środa, 5 marca 2014

Rozdział 21. " Było pięknie, jednak nie zwróciłam na to uwagi, mając w myślach to, o czym się właśnie dowiedziałam."

Shannon tylko na mnie spojrzał i pokręcił głową. Odłożyłam sprzęt na ladę baru i chwyciłam w dłonie swoją szklankę coli, aby upić z niej łyk napoju. Przysłuchiwałam się rozmowie, nie bardzo mogąc się wtrącić - ich temat krążył wokół starej ekipy, jeszcze z czasów TIW, którzy pomagali im przy każdym koncercie. Byłam świeżakiem i niewiele wiedziałam o obecnej ekipie, co dopiero mówiąc o tej, która była 2 lata temu! Uśmiechałam się więc tylko przy śmieszniejszej historyjce. Rozmowa jednak była na tyle ciekawa, że mimo iż nic nie mówiłam, wciągnęłam się w nią niesamowicie. Jak fajnie było słuchać o tym, że jakiś Frank zostawił brudne majtki w busie, Carrie chodziła kilka godzin po scenie jako techniczny z wystającym papierem toaletowym, na szczęście przed wpuszczeniem ludzi do środka ktoś łaskawie jej wyciągnął srajtaśmę z spodni, a Jed spowodował mini-pożar w studio. Po 20 minutach usłyszałam, że ktoś się zbliża, i odwróciłam głowę.
-Witam zacne towarzystwo, jak to tak zaczęliście beze mnie pić? - powiedział trochę oburzony Jared, jednak widziałam na jego twarzy ogromny uśmiech, i wiedziałam, że się tylko zgrywa.
-Setkę czystej dla mojego kochanego brata! - rzucił Shannon do barmana, głośno się śmiejąc.
Po dołączeniu do naszego skromnego grona wokalisty rozmowa o starej ekipie przerodziła się w rozmowę o spotkaniach z dziewczynami, czyli wszystkie randki, jakie kto miał, wspominano w tym momencie. Ze względu na swój dość młody wiek i braku prawie doświadczenia w tych sprawach znowu cicho siedziałam, jednakże bawiłam się wyśmienicie. Po kilku kolejkach towarzystwo stawało się coraz bardziej pijane i coraz głośniej się zachowywało, na szczęście wszyscy wokół byli w podobnym stanie i nikt wzajemnie sobie nie przeszkadzał.
-Maja, pójdziesz się ze mną przewietrzyć? Bo mi duszno jakoś - powiedział do mnie Jared, patrząc na mnie znacząco.
-Oczywiście - zgodziłam się, bo miałam nadzieję, że w końcu wyjaśni mi, o co chodziło mu w windzie.
-Tylko się tam nie obściskujcie! - Shannon rzucił za nami, kiedy odeszliśmy od baru.
-Nie Twój interes, co my tam będziemy robić! - zawołał młodszy Leto.
Wyszliśmy na balkon i usiedliśmy na ławeczce tuż przy balustradzie. Noc była dość chłodna. Zadrżałam. Jared, widząc, że obejmuję się z zimna ramionami, ściągnął z siebie bluzę i położył ją na moich ramionach. Spojrzałam na niego z wdzięcznością. Od razu zrobiło mi się cieplej. Z balkonu widać było majaczącą w oddali wieżę Eiffla.
-Tu jest obłędnie... - westchnęłam rozmarzona. - Cieszę się, że się tutaj znalazłam. Dziękuję Ci.
Jared objął mnie w pasie. Oparłam swoją głowę o jego ramię. Było mi tu tak dobrze! To miasto, ten wspaniały przyjaciel obok... Nic, tylko się cieszyć pełną piersią.
-Teraz już wiesz, czemu tak bardzo kocham to miasto? - zapytał się cicho.
-Tak, teraz rozumiem....
-To zobaczysz publikę, to jest dopiero magia! - entuzjazmował się Jared. - Kochają nas, zespół, a ja mam sentyment do nich głównie przez to piękne miasto. Paryż, ach, Paryż! Jest tuż za moim ukochanym Los Angeles. Czuję się, jakby Paryż był moim drugim domem. Tak tu pięknie, tak magicznie...
Zacząć nucić pod nosem COA. Słuchałam z przymkniętymi oczami, wsłuchując się w jego przepełniony uczuciem ton. Brzmiał dzisiaj inaczej, bardziej.. po anielsku. Wkładał mnóstwo emocji w swój śpiew. Jego głos drżał lekko, co dodawał piosence odpowiedniej tajemniczości i powodował, że stawała się jeszcze piękniejsza. Kiedy zaśpiewał " I'm home", udzieliły mi się w pełni jego emocje i z oczu popłynęły mi łzy. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i otarłam wilgotne oczy.
-Podasz mi...? - zapytał się Leto, kiedy sam skończył śpiewać.
Bez słowa podałam mu świeżą chusteczkę, a ten również otarł oczy i wydmuchał w nią nos.
-To było piękne, jeszcze nigdy nie płakałam przy piosence tylko dlatego, że ktoś włożył w to tyle miłości, radości, tęsknoty... To było takie prawdziwe, to, co śpiewałeś, nigdy nie słyszałam takiego wykonania. Dziękuję za tą piosenkę, że zaśpiewałeś ją przy mnie... - powiedziałam cicho, patrząc w błękitne oczy Jareda.
Przytulił mnie mocno do siebie.
-Jesteś moją kruszyną, dla Ciebie zawsze będę starał się zrobić wszystko. Jesteś moim oczkiem w głowie, i obiecuję, że nie pozwolę, aby stała Ci się jakakolwiek krzywda. Przysięgam Ci to.
Tak, w tym momencie moje serce całkowicie stopniało i rozpłynęło się po całym ciele, powodując, że zrobiło mi się gorąco, motyle w brzuchu zaczynały odstawiać swój dziki taniec, a oczy na powrót zrobiły się wilgotne. To była miłość, ale nie taka, jak do partnera, tylko jak do kogoś mi bardzo bliskiego, do bliźniaka, do osoby, która była w moim sercu na pierwszym miejscu - nie była to matka, ojciec, mój przyszły mąż, tylko właśnie on, Jared Leto, przyjaciel i człowiek, którego absolutnie nie obstawiałam na tym miejscu. Nie miałam wrażenia, że mnie omotał, skąd. Zaczynała się między nami wiązać taka nierozerwalna więź, której nic nie potrafiło przerwać.
Zaczęłam ponownie płakać, moje emocje tego nie wytrzymały.
-Jaredzie Leto, zabiję Cię kiedyś za to, że powodujesz we mnie tyle uczuć - wypowiedziałam ze śmiechem przez łzy.
Odsunął się ode mnie, wyciągnął kciuk i starł moją łzę, która płynęła sobie po policzku.
-Nie płacz, nie lubię, kiedy ktoś przeze mnie płacze.
Wzięłam głęboki wdech, starając się nie patrzeć w oczy Jareda i nie myśląc o tym, co mi własnie powiedział. O tak, dobrze to robisz. Wdech, wydech, już jesteś spokojna, nie rusza się nic. Spojrzałam z powrotem na niego i się lekko uśmiechnęłam.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Zadanie wykonane.
-Ty zgrywusie! - potargał mi włosy, śmiejąc się.
-To możesz mi powiedzieć, o co chodziło Ci w windzie? Nie powiem, gryzie mnie to od momentu, kiedy stamtąd wyszłam, i wyobrażam sobie jakieś różne czarne scenariusze z niewiedzy na ten temat... - zaczęłam irytującą mnie sprawę, lekko koloryzując, bo jednak nie miałam czasu, aby się nad tym zastanowić.
Jared odsunął się lekko ode mnie, poważniejąc.
-Na wstępie chciałbym Cię bardzo prosić, abyś nikomu nie rozpowiadała tego, co teraz usłyszysz, i żebyś mi uwierzyła, bo to, co powiem, jest tak absurdalne i niedorzeczne, że ciężko komukolwiek w to uwierzyć, a tym bardziej psychologom, terapeutom i tym podobnym ludziom.
-Obiecuję, że nie powiem ani słówka o tym, co mi teraz powiesz. Jeśli chodzi o to, czy uwierzę, nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości, chociaż, znając się, na 95% uwierzę - odpowiedziałam, maskując lekkie przerażenie. Matko, to co tam się działo?!
-Ciężko mi o tym mówić, wie o tym do tej pory tylko Shannon, mama no i Tomo, nikt więcej. Poza oczywiście psychologami, którzy i tak nie uwierzyli w to, co mówię, więc o nich nie wspominam - westchnął ciężko.
Schwyciłam go za dłoń, chcąc mu dodać otuchy i odwagi. Spojrzał na mnie.
-Mów, pozwól, by Twoje słowa mogły z Ciebie wypłynąć - zachęcałam go do zwierzeń.
-Kojarzysz Barta Cubbinsa? - zapytał nagle Jared.
-Twoje drugie ja, którym wszystkie swoje teledyski podpisujesz? Oczywiście! Ile to rozmów było na naszej grupie na ten temat, co tak naprawdę oznacza Cubbins i czemu się nim podpisujesz zamiast sobą. Czekaj... - powiedziałam wolno. - Czy Ty chcesz teraz właśnie mi powiedzieć, że Cubbins to naprawdę Twoje drugie ja....?
Jared spojrzał na mnie smutno i pokiwał twierdząco głową. Zamarłam. Nie podejrzewałam, że to może być prawda! Zawsze sądziłam, że Cubbins został stworzony po to, aby Leto nie musiał wszędzie podpisywać się swoim imieniem i nazwiskiem. A tu proszę, żartobliwe sugestie okazały się być prawdą!
-Jak to się stało? - chciałam wiedzieć więcej na temat tego połączenia. - Na czym to polega?
-Zaczęło się od czasów ABL, kiedy pojawiły się problemy przy tworzeniu płyty. W pewnym momencie nie mogliśmy jej wydać, tak źle było. Nie radziłem sobie sam ze stresem i obowiązkami, więc wymyśliłem sobie swoje drugie ja, z którym o wszystkim gadałem, radziłem się, zwierzałem. Na początku nie miałem problemu z nim, po prostu to była taka zabawa, a dzięki niej mogłem w pełni się skupić na płycie, i w końcu dopiąłem swego, z malutką pomocą Cubbinsa, płyta została wydana.
Na czas trasy promującej 2 płytę całkowicie o nim zapomniałem, a on czekał. Wiedział, że wkrótce znowu będę go potrzebował. Po skończonej trasie zaczęliśmy tworzyć TIW. I wtedy pojawił się jeszcze większy problem niż przy ABL - bitwa z wytwórnią, o czym doskonale pewnie wiesz, bo założę się, że oglądałaś Artifact - popatrzył na mnie, a ja pokiwałam twierdząco głową. - Byłem nad przepaścią, w skrajnym załamaniu nerwowym. Nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Nic nie jadłem, nie piłem, tylko się coraz głębiej pogrążałem w depresji. Wtedy Bart przypomniał mi, że on nadal istnieje, i jest gotowy znowu mi pomóc wyjść z tego dołka oraz rozwiązać wszystkie problemy. Tak się stało, że więcej rozmawiałem z nim niż z otaczającymi mnie ludźmi.
Bart rósł w siłę. Zaczynał podejmować za mnie każdą decyzję, a ja pozwalałem mu na to, będąc przekonanym, że przecież nic złego nie robię, a on nie namiesza. Z czasem zaczynałem tracić kontrolę nad ciałem. Bart za mnie dawał koncerty, rozmawiał na wywiadach, robił zakupy, sprzątał. Ja zostałem w tyle głowy, ciesząc się, że nie muszę nic robić. Cubbins jest ode mnie bardziej odważny, ale też i chamski, nieznośny, upierdliwy, lubił robić ludziom krzywdę. Powstrzymywałem go jakoś, żeby nie pokazywał swojego oblicza publicznie, ale w kwestiach prywatnych, a zwłaszcza jeśli chodzi o moje kontakty z kobietami, nie dawałem rady go powstrzymywać. Każdy romans, który ja nawiązywałem, Bart niszczył po 2-3 randkach, a ja nie potrafiłem nad nim zapanować, wyrzucić go. Wtedy też podzieliłem się swoim sekretem Shannonowi, on był pierwszy, który się o tym dowiedział. Nie wierzył mi początkowo, ale kiedy połączył wszystkie fakty ze sobą, to, że momentami byłem zupełnie inny, uwierzył. Był w szoku, nie spodziewał się, że Cubbins, wymysł mojej wyobraźni, istnieje naprawdę i ma się całkiem dobrze.
Zacząłem unikać stałych związków z kobietami, jednak jestem mężczyzną i potrzebuję od czasu do czasu seksu. Tak zaczęło się zaciąganie do pokojów wszystkich fanek, wielbicielek, które dla nocy ze mną były w stanie zrobić wszystko. W seksie dominował Cubbins, który każdy stosunek zamieniał w orgię. Odczuwałem przyjemność, wiadomo, ale momentami dochodziło do tego obrzydzenie  Bart strasznie traktował biedne dziewczyny, a ja nie byłem w stanie nic z tym zrobić. Przez brak randek powoli zaczynałem walczyć z nim i odzyskiwać kontrolę nad swoim ciałem. Chodziłem do różnych psychiatrów, jednak albo mnie wyśmiali albo nie potrafili pomóc. "Sam rozwiąż ten problem, przejdzie", mawiali. Nie przechodziło, nadal siedziało to we mnie.
Wygraliśmy wojnę z wytwórnią. Bart tak jakby się uspokoił, ja jednak nadal bałem się wejść w stały związek, wiedząc, że on nadal tu jest, czuwa i wykorzysta najmniejszą nawet okazję, aby znowu przejąć kontrolę nad moim ciałem. Te wszystkie słowa, podrywanie, zachowanie wobec kobiet - to jego sprawa. Dziewczyny, które mnie poznały, znienawidziły mnie, jednak nie potrafiły publicznie o tym mówić, nie wiem, czemu, jednak dzięki ich milczeniu byłem bez skazy, a ludzie nadal mnie lubili.
Po stworzeniu materiału do LLF+D i rozpoczęciu nagrywania Cubbins odszedł całkowicie na bok, został zapomniany. Po raz pierwszy poczułem, że jestem sam, jestem wreszcie wolny. Potem pojawiłaś się Ty. Zobaczyłem Twoją wiadomość na Twitterze, i poczułem, że to jest to, zobaczyłem światełko w tunelu. Z czasem zacząłem o Tobie myśleć, a Bart, nie mając osobistego kontaktu z Tobą, nie mógł przeszkodzić nam w rozmowach. Zaczynałem wygrywać z nim.
Dostaliśmy super tajną ofertę, aby zagrać w Łodzi na tym Waszym festiwalu. Wiedząc, że to jest okazja nie do zmarnowania, zgodziłem się od razu. Miałem bardzo duże obawy przed spotkaniem się z Tobą, nie wiedziałem, czy będę na tyle silny, żeby go ewentualnie powstrzymać przed popełnieniem głupstwa. Wysiadając z samolotu czułem się, jakbym szedł zdawać jakiś arcyważny egzamin. Kiedy Cię ujrzałem, byłem w szoku. Bart nic nie zareagował! Nie wyrywał się, żeby Ci oś zrobić, powiedzieć złego, nie chciał Cię podrywać, nic. Po chwili dotarło do mnie, że Cubbins Cię całkowicie zaakceptował. Spodobałaś mu się! Czekałem na sytuację, byłem bardzo ciekawy, co on wymyśli. Przyszła Kinga, ta Twoja koleżanka. Bart, chcąc, żebyś poczuła się zazdrosna, zaczął ją podrywać. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zwyczajnie olałaś jego taktykę! Sam byłem w szoku. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, nadszedł czas powrotu do domu. W LA poczułem, że Cubbins tęskni za Tobą! Z niecierpliwością czekał, kiedy znowu Cię ujrzy. Zaczynało mi się udzielać uczucie wobec Ciebie. On wręcz Cię pożądał. Wróciłem do Polski, a Cubbins znowu zaczął przejmować kontrolę nad ciałem. Nie miałem żadnego wpływu do jego czynów, jednak nie miałem mu tego za złe, bo też mi się podobałaś - Jared wyciągnął rękę i założył mi kosmyk włosów za ucho, a ja mimowolnie zadrżałam. - Nie bój się, to tylko ja, nie Bart - uśmiechnął się do mnie przepraszająco. - Kiedy dałaś nam kosza, powiedziałaś, że Ci się nie podoba to, jak się zachowuję, zrozumiałem, że w końcu nadszedł ten czas, abym wyrzucił Barta z mojej głowy. On jest ze mną cały czas, i filtruje ze wszystkimi dziewczynami, nie zawsze uda mi się nad nim zapanować. Po Twoich słowach stał się jednak spokojniejszy, i siedzi w zakamarku głowy tak jakby upokorzony faktem, że odrzuciłaś jego.
Leto przestał opowiadać i popatrzył się gdzieś na wieżę Eiffla, dając mi chwilę czasu na przyswojenie wszystkich informacji, które właśnie usłyszałam. Szczerze to jednak ciężko mi było w to uwierzyć. Byłam w niemałym szoku. Żarty okazały się prawdą. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Współczułam z jednej strony, że ma kogoś takiego w głowie, z drugiej byłam przerażona, że spodobałam się jemu choremu umysłowi, który z opowieści nie był wcale miłą i przyjazną osobą!
-Pomożesz mi to zwalczyć....? - zapytał się w końcu Leto, kiedy cisza między nami stawała się coraz bardziej krępująca.
-Jared, ja nie wiem, co mam w tej chwili powiedzieć... Przepraszam, jestem w szoku, nie dociera to do mnie... - odpowiedziałam.
-Ale wierzysz mi? - spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami.
-Nie wiem... Chyba tak. To wszystko jest takie trudne i niepojęte... Przepraszam, muszę się przejść i zostać sama ze swoimi myślami - podniosłam się z ławki. Leto się zasmucił, opuścił głowę.
-Idź.
-Dziękuję, że mi powiedziałeś, to wiele dla mnie znaczy, ale chcę zostać z tym sama... Przepraszam - oddaliłam się, jednak nie weszłam do środka, tylko wspięłam się po schodach przeciwpożarowych na samą górę budynku.
Nie chciałam zostawiać Jareda samego, jednak musiałam, nie byłam w stanie na niego patrzeć w tym momencie, wiedząc, ze ma w swojej głowie niedobrego współlokatora. Nie wiedziałam, co mam robić. Przecież nie ucieknę nagle, nie wrócę do domu, aż tak bardzo przerażona nie byłam. Jednak zacząć go olewać? Niby czemu? To nie była jego wina, że Cubbins zdominował jego umysł.
Spojrzałam przed siebie. Widziałam z tego miejsca całe miasto. Oświetlone ulice, którymi mknęły pojedyncze samochody, budowle, dumnie sterczące, niewielkich rozmiarów przechodnie, którzy podążali ku swoim celom, wreszcie widoczna w swojej całej okazałości wieża Eiffla. Było pięknie, jednak nie zwróciłam na to uwagi, mając w myślach to, o czym się właśnie dowiedziałam.
Siedziałam chyba tak z 10 minut, mając nadal na ramionach bluzę Jareda. W końcu podjęłam decyzję i zamierzałam poinformować o tym Jareda. Wstałam więc i ruszyłam z powrotem na dół, ku balkonowi. Leto nadal siedział tam, gdzie go zostawiłam. Podeszłam po cichu do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
-Pomogę Ci wypędzić to paskudztwo, zminimalizować jego szkodliwość na kobiety - rzekłam cicho. Jared położył swoją rękę na mojej i w końcu się odwrócił.
-Dziękuję - uśmiechnął się.
-Nie wiem, na czym to ma polegać, ale będę się starała jakoś pomóc - zapewniłam go.
-Wystarczy, że będziesz obok, na pewno to póki co wystarczy.
Wstał z ławki. Weszliśmy z powrotem do środka hotelu. Nasza ekipa już zniknęła, wszyscy poszli spać. Ściągnęłam z ramion bluzę Leto i mu ją podałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co, kruszyno - przyjął rzecz i przewiesił przez rękę.
-Czemu kruszyna? - zirytowałam się.
-Bo wydajesz się być taka słodka i delikatna... - zaśmiał się. Cieszyłam się, że na powrót wrócił mu dobry humor, nie lubiłam, kiedy był poważny.
-Jeszcze mnie nie poznałeś z tej złej strony - zaśmiałam się z nim.
Weszliśmy do windy i wjechaliśmy na swoje piętro.Zatrzymała się na odpowiednim piętrze i wysiedliśmy z niej.
-To do jutra, Jaredzie Leto!
-Do jutra, kruszynko! - pochylił się nade mną i cmoknął mnie w czoło na pożegnanie, po czym odwrócił się i ruszył do swojego pokoju. Pomachał mi raz, odmachałam mu i sama ruszyłam. Byłam zadowolona, że udało mi się tak ładnie rozwiązać problem z niedobrym lokatorem w głowie Jareda. Może uda się wytępić gnoja? W sumie zaczęło mnie fascynować bliższe zapoznanie się z Bartem. Chciałam z nim porozmawiać, jednak nie wiedziałam, jak to powiedzieć Leto. Nie byłam zresztą pewna, czy to się uda, czy Jared zapewni, że rozmawiam z Cubbinsem, a tak naprawdę będę z nim rozmawiała. Pozostało tylko czekać i obserwować, co czas nam przyniesie.
Kiedy znalazłam się na swoim korytarzu, zobaczyłam, że pod moimi drzwiami ktoś siedzi. Przetarłam oczy. Tak, mój wzrok nie mylił - Shannon własnie postanowił odwiedzić moje drzwi. Podeszłam do niego szybciej, wówczas odkryłam, że jest całkowicie pijany i śpi sobie w najlepsze. Pochyliłam się nad nim.
-Shannon, obudź się! - potrząsnęłam go za ramiona.
Otworzył oczy.
-Ooo, wróciłaś w końcu z randki z moim kochanym braciszkiem! - zawołał niezbyt przytomnie. - Wiedziałem, że nas okłamałaś, twierdząc, że pomiędzy Jaredem a Tobą to koniec! Jesteś zwykłym kłamcą i oszustką!
Nie powiem, lekko mnie to zabolało. Nie wiedziałam, że perkusista może być tak... zazdrosny o to, że wyszłam rozmawiać z jego bratem na balkon!
-Shannonie, przecież to nie była randka tylko przyjacielska pogawędka... Opowiedział mi o swoim problemie z Cubbinsem, nic między nami nie doszło, naprawdę... Wstawaj, błagam Cię - szarpnęłam go za rękę.
W końcu udało nam się wstać. Shannon chwiał się niebezpiecznie na nogach, więc, niewiele czekając, sięgnęłam do jego spodni, aby wyjąć klucz do drzwi. Otworzyłam jego pokój i weszliśmy do środka. Wszędzie panował totalni misz masz, między innymi mnóstwo opróżnionych butelek po alkoholu. Pokręciłam smutnie głową.
-Połóż się na łóżku, Leto, czas iść spać - powiedziałam do niego.
Usiadł na skraju, a ja się pochyliłam, aby zdjąć mu buty. Nie zamierzałam go absolutnie rozbierać do spania, jednak nie chciałam pozwolić, aby wszedł do czystej pościeli z zabłoconymi butami.
-Uprawiaj ze mną seks - powiedział nagle głośno i wyraźnie Leto, łapiąc mnie mocno w nadgarstku. Zabolało.
-Shannon, to boli... - wyszeptałam, przerażona. Co się stało z tym cudownym facetem, którego poznałam przy drzwiach mojego domu i o którym miałam zawsze dobre zdanie? Gdzie on zniknął?
Shannon poluzował trochę uścisk, jednak mnie nie puścił.
-Chcę się z Tobą kochać - powtórzył.
Wyszarpnęłam w końcu swoją rękę z jego uścisku i cofnęłam się 2 kroki.
-Nie, Shannon, jesteś pijany...
-Jesteś po prostu jebaną kurwą, która leci na penisa mojego brata! - wrzasnął, kiedy dotarło do niego, że mu odmówiłam.
Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie nazwał, nie wiedziałam, że usłyszę to od człowieka, który był do tej pory moim prawie że idolem! Odwróciłam się i wybiegłam z płaczem z pokoju. Wbiegłam do swojego, rzuciłam się na łóżko, zanurzyłam twarz w poduszce i zaczęłam głośno łkać. Jak on śmiał tak o mnie powiedzieć, zupełnie mnie nie znając? Miałam ochotę natychmiast się spakować i wrócić do domu, do swojego tajemnego zakątka w pokoju, o którym nikt nie miał pojęcia, i być tam schowanym przez kilka następnych stuleci. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć, że to dlatego, że wypił trochę za dużo - za bardzo była widoczna przytomność w jego oczach, kiedy to mówił, i ten jakże wyraźny głos! Co on sobie myślał? Że jestem tu tylko dlatego, że chcę go przeruchać, że to jest moje marzenie i cel?
Zasnęłam, cała zapłakana, nieumyta, w ciuchach. Nie byłam w stanie się podnieść i się ogarnąć, za bardzo mnie to bolało. Nie spodziewałam się takich słów po Shannonie. Życie potrafi w tak niespodziewanym czasie dać mocnego kopa w dupę... Nie miałam pojęcia, jak jutro będę w stanie być normalna, udawać, że nic się nie stało. Nie myślałam jednak o tym. Spałam, szukają ukojenia we śnie.

___
Nie wiem, jakoś zbytnio nie jestem zadowolona z tego rozdziału.
Coś wam się nie podoba? Zmienić coś? Czekam na sugestie i propozycje.

11 komentarzy:

  1. Nie za dużo marzysz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wowowow anonim tak bardzo wstyd się przyznać, kto pisze, nie uszanowanko :)
      kiedyś to był mój sen, teraz jest zwykłe FF <33333

      Usuń
    2. BOSZE MAJA PSZESTAŃ MARZYĆ.

      Usuń
    3. kruszynko hahahaha ........ no majka..

      Usuń
    4. sorry, muszę PRZESTAĆ MARZYĆ

      Usuń
  2. ZAJEBISTY ROZDZIAŁ. ZAJEBISTY.
    Opowieść o Barcie mnie zmiażdżyła totalnie, mega fajnie to napisałaś i to wyznanie Jareda na końcu, aż zrobiłam takie "aaawwwwww". :D
    Ja jestem ciekawa, co Shannon ostatnio ma w sobie, że robimy z niego takiego potwora.. Normalnie masakra! Mam nadzieję, że to się jakoś ładnie rozwiąże, ja też muszę Shannona jakoś ładnie wytłumaczyć, bo aż mi się go szkoda zrobiło. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jakoś to rozwiążę. Mam już nawet pomysła, co zrobić :D Dzięki za ten pozytywny komentarz. :3

      Usuń
    2. Mi właśnie wpadł do głowy pomysł, jak jechałam samochodem. :3

      Usuń
    3. Ło kurde, czekam! :DDDD Mam nadzieję, że dzisiaj napiszesz <3

      Usuń
  3. Łooo <3 Wkońcu nowy rozdział ^^ Kocham ten blog <3 czekam niecierpliwie na następny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz zawsze jak zobacze napis BARTHOLOMEW CUBBINS to bedzie mi sie przypominal ten skurwiel w glowie Jareda ;-;

    OdpowiedzUsuń