środa, 21 listopada 2012

5. - "W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał…"

Zajęłam swoje miejsce, które mieściło się po prawej stronie ławki w środkowym rzędzie, 2 ławka od tablicy. Było to bardzo dobre miejsce podczas klasówek do ściągania, ponieważ pani bardzo często wychodziła za drugą ławkę i tam pilnowała dalsze ławki, mając nas gdzieś. Moja sąsiadką była Iza, z którą siedziałam na wielu lekcjach już od 3 lat. Przyjaźniłyśmy się, czasami się odwiedzałyśmy w weekendy. Uśmiechnęłam się do koleżanki.
-Jak tam stres, jest? – spytała się mnie.
-Jak przed każdym sprawdzianem.. Ech, chcę mieć to za sobą, w końcu tyle emocji mnie dzisiaj czeka… - szepnęłam.
-Powodzenia!
-Dzięki, wzajemnie!
Pani dała nam arkusze. Spojrzałam na pierwsze pytanie. Było z układu nerwowego, więc szybko cofnęłam się do tego tematu, aby przypomnieć dany fragment. W skupieniu i ciszy rozwiązywaliśmy test.
Skończyłam pisać równo z dzwonkiem. Po raz pierwszy byłam absolutnie pewna 5 z testu. Odpowiedziałam bezbłędnie na wszystkie pytania, ba, dawałam nawet dodatkowe informacje, które zdobyłam dzięki rozszerzonym książkom, z których się przygotowywałam do tegoż testu. Rozejrzałam się po klasie. Prawie wszędzie gościł uśmiech, tylko gdzieniegdzie było widać smutek bądź rozczarowanie – ale te twarze należały do osób, które nie chciały zdawać biologii na maturze, a w naszej klasie było ich doprawdy niewiele. Oddałam test pani i wyszłam z klasy. Przed nią stał już Kamil.
-Mogę wiedzieć, jakiego koloru jest Twoja podwiązka? Bo chciałbym założyć pod jej kolor krawat – bąknął. Nie wiedziałam, ze mu aż tak zależy, aby te rzeczy były tego samego koloru! Pierwszy raz coś takiego usłyszałam w swoim życiu. Zastanowiłam się chwilę, jakiego koloru była podwiązka kupowana 3 tygodnie temu. Fioletowa? Nie, nie cierpię tego koloru. Czerwona? Moment.. Nie, zielona! Ale czy na pewno? Tak, to niewątpliwie była zielona, w końcu dodatki zrobiłam zielone pod czarną sukienkę.
-Zielona, ale dam Ci znać na VIP-ach, gdyż nie jestem pewna – posłałam mu swój czarujący uśmiech. Ach, jaka szkoda, że nie miałam uśmiechu Jareda, który powalał każdą laskę na kolana! Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 15. – Do zobaczenia! – rzuciłam i wybiegłam ze szkoły, nie zaczekawszy nawet na odpowiedź chłopaka.
Rzuciłam torebkę na tylnie siedzenie i ruszyłam. Włączyłam się do ruchu i nastawiłam radio na Eska Rock – moja ulubiona stacja radiowa, gdyż informowali tam o wszystkich koncertach oraz dawali naprawdę świetną muzykę. Wsłuchałam się w audycję.
-Dziś, w Łodzi, za 2 godziny, rozpocznie się festiwal rockowy, gdzie zagrają takie sławy jak Chemiczni, Red Hoci oraz polskie gwiazdy, czyli Luxtorpeda, Coma i Happysad! Dzisiaj wyciekła informacja, która zaciekawiła wszystkie media – kto jest tym 6 artystą, tą niespodzianką? Portale nie milkną od plotek, przecieków i przeróżnych opinii. Jedni są przekonani, że to będzie Linkin Park, inni dadzą sobie rękę uciąć, iż Kings of Leon zagra na łódzkiej scenie, zaś niektórzy obstawiają Green Day! Jak to będzie naprawdę? O tym się dowiemy za 2 godziny, a dla państwa będziemy na żywo relacjonować, kto i jaką piosenkę gra na scenie zagranicznej! Tymczasem dzwonimy do naszej zagorzałej słuchaczki, która jest jedną z 20 osób posiadających VIP-a…. – zadzwonił telefon. Boże, kto co ode mnie chce? Sięgnęłam po niego i odebrałam:
-Halo?
-Czy przy telefonie Maja vel ajamowa? – padło pytanie.
-Jasne, to ja. O co chodzi?
-Dzwonimy na żywo z Eski Rock, jest pani w radio! – świetnie, nie dość, że się spieszyłam, to mi tu jeszcze dzwonią z radia… Bałam się, że z nieuwagi palnę o Marsach.
-Dzień dobry! Po co państwo do mnie dzwoni? – starałam się być miła.
-Doszły do nas podsłuchy, że pani wie, kto będzie tą 6-tą gwiazdą festiwalu…- hahahaha, a skąd ta wiedza? Kamerki u mnie zainstalowali? No, gdyby zainstalowali, to nie musieliby do mnie dzwonić… A co, niech Jared ma za wczoraj!
-Wiem. Jest to znany amerykański zespół, czyli Thirty Seconds To Mars, którzy gościli w łódzkiej Atlas Arenie 1.5 roku temu – podzieliłam się z nimi tą informacją.
-A skąd ta pewność, że oni będą? Mam nadzieję, że teraz nie zapanował głośny pisk oraz przekleństwa wśród słuchaczy, w końcu niezbyt dużo ludzi ich lubi, a fani kłócą się o to, kto porwie koszulkę Jareda.
Nie no, koleś przesadził! Co prawda, sporo ich hejtowało, ale to też nie była jakaś ogromna liczba ludzi! W Polsce jest więcej, o wiele więcej fanów aniżeli przeciwników, którzy są od razu zjadani przez Echelon. I nie były to tylko FG, które chciały mieć cokolwiek z Jareda!
-Bo mam stały kontakt z Jaredem. I proszę nie obrażać zespołu, że mało ludzi ich lubi, ponieważ to jest nieprawda, a stwierdzam to na podstawie faktu, iż na sam koncert wybiera się ponad połowa Echelonu, które nie pierdolą o zacnych ciuchach Jareda, a idą dla samej muzyki, a hejtujących jest niewiele i myślę, że pana też by ugodziło, gdybym powiedziała, że Slayer ssie, co jest nieprawdą. Nie zmienia to jednak faktu, że poczułby się pan urażony moją wypowiedzią, więc życzę przeprosin dla mnie i całego zespołu na antenie – dostałam słowotoku. Zdania same mi wypływały z ust, a z każdym słowem coraz bardziej się nakręcałam. W końcu zamilkłam. Po drugiej stronie linii i w radiu panowała cisza. W końcu prezenter odezwał się cichym głosem:
-Przepraszam cały zespół i ich fanów za to, że obraziłem was… Pani Maju, do zobaczenia na festiwalu! – i zakończył rozmowę.
Odetchnęłam. Już nie musiałam się stresować. W radiu puszczono… Echelon. Aż podskoczyłam ze zdziwienia. Piosenka ze starej płyty, którą mało kto znał… Widać, że prezenter naprawdę się przejął. Byłam szczęśliwa móc usłyszeć tą zacną piosenkę w radiu. Reszta podróży minęła mi spokojnie, nikt mi nie przeszkadzał. Rozmyślałam nad tym, co się wydarzyło na przerwie w szkole. Nie mogłam uwierzyć, że to zdarzenie naprawdę miało miejsce. Czyżby miało się spełnić marzenie, które czekało na swoją kolej od ponad roku? Wolałam nie myśleć, aby nie zapeszyć. Co prawda, nie należałam do ludzi przesądnych, ale w tych sprawach wolałam nie myśleć. Wolałam mieć jasne myślenie, jakby miało się coś jednak wydarzyć bądź też nie wydarzyć.
Podjechałam pod dom. Przed nim stał już MarsBus. Wstawiłam auto do garażu i weszłam do domu. W kuchni stał tata.
-Cześć tato. Shannon i Tomo już dojechali? – rzuciłam, zadowolona z siebie.
-Tak, przyjechali 2 godziny temu i ustalają teraz setlistę. Jak Ci poszła biologia?
-Aa, nawet dobrze.
-Słuchaj, musimy porozmawiać… - zaczął tata. Domyślałam się, co chciał mi powiedzieć. – Nie możesz sobie ot tak zapraszać do siebie tak sławne osoby, i to jeszcze bez naszej wiedzy. Ja rozumiem, że chcesz im pomóc, ale pomyśl, że niedługo wszyscy się o tym dowiedzą i przyleci do nas tłum fotoreporterów – tata najbardziej obawiał się tych małych ludzi z aparatami. Od urodzenia miał paniczny strach przed aparatami, fleszami. Jak tylko coś takiego widział w moich rękach, od razu wychodził z pomieszczenia i uciekał do swojej sypialni, gdzie się zakluczał i siedział tam, dopóki nie skończę robić zdjęcia. – Możesz ich przenocować ile chcesz, dopóki nie zobaczę ani jednego fotoreportera.
-Dobrze tatku, zrozumiałam. Mogę iść pozałatwiać swoje sprawy?
-Owszem.
Wyskoczyłam z domu i dopadłam busa, na którym było pełno marsowych naklejek. Chłopaki nigdy nie obklejali swoich busów, ale teraz widocznie naprawdę brakowało im tych koncertów, że chcieli pokazać, iż oni są tu, w Polsce. Biedacy, nie wiedzą, że słuchacze eski rock wiedzą o ich udziale w koncercie. Zaczęłam zdrapywać naklejki, kiedy z pojazdu wyskoczył kierowca, którego wcześniej przeoczyłam. Mężczyzna był ciut wyższy ode mnie, miał wylewający się brzuch ze spodni i spocony podkoszulek, mimo że na dworze było chłodno. Nie miałam pojęcia, skąd go Marsi wytrzasnęli.
-A panienka co, zbiera sobie gadżety do domu? Won mi, poszła! – miło mnie wita. Rozumiem, że mnie nie zna i nie wie, iż to u mnie zatrzymali się Marsi, mimo to jego kultura wobec innych powinna być ciut wyższa.
-Ja mieszkam w tym oto domu – wskazałam na swój dom.
-Jasne, ja zaś nazywam się Kurt Cobain – wziął papierosa do ust i go zapalił. Wtedy miarka się przebrała, ponieważ nienawidzę, kiedy ktoś pali, i to w sposób olewacki, przy mnie. Rzuciłam się na niego i zaczęłam go okładać pięściami.
Papieros wypadł z ręki zaskoczonego mężczyzny, który bronić zaczął się dopiero po 5 sekundach. Odskoczyłam od niego i wzięłam oddech.
-No, zmęczył się fan girls? Do mamusi lecisz? – nabijał się.
Byłam tak wściekła, że w cholerę poszły wszystkie sposoby opanowania się i ponownie się na niego rzuciłam. Niby odparował moje 2 pierwsze ciosy, ale nie przewidział, że mogę zacząć gryźć go w obojczyk. Kopnęłam go z całej siły w miejsce intymne. Kierowca osunął się na ziemie z wyrazem bólu na twarzy, łapiąc się za krocze. Już miałam zamiar kopnąć go w brzuch, kiedy usłyszałam głos Jareda:
-Maja, przestań! To nasz jedyny kierowca, któremu ufamy!
Odwróciłam się. Wokalista stał na schodach przed drzwiami wejściowymi. Za nim stało dwóch mężczyzn, których widziałam po razy pierwszy w życiu, mimo to znałam ich doskonale. Po lewej stronie stał Tomo – był najniższy z całej trójcy. Włosy miał opuszczone, które sięgały za jego ramiona. Oczywiście na twarzy był nienaganny zarost, dzięki któremu Tomo nabył sympatię Echelonu. Shannon był wyższy od Tomo, ale niższy od swojego brata. Na nosie miał okulary – pewno znowu był upity. Od koncertu w Łoży nie zmienił się. Nadal miał swój nieogar na głowie oraz lekki zarost. Jedynym dodatkowym elementem była małpka, która siedziała na jego ramieniu i patrzyła się na mnie, jedząc banana. Małpkę też znałam – Rippley. Została ona sławna dzięki VyRTowi. Cała Trójka patrzyła się na mnie z szeroko rozwartymi ustami.
-To poszukajcie innego, ten nie będzie w stanie dzisiaj pojechać – wskazałam na mężczyznę, który już władowywał się do busa, mając w planach odjechać stąd jak najszybciej. – Hola, panie, autobus zostaje – podeszłam bliżej wyjścia. Mężczyzna spanikował i wyleciał tylnimi drzwiami. Pobiegł na najbliższy przystanek autobusowy.
-I gdzie ja teraz znajdę kierowcę?! – zaczął lamentować Jared.
-Nie martw się, moja mama nas poprowadzi – mama kochała przewozić ludzi, sama kiedyś pracowała jako kierowca autobusu. Zawsze miewała kaprysy, które od razu wkładała w życie, dzięki czemu w naszym domu bywało ciekawie. Nigdy się nie nudziliśmy. Mama potrafiła w środku nocy nas obudzić i poinformować, że bawimy się w podchody z sąsiadami. – Ale pomóżcie mi zdrapać te głupie naklejki. Ja wiem, że wy się cieszycie, iż dzisiaj będziecie grać… Ale nie róbcie takiego rozgłosu, tata nie chce, aby wszyscy wiedzieli, że tutaj chwilowo mieszkacie.

_____________________
Ciągle mam wrażenie, że za bardzo się rozpisuję nad scenami i nie umiem przechodzić szybko czasowo, dlatego 2.5 dnia mam opisane na 40 stronach już. ;__;
Dzięki, że jesteście. ; )

niedziela, 4 listopada 2012

4 -"-Nie ma mowy na CTTE – no żesz, ale mnie zaskoczył Jared! "


-A jesteście przygotowani do koncertu? – mruknęłam.
-Tak! Zagramy kilka piosenek z każdej płyty. Ma to nam posłużyć, jaką płytę mamy wydać, a pomoże nam to określić pisk, wrzask i śpiew fanów. Bo myślę, że trochę ludzi będzie z Echelonu.
Trochę? Jak dobrze liczyłam, na koncercie miało być ponad 500 Echelonów, których znałam poprzez FB. Nawet wśród VIP-ów było 10 Echelonów. Nie powiem, zapowiadał się interesujący dzień. Najpierw nauka na biologię, szybki powrót do domu, przywitanie się z resztą zespołu (Jare powiedział, że przyjadą tutaj ,aby odpocząć, przegryźć coś i ustalić setlistę), następnie szybkie mycie, przebranie się w strój na koncert i dotarcie na niego. Zostawiłam wokalistę samego w kuchni i ruszyłam do pokoju, aby znowu wziąć się za biologię. Usiadłam na łóżku, wzięłam książkę do ręki i zaczęłam się uczyć.
Dochodziła 13, kiedy wreszcie oderwałam się od nauki. Wiedziałam, że musi mi pójść bardzo dobrze, czułam to w sobie. Wrzuciłam książkę, zeszyt oraz długopisy do plecaka i poszłam do szafy, aby wybrać dwa stroje – na koncert i do szkoły. Na teraz wybrałam czarne rurki, czarny podkoszulek oraz koszulę w czarno-czerwoną kratę, zaś na wieczór czekała na mnie skórzana kurtka oraz glany (spodni i góry nie zmieniałam) – strój, który towarzyszył mi na prawie każdym koncercie. Przebrałam się, zawiązałam włosy w luźnego koka na czubku głowy i wynurzyłam się z pokoju. Z sypialni Jareda dobiegł mnie urywek NOTH. Super, czyli moja ukochana piosenka pojawi się na koncercie, w końcu nie bez powodu ją śpiewał. Zapukałam do Jareda.
-Otwarte!
Weszłam. Okna były zasłonięte roletami. Na szczęście tu panował nienaganny porządek. Jared siedział na łóżku i stroił gitarę, podśpiewując sobie różne piosenki. Kiedy weszłam, posłał mi lekki uśmiech i wskazał na łóżko, abym usiadła koło niego, więc to zrobiłam.
-Pomożesz mi wybrać setlistę? – rzucił.
-Nie ma sprawy – swoją ukochaną setlistę miałam ułożoną od kilku miesięcy.
-Słuchaj, jest tak: mamy 3 płyty, z każdej chcemy zagrać po 5 utworów. Co proponujesz z pierwszej?
-Po 5? Nie ma sprawy… Więc proponuję Buddhę, Echelon, Oblivion, WTTU oraz Valhalla, wiem, że nie daliście jej do płyty, ale ta piosenka powinna się znaleźć! – powiedziałam hardo.
-Ale… Valhalla? – Jared był przerażony. – Jak to się śpiewa? Echelon? WTTU? Byłem przekonany, że powiesz Capricorn, Buddha, Fallen, Oblivion i Revenge! W końcu te piosenki zawsze gramy, jak mamy fazę.. – westchnął. Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. Żeby nie pamiętać swoich własnych piosenek? – Pomożesz mi je przypomnieć?
-Nie ma sprawy – i zaczęłam śpiewać Valhallę. Jared patrzył się na mnie przez chwilę z lekkim powątpieniem, ale pochwycił po minucie gitarę i dał mi podkład, co prawda, lekko fałszował, ale dawał radę. Przerwałam śpiewać, kiedy usłyszałam, że i Jared śpiewa. Na szczęście szło mu lepiej niż granie, więc złapałam jego gitarę. Ten od razu przerwał śpiewać i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Śpiewaj, ja Ci zrobię podkład – uczyłam się kiedyś grać na gitarze i nie powiem, szło mi nawet nawet. Zaczęłam grać, a Jared śpiewać. No, w końcu jakoś to brzmiało! Po piosence Jared się znowu uśmiechnął. Czy jemu już te mięsnie nie bolą?
-Niezła jesteś.
-Bo pamiętam, co gram – Jared się z lekka przyrumienił. – Dasz radę sam z chłopakami ogarnąć resztę piosenek? Bo zaraz muszę jechać do szkoły, a chciałabym Ci jeszcze powiedzieć, co zagrać z ABL oraz TIW.
-Okej ,zapodawaj… Zacznij od ABL.
-The Kill, From Yestarday, Attack, A Modern Myth oraz Hunter – oczy mi się zaszkliły. Boże, moja ukochana płyta, a mogłam tylko 5 utworów..! No cóż, miałam nadzieję, że podjęłam dobrą decyzję. Dziad tylko pokiwał głową i zapisał na kartce moje propozycje.
-Mogłem podejrzewać, że takie propozycje padną. Nie powiem, nie jestem zaskoczony. Jeszcze przegadamy z chłopakami – mruczał pod nosem. – a TIW? – tym razem pytanie było skierowane do mnie.
-NOTH, CTTE, Alibi, L490 oraz Hurricane – te propozycje przeszły mi szybciej. Wiedziałam, że Jared albo doda K+Q jako 16 piosenkę albo wywali coś z moich propozycji, ponieważ nie umiał grać bez K+Q na koncertach. Miałam tylko nadzieję, że nie wywali Alibi, L490 oraz NOTH, najlepsze piosenki wg mnie na 3 płycie. Zdania innych na ten temat były różne, czasami powstawały nawet wielkie kłótnie, po których przez kilka tygodni było nieprzyjemnie na grupach bądź forach. W końcu zapadła decyzja, że każda osoba, która narzuca kłótnie na temat ulubionych bądź beznadziejnych piosenkach, zostaje automatycznie wyrzucona bądź usunięta.
-Nie ma mowy na CTTE – no żesz, ale mnie zaskoczył Jared! Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym niedowierzania. – Nie patrz się tak na mnie. Mam złe wspomnienia z tą piosenką – westchnął, a przez twarz przeleciał mu jakby grymas bólu.
-Mam nadzieję, że znajdziesz w przyszłości czas, aby mi o tym opowiedzieć – tak, nadal nie mogłam pogodzić się z myślą, że wczoraj całkowicie mnie olał. Ale żeby CTTE, jego ukochana piosenka, na której zawsze dawał z siebie tyle życia? Co się zmieniło od ostatniego koncertu? Co sprawiło, że piosenka, pełna życia, nagle stała się najczarniejszym wspomnieniem Jareda? Miałam nadzieję, że opowie mi w przyszłości.
-Nie martw się, znajdę czas – spojrzał mi w oczy. Kiedyś mu je zabiorę, obiecuję, ma za boskie, aby należały do człowieka. Wyjmę sobie wtedy swoje oczy i włożę jego, ha!
-Mam nadzieję.. Dobra, ja uciekam! Mam nadzieję, że jak wrócę, to będzie ustalona ostateczna lista, a wy będziecie perfekcyjnie przygotowani! – rzuciłam i wyszłam z pokoju, zostawiając wokalistę samego nad gitarą i kartkami.
Zeszłam schodami na dół i wsiadłam do auta. Odpaliłam i ruszyłam w drogę przy akompaniamencie AC/DC. W myślach wciąż powtarzałam sobie najważniejsze terminy biologiczne. Na drodze panował niewielki ruch, więc spokojnie dojechałam przed szkołę. Zaparkowałam na niewielkim, aczkolwiek miłym, bo zielonym, parkingu przed szkołą. Wysiadłam i spojrzałam na szkołę, do której chodził musiałam tylko przez 2 miesiące. Kiedyś szkoła służyła za więzienie, dlatego miała surowy klimat, mimo że dyrektorzy próbowali za wszelką siłę zmienić ten mroczny klimat, niestety ze słabym skutkiem. Okna w budynku były małe. Głównym elementem były 2 strzeliste wieże, na szczytach których patrolowali kiedyś strażnicy. Sam teren był ogrodzony grubym i wysokim murem. Na szczęście w środku było radośniej.  Ściany były pomalowane na jaskrawe i żywe kolory, wszędzie były rośliny, zaś w klasach panowała miła i przyjemna atmosfera. Spojrzałam na zegarek. Za 5 minut miał być dzwonek na przerwę. Weszłam po schodach na piętro, gdzie odbywały się lekcje biologii. Na ławkach siedziały już 3 osoby z mojej klasy: Ola, Przemek i Ania.
-Cześć! Umiecie? – przywitałam się.
-Witaj Maju! Uczyliśmy się kilka tygodni, ciężko nie umieć – odpowiedział Przemek. – A u Ciebie jak to wygląda?
-W sumie to dobrze. Mam nadzieję, że uda mi się to napisać na 4 chociaż. Bo 5… Marzenia – westchnęłam. Miałam jakiegoś wielkiego pecha do biologii, zawsze na sprawdzianach brakowało mi pół punktu do oceny wyżej. Jak nauczycielka miała dobry humor, podwyższała mi ocenę, jak nie, dostawałam nieszczęsne 4+, dlatego dzisiejszy egzamin miał być dla mnie najważniejszy, ponieważ dzięki niemu dowiem się, jaką będę miała ostateczną ocenę. – Tylko Wy przyszliście na później?
-W sumie nie, podobno do szkoły nikt nie przyszedł… Założę się, że zaraz wszyscy będą się zlatywać – powiedziała Ola. Wow, czyli cała klasa wzięli te próbne matury na poważnie i każdy postanowił się mocno do tego przygotować. W sumie to nie było takie dziwne, w końcu właściwą mieliśmy mieć za niecałe 2 miesiące.
Zadzwonił dzwonek. Z klas zaczęli wysypywać się ludzie. Zauważyłam, że kolega z fizyki dodatkowej, który mi się strasznie podobał, rówieśnik, usiadł naprzeciwko mnie i zacząć mi się bacznie przyglądać. Nazywał się Kamil, miał błękitne oczy oraz włosy długości do ramion, które były brązowe. Był dobrze zbudowany, a kiedy się uśmiechał, robiło mi się ciepło w sercu. Na próbach do poloneza miałam przyjemność raz z nim być w parze, bo oboje, i nie tylko my, utrzymywaliśmy, że na poloneza przyjdziemy z własnymi partnerami. Nie powiem, marzył mi się z nim polonez, ale nie miałam odwagi do niego podejść i zagadać, zwłaszcza że na pewno miał laskę na boku. Poprawiłam włosy i spojrzałam w stronę drzwi wejściowych, gdyż zaczęli przychodzić ludzie z mojej klasy. Napływali na hol dużymi grupkami. Spojrzałam ukradkiem na Kamila. Wydawał się być smutny i patrzył na mnie z lekkim przestrachem w oczach. Czego on się bał? Zaczęło mnie to nurtować. Podeszła do mnie koleżanka, z którą miałam najlepszy kontakt w klasie – Paulina.
-Maju, idź do niego zagadaj. – szepnęła mi do ucha.
-Czemu miałabym to zrobić? – byłam zaskoczona jej podpowiedzią. W końcu sama mi oświadczyła, że nie będzie mi pomagać w moich sercowych rozterkach i że sama mam sobie radzić.
-Pamiętasz, jak Ci mówiłam, że wiem, kto jest tą dziewczyną, a Ty nie chciałaś wiedzieć?
-Mhm, pamiętam – tak, wspomniała mi o tym kilka tygodni temu, ale co to miało do rzeczy?
-No to czas, żebyś się w końcu dowiedziała. To jesteś ty.
-Hahaha, chyba sobie żartujesz – nie powiem, informacja ta zbiła mnie z tropu. Gdyby nie fakt, że twardo siedziałam na ławce, dawno wylądowałabym na ziemi z głośnym wybuchem śmiechu.
-Właśnie kazał mi Tobie ten fakt przekazać.
-Jakby nie mógł sam podejść do mnie i mi to powiedzieć – burknęłam i zerknęłam znów na niego. Ten się lekko uśmiechnął. Dobra, chyba zaraz padnę na zawał. Nie, w sumie to przede mną koncert, jutro studniówka… Szkoda ominąć tych chwil..
-O się wstydzi – mruknęła mi Pinka.
-Haha, na pewno do niego nie podejdę – tak, byłam zbyt dumna, aby coś takiego zrobić. W sumie to on jest chłopakiem i niech sam się stara o mnie, a nie ja jeszcze będę do niego podchodziła i się go pytała o takie rzeczy! To już była lekka przesada. Zamknęłam na chwilę oczy, aby przypomnieć sobie jeden termin biologiczny. Kiedy otworzyłam powieki, przede mną stał Kamil.
-Cześć.. Czy chciałabyś jutro ze mną zatańczyć poloneza? – rzucił do mnie, zaczerwieniony, zawstydzony i nieśmiały. Boże, ile mam jeszcze emocji wytrzymywać przez te kilka następne dni?! Mam nadzieję, że już nie będzie tego dużo, w końcu moja dawka szczęścia też ma swoje granice.
-Oczywiście. Możemy pogadać po lekcji? – odpowiedziałam.
-W sumie to możemy pogadać i na koncercie… Mam VIP-a – uśmiechnął się.
Zaczęłam dziękować Bogu za Jareda. To na pewno on mi przyniósł tyle szczęścia! Muszę mu zrobić porządne śniadanie w ramach przeprosin za wszystko, co powiedziałam mu złego przez całą naszą znajomość. Potem dotarło do mnie, że mamy razem być na koncercie, razem przeżywać każdą piosenkę, zespół, akcje… Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha, ale w porę opamiętałam się.
-Nie wiedziałam, ze lubisz rocka – w sumie to zdanie było kłamstwem, gdyż doskonale wiedziałam, dzięki fb i znajomym, jaką lubi muzykę, filmy, książki, jakie ma zainteresowania i tak dalej. – Słyszałeś o tej niespodziance na festiwalu?
-Tak, nie mogę się doczekać, kto to będzie! Mam swojego faworyta, ale myślę, że to jest niemożliwe, aby ot tak sobie zagrali koncert, a zwłaszcza w Polsce – zamyślił się. Boże, jak on pięknie wyglądał w tej swojej dumnej pozie… W sumie głupio było mi dalej prowadzić konwersację na siedząco, w związku z czym wstałam. W końcu mogłam porównać, jakiego wzrostu jesteśmy. W sumie Kamil nie był wcale wyższy ode mnie, ledwo 3 centymetry, co mi odpowiadało w zupełności. Włączyłam tryb 3-ego widza i stwierdziłam jego oczami, że pasujemy do siebie. Uśmiechnęłam się do siebie. Potem dotarło do mnie jego zdanie. W sumie kilka zespołów pasowało pod tą charakterystykę, ale wiedząc, że lubi Marsów (mąż idealny!), a pozostałe bandy nie polubił na fb, byłam przekonana, że miał na myśli zacną Trójcę.
-A kogo masz na myśli? – wolałam się jednak upewnić.
-Thirty Seconds To Mars – odparł. Czyli nie pomyliłam się. Punkt dla mnie, ha! – I wiem, że.. – tu ściszył głos – że Ty wiesz lepiej ode mnie – tu mnie zagiął. Niech Ci będzie, remis.
-Jasne, ciekawe, skąd miałabym to wiedzieć – odparłam z lekką ironią, ale w duszy się lekko przeraziłam. Śledził mnie? W sumie miałam go w znajomych na fb, więc miał wzgląd na moje posty opublikowane na tablicy. Ale nie przypomniałam sobie, abym umieszczała coś o Jaredzie!
-Moja mama pracuje na lotnisku, to Cię widziała – zarumienił się znowu. No i się wydało.
-Tylko nie mów nikomu, nie chciałabym, aby się wszyscy dowiedzieli – zadzwonił dzwonek. Przerażona rozejrzałam się po korytarzu. Pani już otwierała drzwi od klasy. – Do zobaczenia na koncercie! – opuściłam mojego towarzysza rozmowy i wbiegłam do pomieszczenia.

___________
Kolejny rozdział prawie napisany, dlatego zdecydowałam się już wypuścić nową część. Mam nadzieję, że będzie Wam się przyjemnie czytać.

PROVEHITO IN ALTUM, FAMILY. <3

czwartek, 11 października 2012

3 - "Nagle naszła mnie silna ochota, aby wejść do pokoju i wypierdolić dwójkę gołąbków z domu."


Najśmieszniejszy był fakt, że pojutrze miałam mieć studniówkę, a nie znalazłam jeszcze partnera. Chciałam wykorzystać Jareda jako partnera, skoro już musi u mnie w domu mieszkać, ale nieprędko się teraz rozdzielą z Kingą, więc nie ma co liczyć na Jareda. Wtem olśniło mnie. Wyskoczyłam z basenu, wzięłam zielony ręcznik, owinęłam się nim i szybko poleciałam do pokoju. Tam weszłam na TT i odszukałam w wiadomościach z Jaredem numeru do Shannona. Tak, miałam zamiar zaprosić starszego Leto do domu, aby zatańczyć z nim poloneza. Wystukałam numer na klawiaturze i czekałam, jak odbierze.
-Haalo? – odezwał się po 5 sygnale.
-Cześć Shannon! Z tej strony Polka, która gości aktualnie Twojego brata – w duchu modliłam się, że Jared poinformował starszego brata, gdzie aktualnie przebywa. – Kojarzysz już?
-O, cześć, Maju! Miło Cię słyszeć!
Nie powiem, byłam zaskoczona, że znał już moje imię. Czyli Leto mieli dobry kontakt, co bardzo mnie ucieszyło. Może znajdę wspólny język ze starszym bratem?
-Jest sprawa. Przylecisz do mnie jutro? – zapytałam się najsłodziej, jak umiałam.
-Jasne, nie ma sprawy! Nie czekaj na mnie na lotnisku, dojadę do Ciebie. Do jutra! – no, nie podejrzewałam, że Shannon ma to samo co ja, czyli natychmiastowe kończenie rozmowy. Tak, to było irytujące.
Odłożyłam telefon na biurko i rzuciłam się na łóżko. Wyjęłam biologię zza poduszki i w końcu kontynuowałam naukę. Skoro Shannon sam trafi do mojego domu, a Kinga zajmie się Jaredem odpowiednio, postanowiłam pójść na tą jedną lekcję, aby później nie mieć zaległości. Szczęście, że klasówka była na ostatniej godzinie, miałam możliwość pouczenia się jeszcze trochę jutro rano, jak wstanę, odświeżę się i się posilę. Włożyłam słuchawki w uszy, puściłam spokojną muzykę i kontynuowałam naukę.
Głowę znad książki podniosłam dopiero po 3 godzinach, kiedy oczy same mi się zamykały. Zerknęłam na zegarek. Było już po 23. Odłożyłam podręcznik na bok, wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, aby się wykąpać. Kiedy weszłam na korytarz, zauważyłam, że drzwi do pokoju Jareda są otwarte. Dochodził stamtąd śmiech Kingi. Nie podejrzewałam, ze tak długo będzie tu siedzieć! Trochę smutno mi było, ponieważ Jared przyjechał do mnie, i myślałam, ze będziemy sobie gadać, śmiać się i żartować z różnych tematów, jak starzy przyjaciele, którzy dawno się nie widzieli i mają dużo do powiedzenia sobie. Niestety, życie jest brutalne. Nagle naszła mnie silna ochota, aby wejść do pokoju i wypierdolić dwójkę gołąbków z domu. Pohamowałam się jednak i nic takiego nie zrobiłam, lecz odwróciłam się na pięcie i poszłam tam, gdzie chciałam, czyli do łazienki. Zdjęłam ciuchy, wrzuciłam je do kosza na pranie i wlazłam pod prysznic – nie miałam siły na długi relaks w wannie. Puściłam gorącej wody, nałożyłam na włosy szamponu o zapachu truskawkowym i zaczęłam je porządnie myć. Spłukałam szampon z głowy, namydliłam się i również się ponownie spłukałam. Zakręciłam wodę, wzięłam puchaty ręcznik, którym się owinęłam, i wyszłam z kabiny. Wytarłam całe ciało, po czym nałożyłam na nie kremowy balsam. Rozczesałam włosy, założyłam czarną piżamę, narzuciłam szlafrok i wyszłam z łazienki po 15 minutach. Naprzeciwko mnie stał Jared, który machał ręką, chcąc pożegnać Kingę. Dziewczyna stała na schodach i też mu machała.
-To pa, Kinga, fajnie nam się rozmawiało! – rzuciłam ironicznie.
Obydwoje spojrzeli na mnie. Kinga się z lekka zarumieniła.
-Jared, a z Tobą jak się nagadałam! Nawet zjadłam pyszne babeczki! Szkoda, że nie spróbowałeś ich, a upiekłam dla Ciebie.! – zaczynałam się znowu denerwować. Spokojnie, nie ma czym. Miłość kwitnie, a ty nie masz prawa się do niej mieszać. Weź głęboki wdech. Dobrze, teraz spokojnie wypuść powietrze. Przypomnij sobie krzyżówki. Okej, jesteś opanowana. Spojrzałam na Jareda. Ten też się z lekka zarumienił. – Jutro Twój brat przyjeżdża, i zamierzam z nim iść na studniówkę – musiałam to powiedzieć, chciałam pogrążyć Jareda, że nie poświęcił mi chociaż ciut czasu. Moment, czyżbym była zazdrosna?
Jared, usłyszawszy o studniówce, wzruszył tylko ramionami i wrócił do pokoju. Kinga natomiast szybko czmychnęła na dół, rzucając mi krótkie „cześć”. Zostałam sama na korytarzu. Wywróciłam oczyma i poszłam do pokoju. Rzuciłam klamoty na krzesło i usiadłam przy komputerze, nie włączając go. Tak siedziałam i gapiłam się na czarny monitor, o niczym nie myśląc. Z otępienia wyrwało mnie lekkie pukanie do drzwi. Wstałam i je otworzyłam, podejrzewając, że za nimi będzie stał Jared. Oczywiście mój instynkt mnie nie zawiódł.
-Mogę wejść? – rzucił wokalista.
-Jasne – cofnęłam się, umożliwiając tym samym wejście do pokoju.
Zerknęłam na niego. Był już po kąpieli, wskazywały na to jego mokre włosy, które były zaczesane do tyłu. Na sobie miał biały podkoszulek, szare spodnie od dresu i swoje puchate kapcie. Wrzuciłam ciuchy z krzesła do szafki i rzuciłam się na łóżko. Jared tymczasem wziął krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Spojrzałam na niego. Ten patrzył na swoje dłonie, którymi się bawił. Westchnęłam.
-Jak tam Kinga? – po 5 minutach ciszy powiedziałam coś. Ta cisza zaczęła mi już dzwonić w uszach.
-Super! Nie wiedziałem, że masz tak cudowną koleżankę. Ma cudowne włosy, zna świetne kawały.. – zaczął wyliczać Jared, a ja zaczynałam coraz bardziej żałować, że go przywiozłam do mojego domu. Chyba Jareda nie nauczyli, ze przy dziewczynach nie wychwala się inne kobiety, bo tak po prostu nie wypada. Miałam ochotę rozwalić jakąś lampę, maskotkę, wazon, byle co, aby dać upust swoim emocjom. Całym wysiłkiem woli powstrzymywałam się przed demolką.
-Jared, ok., wystarczy – przerwałam mu. Ten spojrzał na mnie zdziwiony. – Co się tak patrzysz? Przy dziewczynach nie wymienia się zalet innej. Wystarczyło tylko powiedzieć, że jest fajna, nic poza tym.
Znowu zapadła niezręczna cisza. Nie tak wyobrażałam sobie rozmowę z Jaredem na żywo. O wiele lepiej szło nam to przy rozmowach telefonicznych.
-Jared, jestem już śpiąca, a jutro idę do szkoły na biologię. Może byś tak…? – wskazałam głową na drzwi.
-Nie ma sprawy. Dobranoc. – rzucił, po czym podniósł się ciężko z krzesła i ruszył w stronę drzwi. Zanim wyszedł, zatrzymał się przy drzwiach, spojrzał na mnie i otworzył usta, aby coś powiedzieć, jednak się rozmyślił, zamknął je i wyszedł.
Oby tylko z Shannonem mi się bardziej poszczęściło aniżeli z jego młodszym bratem! Zrezygnowana poprawiłam poduszkę, zdjęłam szlafrok i poszłam w końcu spać.
Punktualnie o 6 z telefonu poleciało „Chop Suey”. Czyli, innymi słowy, budzik wzywał mnie do życia. Z zamkniętymi oczami sięgnęłam po telefon, wyłączyłam budzik i rzuciłam sprzęt na podłogę. Znowu zapomniałam ustawić budzik na późniejszą godzinę, w końcu szłam na ostatnią godzinę lekcyjną. Zrezygnowana otworzyłam oczy. Panował przyjemny półmrok, który towarzyszył przed wschodem słońca, a to zdarzenie miało nastąpić za jakieś 3-4 minuty. Poleżałam sobie jeszcze przez 5 w łóżku, po czym zdecydowanym ruchem zrzuciłam kołdrę na podłogę. Tak, miałam tendencję do zrzucania i rzucania wszystkim, czym się tylko da. Poszłam do łazienki, aby się odświeżyć i załatwić. W łazience zastał mnie dziwny widok. Wszystkie kosmetyki były porozrzucane, ręczniki leżały niedbale na ziemi i pralce, a w wannie była woda. Włożyłam rękę do wanny. Zimna. I używana, co stwierdziłam po mętnym odcieniu. Zaczynałam mieć podejrzenia, że to jest sprawka wokalisty. Na szczęście deska klozetowa nie była brudna, jednak założyłam się z samą sobą, że w WC już tak wesoło nie było odnośnie kibelka. Opłukałam twarz w zimnej wodzie, załatwiłam się i ogarnęłam trochę łazienkę, to jest poukładałam ręczniki na swoich miejscach, spuściłam wodę z wanny oraz poustawiałam ładnie kosmetyki. Zżerała mnie ciekawość, czego Jared szukał w moich kosmetykach. Z głupoty sprawdziłam, czy niczego mi nie brakuje. Nie brakuje. To dobrze, przynajmniej miałam pewność, ze Dziadu nie jest złodziejem. Z burdelu wywnioskowałam, że do czyściochów to nie należy. Bałam się, w jakim stanie jest pokój, który projektowałam kilka dni, ze szczegółami uwzględniając każdy dodatek. Jeśli potłukł mojego szklanego słonika, to obiecuję, że nie wyjdzie cało z tej jatki. Póki co nie miałam zamiaru wchodzić do jego pokoju. Wyszłam z łazienki i zeszłam do kuchni. Zerknęłam na zegar. Dopiero 6:45. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam pomidora, ogórka i ser biały. Z chlebaka wzięłam 2 kromki chleba razowego i zrobiłam dwie pyszne kanapki, które od razu położyłam na talerz. Nastawiłam wodę na zieloną herbatę. W międzyczasie włączyłam telewizor, który był w kuchni, na wiadomości. Byłam ciekawa, co się dzieje. Zalałam fusy, wzięłam śniadanie w ręce i przeszłam do małego stolika, naprzeciwko którego stała szafka z telewizorem. Przełączyłam na TVN24.
-…samolotu, zginęło 30 ludzi, 100 zostało rannych. Na pokładzie nie był żadnego Polaka. – mówił jakiś dziennikarz. -  Dzisiaj w Łodzi obchodzimy huczny festiwal rockowy, na którym zagra nam, na dwóch scenach, My Chemical Romance, Coma, Luxtorpeda, Red Hot Chili Peppers oraz Happysad. Bilety zostały wyprzedane już z 4-miesięcznym wyprzedzeniem. Zapraszamy na relację na żywo od godziny 17!
Na śmierć zapomniałam o tym festiwalu! Przez to całe zamieszanie z Jaredem wypadło mi to z głowy. Wydarzenie, na które czekałam tyle miesięcy! Musiałam szybko policzyć w pamięci, czy się wyrobię. Biologię skończę pisać o 14:35, jeszcze powrót do domu, ogarnięcie się.. Ok., to będzie godzina 15:30. Dojazd na miejsce – 16:30. Zorientowanie się, gdzie moja kolejka, rozmowa z dyrektorem na temat dwóch niespodziewanych sław… Rozmyślania nad tym, jak upchnę Leto ze sobą przerwał komunikat od dziennikarza:
-Wiadomość z ostatniej chwili od organizatora, który zapowiedział, że na koncercie pojawi się bardzo sławny amerykański zespół! Kto to, dowiemy się już o 17!
No, trzeba przyznać, mocno mnie zaintrygował prezenter. Ciekawe, kto był tym tajemniczym koncertem. Wróciłam do myślenia. Jako że miałam bilet VIP (mieli specjalne miejsce na płycie, przy barierkach. W sumie mieli całe barierki dla siebie. Biletów VIP było tylko 20, za to kosztowały one 2 tysiące zł, więc mało kto się załapał na niego. Mimo to i tak się wyprzedały po 5 dniach)., mogłam sobie wchodzić i wychodzić, kiedy mi się tylko chciało. Oczywiście miałam VIP na zagraniczną scenę. Usłyszałam, jak ktoś schodzi ze schodów. Na pewno ktoś z rodziców. Jakże było więc moje zaskoczenie, kiedy w drzwiach stanął Jared.
-Już nie śpisz? – tak, lubiłam wszystkich tym zdaniem witać.
-Nie mogłem zasnąć. – uśmiechnął się do mnie. – Mam nadzieję, że nie jesteś zła za wczoraj… Nie miałem pojęcia, że spotkam w swoim życiu tak interesującą dziewczynę jak Kinga.
-Okej, okej, nie ma sprawy. Zjesz kanapkę? Zjesz – szybko zrobiłam mu 3 kromki tego samego, co sobie, i wstawiłam wodę na herbatę. Zalałam i podałam mu śniadanie.
-Dzięki! – znowu się uśmiechnął i zaczął jeść.
-Czego szukałeś wczoraj w moich kosmetykach? – nie mogłam się powstrzymać, musiałam wiedzieć.
-Balsamu do ust, bo mi się zużył. Dzisiaj muszę dokupić. – rzucił.
-Dzisiaj? Właśnie jest sprawa… W Łodzi jest festiwal, na który jadę, a nie wiem, czy Ciebie tak łatwo tam przyjmą… - przygryzłam język.
-Nie martw się, już to załatwiłem – puścił mi oczko.
Zdumiałam się. To on aż tak na topie jest z festiwalami, które się odbywają w Łodzi? Czyżby wcześniej kupił sobie VIP-a? Bo wiedziałam, że mu nie powiedziałam ani słowa o tym festiwalu. Dobra, ma bilet, ale co z starszym Leto? Nie chciałam go zostawiać na pastwę moim rodzicom, bo wiedziałam, ze Ci od razu się na niego rzucą z wszystkimi idiotycznymi pytaniami typu: „Jakim jesteś mężczyzną? Ile miałeś kobiet w życiu? Czy umiesz gotować?”. Czasami było mi wstyd za rodziców.
-A Shannon? Przecież on nie miał w planach nawet tu przyjeżdżać… - szepnęłam.
Jared gapił się w TV, gdzie pokazywali właśnie przygotowania do festiwalu. W ekranie mignął Gerald. Ten już w Polsce jest? Pospieszyli się Chemiczni.
-Nawet dużą scenę robią. Jak fajnie – powiedział.
-A co Shannon ma do sceny? – mój mózg zaczął wariować. A co, jeśli ten tajemniczy zespół to..? Nie, to nie może być prawda, przecież dawno nie grali! Chociaż, w sumie, kto wie, co oni robią w czasie wolnym…
-Dajemy dzisiaj koncert. Tomo, Shannon, Tim i Braxton są już w samolocie i lecą do Polski.
Czyli jednak! Ha, wiedziałam, że nie obijali się przez ten cały wolny czas! Chyba ze są takimi idiotami i ta dzisiejsza decyzja była całkowicie na spontana.

_____________________

Kolejny rozdział już napisany, gdzie wyjaśnia się cała sytuacja Jareda. Będzie bardzo wzruszająco. ; ) Złapałam wenę, która zaczyna się u mnie objawiać po północy. :D Miłego czytania Wam wszystkim życzę i dziękuję, że tu jesteście. ; )

poniedziałek, 24 września 2012

2 - "Ten spojrzał na mnie, zdziwiony. Miał całe usta w sosie pomidorowym i wciągał właśnie kluski."


-Cześć, jestem Ania, mama Mai. A ty to pewno Jared Leto? – zaczęła uprzejmie rozmowę.
-Jasne, to ja. Miło panią poznać – wziął dłoń mojej mamy i złożył na niej szarmancki pocałunek. Zdziwiłam się, jak to zobaczyłam, nie sądziłam, ze Jared, który rzuca fuckami na  lewo i prawo jest tak wychowany! Trochę polepszył mi humor, skubany.
-Mamo, Jared zamieszka u nas jakiś czas – mrugnęłam do niej, co miało oznaczać, żeby nie zadawała żadnych pytań. Ten znak ustaliłyśmy wspólnie już jakiś czas temu.
-Dobrze. To zajmijcie całe drugie piętro. Za pół godziny kolacja, mam nadzieję, że Jared zdąży się zaklimatyzować – poinformowała nas mama, poczym poszła do kuchni.
-Bierz torbę i chodź na górę, muszę Ci pokazać pokój – rzuciłam do Jareda, który rozglądał się po korytarzu.
Dziad wziął manatki i weszliśmy na schody. Na parterze, czyli gdzie przed chwila byliśmy, mieściła się kuchnia, jadalnia, salon, łazienka z samą umywalką, ubikacja, pokój dla służby, salon rozrywki oraz biuro taty. W piwnicy była pralnia, garaże, spiżarnia, graciarnia taty oraz schowek. Na 1 piętrze były sypialnie rodziców, siostry i 2 dla gości, łazienka z ubikacją oraz biblioteczka. Na moim piętrze mieściły się 2 sypialnie, w tym moja, ogromna biblioteka, łazienka, ubikacja oraz basen. Weszliśmy na moje piętro, które miałam dotąd tylko dla siebie. Skierowałam Jareda do jego sypialni. Pokój był niebieski, pod ścianą stało ogromne łóżko, na której była błękitna pościel, która leżała pod kocem, aby się nie pobrudziła. Naprzeciwko łóżka była szafka na ciuchy, gotowa pomieścić naprawdę dużo. Przy łóżku była szafeczka z lampką nocną. Pod oknem, którego widok prowadził na nasz ogród, stało biurko, na którym leżał laptop firmy Apple. Przy biurku był czarny skórzany fotel.  Na ścianie wisiały oryginalne obrazy mojej mamy. Jeden przedstawiał konia galopującego przez rzekę, drugi las zimą.
-Pięknie tu – powiedział Dziadu. – To Twój?
-Nie, ja mam trochę inny. Ty będziesz tu mieszkać.
-Ale fajnieeee! – rzucił torbę, ściągnął kapcie, wskoczył na łóżko i zaczął po nim skakać. Szczęście, że był chudy, inaczej musielibyśmy wymieniać łóżko. Zaśmiałam się cicho z radości Jareda.
-Zejdź z tego łóżka, pokażę Ci resztę domu.
Odwiedziliśmy najpierw basen. Jared już chciał się rozebrać i popływać, ale go powstrzymałam. Przecież zaraz miała być kolacja! Miałam nadzieję, że mama nie poda żadnego mięsa. Niestety, miała skłonność do zapominania, iż jestem wegetarianką już od 2 lat. Myślałam o przejściu na weganizm, ale tego nie dałoby się przy mamie! Po basenie odwiedziliśmy łazienkę, mój pokój i bibliotekę. Kiedy weszliśmy do ostatniego pomieszczenia, usłyszałam:
-Aaaaaach! – czyli i na Jaredzie nasza biblioteka zrobiła wrażenie.
Była ogromna. Półki z książkami pięły się do sufitu. Nie było okien, pośrodku stał stół z ogromnym świecznikiem. Wokół tego stołu były 3 kanapy i 6 wygodnych foteli. Z sufitu zwisał żyrandol, żarówki były w kształcie świec. Na podłodze leżał puchaty czerwony dywan. Na półkach było mnóstwo książek: angielskie, polskie, niemieckie, nawet skrajna łacina i francuski. Posługiwaliśmy się w domu tymi 5 językami. Wiadomo, królował polski. Było tu wszystko: począwszy na encyklopediach i słownikach, poprzez kroniki, biografie, wiersze, skończywszy na horrorach, sf i thrillerach. Mieliśmy ich około 10 tysięcy, ale ta liczba była niecały rok temu. Właśnie niedługo miał nadejść dzień oficjalnego liczenia książek, który pewno potrwa z kilka dni. Ale podczas tego liczenia mieliśmy wprowadzić książki do bazy danych w komputerze, dzięki temu nie będziemy musieli ich liczyć co rok, bo nowe będzie się regularnie dodawało do komputera. Najwyżej raz na kilka lat, aby sprawdzić, czy czasem nikt nam nie zabrał, gdyż niektóre wersje były warte po kilkanaście tysięcy złotych.
-Dobra, Jared, masz 15 minut, rób sobie, co chcesz, tylko nie wchodź do basenu. Za 15 minut przy schodach i idziemy na kolację – oświadczyłam, kiedy tylko wyszliśmy z biblioteki.
-Nie ma sprawy – odśpiewał, po czym szybko czmychnął do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Skierowałam się do swojego pokoju, który przylegał do Jardowego ścianą. Ściany w moim pokoju były czerwone. Miałam piętrowe łóżko, które było zamontowane nad biurkiem, gdzie stał komputer. Naprzeciwko łóżka powieszona była marsowa flaga: na czerwonym tle mithra. Obok, po lewej stronie, były namalowane przeze mnie czarne glify, zaś po prawej widniał arrow. Triada była pod flagą, nad flagą napisałam 30 SECONDS TO MARS. Przy drzwiach była ogromna szafa, a w szafie sekretny pokoik, gdzie czasami lubiłam sobie posiedzieć i posłuchać muzyki albo poczytać książki. W pokoiczku była malutka lampka oraz kupa koców, kołder i poduszek. Pokoik zrobiłam sama i tylko budowniczy o nim wiedział, nikt poza nim i mną, oczywiście. Na środku pokoju, na drewnianych panelach, był czarny włochaty dywan. Okno zasłaniały czerwono-czarne zasłonki. Na ścianie były również półki, na których siedziały pluszaki, książki, kwiaty, ozdóbki. Jak weszliśmy do mojego pokoju, Jared się nieświadomie uśmiechnął, kiedy zobaczył moją marsową ścianę. Wiedziałam, że mu się spodoba, wierzyłam nawet, że kiedyś się tu zakradnie i zrobi zdjęcie mojej ścianie, która będzie słynna.
Odpaliłam komputer i weszłam na FB. Miałam tylko jedną przyjaciółkę, której mogłam bezpiecznie powiedzieć o Jaredzie, a która nie wpadłaby do mnie z hukiem za 5 minut i nie nalegała o spotkanie z Jaredem – Kingę. Podczas kiedy logowałam się, usłyszałam, jak za ścianą Dziadu śpiewa, drąc się, Escape. Działał mi na nerwy, zwłaszcza że śpiewał nie tą płytę, co trzeba, wzięłam więc drewniany toporek i walnęłam nim w ścianę, chcąc uciszyć Jareda. Niestety, miast się uciszyć, ten zaczął jęczyć jeszcze głośniej! Wkurwiona, włączyłam głośniki i puściłam na fulla Iron Maiden. Przynajmniej nie słyszałam już jego zawodzenia. Zadowolona spojrzałam na ekran. W końcu byłam na stronie głównej! Napisałam do Kingi z zapytaniem, czy ma czas wpaść do mnie za pół godziny. Odpisała, że tak i pożegnała się od razu ze mną, ponieważ już zaczęła się szykować do wyjścia, gdyż miała do mnie spory kawałek. Ciekawe, jak zareaguje, kiedy zobaczy swojego idola na oczy. Wiedziała o tym, że rozmawiam z Jaredem przez telefon, czasami była nawet świadkiem naszych rozmów. Co prawda, zazdrościła mi lekko, o czym mi powiedziała, ale nie żeby mi zabrać telefon i wziąć numer do Jareda, a wiedziałam, że miała taką okazję kilkanaście razy. Kinga była osobą honorową i to ona pomogła mi się podźwignąć z mojej ogromnej depresji. Dlatego została moją przyjaciółką.
Sprawdziłam powiadomienia, polubiłam kilka nowych zdjęć i wyłączyłam komputer. Wzięłam szczotkę i rozczesałam włosy, po czym wyszłam na korytarz, bo minęło wyznaczone 15 minut. Jareda jeszcze na nim nie było. Zapukałam do jego drzwi.
-Jared, kolacja jest! – wrzasnęłam.
-Shannon, ja lecę, kolacja jest… Tak, porozmawiam z nią. Pa! Już lecę, ptaszku! – Jared skończył rozmawiać i wyszedł z pokoju. – Wybacz, Shannon dzwonił.
-O co chodzi? – mruknęłam, obawiając się najgorszego, gdyż widziałam uśmieszek na twarzy Jareda, który mnie ciut niepokoił. Był za bardzo tajemniczy.
-Później Ci powiem – odpowiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej. Czy on musi mieć tak białe zęby? Miałam ochotę mu je wyrwać.
-Chodź, żarcie na nas czeka.
Zeszliśmy po schodach i znaleźliśmy się w jadalni. Zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie. Oprócz nas kolację jadła tylko mama.
-A gdzie tata i Zuzia? – zapytałam się, zdziwiona, że ich nie ma. Kolacja to był jedyny posiłek, który jedliśmy wspólnie.
-Pojechali do Almy na zakupy, zabrakło mi kilka składników na jutrzejszy obiad – odpowiedziała mama. – Smacznego.
Na szczęście dzisiaj nie było żadnego mięsa na stole. W półmisku pachniało spaghetti w sosie pomidorowym, główne danie. Oprócz tego na stole stała sałatka owocowa, wiosenna (ogórek, sałata, rzodkiewka i pomidor, bardzo smaczne), chleb, masło oraz ser żółty, biały i pleśniowy. Jared porwał wszystko na talerz i zaczął pałaszować. Zerknęłam na mamę. Jej ręka, w którym miała widelec z sałatą, zatrzymała się w połowie drogi do ust, kiedy zobaczyła, jak Dziadu wchłania to wszystko. Miała lekko otwarte usta i patrzyła na artystę z niedowierzaniem. Odwróciłam wzrok i zachichotałam. Mama w końcu oprzytomniała, zmroziła Dziada wzrokiem, ten nie zareagował, po czym wróciła do jedzenia. Kopnęłam Jareda pod stołem w nogę. Ten spojrzał na mnie, zdziwiony. Miał całe usta w sosie pomidorowym i wciągał właśnie kluski. Pokręciłam delikatnie głową, ten nie zrozumiał i wsiorbał reszki makaronu. Mama wstała od stołu i zaniosła naczynia do kuchni. Odprowadziłam ją wzrokiem pełnym niedowierzania. Jako gospodarz kolacji mama zawsze wstawała od stołu ostatnia, nawet kiedy były kłótnie! Widać, że Jared porządnie ją zdenerwował i zirytował swoim zachowaniem. W sumie nie dziwiłam się jej. Leto właśnie paluchami władowywał sobie do ust sałatę. Już nie miałam ochotę na jedzenie, ale grzecznie poczekałam, jak skończy. W końcu ta chwila nastała.
-Jared, weź łaskawie naczynia i zanieś je do kuchni, nie będę Cię obsługiwać – warknęłam, kiedy zauważyłam, że Dziadu się podniósł i skierował się w stronę korytarza. Ten spojrzał na mnie zdziwiony, ale bez słowa się wrócił i wziął talerz. Poszedł za mną do kuchni. Mamy już tam nie było.
-Uczono Cię kiedyś kulturalnie jeść? – westchnęłam.
-Ja zawsze tak jem – odparł zdziwiony. To by tłumaczyło, czemu miał tak wiele wpadek zdjęciowych podczas jedzenia. Jak wiadomo, te jego zdjęcia obiegły już całą kulę ziemską. Komentarz był jeden: trzeba nauczyć Jareda jeść! I, niestety, ta rola spadnie na mnie.
-To Cię pouczę trochę, jak się powinno jeść. Pierwsza zasada – używamy sztućców. Druga brzmi, że po posiłku odnosi się talerze do kuchni. Trzecia – po jedzeniu trzeba iść do łazienki i umyć sobie twarz oraz ręce. Więc teraz chodź grzecznie do łazienki. Chyba umiesz korzystać z wody i mydła? – zapytałam, lekko zdenerwowana. A jeśli będę musiała go uczyć jeszcze tego?
Na szczęście Jared grzecznie poszedł do łazienki i zrobił wszystko, co mu kazałam.
-Dlaczego twoja mama miała taką dziwną minę i wstała od stołu? I czemu kopałaś mnie pod stołem, a potem pokręciłaś głową? – tak, Dziadu naprawdę był głupkiem. Zastanawiałam się, czy lepszym wyjściem nie byłoby jednak zostawić go w hotelu. Przynajmniej wyrównałby porachunki z dyrektorem i smacznie by sobie tam spał, a ja nie musiałabym się za niego wstydzić.
-Bo zachowywałeś się trochę nieładnie przy stole – odpowiedziałam najsłodziej jak umiałam.
Staliśmy na korytarzu, kiedy zabrzmiał dzwonek no drzwi. Miałam nadzieję, że to Kinga.
-Jared, idź do łazienki, masz jeszcze sos pomidorowy w kąciku ust – okłamałam go, bo chciałam zrobić koleżance niespodziankę i nie pokazywać Jareda od razu. Jared poszedł zmyć niewidzialny sos, ja tymczasem pobiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-Cześć! – rzuciła dziewczyna średniej wielkości. Miała niebieskie oczy z nutką zieloności przy źrenicach. Włosy miała długie i proste do pasa koloru brązowego. Zazdrościłam jej mega tych włosów, gdyż one były gęste i mocne. Sama miałam za łopatki koloru ciemnobrązowego, ale wkrótce miałam sobie zrobić kolorowe pasemka, turkusowo-różowe. Miałam to zrobić jutro, ale oczywiście przyjazd pewnego pana pokrzyżował mi te plany. Miała na sobie czerwoną kurtkę, czarne rurki i czarne Converse, które dostała ode mnie na urodziny 2 lata temu, a buty nadal wyglądały, jakby dopiero zeszły z taśmy produkcyjnej.
-Witaj, Kingo! Wejdź, wejdź, zapraszam!
Weszła do przedpokoju, rozebrała się i wyjęła sobie kapcie z szafki. Tak często do mnie wpadała, że pewnego dnia zaproponowałam jej, aby wzięła ze sobą kapcie i tu zostawiła.
-Czemu się nie uczysz do biologii? – przyjaciółka była zdziwiona, że poświęciłam jej dzisiaj czas.
-Widzisz, mam gościa… - szepnęłam tajemniczo.
-Kto nim jest? – Kinga już się zaciekawiła.
-I co, jestem już czysty? – gość wyszedł właśnie z łazienki, pocierając sobie paluchem w kąciku ust.
Kinga stanęła, Jared również. Popatrzyli na siebie dziwnym spojrzeniem. Żadne z nich nie ruszało się, normalnie jak posąg. Obydwoje mieli szeroko otwarte usta, więc wzięłam aparat i cyknęłam im fotę, bo wyglądali naprawdę śmiesznie. Kiedy błysnął flesz, Jared oprzytomniał i podszedł do Kingi z wyciągniętą dłonią.
-Cześć, Jared jestem.
-Kinga…  - szepnęła Kinga i uścisnęła dłoń Jareda. Znowu zapadła ta niezręczna cisza, w każdym razie dla mnie, bo oni się bawili wzrokiem. Chrząknęłam.
-Gołąbeczki, może pójdziemy na górę? Bo zaraz wpadnie moja siostra, a ona jest wielkim FG. – ostrzegłam Dziada.
W końcu oderwali od siebie wzrok i nerwowo zachichotali. Och, czyżby miłość w powietrzu wisiała nam? Idealna pora, w końcu za niedługo miała być kalendarzowa wiosna. Weszliśmy na schody. Jared i Kinga poszli do pokoju Jareda, nie zważając na mnie. Zostałam skazana na własne towarzystwo, co wcale mi nie przeszkadzało. Weszłam do pokoju, przebrałam się w strój do kąpieli i poszłam sobie popływać. W końcu trochę głupio byłoby podsłuchiwać, a miałam ogromną ochotę na to. Niestety, mama wpoiła mi zasady dobrego wychowania, dlatego znalazłam się w wodzie. Nie podejrzewałam nigdy Kingi o to, że coś zaiskrzy między nią a Jaredem, i to na dodatek od pierwszego wejrzenia. Trochę głupio mi było, że nie potrafiłam do tej pory znaleźć sobie chłopaka. Niby z Jankiem coś próbowaliśmy zrobić, ale wychodziła nam z tego kupa gnoju. Nie miałam szczęścia do miłości. I nie, nie myślałam o tym, żebym mogła ewentualnie coś zdziałać z Jaredem. Człowiek mnie nie pociągał jako mężczyzna, ktoś do kochania. Za bardzo go znałam w porównaniu do innych ludzi i dlatego nie łopotało mi serce, jak go po raz pierwszy zobaczyłam.

______

Mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i to komentują. To wy powodujecie, że mam coraz większe napływy weny. ; ) Rozdział 8-y już gotowy, trochę trudności miałam z napisaniem go, ale się udało. ; ) Miłego czytania!
 

wtorek, 18 września 2012

1. - "A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? "


Odebrałam telefon.
-Halo? – mruknęłam do słuchawki, gdyż nie miałam ochoty na rozmowę, ponieważ nazajutrz miałam klasówkę z biologii i nie byłam zadowolona z faktu, iż ktoś mi przeszkadza.
-Cześć, przeszkadzam Ci? – zaszczebiotał znany mi głos, którego czasami miałam dość.
-Kurwa, Jared, uczę się biologii. Przecież wiesz, że mam jutro klasówkę! – znowu musiał mi przeszkodzić w nauce.
-Słuchaj, za 2 godziny będę w Łodzi, przyjedziesz po mnie? – zaśmiał się cicho.
Co?! Temu to już naprawdę porządnie odbiło! Podczas kiedy ja mam jutro klasówkę, na której mi zależy, a ten człowiek wie o tym, musiał zrobić mi na złość! Byłam święcie przekonana, że innego powodu nie ma. Rozłączyłam się i niechętnie podniosłam się z kanapy. Wiedziałam, że dzisiaj już nie tknę książki. Trudno, albo nie pójdę jutro do szkoły, albo będę poprawiać. Wybrałam pierwszą opcję, trzeba w końcu pogadać trochę z Jaredem.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 18. Czyli przed 20 muszę być na lotnisku. Wzięłam czarną skórzaną kurtkę, która wisiała na moim krześle, i ruszyłam do przedpokoju.
-A biologia? – mama wychyliła się z kuchni.
-Widzisz, Dziad do nas przylatuje, a wiesz, jak to jest z sławami.. Zaliczę, nie martw się, jutro sobie odpuszczę szkołę.
Mama pokręciła głową i wróciła do zmywania naczyń. Założyłam czerwone Converse, porwałam kluczyki od srebrnej hondy i ze spuszczoną głową skierowałam się ku drzwi, pod którymi siedział nasz pies, i, jak otworzyłam drzwi, wskoczył niczym błyskawica do domu i zaczął jak Jared po scenie latać po domu. Szybko wyszłam z korytarza, aby nie spotkać nikogo znajomego, i wsiadłam do auta. Zapaliłam i od razu włączyła się 2 płyta Marsów, moja ulubiona, ale jako że nie miałam ochoty słuchać wycia Jareda, przełączyłam szybko na Linkin Park. Z głośników poleciało „In the End”.
W towarzystwie Linkinów dojechałam na lotnisko po 19:30. Zaparkowałam pod budynkiem, zgasiłam auto i weszłam do hali. Zadzwonił telefon. Tym razem spojrzałam na ekran. Jared.
-Czego znowu? – tak, dla Jareda zawsze byłam miła, zwłaszcza wtedy, kiedy odsuwał mnie od planów, co ostatnio zdarzało mu się bardzo często.
-Za 15 minut będę!
-Fajnie. Może byś mi powiedział, skąd lecisz?
-To nie wiesz? Przecież Ci mówiłem 3 dni temu, gdzie jestem! – w jego głosie było zdziwienie.
-No kurwa, jełopie, nie jestem twoim FG, aby pamiętać, gdzie się szwendasz! Mam ważniejsze rzeczy na głowie.. – myślami nadal byłam przy swoim ciepłym kąciku z biologią w jednej ręce, z gorącą herbatką w drugiej. Oj, Bóg wielu nastolatek będzie miał piekło..
-Z Londynu lecę!
-Oke, idę oblekać. – i znowu od razu się rozłączyłam, nie miałam ochoty dalej z nim szczebiotać.
Spojrzałam na tablicę przylotów. Faktycznie, jego lot miał być za 15 minut. Usiadłam na krześle i zaczęłam sobie przypominać, jak po raz pierwszy z nim rozmawiałam.

***
Pewnego chłodnego ranka, rok temu, zrozpaczona kolejnym niepowodzeniem w swoim życiu, postanowiłam maznąć list na kartce papieru do Jareda. Rozpisałam się na kilka stron, nad kartkami męczyłam się z 3 dni, ale było tam opisane moje życie, te najgorsze sceny zwłaszcza. Kiedy już się nawypociłam, przeskanowałam do komputera i wysłałam Jaredowi w prywatnej wiadomości na TT, bez żadnego oczekiwania, że to odbierze, ba, że będzie mu się chciało to pisać. Mimo to byłam usatysfakcjonowana, że zdołałam przelać swoje żale na kartkę, i dzięki temu zrobiło mi się lżej na duszy. Włączyłam od razu komputer i poszłam spać.
Po paru dniach, w weekend, znalazłam w końcu czas, aby wejść na TT. Weszłam na stronę startową, i byłam w szoku. Od mojej ostatniej wizyty przybyło mi 200 followersów! Zszokowana nie wiedziałam, o co chodzi, więc szybko napisałam do pierwszej osoby, która dodała tweeta przed moim wejściem, z zapytaniem, czy może wie, dlaczego tyle ludzi mnie followuje. Odpowiedź nadeszła po 15 sekundach, a w niej było napisane, że Jared wstawił moje listy w swoim tweecie! Miałam ochotę rozszarpać człowieka na strzępy. Jak śmiał moje osobiste zwierzenia umieścić publicznie?! Zauważyłam, że mam prywatna wiadomość, więc szybko tam weszłam, podejrzewając, że będzie tam sprawca całego zamieszania. Nie pomyliłam się. Jared napisał, abym się nie złościła na niego, i że mi współczuje. A na końcu był jakiś numer. Komórkowy, jak zaczaiłam. Po cholerę Dziadu daje mi numer do psychologa? Bo byłam przekonana, że do niego podał ten numer. Przecież jestem zdrowa na umyśle! Mimo to wykręciłam numer.
-Halo? – odezwał się zaspany głos. Skądś go znałam, ale nie miałam czasu, aby się zastanowić, do kogo on może należeć.
-Dzień dobry, jestem Maja i nie mam żadnych problemów, nie popadłam w depresję, nie tnę się, żyję, nie biorę narkotyków, nie biję nikogo, nie wrzeszczę i nie przeklinam. – warknęłam.
-O, Maja, miło Cię słyszeć! Wiedziałem, że do mnie zadzwonisz! Tu Jared – zaszczebiotał.
Co? Rozmawiałam z Jaredem? Z tym Jaredem? Haha, jakoś w to nie uwierzyłam.
-Jasne, bo Ci uwierzę. A ja jestem Kurt Cobain i właśnie pukam do Twoich drzwi – powiedziałam z ironią.
-Już się zdradziłaś ze swoim imieniem. Co mam zrobić, abyś mi uwierzyła?
-Wyślij mi na TT zdjęcie swojej dupy – rozłączyłam się od razu, śmiejąc się. Ciekawe, co teraz zrobi osoba, która podszywała się pod wokalistę.
Rzuciłam telefon i zaczęłam prowadzić interesującą rozmowę o koniach z Kingą. Musiałam się jej pochwalić, że właśnie zaliczyłam swoją 10 glebę z Fuksa. Po pół godzinie zauważyłam, że TT przyszła nowa wiadomość. Zerknęłam. Znowu od Jareda, a raczej tego, kto się pod niego podszywał. Weszłam na nią i moim oczom ukazała się piękna dupa w odbiciu w lustrze. I nie tylko dupa tam była, była pokazana cała postać, czyli tam, gdzie jest głowa, spoglądała na mnie twarz Jareda. Zaśmiałam się, aczkolwiek pod tym śmiechem było przerażenie. Zdjęcie nie wyglądało jak photoshop, zostało wysłane z oficjalnego konta Jareda… Telefon znowu zadzwonił.
-I jak, teraz wiesz, że ja to ja? – zanucił Jared.

***
Tak właśnie zaczęła się znajomość, która trwała już kilka miesięcy. Czasem nasze rozmowy trwały po kilka godzin dziennie. Ale nie podejrzewałam, ze ten człowiek jest w stanie do mnie przylecieć! Z głośników poleciał głos, że lot Jareda jest już na pasie startowym. Wyjęłam szybko kartkę i marker, na którym napisałam „JARED, TY CZUBIE, ZABIJĘ CIĘ”. Ustawiłam się razem z grupką innych ludzi, którzy oczekiwali na przyjście pasażerów. Kilka też miało tabliczki, widać, że nie tylko ja spotkam kogoś na własne oczy pierwszy raz. Pojawili się. Nie powiem, lekko się denerwowałam, aczkolwiek nie żeby to były jakieś wielkie emocje, które towarzyszą zwykle przy takich spotkaniach. I oto pojawił się mój problem: krótkie brązowe włosy w nieładzie, lekki zarost, skórzane spodnie, luźna koszulka z jakimś mozaicznym nadrukiem. Na stopach trampki, które zupełnie nie pasowały do jego ubioru. Oczy zasłaniały ogromne czarne okulary, charakterystyczny znak Dziada. Miał sporą walizkę na kółkach. Pierwsze wrażenie? Natychmiast trzeba dać mu tłuste żarcie, bo człowiek ledwo stał na nogach, w każdym razie sprawiał wrażenie, jakby miał go zaraz wiatr go zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Zauważył moją kartkę, walnął banana na twarzy i ruszył ku mnie dziarskim krokiem. O dziwo, stąpał pewnie po podłożu.
-To wreszcie Cię widzę! Jakoś nie wyglądasz na dziewczynę z problemami – wymruczał.
-Od tamtej pory minęło kilka miesięcy i zdołałam sobie jakoś życie ułożyć… A coś myślał, że będę cała na czarno, długie czarne włosy, mocny make-up, pocięte ręce? – zaśmiałam się.
-Szczerze? Tak. Za dużo fanów na koncertów tej subkultury – dołączył się do mojego śmiechu.
Spojrzałam na niego z politowaniem. To, że ktoś ma problemy, od razu znaczy, że jest emo? Miło, po prostu miło. Od razu humor mi się pogorszył. Po co ja tu przyjechałam?!
-To gdzie Cię zawieźć, do Andelsa? – już nie miałam ochoty na rozmowę o subkulturach.
-Widzisz, jest taka sprawa, o której zapomniałem Ci powiedzieć… Ostatnio dotkliwie pobiłem dyrektora Andelsa i ten zapowiedział, że jak wrócę tam, to mnie za kratki wsadzi, bo ma wszystko nagrane – uśmiechnął się szelmowsko.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Dziada z niedowierzaniem. Wiedziałam, że był skłonny do wielu czynów, ale nie pobicie, i na dodatek dyrektora hotelu! Nie chciałam znać szczegółów, nie obchodziło mnie to. Jared zaczął mnie coraz bardziej wkurzać. Przecież nie posadzę go w najgorszym hotelu w Łodzi! Myślałam intensywnie, aż, z niechęcią, zaproponowałam mu inne wyjście:
-Słuchaj, to będziesz pomieszkiwał u mnie, przecież Cię nie puszczę do jakiegoś nieznanego hotelu, gdzie może być niewiadomo kto…
-To super! W końcu posmakuje trochę prawdziwego życia! – Jared był wniebowzięty.
To właduj się do auta, bo jestem śpiąca – mruknęłam, po czym, nie czekając na towarzysza, wyszłam na parking w nadziei, że mnie zgubi w tym tłumie i będzie musiał wrócić do domu. Niestety, dzielnie dotrzymywał mi kroku. Niby coś tam plótł, ale jakoś nie miałam ochoty go słuchać uważnie. Gadał o tym, że się w końcu poznamy, bla bla bla, pozna życie normalnych ludzi, bla bla bla, nikt go nie będzie zaczepiać na ulicy, bla bla bla. W końcu doszliśmy przed hondę. Otworzyłam bagażnik.
-Wrzuć tu swoje manaty.
Jared to zrobił, po czym usiadł obok mnie w aucie.
-Wow, skąd masz takie autko? – gwizdnął z lekkim podziwem.
-Ojciec mi kupił 3 miesiące temu, bo nie ma na co kasy wydawać. Kupił, więc jeżdżę, jakoś nie interesuje mnie, czym jeżdżę, byleby szybko dojechał do celu.
-Toż to najnowszy model hondy, który nie miał jeszcze premiery! Podobno tylko 10 osób na świecie go ma aktualnie! Takie cacko musiało kosztować co najmniej z kilka milionów dolarów!
Wiedziałam, że ojciec coś odwalił, bo jak wręczał mi kluczyki, był uśmiechnięty od ucha do ucha i nie chciał mi powiedzieć, za ile go kupił. A przecież mu mówiłam, że chcę zwykłe auto! To by tłumaczyło, dlaczego tyle ludzi otwierało szeroko usta, kiedy przejeżdżałam. Ja tam na samochodach się nie znałam i nie chciałam znać, nie obchodziło mnie to. Z kolei nie wiedziałam, że Dziadu lubi samochody. No tak, w końcu był facetem, pewno również lubi oglądać piłki nożne i chodzić na rybki. Dziadu i rybki? Zaśmiałam się w duchu. Sięgnęłam ręką do odtwarzacza i puściłam następna płytę, jaka była w odtwarzaczu. Slayer. Świetnie. Zrobiłam głośniej, aby Jared nie był w stanie jej przekrzyczeć. Wkurzył mnie swoim przylotem, aczkolwiek chciałam już go kiedyś poznać… Szkoda tylko, że wybrał najmniej odpowiedni termin, gdyż za 2 miesiące miałam mieć maturę, do której przygotowywałam się od dawna, a jutro będę musiała opuścić test z biologii, który tak naprawdę był próbną maturą na poziomie rozszerzonym. No chyba że zostawię Dziada w domu i pojadę na sam test. Musiałam to jeszcze przemyśleć.
Zerknęłam na Jareda. Ten wyglądał przez okno i obserwował mijane okolice. Doprawdy, miał ciekawe widoki… Bloki, samochody, bloki, bloki, bloki. Podziwiałam, że go to interesowało. Na szczęście nie palił się do rozmowy, co mnie niezmiernie radowało. Byłam ciekawa, co czuje ten człowiek w chwili obecnej. Czy jego bycie nie było czasem maską, pod którą krył się zupełnie inny człowiek? Przyszłość miała pokazać, jak będzie naprawdę.
Po godzinie byliśmy już przed moim domem. Na szczęście nie musiałam się go wstydzić przed tak bogatym człowiekiem. Dom miał 250 metrów kwadratowych, ogromna piwnicę, parter, 2 piętra. Budynek był pomalowany na beżowy kolor, tym razem mama wybierała farbę. Przedtem był jasnozielony, morelowy, szary, biały, a dzięki mojej siostrze przez 2 tygodnie był oczojebny róż. Na szczęście przeprowadziliśmy domową naradę i wspólnie postanowiliśmy, iż kolor, który wybierze moja siostra, będzie rozpatrywany przez rodziców. Jak dotąd moje propozycje trzymały się najdłużej: zielony był z rok, szary półtora. Pozostałe nie miały szczęścia, kilka miesięcy tylko trwały. Zatrzymałam auto.
-Tutaj mieszkasz? – znowu wyczuwało się podziw w głosie Jareda. A co myślał, że ja biedna jestem? Kolejne ocenianie ludzi na podstawie stereotypów. Jeśli miałabym tak samo oceniać ludzi, w ogóle nie powinnam była ot tak normalnie rozmawiać z Dziadem, lecz wołać wszystkie FG z Polski, media, flesze i Bóg wie co jeszcze, pewno panienki tańczące hula w hawajskich strojach.
-Tak, tutaj, witaj w moich skromnych progach. Chodź, weźmiesz rzeczy i wejdziemy do środka.
Dziadu pochwycił torbę w swoje łapska i weszliśmy dużymi drzwiami do przedpokoju. Pomieszczenie było długie, szerokie. Przy drzwiach stała dębowa szafa, w której chowaliśmy odzienie. Obok szafy stała mniejsza, na buty. Na środku były schody, które prowadziły na wyższe koordynacje budynku. Czerwony dywan ciągnął się od schodów do końca korytarza, wcześniej były dębowe panele. Ściany były pomalowane na beżowo, gdzieniegdzie wisiały na niej duże obrazy. Z boku, naprzeciwko szaf, był wieszak dla gości, którzy wieszali tam swoje odzienie, kiedy przychodzili do nas na wizytę. Z sufitu zwisały piękne żyrandole, za które mama zapłaciła ponad 10 tysięcy złotych.
-Jestem! – krzyknęłam, chcąc poinformować mamę, że dotarłam. – I mamy gościa!
-Już idę zobaczyć Twojego gościa! – zawołała mama z salonu.
Kiedy mama się zbierała (bo wiedziała, że gościem jest Jared; malowała usta, poprawiała włosy i wygładza sukienkę przed lustrem), Dziad grzecznie zdjął buty i wyjął z torby swoje słynne kapcie z francuskiej serii, które włożył na nogi. Sięgnął ręką do włosów i jeszcze bardziej je potargał. Zaczynał mnie irytować ten gest. Mam nadzieję, że nie będę musiała Jareda zbyt długo gościć w swoich progach. W końcu mama wyszła nam na spotkanie.

________________________________________

No to tyle w pierwszej części. Pojawiła się trochę szybko od prologu, więc druga dopiero za dwa tygodnie najwcześniej.. Wiadomo, szkoła, w związku z czym nie mam czasu na siedzenie przed komputerem i pisanie opowiadań. (: Mam nadzieję, że się spodoba. ; )

czwartek, 13 września 2012

Prolog

Obudziło mnie słońce. Otworzyłem szeroko oczy. Znajdowałem się w ogromnym białym pomieszczeniu. Przetarłem oczy ze zdziwienia. Tak, mój wzrok się nie mylił - leżałem w sali szpitalnej. Dobiegło mnie ciche pikanie aparatury, która była podłączona do mnie. Mogłem usłyszeć, jak dudni moje serce. Pierwsze pytanie: co ja tu robię? Chciałem ruszyć ręką. Lewa, ok. Prawa.. Kurde, nie mogę nic zrobić. Lekko podnoszę głowę. Czuję przeogromny ból. W końcu udaje mi się ją wystarczająco podnieść, aby móc zobaczyć, że jest cała w gipsie. O co chodzi? Co się wczoraj stało? Rzut na nogi. Nie były ogipsowane. Mogłem nimi ruszać. Czemu nie pamiętam wczorajszego wieczoru? W sumie nie, pamiętałem tylko jedną rzecz - moją ukochaną piosenkę "Closer to the Edge". Nic poza tym. Spojrzałem na lewy bok, gdzie nie było tej maszyny. Stołeczek. Na stołeczku tylko, czy aż, moje dziecko - BlackBerry. Usłyszałem ciche kroki, które powoli zbliżały się do mnie.
-Dzień dobry, panie Leto. Jak się pan miewa? - zadudnił niski, przyjemny bas lekarza, którego w końcu mogłem obejrzeć.Średni, miał lekko zarysowany brzuch, czarne włosy sterczały mu w nieładzie po całonocnym dyżurze. Uśmiechał się w moją stronę. Z jago zielonych oczów promieniało uczucie wobec każdego pacjenta, którego miał pod swoimi skrzydłami. Z miejsca polubiłem tego prostego człowieka.
-Okropnie boli mnie głowa i nie czuję prawej ręki. - zakomunikowałem zachrypniętym głosem. Nie jest źle, myślałem, że będzie gorzej.
-To i tak dobrze, staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby jakoś panu pomóc. Pamięta pan, co się wczoraj stało?
-Nie.. - wydusiłem. - Znaczy się pamiętam tylko jedno - moją piosenkę, jak ją śpiewałem. Nie wiem gdzie i w jakiej sytuacji, wiem tylko, że ją śpiewałem. - popatrzyłem na niego. Czyżby wiedział, co się wydarzyło? Nie wiem, czy chciałem wiedzieć. Mimo to, z drugiej strony, zrobiłbym wszystko, aby uchylił chociaż rąbka tajemnicy.
-Chce pan wiedzieć, co się stało?
-Tak - odpowiedziałem zdecydowanym głosem. Niech się dzieje wola ludzka!
I wtedy on mi wszystko opowiedział. Opowiedział tą straszną prawdę. Początkowo nie mogłem uwierzyć w to, co on gada. Z czasem jednak pamięć zaczęła wracać, wspomnienia. Wszystko się zgadzało. Kiedy uświadomiłem sobie, co zrobiłem, popłynęły mi łzy.
-Nigdy więcej nie chcę słyszeć Closer to the Edge, nigdy.. - wyszeptałem. Lekarz pokiwał tylko smutno głową, dał mi tabletki i szklankę wody, po czym spokojnie wyszedł z pokoju. Nie mogłem się otrząsnąć. Jedyne, co pozostało mi, to zadzwonienie do osoby, z którą doskonale się dogadywałem poprzez rozmowy telefoniczne. Nie obliczywszy czasu, którą ona ma tam u siebie, gdyż nie byłem w stanie, zadzwoniłem do niej. Początkowo była ogromnie zaspana, ale tak, rozmowa przyniosła mi pewną ulgę. Rozmawialiśmy rekordowo długo, bo ponad kilka godzin.W końcu się rozłączyłem. Spojrzałem na okno. Z oka popłynęła pojedyncza łza.

___________

Witam na moim blogu. (: Prologu nikt nie zna, dopiero napisany, tu i teraz. Opowiadania był kiedyś umieszczane, ale jak przez kilka dni nie mogłam się zalogować na swoim koncie, postanowiłam od nowa zacząć publikować tamten blog. Nie był on nigdzie umieszczany czy coś, więc mało osób go zna. (: Bohaterem nie jest Jared, po prostu musiałam pewne wydarzenie umieścić w prologu. O co chodziło? To się z biegiem czasu wszystko wyjaśni. Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój blog. (: