byłeś dzisiaj na
koncercie? – kontynuowałam mini przesłuchanie.
-Nie stać mnie na
bilet. To moje marzenie, ale kiedy ma się na wychowaniu 3 młodszych braci, ojca
nie ma, bo wolał uciec z tego miasta ze swoją kochanką, a matka jest ciężko
chora, to nie dałem zwyczajnie rady uczestniczyć w tym koncercie.. Czemu się
pytasz?
-Bo jestem Echelonem –
wyciągnęłam schowaną za koszulką triadę. – Mógłbyś więcej powiedzieć o sobie?
-Bardzo chętnie, ale
pracuję, muszę zarobić jeszcze 20 lejów, żeby mieć swoją najniższą normę
dzienną. Dzisiaj jest mało datków, pewnie przez to, że ludzie, zmęczeni po
koncercie, odpoczywają w swoich domach bądź pokojach.
-Chciałbyś spotkać
Jareda?
-Tak! To moje
marzenie, chciałbym z nim porozmawiać o wszystkim i podziękować mu za muzykę i
słowa, dzięki niemu nadal mam chęci do walki z życiem.
-To wstawaj i
zabieraj cały swój dobytek, spełnisz swoje marzenie – uśmiechnęłam się,
wskazując głową na Jareda, który niepewnie pomachał nam.
Chłopak początkowo
nie mógł uwierzyć, że stoi tam ten Jared Leto i siedział tak, wpatrzony w niego
jak w obrazek, jednak po chwili zaczął szybko zbierać swoje rzeczy. Zauważyłam,
że gitarę pakował do pokrowca z czcią i szacunkiem.
-Właściwie to jak
masz na imię? – zapytałam się go.
-Francisco jestem, a
Ty?
-Maja, miło Cię
poznać – uścisnęliśmy sobie ręce.
Podeszliśmy do
Jareda, który od razu wziął w swoje obroty Francisca. Podeszliśmy do kawiarni,
która znajdowała się niedaleko stąd, i zamówiliśmy 3 kawy. Niby nie jest to
wskazany napój o tej godzinie, jednak potrzebowaliśmy z Jaredem jakiegoś kopa w
dupę, bo czuliśmy, że zaraz zaśniemy. Podczas gdy mężczyźni rozmawiali między
sobą o zespole (chłopak po raz 30 dziękował Jaredowi za wszystko), zerknęłam na
ekran telefonu. Dochodziła 1 w nocy, a ja miałam 20 nieodebranych połączeń – od
Shannona, Emmy i Asi. Westchnęłam i wykręciłam ostatni numer, który się do mnie
próbował, bezskutecznie, dodzwonić.
-Majka, Ty żyjesz!
Zabiję Cię za to! Gdzie jesteś? Jest z Tobą Jared? – wyrzuciła z siebie jak z
karabinu maszynowego Asia.
-Żyję, nie zabijaj,
niedaleko hotelu, na targach, jest J, będę nie wiem kiedy, bo mamy interesujące
spotkanie z fanem – odpowiedziałam.
-Emma mówi, że Cię
zabije za to spotkanie.
-Idźcie już spać, bo
nie wstaniecie jutro.
Prychnęła mi do
telefonu.
-Chyba wy prędzej
będziecie mieli problem. Wylot jest DZISIAJ, nie jutro, o 10 rano, więc życzę
powodzenia.
-Oj tam, nie takie
rzeczy się robiło – uśmiechnęłam się w myślach, jak przywołałam sobie
odpowiednie wspomnienie w pamięci. – Dobranoc!
-Wzajemnie!
Rozłączyłam się i
schowałam urządzenie do kieszeni.
-Opowiedz mi więcej o
sobie – powiedział Jared.
-Mam 20 lat, od
urodzenia mieszkam tutaj. Najpierw mieszkaliśmy w apartamencie, bo mój ojciec
miał spadek po rodzicach. Po kilku latach coś zaczęło się psuć. Miałem już
wtedy jednego młodszego brata, Lucasa, kiedy się to wszystko zaczęło. Tata
podpadał w długi, a mama zaczynała tracić kolejne prace po sobie. Było coraz
gorzej. Podczas kiedy na świat przyszła siostra, ojciec zaczął pić mnóstwo
alkoholu. Musieliśmy przenieść się do meliny na skraju miasta, gdzie tata,
całkowicie zdesperowany, sięgnął po narkotyki. W międzyczasie zrobił mamie
kolejne dziecko, kolejną córkę. W 4 miesiącu ciąży poznał Luizę, swoją
dotychczasową kochankę. Zostawił matkę, długi, które były na nią przypisane, z
4 małych dzieci – miałem wtedy 9 lat i przejąłem obowiązki głowy rodziny. Matka
popadła w depresję, próbowała sobie dwukrotnie odebrać życie, jednak za każdym
razem, na całe szczęście, nieskutecznie. Miała zaoszczędzone pieniądze, którymi
spłaciła 1 dług i połowę drugiego, jednak nadal zostawały jej drugie półtora
długu. Nie mogła iść do pracy, bo nie miała z kim zostawić dzieci – moje babcie
i dziadki już nie żyją, a rodzice byli jedynakami, więc o żadnej ciotce nie
było mowy. Chodziłem do szkoły, edukowałem się, a po szkole brałem gitarę,
która kiedyś należała do mojego ojca, i szedłem na ulice, zarabiając na naszą
rodzinkę. Staramy się, dwoimy i troimy, żeby jakoś wiązać koniec z końcem.
Idzie nam nieźle, ale niedawno doszła do nas informacja o 4 długu ojca, który
zaciągnął na matkę. Rzuciłem szkołę w ostatnim roku edukacji i całe dnie oraz
noce siedzę tutaj i śpiewam, głównie Marsów, bo to oni, po informacji o 4
długu, pozwoliły mi odsunąć od siebie myśli samobójcze, zrozumieć, że tak nie
mogę skończyć życia, że jak to zrobię, to matka z rodzeństwem zostaną
całkowicie sami, a wtedy wszyscy umrą w nędzy i rozpaczy, bo nie pozwalałem na
to, aby moje rodzeństwo trudziło się jakąkolwiek pracą. Zależało mi na ich
edukacji. Matka 3 lata temu zachorowała na raka jajników, teraz ma ostatnie
stadium i jej dni zostały policzone. Nie chcieli jej w szpitalu, powiedzieli,
że niepotrzebnie będzie zajmowała łóżko, więc leży w pokoju, nie mogąc wstać z
łóżka do ubikacji. Na szczęście rodzeństwo przejęło obowiązki opieki nad nią.
Czuję, że jej dni są policzone. Dawno się pogodziłem z myślą, że ją niedługo
stracę, ale moje rodzeństwo nie chcą tego przyjąć do świadomości, wciąż mają
nadzieję, że uratują ją przed tym złym, że ich nie zostawi… Żyję dzięki Marsom.
Przyznam, że w
połowie opowieści do oczu napłynęły mi łzy, a teraz siedziałam i płakałam, nie
zważając, że moja kawa już od dawna jest słona. Jaredowi też pojedyncze łzy
kapnęły na ubranie. Współczułam temu chłopakowi, był tylko rok starszy ode
mnie, a taka tragedia go dotknęła. Żyjemy w swoim świecie, zupełnie
nieświadomi, że obok nas są tacy, którzy nas potrzebują. Francisco miał
szczęście, że posiadał dar do śpiewania i grania – ale co by było, gdyby tego
nie miał? Byłby kolejnym żebrakiem na ulicy, obok których przechodzimy
obojętnie, będąc przekonani, że to są zwykli menele, nieroby, którzy czekają
tylko na okazję, aby się najebać do granic przytomności.
-Dziękuję za to, że
otworzyłeś się przed nami – powiedział wzruszony Jared. – Dlatego tak bardzo
kocham Echelon.
-Pokochasz go jeszcze
bardziej, to oni starają się codziennie mnie łapać na mieście i wrzucić do
kapelusza kilka lejów. Dają jedzenie, leki, środki czystości, pomagają na każdy
możliwy sposób. Ktoś zrobił mi tą koszulkę, moją ukochaną, bo to jedyny marsowy
dodatek, jaki posiadam.
Sięgnęłam do ręki, na
której miałam marowego skórzanego wrista czerwonego z symbolami i ściągnęłam
go, po czym podałam bransoletkę chłopakowi.
-Masz kolejną rzecz,
pokaż, jakim jesteś Echelonem!
Zobaczyłam w jego
oczach łzy. Zaczął mi dziękować. Naprawdę niewiele trzeba, żeby uszczęśliwić
drugiego człowieka. Machnęłam ręką, że nie ma sprawy, że dla mnie to czysta przyjemność,
żeby go uszczęśliwić.
Wypiliśmy kawę i
wstaliśmy od stołu. Francisco się z nami żegnał, mówiąc, że musi wracać do
pracy, bo nie chce wrócić z prawie pustymi rękoma do domu. Jared go zatrzymał,
a ja wiedziałam, czemu to robi.
-Poczekaj chwilę, coś
Ci dam – powiedział do niego i sięgnął po portfel, z którego wyciągnął
dokumenty, i podał go chłopakowi. – Weź go, jest tam trochę pieniędzy, mam
nadzieję, że Ci się przydadzą.
Francisco przyjął
podarunek i totalnie się rozkleił. Jared przytulił go mocno do siebie i puścił.
-Pamiętaj, że rodzina
i miłość są najważniejsze! Skontaktuj się z nami poprzez AIW przy następnej
naszej wizycie w Bukareszcie, chętnie Ci dam m+g. Trzymaj się ciepło! –
powiedział, objął go jeszcze raz i odeszliśmy, zostawiając go samego przed
kawiarnią z wyrazem szczęścia na twarzy. Nie wiedziałam, ile dał mu Jared,
jednak byłam przekonana, że była to spora sumka, w końcu Jay miał jakiś dziwny
zwyczaj noszenia przy sobie dużej sumy pieniędzy.
-Echelon. Kocham mój
mózg, Kocham moją pracę – powiedział, łapiąc mnie za dłoń.
-Śpiewał lepiej od
Ciebie – powiedziałam specjalnie zamarzonym głosem, ciekawa jego reakcji.
-Pff, dużo mu brakuje
do perfekcji – rzucił spokojnym tonem, jednak wyczułam w jego głosie nutkę zazdrości
i mimowolnie zachichotałam. – No co, nie jest idealnie!
-Ty też tego nie
robisz idealnie – uśmiechnęłam się do niego.
Wyszliśmy z bazarowej
ulicy na zwykłą, po której jeździły auta, gdyż była to gówna ulica przechodząca
przez miasto. Szliśmy powoli, wdychając powietrze, które zrobiło się świeższe
mimo panującego smogu pochodzącego z aut. Tutaj już nie było tylu ludzi, którzy
próbowali się przecisnąć ku swojemu celowi, tutaj panowała cisza i spokój.
Przed hotelem stał
jeden boy, który na nasz widok zawołał głośno:
-Szykujcie się na
najgorsze!
-Co się dzieje? –
zapytałam się go, zdziwiona. – Fanki są w środku?
-Gorzej, blondi się
wkurzyła i nie może się od godziny uspokoić.
Zaniepokojeni szybko
weszliśmy do środka. Emma latała po całym holu, a za nią latał Shannon, Tomo,
Asia i Vicki, próbując ją uspokoić.
-Porwali go! Mówiłam,
że go porwali! – krzyczała.
-Emma, ludzie śpią! –
syknęła Vicki.
-Dzwoniłam do Mai,
byłaś przy rozmowie! – mówiła cichym tonem Asia.
Tyko Shannon i Tomo
chodzili za nią, rozbawieni na całego. Kiedy tylko Emma widziała ich roześmiane
twarze, wpadała od nowa w furię. Staliśmy w niewidocznym dla nich miejscu i
śmialiśmy się z blondynki.
-Może czas się
ujawnić? – szepnęłam po 5 minutach, kiedy Asia, zrezygnowała, usiadła ciężko na
fotelu, a Emma wykorzystała sytuację i zaczęła się drzeć na cały hotel, że nas
porwano i wywieziono do Tajlandii, gdzie zabiorą nasze wewnętrzne organy na
handel wymienny.
-Ok., ale Ty idziesz
pierwsza – powiedział do mnie.
-Nie ma mowy! Nie
chcę iść na ogień smoczycy! – rzuciłam oburzona.
-Papier kamień nożyczki?
– zapytał się.
-Okej!
Wyciągnęłam kamień a
Jared nożyczki. Uśmiechnęłam się triumfalnie, a na jego twarzy wykwitło
przerażenie.
-Nie ma mowy, nie idę
– rzucił, patrząc niespokojnie w bok, czy czasem nie będzie jakiegoś bocznego
przejścia do wind, jednak takiego nie było, i żeby dojść do swojego
apartamentu, trzeba było przejść obok blondynki.
Wziął głęboki wdech i
szybko ruszył przed siebie. Emma dobiegła do niego w 2 sekundy i stanęła przed
nim, drąc się na całe gardło:
-JAREDZIE LETO, CZY
TY WIESZ, DO CZEGO SŁUŻĄ TELEFONY KOMÓRKOWE?
-Noo, coś tam mnie
uczono… - powiedział przestraszony, podczas gdy reszta opadła na fotele z ulgą
na twarzy, będąc szczęśliwym, że w końcu się odnaleźliśmy. Skorzystałam z
okazji i szybko przemknęłam obok kłócącej się pary.
-GDZIE BYŁEŚ? CZEMU
NIE ODBIERAŁEŚ TELEFONÓW? CZY WIESZ, ŻE MOGŁEŚ ZGINĄĆ I WYJECHAĆ DO…
-Tajlandii? Słyszałem
wszystko – oj, wypowiedzenie tego zdania było błędem, bo Emma wpadła w
prawdziwy szał.
-CHCESZ PRZEZ TO
POWIEDZIEĆ, ŻE OD JAKIEGOŚ CZASU STAŁEŚ UKRYTY I SŁUCHAŁEŚ, CO WYGADUJĘ? TY
NIEWDZIĘCZNA ŚWINIO! TY EGOISTYCZNA KROWO! TY JEBANY CHUJU!
-W końcu przeklinasz
tak, jak powinnaś – wyszczerzył do nas zęby Jared, a my się głośno zaśmialiśmy.
Emma zrobiła się
czerwona na twarzy i miała od nowa zacząć wrzeszczeć, kiedy podeszłą do niej
ochrona.
-Albo pani się
zamknie w tym momencie albo oddelegujemy panią na komisariat – rzucił jej
groźne spojrzenie, jednak widziałam, że próbuje ukryć cisnący się na twarz
uśmiech. Chyba cały hotel będzie miał co opowiadać między sobą.
Emma chciała coś
powiedzieć, ale rozmyśliła się i pokiwała tylko głową. Rzuciła tylko do Jareda,
że jeszcze nie skończyła, i już jej nie było. Przeciągnęłam się i ruszyłam do
windy. Ruszyliśmy do naszych pokoi na właściwe piętro. Po wyjściu z windy
pożegnałam się z Jaredem całusem w usta.
-Ja już się
pogubiłem, czy ona z nim jest czy nie – usłyszałam za sobą westchnięcie
Shannona. Uśmiechnęłam się do siebie i weszłam do pokoju, witając z ulgą łóżko.
___________
Uwaga, pobiłam rekord w długości jednego rozdziału - ten ma ponad 10 stron w wordzie :D
Mam nadzieję, że się podobało i dacie jakikolwiek komentarz, bo to wiele dla mnie znaczy.
Jest 4 rano, a ja muszę o 8 wstać. #yolo :D
podoba mi się taki długi rozdział :) Mam nadzieje że po wakacjach Maja i Jared będą razem :D czekam na nowy XD
OdpowiedzUsuńcjhdrihxwgh Ale supeeeeeeeer rozpdzial! *.* Kocham styl jakim piszesz! l Zawsze potrafisz wywolac u mnie lzy smiechu jak i wzruszenia :) Lubie takie dlugie rozdzialy ^^
OdpowiedzUsuńSzaaacun dla ciebie za tak długi i dobry rozdział! A tak przy okazji spytam, kiedy można się spodziewać nowego rozdziału na WTTU? :D
OdpowiedzUsuńBOŻE TORI TAKA ZARYCZANA BO TEN OPOWIEŚĆ TEGO CHŁOPAKA................................ DAWNO TYLE NIE PŁAKAŁAM.
OdpowiedzUsuńNIC NIE WIDZE, KURWA
DZIĘKUJĘ
/@becreativebitch
Dobra, pierwszy raz czytałam ten rozdział jadąc w poniedziałek rano pociągiem na uczelnię, po czterech godzinach snu, a uśmiech miałam na ustach całą drogę, ludzie się na mnie patrzyli, jak na kretynkę, serio, normalnie jakbym była psychiczna. :DD Poryczałam się, jak czytałam o tym chłopaku, no cholera, tak sobie myślę teraz, że jak mnie ktoś obserwował, to faktycznie mogłam wyglądać na chorą - najpierw banan na ryju, minutę później łzy w oczach. xD
OdpowiedzUsuńRozdział jest TAKI TAKI!!!!!!
Spacer po Bukareszcie - *.* - nie mam więcej pytań.
BTW, nie wiem na kim się wzorowałaś pisząc o tym, jak mądra życiowo i przezorna jest Asia, bo na pewno nie na mnie xDDDDD
I w ogóle, to mam nadzieję, że miała tam jakieś ciekawe zapoznanie z Shannonem podczas gdy Maja z Jayem się przechadzali po mieście mając wszystkich w dupie. ^^
Możesz częściej pobijać rekordy, ja to bardzo lubię. :D Bardzo bardzo. :3
No i, jak zwykle: CZEKAM NA NASTĘPNY. <30
ahdbfkihdrbgoihbrgahdbgkzjhdf
Cudowny blog! :D podoba mi się, że są takie długie rozdziały, jest więcej do czytania :P styl i język również w większości bezbłędnie, więc pozostaje tylko czekać na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuń