piątek, 7 marca 2014

Rozdział 22. "-Haha, nienawidzę tego zespołu! - zaśmiałam się."

Obudził mnie potworny ból głowy. Czułam się, jakbym poprzedniego wieczoru wlała w siebie hektolitry procentów i miała teraz potwornego kaca. Aż się dziwiłam, że to tylko przez głupi płacz i to, co się wczoraj wydarzyło... Nie, nie będę o tym myśleć! Nie chciałam znowu sobie przypominać to, co usłyszałam poprzedniego dnia od Shannona. Nie wiedziałam, jak wytrzymam przy nim cały dzisiejszy dzień, nie mówiąc o jutrze - Shannon wczoraj przy barze poinformował mnie, że będzie moim prywatnym przewodnikiem po Paryżu. Cóż, zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie, na razie miałam ważniejsze rzeczy do załatwienia.
Wyczołgałam się z pościeli w brudnych ubraniach i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Dochodziła 12. Miałam ponad 40 nieodebranych połączeń, wszystkie od Jareda. Wybrałam do niego numer i zadzwoniłam, szukając w międzyczasie w walizce tabletki na ból głowy.
-Boże, nic Ci nie jest? Żyjesz? - Leto odebrał po 1 sygnale.
Skrzywiłam się z bólu.
-Jared, błagam, ciszej, bo mi głowę rozsadza - powiedziałam niewyraźnie.
-Co się dzieje? Ja tu odchodzę od zmysłów, 3 godziny temu miałaś być na dole, bo tak się wczoraj umawialiśmy, a Ciebie nie ma! - darł się nadal Jared do słuchawki. - Próbowałem się do Twojego pokoju dobić, ale nie dało się, nie dawałaś znaku życia. Shannon mruknął, żebym zostawił Cię w spokoju, bo pewnie śpisz, więc odszedłem i pojechałem do Le Zenith. Próbowałem się do Ciebie dodzwonić, ale nic, cisza, nie odbierasz! Właśnie miałem zamiar przerwać próbę i wracać szybko do hotelu, aby sprawdzić, czy nic Ci się nie stało...
-Jeszcze żyję, mam się dobrze - mruknęłam, szukając jakieś szklanki. Znalazłam naczynie, odkorkowałam butelkę z wodą i wlałam ją do kubka, wzięłam tabletkę do ust i popiłam ją płynem. - Będę za 30 minut gotowa, daj mi tylko czas na ogarnięcie się. Do tych 30 minut dolicz dojazd, bo nie mam pojęcia, ile czasu mi to zajmie.
-Dobrze, że Ci nic nie jest... Do zobaczenia! Jak nie będzie Cię za godzinę to przyjadę do hotelu i osobiście wparuję do Twojego pokoju - zagroził Leto, po czym zakończył rozmowę.
Taaa, on i wyważanie drzwi. Nie będzie miał takiej potrzeby, bo jakoś uda mi się dotrzeć do tego Zenithu czy jak to tam Leto nazwał. Wzięłam kartkę papieru, długopis i napisałam LE ZENITH, żeby w razie swojej sklerozy mieć tą kartkę w kieszeni spodni. Wróciłam do rozwalonej już na środku pokoju walizki, aby znaleźć czarne leginsy oraz dżinsową koszulę, schwyciłam jeszcze bieliznę i ruszyłam do łazienki, żeby zmyć z siebie brud wczorajszego dnia oraz nocy. Weszłam do środka i spojrzałam na lustro. Załamałam się swoim wyglądem, jeszcze nigdy tak koszmarnie nie wyglądałam. Podpuchnięte policzki, zaczerwienione oczy, rozjebany makijaż, potargane i w połowie już tłuste włosy... Spoglądało na mnie gówno, nie ja. Westchnęłam i pochyliłam się nad umywalką, nabrałam wody w dłonie i opukałam twarz. Wzięłam szybki prysznic, wytarłam ciało puchowym ręcznikiem, założyłam ciuchy i znowu stanęłam przed swoim odbiciem. Sięgnęłam do kosmetyczki po puder i tusz do rzęs, więcej mi się nie chciało. Szybko przypudrowałam policzki, umalowałam rzęsy, rozczesałam starannie mokre włosy, wzięłam suszarkę i lekko je podsuszyłam - nigdy nie lubiłam do końca ich suszyć, wierzyłam, że wiatr na dworze dokończy robotę urządzenia elektrycznego. No, już wyglądałam ciut lepiej, jednak zbyt oszałamiająco nie byłam. Nie szłam na żadne salony, tylko do pracy, więc zadowoliłam się tym wyglądem.
Schwyciłam w dłoń skórzany plecaczek, zapakowałam portfel z dokumentami, mini-kosmetyczkę, wodę i badge, które miałam przy sobie od koncertu w Łodzi. Schowałam telefon do kieszeni kurtki skórzanej, zawiązałam czarne converse i wyszłam z pokoju, zakluczywszy za sobą drzwi. Zjechałam windą na parter i wyszłam na ulicę. Boys hotelowy zawołał stojącą nieopodal taksówkę, ta podjechała bliżej wejścia. Podziękowałam uśmiechem i wsiadłam do auta.
-Dokąd zawieźć? - zapytał się łamaną angielszczyzną.
-Le Zenith poproszę.
Mknęliśmy ulicami Paryża, a ja podziwiałam miasto. W świetle dnia wyglądało jeszcze piękniej niż w nocy. W końcu stanęliśmy pod budowlą, która była celem podróży. Zapłaciłam za kurs i wysiadłam z pojazdu. W kolejce stało już podczas 300 ludzi około, a była dopiero 12:50! Zupełnie jak w Polsce... Przeważały francuskie flagi, którymi Echelon się owinął, ale dostrzegłam też flagi z innych krajów: Ukraina, Rosja, Wielka Brytania, Niemcy.. Polska! Niedaleko wejścia, prawie na początku kolejki, znajdowało się 5 osób, które dumnie owinęły się flagami mojego pięknego kraju. Wyjęłam w końcu z plecaka badge, zawiesiłam je sobie na szyi i udałam się ku grupce rodaków, chcąc porozmawiać z kimś w moim ojczystym języku.
-Cześć! - zawołałam, kiedy podeszłam do grupki. 4 dziewczyny i jeden chłopak, którego znałam tylko z widzenia, Mateusz. Dziewczyn zupełnie nie kojarzyłam.
Popatrzyli na mnie najpierw z zdziwieniem, że mówię do nich po polsku, potem wstali z siedzącej pozycji cali uśmiechnięci.
-Siema! Też na koncert? - zapytała się jedna z dziewczyn, która miała różowe włosy do pasa. Zakochałam się w tych włosach od pierwszego wejrzenia.
-Można tak powiedzieć... Z Mars Crew jestem, Maja się nazywam - przedstawiłam się.
Widziałam, jak ich oczy robią się okrągłe. Pewnie nie podejrzewali, że spotkają taką osobę tutaj!
-Ja jestem Gosia - rzekła ta z różowymi włosami - a to jest Klaudia, Monika, Gabi oraz Mateusz, nasz jedyny rodzynek. Nowa jesteś w Mars Crew? Bo wcześniej Cię jeszcze ani razu nie widziałam, a trochę za Marsami na poprzedniej trasie jeździłam.
-Tak, koncert w Łodzi był moim pierwszym - uśmiechnęłam się.
-Czekaj, ja Cię kojarzę! To Ty byłaś najpierw na scenie obok Leto podczas wpuszczania, a potem bawiłaś się w pogo na Comie? - zapytała się Klaudia, marszcząc czoło.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Jak dostałaś tam pracę?
-Można powiedzieć, że ja i Jared to dobrzy znajomi. Jak nie przyjaciele. I to tacy bardzo bliscy przyjaciele.
-Woooow! - zawołali zgodnie.
Poczułam, że mi wibruje telefon. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jared.
-O wilku mowa, właśnie się do mnie dobija... Do zobaczenia! I udanego koncertu! - rzekłam do grupy po czym wyszłam z kolejki i odebrałam telefon.
-Już jestem na terenie Zenithu, zaraz będę! - warknęłam do telefonu i, nie czekając na jakąkolwiek reakcję Leto, zakończyłam rozmowę i schowałam komórkę z powrotem do kieszeni.
Skierowałam się na tyły hali, gdzie wejście miały tylko osoby pracujące przy koncercie, czyli wszyscy technicy, muzycy, oświetleniowcy oraz ludzie należący do ekipy Marsów. Pokazałam ochroniarzowi swoje badge po czym weszłam na teren parkingu, następnie znalazłam się w korytarzu wewnątrz budynku. Przede mną szedł wściekły Tom.
-Gdzie byłaś jak Cię potrzebowaliśmy?! Chcesz być wylana od razu?! - pieklił się na mnie.
-I tak mnie nie wyrzucisz, Jay Ci zabronił - uśmiechnęłam się do niego mściwie.
Czerwony już na twarzy Tom nic nie powiedział tylko machnął ręką i sobie poszedł dalej wkurzać ludzi. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam dalej. Minęłam szybko drzwi z napisem "MARS - ZESPÓŁ". Zatrzymałam się dopiero przed "MARS CREW". Nieśmiało nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Znajdowała się tam tylko Emma, która siedziała na kanapie i patrzyła w swojego tableta. Kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do środka, uniosła głowę.
-Maju, w końcu jesteś! - zawołała z ulgą, odkładając sprzęt. - Gdzieś się podziewała?
-Nie usłyszałam budzika, wiesz, zła noc, i to bardzo zła noc - westchnęłam ciężko.
Kobieta popatrzyła się na mnie ze zdziwieniem.
-Przecież Ty nic nie pijesz, więc kaca nie miałaś... Czemu w takim razie zła?
-Nie chcę o tym rozmawiać, przepraszam - popatrzyłam na nią smutno.
-Rozumiem! Zostaw swoje rzeczy i chodź, będziesz dzisiaj opaskowywać ludzi, musisz robić trochę więcej, bo widzę, że się za bardzo lenisz czasami. W każdym razie to są słowa Toma, jak zwykle naszego jakże inteligentnego i głupiego zarazem dowódcy - prychnęła. - W każdym razie szykuj się, bo nie chcemy znowu mieć opóźnienia.
-Tak wcześnie opaskowanie ludzi? - zdziwiłam się.
-Zaszły zmiany, m+g jest teraz przed koncertem. Zresztą jeszcze soundcheck jest planowany na dzisiaj, więc musimy się zwijać.
-Przed koncertem? Przecież to niedorzeczne! Ludzie nie będą mieli okazji z nimi porozmawiać, bo Marsy będą się spieszyć z czasem! - wykrzyknęłam, oburzona. 
-To nie był pomysł Toma, tylko Jareda... Sama jestem tym zdziwiona, ale cóż, szefowi nad szefami się nie postawisz.
-Kiedy poinformował o tej zmianie?
-Dzisiaj rano. Nie powiem, byliśmy w ogromnym szoku, kiedy tak beztrosko zszedł na dół i oznajmił, że zaszły zmiany... Na szczęście udało się dotrzeć do wszystkich uczestników dzisiejszego m+g i przekazać im info o zmianie planów oraz godziny. Chodź chodź, nie ma czasu! - rzuciła i wyszła za drzwi.
Odłożyłam plecak i powiesiłam go na wolnym wieszaku, po czym wyszłam za Emmą. Dotarłam do wyjścia, gdzie za zamkniętymi drzwiami po drugiej stronie stali już ludzie, którzy wykupili spotkanie z Marsami bądź bilet na próbę. Przed drzwiami stał stół z laptopem, 3 krzesłami i pudełkiem z papierkami wszelakiego koloru. Emma już tam stała i powiedziała do mnie:
-Usiądziesz przy laptopie i będziesz sprawdzała, co kto ma, a następnie mówiła do Mishi oraz Xenny, kto i jaki ma m+g. Ty masz tutaj - wskazała na zielone opaski leżące przy laptopie - na soundcheck, dasz każdej dziewczynie, która zakupiła ten pakiet, do ręki tą bransoletkę, a zapięciem zajmie się już Misha lub Xenna. Dasz radę?
Spojrzałam na nią niepewnie, nie wiedząc, czy na pewno dam radę to wszystko ogarnąć. 
-Spokojnie, będę na początku tutaj stała, za Tobą, i patrzyła, jak Ci idzie. W razie czego Ci pomogę - powiedziała Emma, widząc zaniepokojenie w moich oczach. 
-Dzięki... Powinnam dać radę, ale wiesz, pierwszy raz to jednak jest inaczej - rzekłam, siadając na krześle. 
Emma skinęła na ochroniarzy, którzy stali przy drzwiach, a Ci je otworzyli. Zaczęli wchodzić ludzie, nie zachowując jednak porządnej kolejki tylko tworząc jeden wielki chaos. Jęknęłam. 
-Hej hej, co się pchasz? Róbcie kolejkę, bo inaczej nie damy wam bransoletek! - zaczęła się drzeć Emma. 
Ludzie od razu jej posłuchali i uformowali jako taką kolejkę. Podeszła pierwsza dziewczyna z kartką papieru. Uśmiechnęłam się do niej i przywitałam ją krótkim "cześć!", następnie rzuciłam okiem na kartki, jakie mi dała. Pakiet K+Q plus soundcheck. Zapytałam się, czy dobrze mówię, pokiwała mi twierdząco głową, po czym dałam jej zieloną bransoletkę, mówiąc do stojącej obok mnie Mishy, że ma K+Q do tego, po czym przyjęłam kartki od następnej dziewczyny.
Stres całkowicie mnie opuścił, a po 10 minutach Emma odeszła gdzieś, zostawiając mnie samą, jednak już wcale się nie bałam. Robota była szybka, łatwa i przyjemna. Laptop miał mi służyć za pomoc przy ewentualnych pomyłkach bądź niepewności, kto jaki bilet ma mieć, na szczęście nie musiałam ani razu z niego korzystać. Rozluźniłam się i z uśmiechem witałam każdego nowego człowieka. Na większości z nich malował się stres i niedowierzanie, że to zaraz się zacznie. Co mnie zdziwiło to fakt, że 1/3 uczestników to byli chłopacy. Przeważnie Ci sami ludzie, co kupili m+g, nabyli też soundcheck, niewiele było tych, którzy kupili sam SC. 
W końcu przyjęłam ostatnią osobę i ją wysłałam na opaskowanie z pakietem CTTE oraz, oczywiście, SC. Kiedy odeszła, ustawiając się w nowej kolejce na zewnątrz, wstałam od stołu i przeciągnęłam się. 
-Całkiem lekka i przyjemna praca - uśmiechnęłam się do Mishy. - Czy to oznacza, że jestem wolna? 
-Tak, możesz iść robić, co chcesz - odwzajemniła mi uśmiech Misha. 
Wróciłam do pokoju MC, zastanawiając się, czy spotkam tam Emmę. Moje podejrzenia się jednak nie potwierdziły - nie było jej tam. Wyszłam więc na halę, łudząc się, że może gdzieś tam ją spotkam. Bum! Wpadłam na coś rosłego i twardego.
-Ała! Uważaj, jak chodzisz, idioto! - rzuciłam, łapiąc się za głowę i czując ból. 
-A Ty się tak nie panosz, nie myśl, że Ci na wszystko wolno, bo jesteś teraz w ekipie MC - rzucił zimno jakże dobrze znany mi głos. Shannon. Poczułam ukłucie bólu, tym razem nie na głowie lecz w sercu. 
Nie chciałam na niego patrzeć, a jego ton głosu spowodował, że poczułam, jakby w serce wbiło mi się tysiące szpilek. Co się stało, że nagle mnie znienawidził tak mocno? Co ja biedna zrobiłam? Ominął mnie i wrócił do swojego pewnie pokoju, zostawiając mnie, rozbitą na pierdylian cząsteczek, samą. 
Ze łzami w oczach poszłam dalej, jednak już nie chciałam Emmy, chciałam tylko znaleźć malutki kącik, gdzie mogłabym się spokojnie wypłakać. Nie wiedziałam, że Shannon spowoduje we mnie taką reakcję, nie sądziłam, że przez jego zachowanie jestem w stanie tyle płakać! Bum! Znowu się z kimś zderzyłam. Nie spojrzałam w górę, chciałam uniknąć wstydu, bo oczy miałam ciągle pełne łez.
-Maju, szukałem Cię! Gdzieś Ty się... Co się stało? - zapytał się Filip, kiedy podniosłam głowę i zobaczył mój stan.
Jeszcze czego mi brakowało, żebym się na niego natknęła! Jak pech, to po całości. Chciałam coś powiedzieć, jednak pękłam i zamiast słów poleciały mi łzy. Filip, lekko przerażony, przyciągnął mnie mocno do siebie i przytulił, a ja zanurzyłam się w jego ramionach, łkając w koszulę.
-Cii, Mała, będzie dobrze, nie ma co płakać... - szeptał mi do ucha, głaszcząc delikatnie po głowie. 
W końcu się uspokoiłam jako tako. 
-Nic nie będzie dobrze, Shannon mnie nienawidzi a ja nie mam pojęcia, czemu - powiedziałam smutnym głosem.
-Dziecinko, Ty się nim nie przejmuj! - rzucił wesoło Filip. - On taki jest zawsze w stosunku do kobiet, nigdy nie umie się porządnie zachować. Raz jest czułym, miłym mężczyzną, raz odbija mu i staje się zimnym skurwielem. Przejdzie mu, zobaczysz, i będzie Cię jeszcze na kolanach przepraszał za to, co Ci powiedział!
-Po czym mu tak nagle odjebuje? Nie wierzę, że taki jest....
-Po alkoholu, jak przeholuje i coś się nie dzieje po jego myśli, potrafi rzucić takimi obelgami, że aż uszy więdną! I potem chodzi taki wkurzony przez 3-4 dni, różnie to bywa, zależy od tego, kto w jaki sposób mu odmówił.
Uśmiechnęłam się niepewnie do chłopaka. Kurde, kolejny Leto z problemami psychicznymi? U nich musiało to być chyba dziedziczne. Najpierw Jared ze swoim Cubbinsem, teraz Shannon z nieumiejętnością radzenia sobie w stanie nietrzeźwym. Coś czułam, że ta przygoda może być moją najciekawszą w całym życiu.
-Chodźmy, nie możemy tak tu stać, bo zaraz będą wpuszczali ludzi na płytę! - złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku trybun.
Usiedliśmy na tych, skąd był najlepszy widok na scenę, i obserwowaliśmy, jak ludzie wchodzą spokojnie i bez przepychanek na płytę. Ustawili się wokół barierek i rozmawiali między sobą w najlepsze. Nie zauważyli, że na scenę wszedł Tomo z gitarą, który zaczął ustawiać sobie mikrofon na właściwej wysokości. W końcu, gdy zagrał kawałek nieznanej mi piosenki, publika zareagowała i odwróciła się w jego stronę. Wszyscy zawołali wspólnie "Hi!", na co Tomo szeroko się uśmiechnął i pomachał im dłonią. 
Na scenę wkroczył Jared, podskakując wesoło, a ludzie przywitali go głośnymi piskami. Przywitał się z FE i zaczął gadać o tym, że mają piękne miasto, cudownych ludzi, wspaniałą atmosferę - takie tam podlizywanie się. Podczas jego przemowy za perkusją usiadł tak jakby przygaszony Shannon. Zamarłam, widząc, że rozgląda się po ludziach, jakby kogoś szukał. Kiedy zobaczył mnie, przypatrzył mi się chwilę po czym wzrok utkwił w Jaredzie. 
-To co, może najpierw... Bright Lights? Rzadko graliśmy tą piosenkę w studio, więc nie mamy pojęcia, jak nam wypali na żywo... Dawajcie, chłopaki! - rzucił do swoich kolegów Jared. 
Polecieli z BL, jednak co chwilę musieli przerywać, ponieważ a to gitarę źle było słychać, głos niesłyszalny, perkusja źle ustawiona.. W końcu, po 10 minutach, udało się wspólnie, razem z tłumem, zaśpiewać tą piosenkę. 
-Chcecie usłyszeć coś starego? - zapytał się Jared.
-Taak! - krzyknęli prawie wszyscy, a ja zauważyłam, że każdy się szeroko uśmiecha.
-Tomo, dawaj Echelon! Tak bardzo kocham tą piosenkę... 
Zamknęłam oczy, wsłuchując się w moją jedną z ukochanych piosenek. Ten głos, te słowa, ta muzyka. Tak, koncerty i słuchanie na żywo tego, co zespół pokazuje, to był cel mojego życia. Cieszyłam się, że miałam ten zaszczyt jeździć z nimi przez najbliższe 2 miesiące. 
Dziadu się rozgadał o swoim ulubionym żarciu podczas ustawiania od nowa perkusji Shannona, bo temu coś nie pasowało. Podczas gadania, jak bardzo lubi tosty wegańskie zauważyłam, że się rozgląda po trybunach. Kolejny, który mnie szuka? Kiedy dostrzegł mnie, pomachał mi ręką, wyraźnie ucieszony. Odmachałam mu z radością. Lubiłam go, nie dało się tego ukryć. Ludzie odwrócili się, zaciekawieni, komu Jay macha. Kiedy mnie dostrzegli, niektórzy też mi pomachali, kojarząc mnie z tą osobą, która opaskowała ich. Skinęłam przyjaźnie im głową. W tym momencie Filip złapał mnie za dłoń. Spojrzałam się na niego pytająco.
-Już nasza pora, trzeba się pomału przyszykować do robienia zdjęć, ustawiania ich itd... 
-Więc chodźmy tam, nie ma co czasu tracić! 
Nie puszczając jego ręki udaliśmy się do właściwego pokoju. Rozwieszano własnie czarne płótno z niebieskimi triadami, a przed nim stawiano statyw na aparat. Obok pojawiła się wielka kanapa. 
-To tutaj będą siedzieć? - zapytałam się, siadając na niej. 
-Tak, szukaliśmy największej i najbardziej wygodnej kanapy, po 40 minutach wreszcie się udało - odpowiedziała mi Misha, która ustawiała na stoliku torebki z gadżetami dla posiadaczek m+g. 
Po 20 minutach pojawiła się Emma.
-Wszystko gotowe? - zapytała się Filipa.
-Tak! - odpowiedział jej żwawo.
-To wszyscy na miejsca, zaraz wejdą! 
Wstałam i stanęłam po prawej stronie kanapy, będąc trochę w tyle. Najpierw weszli klienci, potem zaś zespół. Najbliżej mnie usiadł Shannon. Jęknęłam w duszy, wystarczająco się przez niego napłakałam. Obawiałam się, że nie wytrzymam i będę musiała w pewnym momencie wyjść z pokoju, na szczęście wytrzymałam jego obecność. Przeszli do podpisywania, a następnie wstali i ruszyli ku materiałowi, który miał być tłem dla zdjęć. Niestety na dzisiejszym m+g nie było nikogo nadzwyczajnego, więc żadnych zakładów między sobą nie robiliśmy. Kiedy wyszedł ostatni uczestnik, wszyscy westchnęli z ulgą. 
-Jesteście wolni! - rzuciła Emma. - Ty, Maja, zostajesz, razem ze mną pomagasz jeszcze na scenie przy ogarnianiu goldenów z miejscami na niej oraz przy koncercie, nie zawsze sama daję radę.
-Nie ma sprawy, z przyjemnością zostanę - odpowiedziałam kobiecie. 
-Brawo, brawo! Wszystko idealnie w czasie się zmieściło! Jestem z Was dumny! - krzyknął głośno Tom, który wszedł do pokoju. - Chłopaki, idźcie się...
-Tomie! - przerwała mu ostro Emma. - To ja odpowiadam za to, co chłopaki mają w danej chwili robić, ustalaliśmy to przecież niejeden raz! Ty zajmujesz się technicznym przygotowaniem m+g, ja natomiast dbam o chłopaków i ich zachcianki. 
-Dobra dobra, wybacz... - mruknął pod nosem Tom i wyszedł na korytarz.
Poczułam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam się. 
-Masz jutro wolny czas? - zapytał się mnie Filip, uśmiechając się lekko.
-Do południa mam, a o co chodzi? - zapytałam się podejrzliwie. 
-Czy chciałabyś pójść ze mną na jakąś kawę? Znam fajną restaurację.. - zapytał się lekko zarumieniony mężczyzna.
-Z przyjemnością! - uśmiechnęłam się szeroko.
Wtem usłyszałam, że ktoś wyszedł z pokoju, trzasnąwszy za sobą z całej siły drzwi. Rozejrzałam się w popłochu. Wszyscy, z wyjątkiem perkusisty, stali i patrzyli zdezorientowani na siebie. Nastała cisza. 
-A tego co dzisiaj ugryzło? - warknęła Emma w końcu. - Nie można z nim o czymkolwiek rozmawiać, od razu robi się wściekły i ma ochotę rozwalić wszystko, co znajdzie w promieniu kilkunastu metrów. 
Nikt nie odpowiedział jej na pytanie, więc wzruszyła ramionami i wyszła. 
-Będę czekał przed recepcją o 10-ej, zapamiętasz? - zapytał się mnie Filip.
-Jasne. Dzięki! - przytuliłam go do siebie, po czym zadowolona puściłam.
Cmoknął mnie na pożegnanie w policzek i wyszedł razem z resztą ekipy. W pokoju został tylko Tomo i Jared.
-To ja pójdę sprawdzić, co u Shannona... - rzucił zakłopotany Tomo i również wyszedł.
-Co się stało? Znam dobrze braciszka i wiem, że byle rzecz nie wytrąca go z równowagi... - zapytał się mnie młodszy Leto.
-Nic takiego, chciał tylko, żebym się z nim przespała, to mu odmówiłam - powiedziałam, siląc się na beztroski ton. - No i nazwał mnie kurwą i takie tam... - po raz drugi moje emocje wzięły nade mną górę i się rozryczałam.
Jared szybko do mnie podszedł i mocno mnie do siebie przytulił. 
-Kruszynko, nie przejmuj się tym skurwielem! Alkohol zawsze na niego źle wpływa, już mu tyle razy mówiłem, żeby się nie upijał, to ten swoje cały czas... Ale teraz to przesadził! Dopadnę gnoja i go wykastruję! To w sumie wyjaśnia, dlaczego taki wściekły wyszedł z tego pokoju dzisiaj. A myślałem, że znowu zapomniał o jakieś dupereli! - westchnął ciężko. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał mi ją. - Masz, otrzyj sobie nią łzy, nie warto płakać.
-Najśmieszniejsze było jednak stwierdzenie, że on nadal twierdzi, że jesteśmy parą.. - powiedziałam, kiedy w końcu się trochę uspokoiłam. - W sumie mu się nie dziwię, gdybym obserwowała nas z boku też miałabym takie wrażenie. Tak często przebywamy razem, więc nic dziwnego, że tak bardzo nas obgadują.
-W sumie masz rację. Ale żeby Shannon mi nie wierzył? Tu chodzi na pewno o coś więcej, coś, o czym nie mam pojęcia. - spojrzał na zegarek. - Wielkie nieba, muszę już wracać do garderoby, bo zaraz zacznie support grać, a ja jeszcze nie wyprostowałem i nażelowałem włosów!
Ze śmiechem odprowadziłam młodszego Leto pod garderobę, następnie wróciłam do pokoju MC. Była tam Emma, która własnie robiła sobie herbatę.
-Zrobić Ci? - zapytała się.
-Byłabym wdzięczna - usiadłam ciężko na fotelu.
Po chwili kobieta postawiła przede mną parujący kubek cieczy. Posłodziłam herbatę 2 łyżeczkami cukru, zamieszałam energicznie i wypiłam kilka małych łyków, aby się nie oparzyć od wrzątku. 
-Co jest z Shannonem? Za dużo znowu wypił? - zapytała się Emma.
-Niestety, powiedział trochę niemiłych słów, ale już nie myślę o tym, staram się zapomnieć to, jak mnie nazwał...
-Nie jesteś pierwsza z naszej ekipy, której oberwało się od Shannona. Mi też się niejeden raz oberwało podczas imprezy, bo nie chciałam mu, dajmy na przykład, podać drinka. On jest straszny, chociaż z czasem mu przeszło jako tako. Podczas TIW, kiedy to do nich dołączyłam, na samym początku, wściekał się nawet bez alkoholu o wszystko, dostawał dzikich ataków.. Na szczęście tak duża ilość koncertów osłabiła go i teraz reaguje tylko jak przesadzi zbyt z alkoholem. Z kolei zaczął teraz coraz częściej się upijać... Trzeba mu pomóc, ale nie mam pojęcia, jak. Kiedy tylko słyszy słowo "specjalista", od razu robi się wściekły. 
Spojrzała na mnie smutno, ale też jakby.. błagalnie? Co ona sobie myśli, że przygarnę pod skrzydła dwójkę Leto i będę ich niańką? W sumie, czemu nie... To będzie ciekawe doświadczenie, Maja jako psycholog! Może powinnam wycofać papiery z uczelni weterynaryjnej i iść na psychologię? Może to jest ten mój wymarzony zawód? Parsknęłam śmiechem w myślach. Ja i moje podejście do ludzi, haha! Nie nadawałam się kompletnie, skoro potrafiłam zgnoić człowieka za to, że zrobił coś, czego ja nie pochwalam.
Emma wstała, zabrała kubki i szybko je umyła. 
-Idziesz zobaczyć support? - zapytała się.
-A kto supportuje?
-YMAS.
-Haha, nienawidzę tego zespołu! - zaśmiałam się. Miałam okazję być na jednym ich koncercie, żeby popatrzeć z ciekawości, co oni tam grają, i stwierdziłam, ze były to najgorzej zainwestowane pieniądze w moim życiu jeśli chodzi o koncerty. Publika była świetna i to ona tylko zmuszała mnie, żebym nie opuściła sali już po 2 piosence. Po prostu bardzo mi się nie podobał ich styl grania i śpiewania.
Emma wyszła z pokoju, więc zostałam sama. Wyjęłam z kieszeni telefon i połączyłam się z marsowym wifi. Wklepałam hasło (TrollLeto) i weszłam na fejsbuka. Na szczęście prawie nikt nic nie skomentował mojego, nie zlajkował, nie miałam zbyt dużo zaproszeń do znajomych. Westchnęłam cicho z ulgą, nie lubiłam przeglądać tych wszystkich powiadomień, a byłam zmuszona to robić, ponieważ niekiedy czekałam, jak ktoś mi odpisze pod jakimś statusem coś ważnego. Jared był online, bo jakby inaczej! 
"Podobno miałeś sobie włosy zrobić", napisałam szybko do niego.
"Cicho tam, relaksuję się", odpisał po 5 sekundach.
"Jasne, na fejsie? :v" 
"Każdy ma swój sposób relaksowania się. Wpadnij do nas!"
"S?", zapytałam się tylko, wiedząc, że Leto od razu zrozumie, o co mi chodzi.
"Niestety jest."
"Sorry, to nie przyjdę."
"Rozumiem. Do zobaczenia na koncercie!"
"Trololololo", czasami lubiłam wysyłać Jaredowi zupełnie pozbawione sensu wypowiedzi.
"No nie spamuuuj mi, nie lubię dźwięku pikających powiadomień :("
"Przyzwyczaj się :>
Plum
Tralalala
Plum
Bum"
"NO DOBRZE, WYŁĄCZAM TEGO FEJSA!" odpisał, wkurzony.
Zaśmiałam się pod nosem i przeszłam na twittera. Tutaj wszyscy jarali się dodanym przed Jareda zdjęciem. Weszłam zaciekawiona na jego profil. No tak, dodał swoją samojebkę z szeroko otwartymi ustami z podpisem "BOINK!". Rozejrzałam się po pokoju i znalazłam kapelusz, który jako tako przypominał Dziadowy kapelusz. Przeczesałam włosy, nałożyłam kapelusik na głowę i strzeliłam sobie samojebkę, którą umieściłam na twitterze z podpisem "!KNIOB". Lubiłam sobie żartować z Jareda w każdej sytuacji, jeśli takowa się tylko nadarzyła. Po chwili wyskoczyło mi powiadomienie. "Jared Leto RT Twojego tweeta". No ja pierdzielę, temu to się już chyba wybitnie nudziło!  
Wyłączyłam twittera i rozłączyłam się z wifi, szkoda mi było marnować baterii w telefonie. Rozciągnęłam się i zamknęłam oczy na 20 minut - wystarczająca ilość czasu, kiedy YMAS zejdzie ze sceny i zacznie się ją przygotowywać na przyjęcie Marsów. Po upływie określonego czasu wstałam z fotela i wyszłam z pokoju. Z powrotem znalazłam się na płycie, tym razem jednak od strony zespołowej. W tle leciała muzyka oraz było słychać wyraźnie szum rozmów. Ludzie umilali sobie czas oczekiwania na zespół rozmową ze swoim towarzyszem. Wspięłam się na scenę i wyjrzałam zza kurtyny, która opadła, zasłaniając gorączkowe przygotowania technicznych do koncertów. Tuż przy wybiegu stała znajoma grupka Polaków. Cieszyłam się, że pomimo tego, iż m+g miał pierwszeństwo przy wchodzeniu, udało im się zająć tak dobre miejsca.
-Maja, wracaj tutaj! Zaraz kurtyna opadnie! - krzyknęła do mnie Emma.
Odwróciłam się i prawie biegiem wróciłam tam, gdzie być powinnam od samego początku. Zgasły wszystkie światła. Obok mnie wyrósł Tomo, trzymając w łapach gitarę. Zaczął grać pierwsze dźwięki Birth. Wszedł na scenę jeszcze przy wiszącej u sufitu zasłony, a jego miejsce zajął Shannon. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam na niego. On też się na mnie patrzył.
-Przepraszam... - wyszeptał cicho i już go nie było. Byłam trochę zszokowana. 
Zajął miejsce przy perkusji, a obok mnie wyrósł Jared. Miał na sobie wieśniackie okulary oraz futrzany płaszcz, w którym przypominał wyrośniętego ptaka. Szok minął i wybuchnęłam śmiechem. 
-Leto, Ty stylistę masz? Czy też powołujesz się na modę prababki swojej prababki? - zakpiłam z niego.
Spojrzał na mnie spode łba i wytknął mi język, a po wejściu na scenę pokazał mi za plecami środkowy palec. Pff, te gesty i tak nie uratują go przed faktem, że nie umie się ubierać. 
Kurtyna opadła wraz z ostatnim taktem Birth. Zaczął grać NOTH. Koncert mijał, a ja sobie patrzyłam, jak Jared lata po scenie, Tomo szaleje na gitarze a Shannon.. Na niego starałam się nie zwracać uwagi, ale momentami ulegałam swojej słabości i patrzyłam na jego umięśnione plecy, które było idealnie widać zwłaszcza kiedy pozbył się w pewnym momencie górnej części ubioru.
-Idź po jego koszulkę! - syknęła mi Emma do ucha. 
Szybko się rzuciłam w przerwie między piosenkami i podniosłam całkowicie mokrą rzecz. Fuuu, przepocona koszulka Shannona. Trzymałam ją ze wstrętem, używając tylko palca wskazującego i kciuka, i, trzymając ją przed sobą, szybko pobiegłam tam, gdzie wcześniej stałam.
-Musiałaś? To jest obrzydliwość! - mruknęłam, kiedy tylko odrzuciłam koszulkę komuś z technicznych, a ten ją porwał i poszedł z nią do garderoby. 
-Taka praca - odrzekła beznamiętnie Emma. - Dobra, lecę z gitarą dla Jareda, bo widzę, że zaraz akustyczne części. Ty leć przedstaw statyw na zielony krzyżyk na końcu wybiegu, zobaczysz go! 
Kiedy umilkły nuty EOAD i zrobiło się czarno, ktoś wcisnął mi do dłoni latarkę i popchnął do przodu, efektem czego było zderzenie się z czymś całkowicie mokrym.
-Idź się wykąpać, bo jebie od Ciebie - syknęłam do Shannona, jednak nie uszłam nawet kroku, kiedy ten gwałtownie porwał mnie w swoje ręce. - Puszczaj mnie, muszę przestawić ten głupi statyw!
-Steve, przestaw ten cholerny statyw! - warknął Leto do stojącego obok technicznego, a ten od razu wyskoczył spełnić jego zadanie. 
Shannon, nadal trzymając mnie w pasie, szedł w stronę garderoby. Zaczęłam go okładać pięściami po plecach, ten jednak pozostał zupełnie niewzruszony.
-Puszczaj mnie, bo Cię ugryzę! - wydarłam się na całe gardło.
Nie odpowiedział nic, tylko dalej szedł. Cóż, skoro tak powiedziałam, musiałam to spełnić. Nachyliłam głowę do jego szyi i go ugryzłam mocno w to miejsce. Zaskoczony w końcu mnie puścił i sięgnął ręką do szyi.
-Ała, to bolało! - rzucił do mnie zdziwiony. 
-Ostrzegałam - byłam wściekła i już chciałam wykorzystać wolną przestrzeń między Shannonem a ścianą, kiedy ten znowu mnie złapał w pasie. - Znowu Cię ugryzę! Puść mnie! 
Przerzucił sobie moje ciało tak swobodnie, jakbym była tylko workiem mąki, przez ramię, ale na plecach, więc nie miałam możliwości ugryzienia go, i kontynuował swój marsz do garderoby. Otworzył drzwi kopniakiem i rzucił mnie na kanapę, po czym sam opadł na nią.
-Spróbuj tylko uciekać, a nie będzie wesoło.... - ostrzegł mnie.
-Pff, ja się Ciebie nie boję. Złap mnie, jeśli potrafisz! - rzuciłam i poderwałam się z kanapy, biegnąc w stronę wyjścia. 
Tak jak podejrzewałam, przenoszenie mnie spod sceny aż tutaj trochę zmęczyło Shannona, bo nie był wystarczająco szybki, aby mnie złapać. Otworzyłam drzwi i ruszyłam w przeciwnym kierunku niż tam, gdzie trwał koncert. Usłyszałam za sobą ciężkie kroki Shannona. O co mu do cholery chodziło? Chciał mnie zgwałcić czy co? Jak mu tak bardzo zależało na mnie, to niech się pobawi ze mną w berka, tak szybko mu się nie oddam, o nie, nie ma mowy!
Wybiegłam na dwór, a Shannon za mną. Zaczął mnie doganiać. Niedobrze. Skręciłam w stronę wejścia do środka dla zwykłych ludzi. Pokazałam w biegu ochroniarzowi badge, a ten bez słowa i z szeroko otwartymi ustami wpuścił mnie do środka. Wmieszałam się w tłum stojący na płycie. Zaczęłam bezsensownie kluczyć, na szczęście już nie musiałam biec. W tym tłumie tak szybko mnie nie znajdzie, ha! Zadowolona w końcu stanęłam, kiedy poczułam silny uścisk tuż nad przegubem lewej ręki.
-Mówiłem, że mi się nie ucieka? - zasyczał mi do ucha Shannon a mnie przeszły ciarki.
Bez słowa już dałam mu się zaprowadzić do barierek (ludzie w szoku ustępowali nam miejsca, wiadomo, każdy rozpoznał, że to Shannon, pewnie myśleli, że prowadzi mnie na ostre seksy za kulisami). Żeby nie robić wrażenia, że idę za nim z wielką chęcią, co pewien czas próbowałam się wyrwać z jego uścisku, jednak bezskutecznie - pilnował mnie mocno. W końcu udało mu się zaciągnąć mnie do garderoby. Zamknął drzwi i spojrzał na mnie.
-Czego chcesz? - zapytałam się go beznamiętnie.
-Chodzi o to, że... - w tym momencie drzwi się szeroko otworzyły i wpadła do pokoju Emma.
-Shannon, chodź, zaraz zaczniesz grać! Czemu trzymacie się za ręce? - zapytała się podejrzliwie.
Ze złością wyszarpnęłam dłoń z uścisku Shannona i odwróciłam się na pięcie, siadając na fotelu.
-Jeszcze nie skończyłem! - zawołał za mną Shannon, po czym wyszedł z powrotem na scenę. 
Emma jeszcze raz mi się przyjrzała po czym zniknęła, zostawiając mnie samą z myślami. O co mu chodziło z tą całą zabawą? Dlaczego tak bardzo mu zależało, żeby mi coś powiedzieć? Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Najpierw wyzywa mnie od najgorszych, następnie olewa po całości, a teraz taka nagła odmiana? Nie powiem, miałam niezły bałagan w głowie przez Shannona. 
Nie minęła minuta, a usłyszałam zbliżające się kroki, które pewnie zmierzały ku garderobie. Drzwi się szeroko otworzyły i stanął w nich Shannon.
___________
Wena mnie złapała, galopujące gargulce, jak dzika słonica przeżywająca okres godowy! No jestem po prostu w szoku, jeszcze nigdy tak ochoczo nie pisałam.
Może i nie ma sensu ta cała bieganina, ale pisząc to nieźle się uśmiałam do samej siebie :D
Miłego czytania!

5 komentarzy:

  1. Mówiłam Ci już coś, ale powiem jeszcze raz.. NIE KOŃCZY SIĘ W TAKIM MOMENCIE.
    TEGO SIĘ MI PO PROSTU NIE ROBI. :D
    Dlatego czekam na następny rozdział i nie wiem, jak to zrobisz, ale ma być jak najszybciej bo jak nie to ten.. no. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, co mi zrobisz??? XD Jestem bardzo ciekawa XDDD

      Usuń
  2. Aż mi ciary przeszły w tym momencue z Shannonem O.o Dawaj następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny Twój blog, który przeczytałam w bardzo szybkim tempie.. i dlaczego tak późno się za to zabrałam to nie wiem!
    Całe opowiadanie jest świetne, dużo rzeczy nierealnych i chaotycznych, ale chyba właśnie to mi się w tym opowiadaniu podoba. Zawierasz coś, co sprawia, że bardzo chętnie czytam i nie mogę się oderwać.
    A teraz jeszcze przerwałaś w takim momencie.
    Niech ją Shannon pocałuje, umówi się z nią to od razu humorki mu przejdą :D
    Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. cieszę się że znowu dodałaś , niech ją Shannon pocałuje a Jared ma być zazdrosny ! czekam na więcej :)
    P.S. co z twoim tym drugim opowiadaniem , bo ostatni rozdział był 2 lutego ?

    OdpowiedzUsuń