niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 23. "-Widzę, że dzień dziecka trwa dłużej - wyszczerzył do mnie zęby."

-Co Ty tu kurwa robisz? - rzekłam niezbyt przytomnym głosem, będąc przerażoną z lekka, bo teraz to się go tu absolutnie nie spodziewałam. - Przecież Jared skończył już swoje akustyki!
Shannon podszedł do mnie. Byłam cała sparaliżowana, nie mogłam zrobić żadnego kroku w kierunku ucieczki. Pochylił się nade mną, a ja czułam jego oddech na swojej szyi. Przeszły mnie ciarki.
-Fałszywy alarm, ma jeszcze 3 piosenki.... - wyszeptał mi do ucha.
-Czego chcesz? - w końcu przełamałam się i zapytałam się go zimnym tonem, jednak było czuć w nim lekki strach i przerażenie.
Odsunął się ode mnie, a ja cicho westchnęłam z ulgi. Nie wiedziałam, czego się mogę po Shannonie spodziewać, jaką formę ataku przybrał wobec mnie. Patrzyłam, jak siada obok mnie, dotykając mnie ramieniem. Nieznacznie się odsunęłam od niego, nadal byłam na niego obrażona.
-Chciałem Cię, no ten tego... przeprosić - spuścił smutno głowę na klatkę piersiową, kiedy powiedział duszące go słowa. Nadal mu się przyglądałam, nic nie mówiąc. Podniósł swoją czuprynę i wlepił we mnie swoje orzechowe oczy. - Nie panuję nad tym, to mnie przerasta. Tak bardzo chciałbym się tego pozbyć, ale zwyczajnie nie potrafię. Nie mam motywacji, i, przede wszystkim, nie mam dla kogo tego robić... - smutno powiedział, patrząc na mnie. - Proszę Cię, nie gniewaj się za to, wiem, co powiedziałem, i jest mi z tego powodu ogromnie smutno i przykro, że do tego doszło. Gdybym mógł cofnąć czas, nie wypiłbym ani kropelki alkoholu, jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym w jakikolwiek sposób skrzywdzić. - wziął mnie za dłonie i się przysunął. - Wybacz mi, proszę.
Ten jego wzrok miał w sobie coś magnetycznego, przyciągającego, że ciężko było oderwać od niego oczy. Kolejna dziedziczna cecha państwa Leto? Zaczynałam mieć pomalutku tego dość. Byłam całkowicie zdominowana przez 2 mężczyzn! Jednak jego słowa, no i wzrok oczywiście, spowodowały, że mój strach, złość i foch wyparowały, a pojawiło się współczucie. Uśmiechnęłam się lekko, widząc zaniepokojenie na jego twarzy.
-Tak, Shannonie Leto, pomogę Ci wyjść z tego nałogu, albo chociaż pozbyć się tego drugiego ja, tak samo jak Twojemu bratu pomogę pozbyć się Cubbinsa - oświadczyłam poważnym głosem.
-Skąd Ty niby wiesz o moim... - nie dokończył przerażony Leto.
-Macie zbyt dużo wspólnych cech, więc dziwne byłoby dla mnie, żebyś nie miał swojego drugiego ja, który tak bardzo podobny jest do Barta Jareda... Tylko inaczej działają, pod innymi impulsami się budzą, ale ich cel jest taki sam - zniszczenie drugiego człowieka, czyli w tym przypadku dziewczyny. Nie mam pojęcia, co takiego moja płeć Wam zrobiła, że tak bardzo jesteście na nią uczuleni, wystarczająco jednak, żebyście ją nienawidzili podświadomie. Ty pewnie też się różnisz od brata postępowaniem ze swoją osobowością drugą, nie chcesz dopuścić sobie do świadomości, że ona istnieje w Twoim mózgu i funkcjonuje.. Ba, pewnie jej nawet nie nazwałeś. Mylę się czy mam rację? - zapytałam się Shannona, który miał szeroko otworzone usta i patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Masz... rację... - wydusił z siebie ledwo dosłyszalnym głosem.
-Shannon, nie ma bata, musisz to gunwo w sobie zaakceptować, bo inaczej nigdy się nie wyleczysz z tego gnoja - powiedziałam. - Psycholog ze mnie żaden, ale akurat tak się stało, że moi przyjaciele też mieli takie siedzące jebnięte coś w głowie, i miałam przyjemność bądź i nie, chodzić z nimi do różnych psychiatrów oraz pomagać im to zwalczyć. Może jednak powinnam iść na psychiatrę... - powiedziałam do siebie ostatnie zdanie, mrucząc niewyraźnie pod nosem.
Puściłam Shannona i wstałam, podchodząc do stolika z piciem. Wzięłam sobie kubek, nalałam do niego pepsi i duszkiem wypiłam całą zawartość. Z tego szaleńczego biegu i stresu sprzed kilku minut byłam niesamowicie spragniona i wysuszona. Drzwi się gwałtownie otworzyły, prawie że wyleciały z zawiasów.
-CO TU KURWA ROBISZ, SHANNONIE LETO, KIEDY TO OD 5 MINUT POWINIENEŚ SIEDZIEĆ ZA PERKUSJĄ?! - wydarł się wściekły Jared.
Spojrzałam na niego, zdziwiona. Przecież miał jeszcze mieć set akustyczny! Shannon wzruszył ramionami, jakby go to całkowicie nie obchodziło, gdzie powinien być 5 minut temu.
-NATYCHMIAST PODNOŚ TO SWOJE GRUBE DUPSKO I WRACAJ ZA GARY! JA SZYBCIEJ SRAM NA KIBLU NIŻ TY PODNOSISZ SWOJE CZTERY LITERY! - darł się Jared. Shannon łaskawie się podniósł, pokazując bratu środkowy palec. Nagle za plecami Jay'a pojawiła się Emma.
-Jared, kurwa, wyłącz ten jebany mikrofon, ludzie Cię słyszą! - syknęła do niego.
W pierwszym momencie wszyscy zamarli, następnie Shannon z powrotem oklapł na kanapie, dusząc się ze śmiechu. Wokalista się zmieszał, i, cały zaczerwieniony, wyłączył mikrofon. Emma tylko pokręciła głową i wróciła z powrotem na scenę, ciągnąc za sobą czerwonego Jareda.
-Shannon, rusz się, czekają na Ciebie - powiedziałam, kiedy tylko Leto zniknął, jednak sama ledwo powstrzymywałam się od wybuchnięcia śmiechem. No cóż, wpadki zdarzają się każdemu, a teraz cały Echelon wiedział, w jakim tempie swoją potrzebę załatwia Jared Leto.
-Dobra dobra - wstał wciąż rozbawiony Shannon i wyszedł, kołysząc się lekko.
Rzuciłam się na zajęte wcześniej przez niego miejsce, wyjęłam telefon, weszłam na twittera i raczyłam powiadomić świat tweetem "JARED LETO SRA KRÓCEJ NIŻ SHANNON LETO WSTAJE Z KANAPY #Boo". Od razu miliard RT i FAV oraz pytań, skąd wiem, co się stało, że mi nie wierzą, że mnie kochają, zabiją mnie, nienawidzą za to, że jestem w Mars Crew. "Jay zapomniał wyłączyć mikrofon podczas opieprzania Shannona. PS: Blow me, hejterzy", tak brzmiał mój następny tweet. Jeśli do tej pory Jared nie zabił mnie, to teraz zrobi to na pewno, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. W sumie... I tak niedługo by się cały Echelon dowiedział, co takiego się wydarzyło na dzisiejszym koncercie dzięki FE, który na pewno nie przepuściłby okazji podzielenia się taką informacją.
W końcu i ja ruszyłam dupę z kanapy, wyłączając twittera, idąc w kierunku sceny. Leciało właśnie CTTE, więc finał miał niebawem nastąpić. Stanęłam obok Emmy, która oparła się o ścianę i przypatrywała się zespołowi z ukrycia.
-Wszystko idzie z planem po tym jakże śmiałym wyznaniu Jareda? - spytałam się, przekrzykując hałas.
-Na szczęście tak! - odkrzyknęła mi Emma. - Jeszcze tylko BL i Jay zacznie wybierać ludzi do sceny. Własnie, chcesz się przejść podczas BL i wybrać sobie ludzi według własnego upodobania?
-Wow, to MC ma taką moc? - byłam zdziwiona.
-Tylko niektórzy - mrugnęła mi. - To jak, chcesz?
-Pewnie! - rzuciłam wesoło.
-Bierz te oryginalne osoby, które wyróżniają się czymś szczególnym, i wyszukaj je wśród ludzi stojących z boku, bo tam Jay rzadko zagląda. Jak sama wiesz, największa ilość jest wybierana tuż przy wybiegu.
-Jaki limit?
-Maksymalnie 10 osób weź, ale jak ktoś jeszcze Ci się mega spodoba, to, mimo że limit będzie przekroczony, bierz go! Lubimy mieć oryginalną scenę. Idź na BL, bo teraz to za wcześnie. Cała piosenka powinna Ci wystarczyć.
-Nie ma sprawy! - rzuciłam do niej, szeroko się uśmiechając. Wiadomo, kto był moim numerem jeden.
Skończyło się CTTE i zapanowała ciemność na czas przestawienia sprzętu. Emma wcisnęła mi do ręki latarkę i lekko popchnęła. Zeszłam więc ze sceny i ruszyłam, zaczynając z lewej strony. Zaczęli grać BL. Wyczaiłam z tej strony 4 osoby: jedna miała całą twarz wymalowaną w kropki, druga w zebrę, trzecia miała różnokolorowe włosy, które bardzo rzucały się w tłum, a czwartą ot tak po prostu wzięłam, bo miałam taki kaprys. Były zdziwione, że wytypuję ich i karzę wyłazić z tłumu, ale kiedy wyszeptałam im, że to do UITA, uśmiechnęły się do mnie szeroko (ta czwarta z radości mnie przytuliła na moment, po czym, podskakując w wesołym rytmie, pobiegła w stronę wejścia na płytę). Przeszłam na środek, gdzie od razu znalazłam grupkę Polaków. Wskazałam na Mateusza i na flagę, dałam znak, żeby wychodził z barierek. Zrozumiał od razu i przeskoczył przez nie przy małej pomocy swoich koleżanek. Wrzasnęłam mu do ucha, ze chodzi o UITA, ten wskazał dwa uniesione kciuki do góry i pobiegł do schodków, łopocząc za sobą polską flagą. Na szczęście nikt nie wyciągał do mnie rąk, błagając, abym pomogła mu wyskoczyć i pozwolić uczestniczyć na scenie podczas finałowej piosenki - pewnie nikt nie wiedział, po co odwalam ten cały cyrk. Z prawej strony wzięłam tylko 2 osoby przebrane całkowicie za zebry. Idąc za nimi musiałam przejść obok wybiegu, gdzie na środku stał Shannon. Stojąc do niego tyłem zobaczyłam, jak ludzie stojący obok mnie nagle wychylili się gwałtownie do przodu, chcąc coś schwytać. Odwróciłam się najszybciej, jak tylko było to możliwe, jednak za późno - oberwałam w łeb drumstickiem Shannona. Pałeczka odbiła się od mojej głowy, i, zatoczywszy piękny łuk, wylądowała w 2 rzędzie. Popatrzyłam wściekłym spojrzeniem na Shannona, który uśmiechał się łobuzersko, i pokazałam mu jakże często dzisiaj pokazywany gest - środkowy palec.
Dotarłam już bez przeszkód, ale nadal z bolącą głową, do schodków, które prowadziły na scenę. Wspięłam się po nich i w tym momencie gitara zamilkła. Tomo i Shannon mieli chwilę dla siebie, podczas kiedy Jared wybierał kolejne osoby na scenę. Stanęłam koło Emmy, trzymając się za głowę.
-Co się stało? - zapytała się kobieta.
-Dostałam pałeczką od Shannona, nienawidzę go, zrobił to specjalnie, debil jebany - powiedziałam ze złością.
-To między Wami już wszytko w porządku? - pytała się zaciekawiona Emma.
-Taa, ma to samo, co Jared, jeśli z młodszym dałam radę się dogadać to starszy nie stanowił dla mnie większego problemu - uśmiechnęłam się do niej.
-Dajcie mi trochę wody, bo uschnę tu! - usłyszałam lekko dyszący głos.
-Sorry, Shannon, ale ja Ci jej na pewno nie dam - powiedziałam z przekąsem.
Wytknął mi język i zaczął wycierać głowę białym puchatym ręcznikiem, który znalazł leżący nieopodal nas. Ktoś od MC przyleciał z wodą dla niego. Odkręcił zakrętkę i za jednym zamachem wypił całą półlitrową butelkę. Odrzucił zgniecioną rzecz w kąt i wrócił na scenę, narzucając sobie złożony ręcznik na kark.
-Przecież on w ten sposób powoduje, że połowa dziewczyn ma w tym momencie zawał - szepnęłam do ucha Emmy, kiedy Shannon, jak zajął już miejsce przy perkusji, odwrócił się do niej tyłem, wyjął słuchawki z uszów, pochylił się lekko i wylał na siebie prawie pół butelki wody, którą przed chwilą ktoś podłożył, a następnie, odrzuciwszy głowę do tyłu, tak ze kropelki wody poleciały na perkusję, przeczesał swoje włosy palcami i popatrzył się na mnie. - No świetnie, teraz pewnie będzie mnie podrywać - mruknęłam, a po moich słowach perkusista mrugnął do mnie w swój charakterystyczny, uwodzicielski sposób, pokazał mi wskazujący palec, następnie kciuka, po czym odwrócił się w stronę perkusji. - No kurwa, nie mówiłam? - jęknęłam cicho.
-Jezu, on jest zajebisty... - Emma się wyraźnie rozmarzyła. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. - No co, nie można poudawać przez chwilę FG? - zapytała się, oburzona moim niedowierzaniem. - Chodźmy na scenę, musimy pilnować fanki, zeby nie wyskoczyły w objęcia Jareda! Musisz ukucnąć i po prostu pilnować, żeby nie przekroczyły Twojej linii ramion.
-Dobra, ale ja staję po stronie Tomo! - rzuciłam.
-Głupiaś - popatrzyła na mnie jak na wariatkę, ale już weszła na scenę, więc nie miałam jak jej odpowiedzieć.
Podążyłam szybko za nią i poleciałam w stronę Tomo. Pomachałam mu radośnie, a ten mi odmachał, trzymając w jednej ręce gitarę, a w drugiej kostkę od niej.
-Jesteście gotowi? - krzyknął Jared, kiedy ludzie się ustawili.
Odpowiedzieli, że są, i zaczęła się finałowa już piosenka. Patrzyłam bacznie na boki, czy czasem ktoś stojący za mną nie przekracza wyznaczonej linii, na szczęście wszyscy byli spokojni. Wiadomo, skakali i się bawili, ale nikomu nie przyszło na myśl wtargnąć się na scenę. Jednak jakaś nadzieja w Echelonie jeszcze była!
W końcu skończyła się piosenka, a przed moimi oczami ukazała się wizja łóżeczka, pościeli, kąpieli... Ach, tego mi brakowało w tym momencie! Zaczęłam błogosławić wokalistę za to, że przesunął m&g na przed koncertem. Jared i Tomo zleźli już ze sceny, tylko Shannon powędrował na środek ze swoimi drumstickami, które zaczął rzucać w tłum. Pomogłam Emmie wygonić wszystkich scenowiczów, po czym Emma poleciała z goldenami, aby Ci dumni posiadacze mogli wziąć swoje rzeczy z pokoju, ja natomiast skierowałam się w przeciwnym kierunku, czyli do pokoju MC. Po chwili dołączył do mnie szczęśliwy Shannon.
-Z czego się cieszysz? - zapytałam się go.
-Bo dzisiejszy wieczór jest taki piękny i magiczny, ach, człowiekowi chce się żyć! - zaśmiał się perliście.
Dotarliśmy do drzwi od jego garderoby.
-Wróciwszy do przerwanej koncepcji... Idź się kąpać, bo jebie od Ciebie - zatknęłam teatralnie nos.
Shannon szeroko otworzył ramiona, zbliżając się do mnie groźnie.
-Nie dotykaj mnie, jesteś cały spocony! Mam dosyć Twojego potu do końca życia! - w tej chwili rzucił się na mnie niczym zwierz i mocno mnie do siebie przytulił. - Fuuu, mam na sobie po raz kolejny Twój pot! Ratunku! - zaczęłam wrzeszczeć, śmiejąc się. - Dobra, ale serio puszczaj i idź się wykąpać. Mamy jeszcze trochę wieczoru dla siebie.
-Taa, zwłaszcza że jest 23 - mruknął Shannon, jednak w końcu puścił mnie ze swoich objęć.
-Oj tam! Tylko słabeusze w nocy śpią - wyszczerzyłam do niego zęby. - W każdym razie nie mam przewodnika po Paryżu na jutro... - powiedziałam niby to przypadkiem. Shannon od razu załapał, o co mi chodzi.
-To ja nim będę, hehehehe, przejdziesz ze mną tyle kilometrów że w nocy nie będziesz miała siły przewrócić się na drugi bok w łóżku - zatarł ręce.
-Idź już! - wygoniłam go do pokoju. - Będziemy w kontakcie. Mój numer na pewno gdzieś tam masz zapisany w telefonie, w sensie ten nowy.
-Mam mam, tak jak każdy z zespołu plus Emma i Vicky - rzucił i zatrzasnął za sobą drzwi od garderoby.
Co? Oni wszyscy mieli do mnie numer, a ja miałam tylko do dwóch Leto? To niesprawiedliwe, kurde blade! Muszę porozmawiać z resztą i powiedzieć im, żeby łaskawie podali mi swój numer cyferek. Weszłam do swojego pokoju, założyłam kurtkę i plecak na plecy. Wróciła Emma, która odprawiła wszystkich m&g do domu ze swoimi torbami z ciuchami z marsstore. Wzięła swoją torebkę, założyła marynarkę i wyszła z pokoju, wołając gestem, abym szła za nią. Wyszłyśmy na ogrodzony przed ciekawskim tłumem parking, na którym stał już podstawiony czarny duży van, którym mieliśmy wrócić z powrotem do hotelu. Kobieta otworzyła rozsuwane na bok drzwi i wsiadła do środka. Wsunęłam się za nią. Chłopaków jeszcze nie było.
-Długo się przebierają? - zapytałam się.
-10-15 minut, więc.. -spojrzała na zegarek - powinni się tu zjawić za 4 minuty jakoś. Akurat jeśli chodzi o same powroty do hotelu to nie muszę nigdy poganiać, sami są bardzo chętni i szybcy.
Uśmiechnęłam się do niej. W tym momencie drzwi auta otworzyły się i wgramolił się do środka Tomo, który usiadł obok Emmy.
-Gdzie reszta? - zapytała się go kobieta.
-Jared szuka majtek, a Shannon siedzi na kanapie i płacze ze śmiechu - rzucił rozbawiony gitarzysta.
-Sugerujesz, że młodszy lata z gołą dupą? - ściągnęła brwi Emma.
Tomo, prawie dusząc się z powstrzymywanego śmiechu, pokiwał tylko głową i się roześmiał na całe gardło. Spróbowałam sobie wyobrazić Jay'a latającego po pokoju z dyndającym na wierzchu Satanem... No dobra, teraz to ja ryknęłam śmiechem. Tylko Emma zachowała swoją powagę, jednak widziałam, jak w pewnym momencie kąciki jej ust uniosły się do góry.
Po 5 minutach do auta wpadł Shannon, który poprzez łzy w oczach zataczał się jak pijany i ledwo udało mi się tu wejść. Usiadł obok mnie, bo jakby inaczej.
-Znalazł majtki? - zapytała się sucho Emma.
Leto spojrzał na nią, zacisnął mocno usta, i, nie mogąc wytrzymać dłużej w tej pozycji, zaśmiał się głośno. Teraz już w 3 się śmialiśmy. Kiedy na chwilę przestawaliśmy się śmiać, żeby uspokoić nasze bolące brzuchy, wystarczyło tylko ukradkowe spojrzenie na kogoś i van od nowa zanosił się głośnym rechotem.
-Żebyście widziały, moje drogie panie, jego Satana, jak dynda na lewo i prawo... - wyjąkał z siebie Shannon po jako tako uspokojeniu się.
Wizja latającego na lewo i prawo penisa Jareda stanęła przed moimi oczami jeszcze bardziej wyraźna niż poprzednio, co spowodowało we mnie taki napad śmiechu, że zgięłam się w pół i śmiałam się, leżąc głową na nogach perkusisty. Z oczu popłynęły mi kolejne łzy śmiechu. Wiadomo, Shannon i Tomo nie odpuścili kolejnej okazji do śmiania się i po raz kolejny już auto zatrzęsło się przez nasz rechot. Zrezygnowana Emma zamknęła oczy i liczyła pewnie w myślach do stu, jak i nie więcej. Drzwi vana otworzyły się po 3 minutach i stanął w nich bohater dzisiejszego dnia. Nadal miałam głowę na nogach Shannona, i kiedy Jared wchodził, odchyliłam się lekko, także wszystko widziałam do góry nogami, jednak jego wściekłość aż biła na odległość.
-Znalazłeś brakującą część bielizny? - zapytała się cicho Emma.
-Tak - powiedział wkurwiony Jay. - Jak ktokolwiek zacznie się w mojej obecności chociażby chichotać, wywalam z auta w trybie natychmiastowym. Obiecuję, że to zrobię.
Popatrzyłam się na Shannona, który miał zaciśnięte z całej siły wargi, a z jego oczu zaczęły spływać łzy, jednak trzymał się twardo, ani jeden śmiech bądź chichot nie wydobył się z jego ust. Ze mną było gorzej, zachichotałam, jednak umiejętnie przerodziłam to w udawany kaszel, także Jared nie miał się czego uczepić. Młodszy zmroził mnie wzrokiem i usiadł obok Tomo naprzeciwko mnie.
-Możemy jechać - rzuciła Emma do kierowcy, zatrzaskując drzwi od pojazdu.
Kiedy auto ruszyło, zamknęłam oczy, pozwalając mózgowi myśleć o czymś innym, co nie nazywało się Jared Leto bądź majtki. Na szczęście wpłynęłam w ocean koński i wyobrażałam sobie, jak cwałuję przez dziką pustynię. Shannon bawił się moimi włosami, okręcając pojedyncze kosmyki wokół swojego palca wskazującego. Dzisiejsze sytuacje tak mocno mnie wykończyły, że się zwyczajnie, jak człowiek, zdrzemnęłam.
-Maju, wstawaj, jesteśmy pod hotelem - Shannon delikatnie potrząsnął mnie za ramię.
Otworzyłam oczy, wszyscy zaczęli już wysiadać z stojącego auta. Usiadłam w normalnej pozycji i się lekko przeciągnęłam, po czym wstałam i ruszyłam ku wyjściu. Za mną wysiadł Shannon. Szybkim krokiem przeszliśmy do środka hotelu, ponieważ wokół stało mnóstwo paparazzi oraz fanów, a niekoniecznie zależało nam na nowych plotkach. Dystans między mną a Leto zmniejszył się, kiedy znaleźliśmy się w środku budynku, będąc z dala od wścibskich i ciekawskich wzroków. Skierowaliśmy się w kierunku wind. Jedna, z Jayem, Tomo i Emmą już pojechała do góry, więc czekałam spokojnie z Shannonem na drugą, która już do nas zjeżdżała. Weszliśmy do niej i pojechaliśmy na swoje piętro. Skierowałam się od razu do swojego pokoju.
-Mogę wbić? - zapytał się Leto, kiedy znalazłam się przy drzwiach od swojego pokoju.
-Hm, nie wiem... - zmieszałam się, bo nie wiedziałam, czy czasem znowu nie będzie miał jakiegoś odpału.
-Wszystko w porządku, nie piłem nic, jestem czysty - jakby mi w myślach czytał....
-No dobrze, wejdź - pchnęłam drzwi i weszłam do środka, a za mną, jak cień, przeszedł Shannon. Zamknął za sobą delikatnie drzwi i się rozejrzał po mieszkaniu.
-Widzę, że dzień dziecka trwa dłużej - wyszczerzył do mnie zęby.
-To Twoja wina - rzuciłam krótko, a ten od razu zrozumiał, o co mi chodzi (po raz kolejny w ciągu kilkunastu sekund, zaczynałam się bać) i przestał się uśmiechać. Oklapł na kanapę i powiedział cicho:
-Ja naprawdę nie chciałem...
Machnęłam ręką.
-Było, minęło. Teraz przynajmniej wiemy, co się święci. Herbaty? - zapytałam się, kierując się ku czajnikowi.
-Pewnie! - zawołał.
Zaparzyłam 2 kubki herbaty i postawiłam je na stole, po czym usiadłam obok Shannona.
-To po co chciałeś tu wbić? - zapytałam się, pijąc gorący płyn.
-Wiesz, chodzi o to, że nie bardzo bym chciał, aby sprawa o tym moim... no.... drugim ja wyszła poza nas. Jakkolwiek ktoś mi sugerował to zjawisko, reagowałem zawsze wybuchem śmiechu, będąc jednak w głębi duszy przerażony, że ktoś mógłby odkryć tajemnicę. To, że Tobie się wygadałem, w sumie to tylko przyznałem Ci rację, wynikło z tego, że byłem w porządnym szoku i nie zdążyłem pomyśleć, zanim potwierdziłem Twoje słowa. Zresztą jest też wiele czynników, o których nie chcę mówić... - spojrzał na mnie tajemniczo, a ja zaczęłam się głowić, o jaki mu to niby czynnik chodzi.
-Shannon, oczywiście że nikomu nie wypaplę się odnośnie tego Twojego drugiego ja w mózgu, no chyba że Jared tak bardzo przydusi mnie do ściany, że już nie wytrzymam psychicznie to napięcie i powiem mu, ale wątpię, aby nadal miał tą moc - widząc załamanie na twarzy Shannona, dotknęłam delikatnie jego ramienia. - Pozbędziemy się razem tego debila, musi nam się udać!
Spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach, w których w ogóle nie widziałam nadziei na lepszą przyszłość.
-Nie chcę krzywdzić osoby, na których mi tak bardzo zależy, po prostu nie chcę - powiedział płaczliwym tonem i ukrył twarz w swoich dłoniach. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i niepewnie go do siebie przytuliłam, chcąc mu jakoś dać znać, że wszystko będzie dobrze.
-Nie załamuj rąk, nadzieja jeszcze nie umarła! - rzuciłam, siląc się na wesoły ton.
Spojrzał na mnie, a mi momentalnie zabrakło powietrza. Te jego oczy.... Jego grzywka opadająca na twarz. Jego rysy, jego usta, jego nos... Jego kurwa wszystko! Mimo stanu, w jakim się znajdował, w tym momencie po prostu olśnił mnie swoją zajebistością, jaką miał w sobie. Czułam się, jakbym nagle zdjęła 10 par okularów przeciwsłonecznych, bo wcześniej nie dostrzegałam tego, co miał w sobie. Jęknęłam cicho.
-Czemu jęczysz? - spojrzał na mnie zafascynowany Shannon. Do cholery, nie patrz się tak na mnie, bo zejdę zaraz na zawał.
-Wydawało Ci się - rzuciłam lekko zmieszana, odwracając wzrok i patrząc na sufit. - Shannon, musisz już iść do siebie, wiesz, jestem bardzo zmęczona, i chciałabym się zrelaksować w samotności, takie tam babskie rzeczy, i niekoniecznie musisz tu być - zaczęłam gadać jak pojebana, wstając szybko i pociągając go za rękę. - Muszę ogolić nogi, pachy, zrobić maskę na twarz, wziąć długą kąpiel - gadałam dalej, ciągnąc go prawie siłą przez pokój. - A potem położę się w łóżku, pomaluję paznokcie i pójdę spać. Będę czekała na jutrzejszą wycieczkę po Paryżu o 14 pod recepcją w hotelu! - krzyknęłam, wyrzucając nieogarniającego Shannona z pokoju. Zatrzasnęłam szybko drzwi za sobą i je zakluczyłam, po czym oparłam się o nie plecami i głęboko westchnęłam z ulgą.
Podeszłam do walizki i zgarnęłam ciuchy do środka, po czym postawiłam ją w mniej widocznym dla świata miejscu. No tak, głupia ja, w amoku zapomnienia o Shannonie zapomniałam wyjąć świeżej bielizny i pidżamy! Zgrabnym ruchem zrzuciłam z siebie ubranie i zostałam w samych majtkach oraz staniku. Tanecznym krokiem przemierzyłam drogę oddzielającą mnie od łóżka do łazienki, po czym wróciłam z powrotem do pokoju, bo zapomniałam wziąć maszynki do golenia. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Maja, otwórz, ratuj, to ja, Jared! - zawołał mężczyzna prawie że płaczliwym tonem.
Zapomniawszy, że mam tylko bieliznę na sobie, otworzyłam zaniepokojona drzwi. Do mieszkania wtargnął się Jared, który trzymał się za przegub dłoni.
-Co Ci jest? - zapytałam się go szybko.
-Rozciąłem sobie rękę! Tętnicę przerwałem! To boli! Ja umieram! - wrzasnął na całe gardło Leto.
-Opanuj się - mruknęłam. - Pokaż to swoje skaleczenie - wiedziałam, że na pewno nie naruszył ani tętnicy ani żyły, bo nie widziałam żadnej krwi.
Jared odsunął rękę ze swojego jakże wielkiego dramatu - lekka rana, z której wolno sączyła się krew. Parsknęłam śmiechem.
-To tylko zwykłe zadrapanie! - zawołałam.
-Pff! - fochnął się Jared. - Zaraz, czemu Ty jesteś w samej bieliźnie...? - foch mu od razu przeszedł, kiedy odwróciłam się i poszłam w kierunku walizki, aby znaleźć wodę utlenioną i plasterek. - Przeszkodziłem Ci w czymś? - zapytał się z najbardziej świńskim uśmiechem.
-Czekałam na Ciebie... - zamruczałam, kręcąc dupą podczas pochylania się nad swoim całym dobytkiem. W końcu znalazłam upragnione rzeczy i ruszyłam z powrotem do Jareda, który wyglądał, jakby chciał coś ukryć. - Co, Satan się odezwał? Hahaha, o ja jebię! - w połowie drogi nie dałam rady iść dalej ze śmiechu, więc rzuciłam się na fotel, kontynuując mój wariacki śmiech.
-Przestań, to Twoja wina! - powiedział obrażony, nadal próbując się jakby zmniejszyć, co wywołało u mnie kolejny atak śmiechu.
-Szłam się tylko kąpać, panie Jaredzie Leto - rzekłam w końcu, kiedy się uspokoiłam. Dziadu już się nie chował, czyli wszystko wróciło do normy. - Chodź tu, wielce pokrzywdzony.
Uklęknął przede mną i wyciągnął ku mnie skaleczoną rękę, odwracając teatralnie głowę w bok i zamykając oczy.
-Niech się dzieje, co ma się dziać! - rzucił donośnie.
Polałam jego rankę wodą utlenioną, a po 2 sekundach po mieszkaniu rozległ się wrzask Jareda.
-Kurwa, to boli, piecze, aaaa, umieraaam! - darł się.
-Co tu się dzieje? - do pokoju wkroczył Shannon. - Dlaczego ty się drzesz i klęczysz przed Mają? I dlaczego ona jest w bieliźnie?!
No tak, ta scena na pewno musiała komicznie wyglądać.
-Bo szłam się kąpać, a Twój braciszek przyleciał do mnie, bo zaciął się czymś i normalnie tętnice oraz żyły przerwane, tragedia gorsza niż II wojna światowa! - zakpiłam z Leto, któremu, nie wierzę!, poleciała łezka z oka.
Nakleiłam plasterek na jego wielką tragedię. A on siorbnął nosem i otworzył oczy ze strachem, jednak kiedy zobaczył, że już nie widać ranki, wstał wesoło z pozycji klęczącej.
-Dzięki! Już mnie nie ma! - rzekł, po czym wyszedł z pokoju, trzymając się za swoją pokrzywdzoną rękę.
No nie, znowu jestem z Shannonem sam na sam. Czułam jego przeszywające spojrzenie, które chłonęło każdy skrawek mojego ciała.
-Shannon... - rzuciłam zrezygnowanym tonem, jednak nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. - Shannon! - powiedziałam już głośniej.
Spojrzał mi w oczy pytającym się wzrokiem.
-Wiesz, chciałabym zostać sama, nie musisz się mi przyglądać, jakbyś pierwszy raz ciało kobiety widział.... - westchnęłam. O dziwo nie czułam jakiegoś wielkiego skrępowania, to pewnie przez to, że byłam mega zmęczona.
-No tak... sorry... więc idę.. dobranoc.. - bąknął tylko, odwrócił się i szybkim krokiem wrócił do swojego apartamentu.
Zakluczyłam ponownie drzwi i tym razem, uzbrojona w maszynkę do golenia, wkroczyłam bez przeszkód do łazienki, gdzie pozbyłam się zupełnie bielizny i zupełnie goła, ale z wiedzą, że nikomu teraz nie otworzę i nikt nie wtargnie się do mojego pokoju, zanurzyłam się w gorącej wodzie.

________
Po raz kolejny dostałam jakieś galopującej weny. O ile początek szedł mi topornie, o tyle mniej więcej w 1/3 tak się rozpędziłam, że pod koniec nie wiedziałam, czy mój laptop wytrzyma moje szaleńcze tempo. W pewnym momencie nie nadążał za mną, trololo xD Mam nadzieję, że chociaż troszkę zaskoczyłam tym wyznaniem Shannona. :D

Komentarze jak zwykle mile widziane :>

2 komentarze:

  1. Jak czytam Twoje opowiadania, to za każdym razem leję ze śmiechu! :D Co chwilę mnie zaskakujesz! <30 Super, dodawaj następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. TO JEST ZAJEBISTE! ^^

    OdpowiedzUsuń