niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 26. "-Akurat Ciebie to chciałbym zobaczyć bez stanika - wymruczał mi do ucha, a przez moje ciało przeszły ciarki."

Minęły dwa tygodnie. Po Paryżu nadszedł czas na Londyn, Manchester, Barcelonę, Madryt, Rzym, Grecję. Teraz mieliśmy grać na festiwalu w stolicy Rumunii - Bukareszcie. Każde miasto miało w sobie coś magicznego, w każdym byliśmy jakieś 2-3 dni, różnie to bywało. Jednak nie było już tyle czasu i luzu, co w Paryżu, więc o dokładnym zwiedzaniu miasta nie było mowy. Moimi przewodnikami byli na zmianę bracia Leto, jednak częściej "opiekował się" mną Jared. Shannon zastępował go tylko wtedy, kiedy młodszy miał akurat umówiony wywiad bądź sesję. Szczerze wolałam wypady z perkusistą, wtedy zawsze zdarzały się śmieszne sytuacje bądź różne wpadki, i nasze wypady były obfite w nieustanny śmiech. Jednak Shannon miał ten minus, że on nigdy nie pamiętał, gdzie co było, a mi się nie chciało łazić ciągle z nosem w mapie, bo jednak mi zależało na tym, aby trochę pozwiedzać. Jared był doskonałym przewodnikiem, pamiętał, jak dostać się do najważniejszych zabytków bądź miejsc, i potrafił przy każdym postoju opowiedzieć mi trochę historii danego miasta, lecz nasze wypady już nie obfitowały w salwy śmiechu, tak jak było to w przypadku Zwierzaka.
Pewnie się zastanawiacie, jak dalej potoczyła się sprawa między mną a Filipem. Cóż, Jay nie żartował, mówiąc, że jego brat się za to wziął - następnego dnia, po przebudzeniu, kiedy łzy jeszcze nie zdążył do końca wyschnąć na poszewce poduszki, Filip w magiczny sposób zniknął. Wiedziałam, że to Shannon wywalił go z marscrew, jednak nie miałam mu za złe. Wszyscy boczyli się na Emmę i nikt nie chciał z nią rozmawiać oprócz mnie - w końcu pracowałyśmy ramię w ramię przy koncertach i ciężko byłoby mi jej unikać. Przed koncertem w Londynie kobieta wzięła mnie na bok, do garderoby, i przeprosiła mnie za całą zaistniałą sytuację, ale ona nie miała pojęcia, że chłopak, kręcąc z nią, owijał wokół palca mnie. Wtedy zrozumiałam, że nie tylko ja byłam pokrzywdzona przez los i tego pantoflarza, że ona też na tym ucierpiała. To wydarzenie połączyło nas jeszcze bardziej, i, kiedy się tylko dało, szłyśmy do kawiarni na kawę i zwierzałyśmy się. Te 2 tygodnie współpracy bardzo nas do siebie zbliżyły. Jeszcze zanim ją poznałam, w Echelonie krążyły plotki, że Emma jest dziwna, zimna, stanowcza. Nikt za nią nie przepadał, nikt jej zbytnio nie lubił. Jak tylko działo się coś złego, wszyscy głównie zwalali winę na nią. Kiedy ją poznałam, moje poglądy zmieniły się o 180 stopni. Miała taki sposób bycia nie przez to, że wszystko ją irytowało, jak sądzili ludzie, tylko była zwyczajnie nieśmiała i skromna, jednak, jak już miało się okazję ją poznać, a ona otworzyła się przed człowiekiem, rozumiało się, dlaczego Jared tak bardzo ją lubił i ją wziął na taką a nie inną pracę.
Wciąż czekałam na e-maila z uczelni, czy dostałam się na studia w Los Angeles czy moją ofertę odrzucono. Zaczęłam jednak coraz bardziej skłaniać się ku myśli, że nie warto robić sobie nadzieję, skoro jeszcze nie odpisali to już pewnie tego nie zrobią, tak długa zwłoka jest niepodobna do prestiżowej uczelni. Na początku zdarzało mi się sprawdzać mejla 20 razy na godzinę, jednak każdego następnego dnia robiłam to coraz rzadziej, aż w końcu zeszłam do wieczornego przeglądania wiadomości we wszystkich portalach. To była moja rutyna dnia podczas koncertu - pobudka, lekka przekąska, bieg bądź basen (zależało od stopnia fanów na zewnątrz, jeśli było ich mniej niż 5 to wskakiwałam w dres i razem z Jaredem biegaliśmy wokół hotelu), powrót do pokoju, szybki prysznic, ogarnięcie się, zejście na dół i zjedzenie śniadania, dojazd na teren koncertu, wzięcie swoich rzeczy, przygotowanie stoiska do rozdania opasek, rozdanie ich, schowanie potrzebnych rzeczy, jak był soundcheck to chodzenie od czasu do czasu przy barierkach w celu upewnienia się, że nikomu nic nie jest, potem ogarnianie ludzi przy spotkaniu, pilnowanie chłopaków, nadzorowanie nad zdjęciami (miejsce pana na F. zajął Leo, 40-letni programista, urodzony w Paryżu, który został na szybko zatrudniony po zwolnieniu pana F.), czas dla siebie, podczas którego głównie siedziałam w garderobie Marsów i gadałam z nimi, stanie z boku na koncercie i spełnianie próśb Jareda, co 2 koncert wybierałam ludzi na scenę, pilnowanie na UITA, powrót do hotelu i wreszcie błogi sen. Obiad i kolację jadłam, kiedy tylko była wolna chwila, żeby to zrobić. Męczyła mnie trochę ta praca, ale lubiłam ją. Fascynowały mnie nowe twarze, nowe emocje na nich, których jeszcze nie miałam okazji widzieć na poprzednich spotkaniach.
Czasami, przed ogólnym wpuszczaniem, lubiłam się zapuszczać wśród kolejkujących i rozmawiać z nimi na różne pierdołowate rzeczy. W niektórych miejscach angielski znali wszyscy, w niektórych tylko 5-6 osób, jednak zawsze znalazł się ktoś, kto w miarę ładnie rozmawiał w tym języku. Wypatrywałam głównie Polaków, i potwierdzało się to, co mówił mi kiedyś Jared - mój naród jest wszędzie. Zawsze na jakimś europejskim koncercie widziałam przynajmniej jedną polską flagę. Wtedy robiło mi się ciepło w sercu, że mój naród jest tak wierny Marsom i potrafi spiąć tyłki, aby tylko się znaleźć w danym państwie i móc uczestniczyć w tym wydarzeniu. Przeważnie trafiałam na ludzi, których miałam okazję wcześniej poznać, wtedy zasiadaliśmy gdzieś w kręgu i rozmawialiśmy sobie po polsku, nie zważając na kwaśne miny tutejszych.
Ludzie zaczynali mnie poznawać na ulicy coraz częściej. Pewnie przez te selfie, które były robione a to przez Shannnona, a to przez Jareda, a to przez Tomo. Czasami któryś z nich przygarniał mnie do siebie, i zanim zdążyłam się wyrwać z jego objęć (nie chciałam rozgłosu wokół swojej osoby, nie jarało mnie to, że mogę być sławna), było już po zdjęciu. Szczęście, że na żadnym nie miałam na tyle zjebanej miny, i wszędzie wychodziłam w granicach normy. Echelon zaakceptował mnie bardzo przyjaźnie, co mi ulżyło (wiadomo, zdarzały się przykre docinki w postaci "pewnie śpi z Jaredem/Shannonem, kurwa z niej, nienawidzę tej szmaty!", jednak szybko nauczyłam się po prostu olewać tego typu posty i komentarze). Zaczepiano mnie na ulicy, aby spytać się o kilka rzeczy z życia Marsów (w kocu nadrobiłam zaległości i byłam na bieżąco z wszystkimi aktualnościami), pytano o moje samopoczucie, po czym pozowano ze mną do zdjęć. Miałam początkowo opory przed tymi sprawami, jednak Jared nauczył mnie, jak zachowywać się całkowicie naturalnie.
Co do Victora i Barta, nie miałam z nimi póki co styczności, a Leto mi mówili, że ich drugie ja jakby się rozpłynęło. Nie wiedziałam, czyja to była zasługa, ale cieszyłam się z nimi, że uczą się od nowa jak żyć bez drugiego głosu, który szeptał cicho do głowy, co ma zrobić w danej sytuacji. Czuli się jak nowonarodzeni, co mi non stop przypominali, i przy każdej możliwej okazji mi dziękowali za to, że jestem. Nie pomogły prośby, krzyki, groźby, żeby sobie darowali z tymi podziękowaniami, oni nie potrafili nie powiedzieć tego słowa, a ja odpuściłam sobie, wiedząc, że i tak nie wygram w tej kwestii. Ja jednak nie byłam takim optymistą jak chłopaki i tylko czekałam, kiedy ich drugie ja się uaktywni i da znać o sobie.
Obudził mnie budzik dobiegający z telefonu - "Attack". Nie ma to jak dobre dźwięki od rana. Marsy już nie grali tak często s/t i abl, jak już się pojawiały to tylko na secie akustycznym. Jay powiedział, że jednak wolałby się skupić na nowych piosenkach, bo to one promują krążek. Shannon zaakceptował jego decyzję niechętnie, na szczęście nie doszło do żadnych niepotrzebnych kłótni. Teraz, dzięki temu, że głównie były nowe utwory, Shannon miał więcej czasu dla siebie podczas koncertu.
Wyskoczyłam z pościeli i sięgnęłam po telefon, który znajdował się na komodzie. Wyłączyłam budzik i wykręciłam numer do Mishy, która jeździła na rowerze około 8-ej rano, robiąc skan okolic, czy teren jest bezpieczny.
-Dzień dobry w Rumunii! Jak tam powietrze? - zawołałam do słuchawki telefonu.
-Jak to w Rumunii, nie da się oddychać. Teren czysty, możecie biegać - zawołała, lekko zdyszana, bo już była 20 minut na ostrym zapierdalaniu na rowerze.
-Dzięki. Miłego dnia do południa!
-Szerokości w bieganiu!
Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem i wysłałam sms-a do Jay'a, żeby się szykował do biegania i ma 10 minut. Wzięłam do ręki naszykowane poprzedniego dnia dresy i udałam się do łazienki. Przebrałam się, rozczesałam włosy, zawiązałam je w kitkę na czubku głowy, umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Pochyliłam się, zawiązałam swoje adidasy, i wyszłam z pokoju, chowając kartę magnetyczną do zamykanej kieszeni w spodniach. Bluzę zostawiłam w pokoju, bo wiedziałam, że mimo iż dochodziła dopiero 8:30, na dworze panowała pewnie niezła patelnia, czyli uroki tego kraju.
Na dole rozciągnęłam się trochę i zaczęłam wypatrywać Jareda. Zszedł do mnie w końcu.
-Dzień dobry - pochylił się nade mną i cmoknął mnie w policzek. - Jak się spało?
-Gdyby nie klimatyzacja to właśnie musiałbyś mnie wsadzać do zamrażalki, żebym na powrót była sobą - zażartowałam. Noce tu były koszmarne, początkowo nie miałam włączonej klimatyzacji, przez co wierciłam się 10 minut w pościeli, przyklejając się do niej całkowicie. W końcu się poddałam i włączyłam ten cud technologii, żeby po chwili napawać się chłodnym powietrzem.
-Widzę, że humorek dzisiaj dopisuje - uśmiechnął się.
-A u Ciebie jak emocje przed planowaną nocą na dzisiejszy wieczór?
-Och, trochę się denerwuję, dlatego się cieszę, że mogę pobiegać, przynajmniej stres mi trochę opadnie - wyszliśmy na dwór. Przed hotelem parkowała rowerem Misha. Była cała rozgrzana. Przywitaliśmy się krótkim "cześć" podczas mijania i każdy poszedł w przeciwną stronę.
-Nigdy Cię trema nie opuści? - zapytałam się, patrząc na niego smutno. Współczułam mu, że pomimo tylu koncertów na karku, nadal miał problemy z opanowaniem tremy.
-Pogodziłem się z tym już. No to witaj, Bukareszcie! - rzucił i zaczęliśmy sobie truchcikiem biec.
Mimo że dolecieliśmy do celu wczoraj późnym wieczorem, nie czułam absolutnie zmęczenia. Organizm się przyzwyczaił do tego rytmu, jaki sobie narzuciłam, i radził sobie z tym całkiem nieźle. Tym razem Jared nie musiał mi opowiadać nic o mieście - byłam już kilka razy w Bukareszcie zwiedzać. Spokojny bieg zaczął się przeradzać w wyścigi. Nie wytrzymałam i wyprułam przed siebie, zostawiając lekko zaskoczonego Jay'a z tyłu - nigdy się nie ścigaliśmy, zawsze woleliśmy na spokojnie sobie pobiegać i porozmawiać przy tym.
-Kto pierwszy u bram hotelu ten wygrywa miejsce przy oknie w samolocie! - rzucił Jared, kiedy mnie dogonił, i wyprzedził mnie.
O nie, już tyle razy biłam się z nim o to miejsce, i zawsze przegrywałam, bo był ode mnie wyższy i silniejszy, że tym razem sobie nie darowałam. Skupiłam się, oczyściłam umysł z emocji, i myślałam tylko o biegu. Przez ciało przeszły impulsy energii, które kumulowały się w strategicznych miejscach. Kiedy wokalista był przede mną dobre 3 metry, dałam upust swojej energii i wyprułam jak strzała z łuku. Biegłam tak szybko, że ledwo czułam posadzkę, którą w tym momencie dosłownie muskałam palcami stóp.Dzielił nas tylko 100 metrów od wejścia, jednak już udało mi się zrównać z Jaredem. Mimo że byłam mniejsza i słabsza, okazało się, że byłam o wiele zwinniejsza od Jay'a. Dopadłam pierwsza drzwi hotelu i wpadłam jak błyskawica, prawie potrącając wychodzącą milionerkę na dwór. Odwróciłam się, ciężko dysząc, do Jay'a, który dopiero teraz wpadł do holu, i uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Wygrałam! - wyrzuciłam z siebie.
-Dawałem Ci fory! - wytknął mi język.
-Nieprawda, okłamujesz mnie!
-Dobrze, Maju, wygrałaś, nie dawałem Ci żadnych forów! - oświadczył głośno Jared, a ja się zaczęłam śmiać tak bardzo, że nie mogłam złapać oddechu. Nie wiedziałam, czemu dzisiaj byłam taka wesoła, ale cieszyłam się z tego stanu. Brakowało mi tego, po tej sprawie z Flipem nadal nie mogłam się otrząsnąć.
-I to mi się podoba! - rzuciłam wesoło i ruszyłam do góry, aby się wykąpać do śniadania i przebrać w świeże rzeczy.
Wbiegłam po schodach na swoje piętro (nie chciało mi się czekać na windę, a spieszyło mi się pod prysznic, bo, nie ukrywajmy, takie bieganie nie jest wcale pachnącym sportem - mówiąc wprost, byłam spocona jak świnia i zależało mi, żeby jak najszybciej wrzucić ciuchy do pralki i założyć na siebie nowe). Kiedy znalazłam się na swoim piętrze i chciałam skręcić w swój korytarz, napotkałam przed sobą żywą barierkę. Zderzyłam się z nią, rozpłaszczając na niej swój nos oraz czoło. Zabolało.
-Maja, nie biegaj tyle po korytarzach! Jeszcze się kiedyś zabijesz przez to! - krzyknął Shannon, masując sobie klatkę piersiową, w którą wbiegłam.
-Sorry, ale wiesz, leje się ze mnie, chcę się pozbyć tych ciuchów - trzymałam się za czoło, na której zaczął kwitnąć guz. Kurde, Shannon ma twardą tę klatkę piersiową.
-Mogę Ci pomóc - chwycił za koniec bluzki, uśmiechając się do mnie jednoznacznie.
-Nie chcesz widzieć mojego ciała - uśmiechnęłam się do niego.
-Widziałem je już - wytknął mi język.
No tak, zapomniałam o tej fontannie krwi w Paryżu i paradowaniu po pokoju w bieliźnie, dzięki czemu obydwoje Leto mieli okazję podziwiać moje ciało.
-No to po co chcesz pomagać? - spojrzałam na niego, odsuwając się trochę.
-Czemu się pytasz o takie rzeczy?
-Bo lubię. I mogę - odwróciłam się, ściągnęłam koszulkę i rzuciłam ją do tyłu, po czym odwróciłam się do tyłu i uśmiechnęłam się do zaskoczonego Shannona, który trzymał t-shirt w rękach. - Tylko oddaj mi ją później, lubię ją! - rzuciłam jeszcze i ruszyłam do swojego apartamentu.
Chichocząc weszłam do pokoju i od razu skierowałam się do łazienki, gdzie czekały już na mnie przygotowane wcześniej ubrania oraz wszystkie potrzebne kosmetyki do kąpieli. Usłyszałam pukanie do drzwi, jednak nie przerwałam kąpieli, wiedząc, że to na pewno perkusista pod nimi stoi i chce zmusić mnie do wyjścia. Spokojnie się wykąpałam i ubrałam świeże rzeczy, po czym słysząc nadal pukanie, z mokrymi włosami ruszyłam je otworzyć.
-Trzymaj tą przepoconą szmatkę, foch - rzucił mi ubranie i odwrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej zniknąć z mojego pola widzenia.
Zaśmiałam się w duszy, tak bardzo lubiłam jego urocze i słodkie fochy! Wiedziałam, że mu w tej chwili do śmiechu nie jest (wolałam nie wiedzieć, co się działo z jego ciałem, oj, nie chciałam tej wiedzy), jednak na swój sposób to było urocze. Wróciłam do łazienki, włożyłam przepocone rzeczy do pralki, ustawiłam program na pranie i suszenie, rozczesałam mokre włosy, zawiązując je w kucyk na czubku głowy - nie lubiłam, jak podczas posiłków wpadają mi one do jedzenia. Założyłam buty i wyleciałam z pokoju, z westchnięciem zamykając za sobą drzwi - wiedziałam, że wrócę tu dopiero w nocy, padnięta i wymordowana po całodziennym lataniu po głupiej arenie i użeraniu się z uczestnikami pakietów AIW. Tom już przestał się do mnie wydzierać, czasami tylko patrzył na mnie spode łba, ale Emma mnie pocieszyła, że on tak zawsze i mam się do tego przyzwyczaić.
Na dole wszyscy siedzieli i wesoło rozmawiając, spożywali pierwszy posiłek tego dnia. Każdy był ubrany w krótkie spodenki i bokserkę bądź koszulkę na ramiączka, a na głowie spoczywały okulary przeciwsłoneczne. Nie byłam wyjątkiem, miałam na sobie dżinsowe krótkie spodenki, które zrobiłam z zniszczonych starych dżinsów (miały poszarpane nogawki od jazdy konnej, zdarza się), oraz białą koszulkę na ramiona, wycięte lekko pod pachami, tak że widać było kawałek mojego fioletowego stanika. Na nogach miałam krótkie fioletowe converse, zaś w dłoni trzymałam swój nieśmiertelny czarny skórzany plecaczek, do którego dzisiaj włożyłam również okulary i grzebień do włosów.
-Smacznego! - rzuciłam, siadając obok Jareda. Tak jakoś już się przyzwyczaiłam, że cokolwiek robiłam, gdziekolwiek jechałam, byłam zawsze obok niego. Nie wiem, czemu tak się stało, ale nikt nie wyrażał żadnego sprzeciwu, więc korzystałam. Coś Jared miał w sobie, że mnie jednak do niego ciągnęło, ale nie umiałam sobie wytłumaczyć, co to było.
Zrobiłam sobie 3 kanapki, które zjadłam w błyskawicznym tempie, bieganie zawsze powodowało we mnie zaostrzony apetyt. Następnie przygotowałam 2 na koncert, nie było dnia, żebym nie zjadła tego, co wcześniej zrobiłam. Jared przeciągnął się na krześle, delikatnie muskając mnie w kark swoją dłonią. Spojrzałam na niego pytająco, ten jednak miał zamknięte oczy, a dłoń była już 20 cm ode mnie.
-Czas do pracy! Chodźcie, trzeba uczynić ten koncert wspaniałym! - rzucił wesoło, otwierając oczy i patrząc na nas.
Podnieśliśmy się z krzeseł i jakimś tam tempem ruszyliśmy ku wyjściu. Pewnie przez upał już nikomu nie chciało się wracać do góry po rzecz, którą zapomniał. Mimo że hotel był klimatyzowany, gorąc wyczuwało się w powietrzu. Wystarczyło spojrzeć przez okno na słońce, które pomału pięło się ku góry, żeby poczuć pot na ciele. Weszliśmy do podziemnego parkingu, gdzie władowaliśmy się dwójkami do aut (tym razem Marsy chcieli zaszaleć i woleli zamówić mniejsze, a szybsze auta). Jak się domyślacie, miejsce obok mnie zajął nie kto inny tylko Jared Leto. Ruszyliśmy w podróż do areny. Spojrzałam przez okno podczas mijania hotelu, jednak nadal nie było żadnych rzucających się fanów w oczy i nikt nie koczował, jak ten debil, pod hotelem.
-Dzwonili do mnie organizatorzy jak się przebierałem po bieganiu - powiedział do mnie Jay.
-Co chcieli?
-Powiedzieli, żeby zrobić dwa razy UITA, w tym jedno akustyczne, ten bonus właśnie, bo chcą w tym momencie zrzucić kolorowy proszek na publikę oraz scenę. Jakieś ich święto dzisiaj jest czy coś w ten deseń, że czczą je, obrzucając się nawzajem tym proszkiem - westchnął.
-Czemu wzdychasz? - spojrzałam na niego.
-Bo będzie mega gorąco, a my będziemy jeszcze bardziej spoceni przez koncert, który już będzie trwał w połowie. Przecież cudem będzie umycie się z niego!
-Mam nadzieję, że zaakceptujesz jednak prośbę organizatora?
-Tak, lubię takie zabawy w sumie, ale... nie wiem sam, trochę jednak za gorąco jest na takie proszki.
-Ludzie się ucieszą, dla nich będzie to wiele znaczyło - uśmiechnęłam się do niego. - Reszta wie?
-Jeszcze nie, mi samemu jest ciężko to zaakceptować, wolałem z Tobą najpierw pogadać i usłyszeć, co masz do powiedzenia. Ale - tu wyszczerzył do mnie zęby - powiedział jeszcze, że oprócz zespołu mają się pojawić najważniejsze osoby na scenie, które z nami pracują, żeby jak najwięcej ludzi oberwało na scenie.
-Chyba se jaja robisz - zaśmiałam się. - Kurwa, Ty to serio mówisz.... Ja pierdolę, nie jestem ważna!
-Jesteś - mrugnął do mnie.
-Pff, dzisiaj idę na urlop - odwróciłam głowę, jakobym miała focha.
-Bo jak nie, to.... - zbliżył się do mnie i niespodziewanie zaczął mnie gilgotać.
-Przestań, hahhaha, to są tortury, hahahha, pozwę Cię! Jared, hahahhaha, stop, błagam! - zaczęłam krzyczeć, śmiejąc się. Z oczu wkrótce popłynęły mi łzy. Zaczęłam się bronić, bijąc go i kopiąc. W końcu mnie puścił, a ja się zgięłam w pół, trzymając się za brzuch i ledwo łapiąc powietrze. - Zabiję Cię za to - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
Auto stanęło i Jared natychmiastowo to wykorzystał, szybko ewakuując się z środa. Ciężko dysząc, wyszłam z środka. Z auta, które zaparkowało równolegle Shannon, wysiadł Shannon, i przypatrywał mi się w lekkim szoku.
-Co się działo w aucie? - spytał się mnie.
-Nie chcesz wiedzieć.. - mruknęłam tajemniczo, i, z trudem się prostując, poprawiłam podciągniętą do góry koszulkę i poszłam przed siebie, zostawiając po raz kolejny osłupiałego perkusistę.
Po chwili mnie dogonił i złapał za przegub dłoni.
-Czy Jared właśnie Cię zgwałcił? - popatrzył na mnie przerażony.
-Może.... Spokojnie, tylko mnie gilgotał, debil jeden.
-Czemu? Czym sobie zasłużyłaś na tak piekielne tortury?
-Ech, stwierdziłam, że wezmę dzisiaj urlop, bo jest za gorąco i nie chcę być w proszku na UITA, które macie zagrać akustycznie, bo tak chce organizator, i podczas grania poleci wszędzie proszek, i ma być jak najwięcej osób na scenie, żeby było dużo widocznych upierdolonych ludzi - poinformowałam go, mszcząc się na Jaredzie.
-Chyba sobie jaja kurwa robisz. Jest za gorąco - spojrzał na słońce przez okulary przeciwsłoneczne, które chyba nakurwiało pełnym fullem.
-Chciałabym. Niestety muszę z wami wyjść, nad czym również ubolewam. I coś mi się wydaje, że będziecie musieli założyć białe ciuszki, żeby ten proszek ładnie było widać.
-Albo iść na gołe klaty - objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę wejścia.
-Wiem, że znowu chcesz podziwiać moją bieliznę w pełnej okazałości, ale sorry, nie będę się przed publiką rozbierała - powiedziałam z wyrzutem.
-Akurat Ciebie to chciałbym zobaczyć bez stanika - wymruczał mi do ucha, a przez moje ciało przeszły ciarki.
-Shannon, zachowuj się! - uderzyłam go w ramię, śmiejąc się nerwowo. Nie, nie byłam gotowa na żaden związek, a o seksach nie było absolutnie mowy. Nie chciałam tego, nie pragnęłam.
-Przecież wiesz, ze ja lubię się z Tobą droczyć - nadal miał usta przy mojej szyi.
Odepchnęłam go lekko.
-Błagam, tu są ludzie.
Otworzył drzwi, które prowadziły do komory z miotłami.
-Tu nikogo nie ma, jest przytulnie, tylko martwe kije z włosami na szczycie się na nas gapią - wyszczerzył do mnie zęby.
-Mówisz serio czy sobie jaja ze mnie robisz? - spytałam się podejrzliwie.
-Serio serio - tym razem już się nie uśmiechał, a ja widziałam w jego oczach tańczące iskierki żądzy. Chyba się lekko wystraszyłam, zwłaszcza że perkusista był za blisko mojej twarzy.
-A co tutaj się wyprawia? - zapytała się Emma, która nagle wyskoczyła zza zakrętu.
Shannon niechętnie odsunął się ode mnie, a ja dziękowałam kobiecie, że pojawiła się w tym akurat momencie na horyzoncie, uwalniając mnie od bardzo kłopotliwej sytuacji, która mogła mieć miejsce.
-Nic... - powiedział Shannon, lekko zmieszany. - Ustalałem z Mają plan na akustyczne UITA, i już własnie wracam do garderoby - odwrócił się i poszedł w głąb korytarza.
Z trudem łapałam oddech, trzymając się za serce, które biło jak oszalałe. Tylko nie wiedziałam, czy bije tak ze strachu czy z namiętności, tak, oprócz strachu odczuwałam też fruwające po całym ciele motyle. Nie wiedziałam, dlaczego tak się działo, i nie wiem, czy chciałam poznać odpowiedź. Za dużo nieprzyjemnych miłości miałam teraz, w tym krótkim czasie, żebym znowu miała się w to wpieprzać. Zawiodłam się na tym uczuciu, nie chciałam go znowu dopuszczać do umysłu. Jeśli już miałam znaleźć kogoś, nie chciałam, żeby to był Shannon. Lubiłam go, kochałam, ale jako bliskiego mi brata, i nie potrafiłabym się przestawić myślami, że mógłby być moim chłopakiem. Tylko w takim razie skąd te motylki? Nie miałam pojęcia, to było dla mnie zbyt skomplikowane. Miałam dopiero 19 lat, życie przede mną długie i szalone, natomiast Leto byli po 40-ce i nie wyglądałoby to ładnie, gdybym ja, taki gówniarz, miał towarzyszyć im w życiu prywatnym.
-Co się stało? - zapytała się zaniepokojona Emma.
-Nic nic, Shannon znowu mnie przestraszył swoimi myślami, norma - uśmiechnęłam się niepewnie.
-Co tym razem? - wywróciła oczami.
-Chciał mnie tylko pocałować, nic wielkiego...
-Kto tu chciał kogo całować?! - świetnie, brakowało mi tylko Jareda do tej całej paranoi.
-Nie interesuj się, to nasze sprawy - odparła hardo Emma.
-Od razu mówię, ja jej nie całowałem w aucie, cokolwiek by mówiła! - zaczął się bronić Jay.
Spojrzałam na niego spode łba.
-Nawet nie chciałabym Cię całować, jesteś obleśny - powiedziałam, kiedy ten zaczął udawać pocałunek z językiem, wytykając go i śliniąc się.
Zaśmiał się i poszedł do garderoby. Zostałam z Emmą.
-Gdzie nasz pokój? - spytałam się.
-Naprzeciwko marsowego, tym razem nie będziesz latała jak głupia od jednego końca sali do drugiego. Shannon znowu rozrabia?
-Świetnie, że tak blisko! Taa, nie wiem już, co o tym myśleć - westchnęłam z smutkiem.
-Nie przejmuj się - pocieszała mnie.
Weszłyśmy do niewielkiego, aczkolwiek skromnego pokoju. Odwiesiłam swój cały dobytek na wieszak i wyszłam z pokoju, biorąc ze sobą opaski oraz laptopa. Emma zaprowadziła mnie do właściwego miejsca, gdzie przywitałam się z dziewczynami, po czym ona zniknęła, a ja zaczęłam szykować stanowisko pracy. Poszło mi to stosunkowo szybko (całe szczęście, że było klimatyzowane, bo wówczas czas pracy wydłużyłby się o 40 minut), po czym pomału zaczęli wpuszczać ludzi. Tym razem nie było ich mnóstwo, jakaś połowa limitu, czyli niecałe 100 osób (jednorazowo mogło wejść około 200 ludzi z reguły, chociaż zdarzały się wyjątki, że było ich więcej). Opaskowanie przebiegło szybko i sprawnie. Klienci poszli do pokoju za Emmą, a ja zniknęłam w garderobie Marsów.
-Wychodźcie, czas na was, mięśniaki! - rzuciłam żartem.
-Wow, to już 16 jest? - spojrzał na zegarek zdumiony Tomo.
-Wiem, że ten czas tak szybko leci... Ale w sumie dobrze, im szybciej do końca tym szybciej do łóżeczka - uśmiechnęłam się.
Podnieśli 4 litery i ruszyli za mną. W drodze do pokoju spotkań żartowali między sobą, kto najwięcej dostanie proszkiem. Wszyscy typowali na Jareda, który odgrywał rolę obrażonego mężczyzny, śmiejąc się z nimi. Wprowadziłam ich do środka i zaczęła się rutyna cokoncertowa. Już nie zwracałam na nic uwagi, skupiałam się na swojej pracy, chcąc jak najszybciej być po. Niestety Marsom chyba brakowało tak małej liczby ludzi i się zwyczajnie rozgadali, wiedząc, że ogólne wpuszczanie niby było planowane na 18, ale zawsze można o pół godziny, godzinę je przedłużyć - to i tak nie wpłynie na harmonogram koncertu. W końcu, zmęczona staniem za kanapą, usiadłam na dupie opierając się o ścianę plecami. Jared spojrzał na mnie, ale machnęłam mu ręką, żeby nie przerywał, że nic mi nie jest. W końcu tylko nogi mnie bolały, nic wielkiego.
W końcu, przed 18, postawiono stolik, przy którym mogli podpisywać. Nawet to, mimo że było mało osób, trwało dłużej niż zwykle. Czyżby to pogoda tak pozytywnie wpływała na zespół? Nie wiedziałam, dość, że ogarniała mnie senność.
Przed 19 w końcu odprawiono ostatniego członka m+g. Wpadł wkurwiony Tom.
-Maja, do cholery, czemu nic nie pilnowałaś?! - pot spod pach lał mu się strumieniami, co było widać na jego błękitnej koszuli. Kto kurde mądry zakłada w taki upał koszulę z długim i dżinsowe spodnie normalnej długości?!
-Nie obwiniaj jej, ja miałem kaprys rozmawiania tak długo! - zaczął mnie bronić Jared.
-To czemu kurwa tyle rozmawiałeś?! - wydarł się. - Przez Ciebie m+g ma tylko wydzieloną strefę i musieliśmy zabrać ochronę spod barierek na płytę!
-Chuj mnie to, kurwa mać! Zwalniam się! - Jared się zerwał z kanapy, na którą dopiero co oklapł, i stanął przed Tomem. - Wkurwiasz mnie, nie mogę normalnie rozmawiać z ludźmi, bo Ty ciągle masz jakieś ą i ę! Nic kurwa nie można zrobić, wszystko Ci kurwa nie pasuje! Wypierdalaj mi, w podskokach! Doigrałeś się!
-Nie możesz mnie zwolnić, jestem menagerem AIW! - zaczął się bronić mężczyzna, jednak widać było w jego oczach przerażenie.
-W dupie to kurwa mam, to moja firma! Znajdę na to miejsce kogoś innego! - zaczął tak głośno krzyczeć, że pewnie na sali go słyszano. - Wyjdź stąd, już!
Tom jeszcze pomarudził coś pod nosem, ale potulnie wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Jaredowi pod lewym okiem zaczęła pulsować żyłka, a oddech mu się przyspieszył. Stał tak pośrodku pokoju z zaciśniętymi pięściami.
-Jared, wszystko w porządku? - podeszłam do niego i niepewnie położyłam mu rękę na ramieniu.
Zamknął oczy i zaczął cicho liczyć do 10. Jego puls był już normalny, a on powoli uchylił powieki.
-Tak, chyba tak.. Przepraszam, nie wiedziałem, że będę w stanie tak kogoś opierdolić... - powiedział cicho.
-Nic się nie stało, Jay, każdego Tom już wkurwiał! - rzucił Shannon.
-Masz kogoś na jego miejsce? - zapytała się podejrzliwe Emma.
-Tak się składa, że mam. Reni. Znajoma z LA, pomogła przy ogarnianiu AIW od fundamentów. Dzwoniłem już do niej, jutro ląduje w Moskwie - tak, nasz następny koncert, jutrzejszy, miał już być z dala od europejskich klimatów i mieliśmy wylądować w samym sercu Rosji.
-Chyba planowałeś zwolnienie go... - chciała wiedzieć Emma.
-Zgadza się, nienawidzę człowieka, a dopiero dzisiaj mijała niepisana umowa na miesiąc obowiązkowego zatrudnienia na nowej trasie. Na szczęście minął i mogłem się go pozbyć. Idę się ogarnąć - zniknął w korytarzu, aby udać się do garderoby.
Wszyscy udali się do siebie, ja do swojej poszłam się napić wody i włączyć w końcu wifi, bo nie sprawdzałam już kilka dni poczty - jakoś mi tak wyleciało z głowy. Za dużo miałam na głowie ostatnio. Usiadłam w wygodnym fotelu i czekałam, jak połączy mnie z internetem. W końcu się udało! Weszłam na gmaila, bo tylko to było mi wygodnie sprawdzać, jednak bez większych nadziei na zobaczenie upragnionego mejla. Spam, spam, zaproszenie do aplikacji, spam, twitter, spam, coś po amerykańsku... Zaraz moment, co to było? Szybko otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać:

Dzień dobry!
Z przyjemnością chcemy poinformować, że Pani zgłoszenie
zostało rozpatrzone pozytywnie i jest pani studentem
I roku weterynarii w roku akademickim 2013/2014
w prestiżowej uczelni Los Angeles.
Z wyrazami szacunku,
Vincenty Gress

Przetarłam oczy ze zdumienia i jeszcze raz przeczytałam treść mejla, nie mogąc uwierzyć. W końcu do mnie dotarło. Będę w LA! Będę tam studiować! Moje marzenia się spełniają! Z radością poleciałam do pokoju naprzeciwko.
-Coś Ty taka wesoła?! - zaśmiał się Tomo, kiedy zobaczył obłęd w moich oczach.
-DOSTAŁAM SIĘ! BĘDĘ STUDIOWAŁA WETERYNARIĘ! - zaczęłam się drzeć.
Szybko podszedł do mnie Jared.
-To oznacza, że zamieszkasz w LA? - zapytał się z iskierkami w oczach.
-TAK, BĘDĘ MIESZKAŁA OBOK WAS! - w oczach miałam łzy.
Jared złapał mnie w objęcia. Pochylił się nade mną, i, z skupieniem na twarzy, złożył swoje wargi na moich. 

_____

Pozdrawiam z tego miejsca dzielną Igę, która wiernie czekała, jak dodam nowy rozdział xD 
Pozdrawiam Asię i życzę jej weny! Musisz to napisać, wierzę w Ciebie! 
I pozdrawiam wszystkich niepozdrowionych. 
Następny rozdział - będzie się działo, zapewniam was. :D

https://www.facebook.com/groups/533742750071924/ - grupa na fejsbuku, gdzie są informacje o nowych rozdziałach. ;)

4 komentarze:

  1. Dobra. Poświęćmy minutę ciszy sytuacji z Shannonem, który chciał zaciągnąć Maję do schowka na miotły. (ktoś tu czytał dzisiaj pottera? :D)





















    Dziękuję.

    Boże, tak, końcówka piękna, po prostu moje feelsy szaleją całkowicie, zobaczyłam te iskierki w oczach Jareda, zobaczyłam to skupienie, ten wyraz twarzy, jesteś miszczem. <3
    I jeszcze jedno. "Coś Jared miał w sobie, że mnie jednak do niego ciągnęło, ale nie umiałam sobie wytłumaczyć, co to było." AMEN. Po prostu AMEN.
    Pisz natychmiast następny rozdział, musisz go napisać, bo mówić mi, że "będzie się działo" i nie napisać, to skandal. :D
    Dziękuję za pozdrowienia. <3
    JA CZEKAM MAJA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hncrlgtjwhleoeqeipackkg *.* Zajebisty rozdzial! ^^ Wprawdzie nie ma pidzamki w kucyki ale na koncu jest KISS XD Dawaj nastepny, bo zadzwonie po policje!

    OdpowiedzUsuń
  3. to mi się podoba ; Maja i Jared !! :) jak by bili razem byłabym bardzo szczęśliwa :D czekam na nowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. yeah, Filip zniknął ;D fajnie, że Maja zaprzyjaźnila sie z Emma. I musze przyznać, że rozwijasz się pod względem pisania. Z rozdziału na rozdział jest co raz lepiej :)
    Uwielbiam tą lekkość i humor w tym opowadaniu. rozwalasz na części pierwsze!
    Ale jak Ty tak możesz się znęcać nad Twoimi czytelnikami kończąc rozdział w taki spisób, no jak?!?! Teraz tylko nie zmuszaj nas do długiego czekania na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń